Bez kategorii
Like

Medialny DRS

01/09/2011
550 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

System DRS w F1 „daje fory” ścigającym, nie ściganym. Czy możliwe byłoby zastosowanie podobnego mechanizmu w polityce?

0


 

W 2011 roku w F1 wprowadzono system DRS (Drag Reduction System). Jest to ruchome tylne skrzydło ułatwiające wyprzedzanie. Pojazd z włączonym DRS ma mniejszy opór powietrza, co pozwala na zwiększenie prędkości. System ten może być aktywowany w wyznaczonej strefie toru (długa prosta), nie wcześniej niż po dwóch okrążeniach od rozpoczęcia wyścigu. Może go użyć kierowca jadący za bolidem w odstępie mniejszym od jednej sekundy. DRS jest dezaktywowany, gdy kierowca naciska na pedał hamulca.
 
System ten „daje fory” ścigającym, nie ściganym; w pewnej mierze niezgodne jest to z powszechnymi w sporcie obyczajami zapewniającymi bardziej komfortową sytuację liderom (np. w slalomie, skokach narciarskich liderzy startują jako ostatni, co daje im przegląd sytuacji). Tutaj prowadzący znajduje się w gorszej sytuacji i, o ile bolidy nie różnią się zbytnio osiągami, ma niewielkie szanse na utrzymanie pozycji. Liderzy mają więc „pod górkę”. Jednak DRS dodaje sporo atrakcyjności wyścigom F1 bo wyprzedzanie jest łatwiejsze. A atrakcyjność to – wiadomo – wzrost zainteresowania, frekwencja ergo kasa.
 
Choć polityka to nie sport, można pokusić się o porównanie. Czy tutaj liderzy mają także „pod górkę”? Nic podobnego. Utrwalił się bardzo niefortunny dla sprawności państwa obyczaj, że partia (koalicja) rządząca, mając większość, zagarnia całe „dobrodziejstwo inwentarza”, w szczególności podporządkowuje sobie media publiczne. Dysponuje więc skuteczną tubą propagandową tuszującą jej porażki i akcentującą sukcesy. Nie bez kozery wielu komentatorów/blogerów (zwłaszcza pamiętających czasy PRL-u) twierdzi, że styl uprawiania polityki informacyjnej władzy do złudzenia przypomina dziś gierkowską propagandę sukcesu. Obecnie znów jest opowiadany powstały w tamtych czasach dowcip o facecie skarżącym się okuliście, że słyszy co innego niż widzi. Powraca także w mentalności obywateli podział „my-oni”. Tak oto etos solidarnego społeczeństwa obywatelskiego ląduje właśnie na śmietniku historii a towarzyszy temu jej chichot, jako że dzieje się to w czasie, gdy władzę sprawuje partia mająca słowo „obywatelska” w nazwie.
 
Najlepszym rozwiązaniem byłoby, rzecz jasna, odpolitycznienie mediów publicznych. To jednak utopia. Walka polityczna jest bezwzględna, a nie w większości przypadków nie przyświecają jej motywacje państwowotwórcze (choć są obecne na wargach złotoustych pretendentów) tylko intencje zagarnięcia i umocnienia władzy (czasem chodzi tu o ambicje sportowe, lecz w najczęściej o „konfitury”). Nie ma więc żadnej gwarancji, że zwycięskie ugrupowania dobrowolnie pójdą na ustępstwa dla jakichś tam abstrakcyjnych „korzyści dla kraju”, bo dziś oswojone media to być albo nie być na politycznej scenie. Efekt jest taki, że opozycja jest słaba– nawet sam Tusk utyskuje, że nie ma z kim wygrywać. Ta słabość ma swoje przyczyny także w braku medialnych armat.
 
Możliwe jest (teoretycznie, bo w praktyce to także utopia) alternatywne rozwiązanie, które nazwałbym „medialnym DRS-em”. Polegałoby ono na wprowadzeniu (konstytucyjnego) zapisu gwarantującego oddanie władzy medialnej partiom opozycyjnym. W takim układzie partia/koalicja rządząca nieustannie czułaby na plecach oddech krytyki opozycji, a społeczeństwo nie byłoby karmione propagandową papką.
W wyścigu F1 wyprzedzony zawodnik ma bardzo szybko szansę rewanżu, bo teraz on nabywa prawa do użycia DRS-u. Tu byłoby podobnie: partia/koalicja rządząca jeśli przegrałaby wybory (czyt. wyścig do żłobu), natychmiast dostałaby media i mogłaby je spożytkować na krytykę władzy.
O ile w F1 chodzi o atrakcyjność, tutaj niewątpliwie idzie o coś znacznie ważniejszego. Kumulacja wszelkiej władzy (w szczególności medialnej) w jednych rękach zamienia demokrację w atrapę. Już to przerabialiśmy w czasach PRL-u.
Jak zaznaczyłem, to rozwiązanie leży także w sferze utopii. Bo kto niby miałby go wprowadzić? Wszak pośród liczących się ugrupowań panuje cicha zgoda co do reguły podziału łupów po każdych wyborach.
 
 
0

Bez kategorii
Like

Medialny DRS

01/09/2011
0 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

System DRS w F1 „daje fory” ścigającym, nie ściganym. Czy możliwe byłoby zastosowanie podobnego mechanizmu w polityce?

