Bez kategorii
Like

O szczególnej roli krytyków i sile wolnego słowa

07/03/2011
345 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

 Wielka literatura rodzi się w wielkich państwach lub w wielkich językach. W państwa małych i językach hermetycznych rodzi się zaś literatura przekorna i szydercza. W Polsce rodzi się literatura wielka, po czym chwilę po porodzie morduje się ją i na jej miejsce wstawia jej brzydszą siostrę. Stąd właśnie wziął się Witold Gombrowicz, grafoman, frustrat, opowiadacz słabych dowcipów. Pół biedy jeśli pisarz polski zostanie zapomniany jak Czarnyszewicz lub Józef Mackiewicz, w naszej części świata może być przecież gorzej – śmierć jest jedną z łagodniejszych opcji. Tak się bowiem porobiło, że nikt, ale to nikt na świecie nie może wybaczyć Polakom posiadania swoich bohaterów. Nikt nie może nam wybaczyć, że bohaterowie ci w dodatku dają się lubić bez żadnych warunków wstępnych, bez […]

0


 Wielka literatura rodzi się w wielkich państwach lub w wielkich językach. W państwa małych i językach hermetycznych rodzi się zaś literatura przekorna i szydercza. W Polsce rodzi się literatura wielka, po czym chwilę po porodzie morduje się ją i na jej miejsce wstawia jej brzydszą siostrę. Stąd właśnie wziął się Witold Gombrowicz, grafoman, frustrat, opowiadacz słabych dowcipów. Pół biedy jeśli pisarz polski zostanie zapomniany jak Czarnyszewicz lub Józef Mackiewicz, w naszej części świata może być przecież gorzej – śmierć jest jedną z łagodniejszych opcji. Tak się bowiem porobiło, że nikt, ale to nikt na świecie nie może wybaczyć Polakom posiadania swoich bohaterów. Nikt nie może nam wybaczyć, że bohaterowie ci w dodatku dają się lubić bez żadnych warunków wstępnych, bez aneksów, bez „ale jednak..” Tego świat nam darować nie może albowiem do innych rzeczy nas przeznaczono. My zaś uparcie nie chcemy służyć i wychowujemy te swoje dzieci na tak zwanych ludzi z przyszłością, mając w pamięci cały czas wszystkie te pokolenia, które skończyły w dołach z wapnem i świadomość, że to się nie zmieni, że może być tylko gorzej i żadna Unia Europejska nie ma tu nic do gadania.

 

Wróćmy jednak do tej szczególnej podmiany, która dokonała się w Polsce międzywojennej, do podmiany wynikającej z tego, że państwo bez korzeni uwierzyło w swoją przyszłość i zaprzeczyło – w sposób szyderczy swojej przeszłości – jednocześnie. Zły tylko na to czekał. II Rzeczpospolita, która była pułapką zbudowaną na odwróceniu pojęć i zamianie dobrego na złe, umarła w straszliwych okolicznościach. Po wojnie, w tej nieszczęsnej atrapie państwa, w której żyliśmy dokonano innych podmian. Oto pisma polemiczne, które miały aranżować jakieś życie umysłowe, zamieniały się w nudne protezy i doprawdy jeden Stefan Kisielewski niczego tu nie zmieniał. Krytycy miast objaśniać kryteria oceny zamienili się wpierw w stójkowych, a potem w ludzi od promocji i marketingu. Pisarze zaś interesowali się wszystkim tylko nie tym czym żyje naród i czego chcą ludzie. Państwo proteza przystąpiło co prawda do budowy własnej legendy, czyli próbowało wywiązać się z jednej z podstawowych powinności państwa wobec obywateli, ale dzieła tego nie dokończyło, a nawet gdyby dokończyło, ilość kłamstw i przeinaczeń w dziele tym zawartych byłaby zbyt wielka, by ktokolwiek poza generałem Kiszczakiem mógł legendę tę zaakceptować. Państwo, które PRL-em być przestało nie interesuje się tymi sprawami w ogóle, pochłonięte jest bowiem demontażem własnych struktur i dzieleniem ministerialnych budżetów przeznaczonych na kulturę. Pisarzy nie ma, krytyka zamieniła się w promocję środowisk, kolegów, dziewczyn z podwórka i jakichś przypadkowych osób, które akurat wpadły na imprezę.

