Bez kategorii
Like

O tym, jak bankier Mastnych martwił się kryzysem.

27/10/2011
452 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Było sobie akurat piękne, słoneczne i ciepłe październikowe popołudnie, kiedy wracałem dziarskim krokiem do jaskini po pracy przy wyrębie drzew.

0


 

Zima zbliżała się szybko, więc wszelkie suszki trzeba było czym prędzej pościnać i pozwozić, nim jeszcze śnieg zasypie leśne dukty Rzacholeckiego Lasu. Zwozić mieliśmy z Cypiskiem jutro, a dzisiaj już myślami byłem w jaskini, w której Hanka warzyła najlepszy piwny gulasz, o jakim można tylko pomarzyć.

Rozmyślania o gulaszu z knedlem oraz zimnym piwie są zbyt kuszące, aby zwracać uwagę na cokolwiek innego. Dlatego też omal nie wpadłem na bankiera Mastnycha, który nie wiedzieć czemu siedział w kucki pod wielkim świerkiem, trzymał w rękach kawał liny i oparty plecami o pień gapił się tępo przed siebie.

Bankiera Mastnycha to po prawdzie chyba nikt nie lubił. Chciwy był, a przy tym ślepy na ludzkie nieszczęście. Powiem szczerze, że i ja nie byłem rad z tego spotkania. Skoro jednak nieomal wpadłem na człowieka, nie sposób było teraz udawać, że go nie zauważyłem. Tym bardziej, że odwrócił powoli twarz w moim kierunku, a na jego oblicze zaczął się przebijać błysk zrozumienia.

– Rumcajsie – zawołał radośnie – a to mi z nieba spadłeś ! – zawołał.

– A tam zaraz z nieba, z lasu idę bo robotę miałem – odrzekłem zdejmując z ramienia siekierę i odstawiając ją pod pień świerka. – A co tam pana, panie bankierze, do lasu sprowadza? – Zapytałem, bo jako żywo sam byłem ciekaw skąd taka ciepła klucha tak głęboko w lesie się znalazła.

Bankier odłożył linę na bok i sięgnął ręką za siebie. Wyciągnął na kolana termiczną torbę, z której wprawnym ruchem wydobył dwie butelki novopackiego kumburaka. Zdjął kapsle i jedną butelkę wyciągnął w moim kierunku.

Tej termicznej torby to mu zazdrościli wszyscy w miasteczku. Jak tylko przyszedł czas na zbieranie w lesie jagód i malin, to bankier Mastnych zawsze pakował do swojej termicznej torby sześć świeżo wyziębionych buteleczek piwa i już w lesie mógł raczyć się jego rześkością, podczas gdy inni po zbiorach musieli dopiero iść do miasteczka, gdzie mogli zamówić zimne piwo u karczmarza.

 Po całym dniu pracy siekierą i po tym, jak przez ostatnie pół godziny myślałem o knedlu z piwnym gulaszem butelka zimnego kumburaka wydała mi się być dokładnie tym, czego potrzebowałem. Przyciągnąłem więc sobie kawał leżącego pniaka sosny, przysiadłem na nim, wziąłem od bankiera piwo i pociągnąłem solidny łyk. Trzeba przyznać uczciwie, że w Novej Pace piwo warzyć umieją.

– Widzisz, Rumcajsie – zaczął pan bankier – bo to wszystko wzięło się od czasu, jak Książę Pan wrócił z wojaży do Francji i Niemiec. Spotkał się tam z Cesarzem Panem, który wyklarował mu, że wszyscy byliby bardzo radzi i niezmiernie szczęśliwi, gdyby poddani mogli żyć godnie, wygodnie i bogato. Po powrocie – ciągnął opowieść bankier – Książę Pan przyszedł do mnie i powiada tak: „Bankierze Mastnych, Cesarz Pan i ja uzgodniliśmy, że należy wyrównać szanse życiowe wszystkim regionom Cesarstwa i od dzisiaj będziesz udzielał biednym naszym poddanym preferencyjnych kredytów na polepszenie ich życia”. To powiedziawszy Książę Pan zostawił u mnie ładny pliczek banknocików z wizerunkiem Cesarza Pan i odszedł pochwalić się Księżnej Pani, jaki to dobrobyt czeka teraz za jego sprawą wszystkich im poddanych.

Jakaś ciekawska wiewiórka zeszła po pniu świerka, przyjrzała się nam, po czym na powrót schowała się wśród gałęzi. Bankier ciągnął swoją opowieść.

– Jak wiesz, dla mnie przygotowanie takiej oferty to fraszka. Nie chwaląc się, od lat jestem bankierem i zawsze dobrze zarabiam na pożyczanych ludziom pieniądzach. Opracowałem więc plan, że każdy może dostać kredyt jaki chce, ale musi za to albo naprawić dom, albo posadzić sad, albo zrobić coś innego co przyniesie wszystkim wymierną korzyść, a naszemu Księciu Panu przysporzy radości.

