Bez kategorii
Like

Namaszczą Romneya?

02/06/2012
411 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Coraz więcej sygnałów dociera z Konferencji Bilderbergu. Większość z nich to spekulacje, ale niektóre oparte są na faktach. Światowe media traktują je coraz poważniej.

0


 

Mimo, że wcześniejsze sygnały mówiły raczej o Hajfie w Izraelu jako o miejscu tegorocznej Konferencji Bilderbergu, to jak wiadomo wybrano – i to chyba w ostatniej chwili – Chantilly, przedmieście w zespole municypalnym Waszyngtonu oddalone o 39 km od centrum, w kierunku na lotnisko Dulles, administracyjnie przynależne już do stanu Virginia. Uczestników zakwaterowano w miejscowym hotelu Marriotta, a obrady toczą się w Centrum Konferencyjnym na terenie Washington, DC. W tym samym miejscu Grupa Bilderbergu spotkała się już wcześniej w roku 2008, kiedy to – jak uważa wielu analityków – namaściła Baracka Obamę na prezydenta USA. Bez względu na to, gdzie się Konferencja Bilderbergu odbywa, wszyscy wiedzą że przez te kilka dni w roku, z tego miejsca właśnie potrąca się najważniejsze struny światowej polityki. Być może w ten sposób tylko stroi się tam jej instrumenty.

Istniejąca od niedawna witryna internetowa Klubu (www.bilderbergmeetings.org) zamieszcza tylko bardzo lakoniczne komunikaty prasowe i listy uczestników, ale to już i tak bez porównania więcej niż przez pierwsze półwiecze istnienia tej grupy, kiedy nawet nie przyznawała się ona do istnienia. Rodzi to jednak pytanie, dlaczego organizacja, która tak bardzo nadal chroni treści omawiane podczas konferencji, ujawnia rzecz tak ważną jak lista uczestników, przez co ewidentnie naraża ich na krytykę, podejrzenia i zawiść w ich krajach. Otóż jest bardzo możliwe, że czas Bilderbergu już się kończy, że skupił on na sobie zbyt wiele uwagi zewnętrznego świata, aby nadal był użytecznym narzędziem w dążeniu do władzy i teraz staje się już tylko atrapą, która ma tę uwagę nadal ściągać i absorbować, podczas gdy prawdziwe centrum decyzyjne już się przeniosło w inne miejsce, o którym nikt niepowołany jeszcze nie wie. Z badań np. nad masonerią wiadomo, że tak się robi od wieków przechodząc z jednej tajnej struktury do drugiej, podobnie jak zagrożony tyran, który często zmienia miejsce pobytu i nigdy nie nocuje dwa razy pod rząd w tym samym miejscu, aby go nie namierzyli potencjalni zamachowcy.  Zresztą podobnie zachowuje się przecież struktura światowego biznesu, gdzie bezustannie trwa tasowanie anonimowej własności spółek, zza których nie widać osób, tak że nawet najtęższe agencje często nie potrafią dociec, kto czego jest ostatecznie właścicielem. Ale może z Bilderbergiem jest tak teraz tylko dlatego, że na publikowanych listach nie widać zbyt wielu Żydów (przynajmniej po nazwiskach sadząc), przez co ukręca się łeb – no, może tylko lekko przykrywa – jednej z ważniejszych teorii spiskowych, która ich tam przedtem dostrzegała? Takie listy można światu pokazywać. To by trochę korespondowało z decyzją o rezygnacji z Hajfy jako miejsca spotkania, a także o zwiększeniu proporcji zaproszonych z Europy, gdzie Żydzi na ogół są trudniej rozpoznawalni.

Z wielu oznak, znanych już z doświadczenia lat poprzednich wynika, że jednym z punktów obrad będzie wyznaczenie kandydata przynajmniej na wiceprezydenta USA, który pójdzie do wyborów z faworytem tegorocznego starcia – Mittem Romneyem. Tak było np. w roku 2004, kiedy po wystąpieniu na Konferencji Bilderbergu we włoskiej miejscowości Stresa kandydatem na wiceprezydenta USA u demokratycznego kandydata Johna Kerry’ego został John Edwards  i tak było w 2008 roku w Chantilly, kiedy według bardzo podobnego scenariusza u boku Obamy pojawił się potem Joe Biden jako jego vice. W tym roku wielu obserwatorów już typowało senatora z Florydy Marco Rubio, ur.1971, Kubańczyka z pochodzenia, ale ku zaskoczeniu wszystkich nie ma go na opublikowanej liście uczestników. Może jednak zmieniono procedurę?