 

O tym jakie było przeznaczenie krytyki, jak ważnym była ona elementem także w grze rynkowej, jak ułatwiała zadanie nie tylko czytelnikom, ale także wydawcom i jak mocno scalała środowiska zwane niekiedy twórczymi nikt już nie pamięta. Krytyka polska z międzywojnia nie jest może najlepszym przykładem, ponieważ targana lewicowymi konwulsjami żyła złudzeniem, że można załatwić w młodym i pogubionym państwie wszystkie sprawy jednocześnie, a do tego jeszcze zmniejszyć wpływy kościoła (ciekawe po co ) . Mamy jednak dobry przykład – czyli krytykę francuską z XIX wieku – krytyka ta była wielka albowiem stworzyła wielkość Francji w świecie który miał nastąpić lada chwila – w świecie swobodnego przepływu informacji. Tak właśnie jest. Amerykanom do dziś imponuje Francja, choć ta już dawno nie jest tym czym była, żyje jednak mit. I nie miały nań wpływu ani armaty Bismarcka, ani gazy pod Verdun, ani Hitler. Najgorszy francuski pacykarz, najnędzniejszy pisarzyna wart jest w oczach publiczności więcej niż wybitny niemiecki artysta wykształcony w porządnej państwowej szkole sztuk pięknych. I to się już nie zmieni, moment minął, przepadło. Mało kto z publiczności – nazwijmy ją – aspirującej, czyli szerokiej, czyli publiczności – pop, wie dziś kim byli bracia Goncourt, większość jednak tej publiczności rozpozna obrazki japońskiego artysty nazwiskiem Hokusai i zorientuje się w czym rzecz jeśli zaczniemy mówić o modzie na japońskie malarstwo i japońską sztukę w Europie. Bez Goncourtów, bez Francji i jej wielkości Hokusai nie zostałby odkryty być może nigdy, tak jak nikt prawie z szerokiej publiczności nie zdaje sobie sprawy kim była Uemuro Shoen. Nawet te głupie feministki z „Wysokich obcasów”, które swoimi brudnymi paluchami i wydłubanymi z nosa wnioskami zapaćkały już prawie wszystko co wielkie i stworzone przez kobiety, nie trafiły na nią jeszcze. Całe szczęście. No, ale po tym tekście już trafią i w jednym z najbliższych numerów pewnie jakiś tekst o Uemuro się ukaże. Zobaczymy. Obstawiam, że takiej gratki nie przepuszczą. Choć znając gusta tych istot wyrażane „słowem żywem”, spodziewać się można, że uznały ją za średniej klasy pacykarkę, jej życia zaś za niewarte uwagi, w porównaniu choćby z życiem takiego nieuka jak Frieda Kahlo.

 

Wracajmy jednak do krytyki, do wielkości, do mitu i momentów dziejowych. Nasz moment właśnie mija. I już nie ma na to rady. Nie wiadomo czy będzie kiedyś jeszcze jeden. Najlepszą okazję by stworzyć mit, własny, polski, nowoczesny i trwały jednocześnie mieliśmy tuż po roku 1918. Zdradziła nas jednak krytyka, która poszła na służbę do socjalistów. Potem nie było już o czym gadać. Rok 1989 charakteryzował się zaś takim nieprawdopodobnym infantylizmem, że podwójnie nie ma o czym gadać. A teraz jest już za późno. Jedyne co nam zostało to blogi, ale z blogów nie wyprowadzimy mitu, a bez mitu nie ma państwa.

 

Na blogach także panuje dość szczególna atmosfera. Oto w jednym miejsc ukrywa się wpisy blogerów. W innym blogerzy, którym udało się w niełatwych przecież warunkach zgromadzić wokół siebie sporą grupę czytelników, krytykowani są za swoją rzekomą wyniosłość wobec komentatorów. Więcej – w krytyce tej przebija się wyraźnie lęk o to, by popularność tych blogerów nie daj Boże nie wzrosła, bo mogłoby dość do tragedii, do czegoś gorszego niż Gazeta Wyborcza. I co wtedy? Dlatego właśnie, towarzysze, trzeba uczyć. Trzeba wychowywać. Kultura przede wszystkim, bon ton, a zaraz potem bon mot. I kot. I gniot. I grzmot. Byle się tylko jeden z drugim nie zadął, nie ucieszył tym swoim nędznym sukcesem w wirtualnej rzeczywistości, bo mogłoby mu się we łbie poprzewracać. Do tego sprowadzona została krytyka. Do tego, że jednym obiektem zainteresowania i polemiki są inni autorzy, w dodatku ci popularniejsi. I te żądania jeszcze – rzetelności, uczciwości, porządku, sprawdzania w googlach, ustalania nazwisk, podkreślania informacyjnego charakteru wpisów. Lecznica profesorsko orydantorska – po prostu. Jest taka – w Warszawie na Nowym Świecie.

 

A blogi, możliwość pisania, wolność i swoboda, a także możliwość odkrywania nieznanego i polemiki gorącej nie jest nam dane raz na zawsze. Może się okazać, że wywiozą nas na śmietnik. Jednego dnia. Ja posiadam kilka prostych, ale praktycznych umiejętności, posiadam także narzędzia do pracy w lesie, więc sobie poradzę. Ale co z socjologami na przykład? Jeśli przestaną być potrzebni Polakom, polskim mediom, Polsce w ogóle, nam po prostu. Co z nimi będzie? Może zostaną kapusiami, a może kelnerami. Zresztą jedno nie wyklucza drugiego.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758