Nie przerywałem, choć wiedziałem czym zwykle kończy się dla zwykłych ludzi radość Księcia Pana. Tym bardziej, że bankier podał mi drugą butelkę piwa a czynić przykrość komuś, kto cię piwem częstuje byłoby niegrzecznym.

– Po kredyty przychodzili różni, jak się tylko wieść rozeszła – kontynuował bankier – a to kowal pożyczył na nową kuźnię, a to karczmarz na wóz do przewożenia beczek z piwem, a to kto inny na co innego. Od wszystkich co wzięli pieniądze uczciwie odbierałem sprawozdania, a te przekazywałem Księciu Panu. No i wyobraź sobie Rumcajsie, że po paru latach okazało się, że oni w tych sprawozdaniach kłamali ! – bankierowi aż z emocji rumieńce wystąpiły na policzki – I teraz ani kowal nie zbudował nowej kuźni, ani karczmarz nie kupił nowego wozu. A najgorzej z wszystkich postąpił taki jeden Rzecki. Pobrał kredyty na nowy sad, budowę pensjonatu i przystań dla łódek, a jak co do czego przyszło, to okazało się, że sad jest z plastikowych drzewek zakupionych w Chinach !!! No i teraz przecież nie mogłem się Księciu Panu do tego wszystkiego przyznać to dawałem im nowe kredyty, żeby mogli pooddawać te stare. Ale oni trochę oddawali, a resztę zabierali dla siebie. A dzisiaj rzeczony Rzecki pojawił się u mnie w kantorze i powiedział tak: „Albo umorzysz mi połowę długu i pożyczysz jeszcze 100000 koron, albo nic ci nie oddam i tyle”. No to ja cały dzień martwiłem się, martwiłem, no i wreszcie wziąłem linę i przyszedłem tutaj, do lasu, skończyć swoje marne życie, bo ono już nic nie jest warte.

Bankier popatrzył na mnie z nadzieją, a ja podrapałem się w głowę.

– Widzisz – odrzekłem mu powoli – ja tam myślę, że tego problemu to nie ma.

– Naprawdę tak myślisz Rumcajsie – bankier Mastnych patrzył na mnie i składał już ręce jak do modlitwy.

– A tak myślę. Książę Pan zapewne wydrukuje ci więcej tych banknocików z wizerunkiem Cesarza Pana, ty dasz je innym jako nowy kredyty, umorzysz połowę starych, a jak już w końcu tych banknocików z wizerunkiem cesarza Pana będzie tyle, że nie będzie co za nie kupić, to wtedy Książę Pan pozabiera ludziom to, co pozastawiali, żeby kredyty dostać. I ty będziesz szczęśliwy, i Książę Pan również.

– Dziękuję ci Rumcajsie, że tak mówisz – zawołał radośnie bankier – Jak to dobrze, że ciebie spotkałem dzisiaj na swojej drodze. Nie wiem, co by było, ale byłem już w głębokiej depresji.

– No bywaj – odrzekłem wstając z pieńka. Zarzuciłem sobie siekierę na ramię, grzecznie podziękowałem za poczęstunek i ruszyłem w kierunku jaskini, gdzie Hanka już na pewno czekała na mnie z gulaszem.

Po dwóch krokach jednak zatrzymałem się i odwróciłem do bankiera, który pełen życia zbierał się już w drogę powrotną.

– Bankierze Mastnychu, a mam jeszcze do ciebie jedno pytanie – zagaiłem.

– Pytaj drogi Rumcajsie, o co chcesz – uśmiechał się do mnie szeroko.

– Ciekawi mnie, dlaczego liną przewiązałeś się w pasie. Żeby się wieszać to by trzeba za szyję?

– Próbowałem, Rumcajsie, jasne, że próbowałem – odparł uśmiechnięty – Ale za szyję to, wiesz, ja się duszę.

Odwróciłem się i pomaszerowałem do jaskini. Gulasz z knedlem to jest to, czemu zawsze warto poświęcić uwagę.

 

P.S.

Przepis na najlepszy na świecie piwny gulasz Haneczki:

50 dkg wieprzowej łopatki

1 łyżka czerwonej papryki w proszku

2 duże cebule

50 ml oleju słonecznikowego

1 łyżeczka kminku

1 butelka piwa

1 kromka razowego chleba

Sól

Czarny pieprz

 

Mięso należy umyć, osuszyć , pokroić w kostkę i oprószyć papryką. Obie cebule pokroić w gruba kostkę i zrumienić na rozgrzanym oleju. Dodać mięso i mieszając smażyć ok. 10 minut. Posypać kminkiem i wlać połowę piwa. Gotować pod przykryciem 45 minut. Pokruszyć drobno chleb razowy i dodać do mięsa z resztą piwa. Pogotować na małym ogniu jeszcze 15 minut. Przyprawić solą i pieprzem. Podawać z knedlem bułczanym i obowiązkowo z zimnym piwem. Smacznego 🙂

0

Rumcajs

Nie zawsze bylem rozbójnikiem. Kiedys bylem szewcem. Najlepszym. Ale Pan Starosta uznal, ze urazilem jego dobre imie i przegnal mnie z miasteczka. I tak zostalem rozbójnikiem.

11 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758