Konferencje Bilderbergu odbywają się co roku w ostatnich dniach maja, a wybory prezydenckie w USA, zgodnie z tradycją, mają miejsce zawsze w drugi wtorek listopada w roku wyborczym. Co cztery lata termin Konferencji jest więc idealny dla podjęcia ostatecznych decyzji personalnych w sprawie obsady najważniejszego oficjalnego stanowiska politycznego na świecie. Byłoby bardzo dziwne, gdyby Bilderberg stronił od tego tematu i nie chciał być także wylęgarnią prezydentów USA. Np. w roku 1991 na Konferencji pojawił się zaproszony a nieznany przedtem Bill Clinton z Arkansas, miał tam ponoć ciepło przyjęte wystąpienie i w rok później został prezydentem USA. Zawsze na Konferencjach Bilderbergu (tzn. odkąd o tym wiadomo) są reprezentowani oficjalni przedstawiciele urzędującego prezydenta USA, którzy często składają szczegółowe raporty nt. planów geopolitycznych Administracji USA. Z przecieku wiadomo np. że tak uczynili Richard Holbrooke i James Steinberg podczas spotkania w Vougliameni w Grecji w maju 2009 roku, gdzie rozmawiano prawdopodobnie o planach ataku na Iran. Stany Zjednoczone są dziś państwem bodaj najszczelniej opanowanym przez tajne związki i grupy wpływu, więc jest zupełnie zrozumiałe, że Grupa Bilderberg bardzo interesuje się tym, kogo wysłać do sprawowania nominalnej władzy. Piszę: wysłać, bo kwalifikacje mają mniejsze znaczenie niż dyspozycyjność. Wiadomo, że ani Bush, ani Obama nie dorastali intelektualnie do zadań, jakie się im przypisuje i że prezydenci USA w ogóle to coraz wyraźniej tylko marionetki od wygadywania komunałów i do wykonywania poleceń starszych i mądrzejszych. 

Pewną wskazówką tego, że podczas tegorocznego spotkania może również dojść do cichego namaszczenia kolejnego prezydenta USA jest powtarzalna symbolika, do której tajne związki wydają się mieć szczególną słabość. Warto więc zauważyć, że cztery lata temu w tym samym hotelu i centrum konferencyjnym namaszczono na prezydenta kandydata Baracka Obamę. Dziś warto też zauważyć, że Marriott, właściciel sieci hoteli, do której należy ten, w którym odbywa się obecne conclave tej ekspozytury metawładzy, jest mormonem i wysokiej rangi masonem, podobnie jak Mitt Romney, kandydat republikański. Założyciel Kościoła Świętych Dnia Ostatniego, jak oficjalnie nazywają się mormoni, niejaki Joseph Smith też był inicjowanym masonem, podobnie jak jego następca Brigham Young. Sprawa jest tym bardziej prawdopodobna, że sam Romney pozostaje postacią dość zagadkową. Owszem, sprawdził się nieźle jako gubernator stanu Massachusetts i od ponad dziesięciu lat przewija się na scenie politycznej także w kontekście wyborów prezydenckich, ale nadal prawie nic nie wiadomo o jego najważniejszych poglądach politycznych. Co może po prostu oznaczać, że jest dyspozycyjny wobec metawładzy. Jeśliby takie namaszczenie miało odbyć się bez jego obecności, to nie wykluczałbym też i nazwiska Marco Rubio jako jego vice. 

 

Bogusław Jeznach

 

Dodatek muzy:

Posłuchajmy klasycznej wiązanki melodii mormońskich kantyczek w fortepianowym wykonaniu Marvina Goldsteina (?) w mormońskiej świątyni w Provo w stanie Utah.

 

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758