Syzyf toczy swój kamień pod górę. Toczy się i stacza  – razem   z tym kamieniem, w cyklach nadziei i bolesnych upadków. Przez wieczność, krócej? Nie mam zielonego pojęcia.

Syzyf to mój brat. Podziwiam go. Ten mistrz i nauczyciel uczy mnie, czego nie czynić.

Nauczył mnie już sporo. Pokazał jedno z luster Hadesu, w którym odbija się cała beznadzieja wysiłku bez łaski.

Po pierwsze, nauczył mnie, że każdy ma swoją górę i swój kamień. Gdy pcha się do szczytu, musi upaść i  stoczyć się na samo dno.

Po drugie, nauczył mnie, że wspinaczka bez kamienia jest właściwą drogą.

Czym jest ten kamień? Jak się go pozbyć? Na te pytania Syzyf nie odpowiada. Wymownie milczy.

Odpowiedzi szukam więc sam. Chrystus mnie kocha i zbawia. Budda wyzwala z cierpienia i proponuje oświecenie. Allach, niech będzie błogosławiony, błogosławi.

Oczywiście teraz ukazałem maskę poczucia humoru, bo nikt nie kiwnął nawet palcem w mojej sprawie.