0


 

W 2011 roku w F1 wprowadzono system DRS (Drag Reduction System). Jest to ruchome tylne skrzydło ułatwiające wyprzedzanie. Pojazd z włączonym DRS ma mniejszy opór powietrza, co pozwala na zwiększenie prędkości. System ten może być aktywowany w wyznaczonej strefie toru (długa prosta), nie wcześniej niż po dwóch okrążeniach od rozpoczęcia wyścigu. Może go użyć kierowca jadący za bolidem w odstępie mniejszym od jednej sekundy. DRS jest dezaktywowany, gdy kierowca naciska na pedał hamulca.
 
System ten „daje fory” ścigającym, nie ściganym; w pewnej mierze niezgodne jest to z powszechnymi w sporcie obyczajami zapewniającymi bardziej komfortową sytuację liderom (np. w slalomie, skokach narciarskich liderzy startują jako ostatni, co daje im przegląd sytuacji). Tutaj prowadzący znajduje się w gorszej sytuacji i, o ile bolidy nie różnią się zbytnio osiągami, ma niewielkie szanse na utrzymanie pozycji. Liderzy mają więc „pod górkę”. Jednak DRS dodaje sporo atrakcyjności wyścigom F1 bo wyprzedzanie jest łatwiejsze. A atrakcyjność to – wiadomo – wzrost zainteresowania, frekwencja ergo kasa.
 
Choć polityka to nie sport, można pokusić się o porównanie. Czy tutaj liderzy mają także „pod górkę”? Nic podobnego. Utrwalił się bardzo niefortunny dla sprawności państwa obyczaj, że partia (koalicja) rządząca, mając większość, zagarnia całe „dobrodziejstwo inwentarza”, w szczególności podporządkowuje sobie media publiczne. Dysponuje więc skuteczną tubą propagandową tuszującą jej porażki i akcentującą sukcesy. Nie bez kozery wielu komentatorów/blogerów (zwłaszcza pamiętających czasy PRL-u) twierdzi, że styl uprawiania polityki informacyjnej władzy do złudzenia przypomina dziś gierkowską propagandę sukcesu. Obecnie znów jest opowiadany powstały w tamtych czasach dowcip o facecie skarżącym się okuliście, że słyszy co innego niż widzi. Powraca także w mentalności obywateli podział „my-oni”. Tak oto etos solidarnego społeczeństwa obywatelskiego ląduje właśnie na śmietniku historii a towarzyszy temu jej chichot, jako że dzieje się to w czasie, gdy władzę sprawuje partia mająca słowo „obywatelska” w nazwie.
 
Najlepszym rozwiązaniem byłoby, rzecz jasna, odpolitycznienie mediów publicznych. To jednak utopia. Walka polityczna jest bezwzględna, a nie w większości przypadków nie przyświecają jej motywacje państwowotwórcze (choć są obecne na wargach złotoustych pretendentów) tylko intencje zagarnięcia i umocnienia władzy (czasem chodzi tu o ambicje sportowe, lecz w najczęściej o „konfitury”). Nie ma więc żadnej gwarancji, że zwycięskie ugrupowania dobrowolnie pójdą na ustępstwa dla jakichś tam abstrakcyjnych „korzyści dla kraju”, bo dziś oswojone media to być albo nie być na politycznej scenie. Efekt jest taki, że opozycja jest słaba– nawet sam Tusk utyskuje, że nie ma z kim wygrywać. Ta słabość ma swoje przyczyny także w braku medialnych armat.
 
Możliwe jest (teoretycznie, bo w praktyce to także utopia) alternatywne rozwiązanie, które nazwałbym „medialnym DRS-em”. Polegałoby ono na wprowadzeniu (konstytucyjnego) zapisu gwarantującego oddanie władzy medialnej partiom opozycyjnym. W takim układzie partia/koalicja rządząca nieustannie czułaby na plecach oddech krytyki opozycji, a społeczeństwo nie byłoby karmione propagandową papką.
W wyścigu F1 wyprzedzony zawodnik ma bardzo szybko szansę rewanżu, bo teraz on nabywa prawa do użycia DRS-u. Tu byłoby podobnie: partia/koalicja rządząca jeśli przegrałaby wybory (czyt. wyścig do żłobu), natychmiast dostałaby media i mogłaby je spożytkować na krytykę władzy.
O ile w F1 chodzi o atrakcyjność, tutaj niewątpliwie idzie o coś znacznie ważniejszego. Kumulacja wszelkiej władzy (w szczególności medialnej) w jednych rękach zamienia demokrację w atrapę. Już to przerabialiśmy w czasach PRL-u.
Jak zaznaczyłem, to rozwiązanie leży także w sferze utopii. Bo kto niby miałby go wprowadzić? Wszak pośród liczących się ugrupowań panuje cicha zgoda co do reguły podziału łupów po każdych wyborach.
 
 
0

tsole

Niespelniony, choc wyksztalcony astronom. Zainteresowania: nauki scisle (fizyka, astronomia) filozofia, religia, muzyka, literatura, fotografia, grafika komputerowa, polityka i zycie spoleczne, sport.

224 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
343758