Bez kategorii
Like

Marian Miszalski: Gdy minister straszy – rodzą się demony

26/09/2011
413 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

*Rostowski jako baba
* Kto rozpęta wojnę: Luksemburg czy Estonia?…
*Skarb Państwa bez skarbu
*Bruksela i Lizbona nie chronią przed burdelem

0


 

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle… Gdzie „złotej Angeli” nie wypada, tam minister Rostowski ją wyręczy. Niemcy, rzecz jasna, żadną wojną Europy straszyć nie mogą, nawet swój udział w „misjach pokojowych” osłaniają pacyfistyczną hipokryzją (co nie przeszkodziło im rozwalić Jugosławii i sprowokować tam wojenki, gdy możliwość  powstania grupy „Heksagonalne” stanęła na przeszkodzie niemieckiej polityki europejskiej). No ale od czego są polityczne popychadła?  Minister Rostowski postraszył wojną w Europie, jeśli ktokolwiek (na razie chodzi o Grecję) zechciałby zerwać się z  niemieckiego łańcucha, zwanego Unią Europejską. Część opozycji rzuciła się na ministra: Takie słowa, w miłującej pokój Europie?… – ale wydaje się, że akurat nie za to skoczyła ministrowi Rostowskiemu do gardła, za co powinna. 
 My zabierzemy się do ministra z innej strony.
 – Więc wojna? – powiada pan, panie ministrze? – Wojna, gdy rozpadnie się Unia Europejska? I któżby był takim skur….synem, żeby rozpoczynać wojnę w Europie tylko dlatego, że rozpadła się Unia Europejska? Niechże pan minister wskaże tego skur…syna, a my już zapobiegawczo założymy mu kaganiec. Czy w przypadku rozpadu UE wojnę w Europie chciałaby rozpętać Polska? A gdzież tam… Waleczni Czesi, Słowacy? Nie wyglądają na takich. Może więc Litwa, Łotwa i Estonia, może „pribałtyka” czyha tylko na rozpad UE, żeby zafundować nam III wojnę światową? Niby wszystko w polityce jest możliwe, ale, powiedzmy sobie wprost, ani ta „pribałtyka”, ani  „beneluks”, ani „pribałtyka” razem z „beneluksem” nie wyglądają na pogrobowców Hitlera. Oczywiście, niepokojący był przez chwilę przypadek Austrii, ale odkąd nie ma tam już słynnego „faszysty”, Jorge Heidera, kto pchnie te nędzne resztki C.K.  do walki z Europą? Węgrzy? Wolne żarty! Także na Bałkanach trudno znaleźć potencjalnego agresora: z całym szacunkiem dla imperialnych ambicji Rumunów, Bułgarów, Serbów, Chorwatów, Albańczyków, Czarnogórców, Macedończykow – mają większe zmartwienia. Któż nam pozostaje? Włosi, Hiszpanie, Grecy, Portugalczycy… Nie pomylę się chyba, panie ministrze, domyślając się, że w Rzymie, Madrycie, Atenach, Lizbonie (co by na to powiedział Traktat?!) demokratyczni przywódcy marzą tylko o pokoju. Gdzież więc to zarzewie przyszłej wojny? We Francji? Cha, cha! Głębokie umiłowanie pokoju przez Francję znane jest od 1940 roku, kiedy to cały francuski parlament zgodził się na kolaborację z wybitnym przywódcą socjalistycznym, Adolfem Hitlerem, dając wyraz przekonaniu, że wszystko jest lepsze od wojny! Nawet holocaust! Więc może podstępni Anglicy, za plecami pp. Baroso, Buzka i swej własnej rodaczki, podobnej do konia – jak trafnie zauważa red.Michalkiewicz – zamierzali rozniecić wojnę na kontynencie? Ale przecież to nie Anglicy maczali palce w tym rozpadzie Jugosławii, który przebiegał jednak dość krwawo… Któż więc pozostaje? Hm… Psiakrew… Jakby nie patrzeć – pozostają Niemcy! Wychodzi na to, że strasząc nas tą wojną w Europie, gdy rozpadnie się UE, chciał pan minister powiedzieć, że to Niemcy – (wraz ze swym strategicznym partnerem, Rosją?) – rzucą się na upadłą i rozpadłą Europę, i przymuszą ja do posłuszeństwa manu militari.
 Jeśli pan tak sądzi, to skłonny byłbym podzielić pańskie obawy, ale płyną z tego zupełnie inne wnioski, niż te, które realizuje w polityce rząd pańskiego pryncypała z cała UE na kupę. Należałoby raczej w Brukseli i Lizbonie („acquis communautaire”) izolować Niemcy, otaczać je sanitarnym kordonem, zamiast łasić się im do nóg, no i nie wypychać Ameryki z Europy, ale przeciwnie, zapraszać ją jak najserdeczniej…
 Gdyby pan minister to wszystko nam dopowiedział, sprawa byłaby jasna, ale że poprzestał tylko na samym „postraszeniu” – możemy, niestety, sądzić, że straszył w imieniu „złotej Angeli”, której, ma się rozumieć, nie wypada.
 Znaczy się: „Skumbrie  w tomacie, skumbrie w tomacie, chcieliście UE, no to ją macie”!
 Tymczasem w kraju, w przedwyborczym bełkocie i wrzawie, w pojawiających się tu i tam nawoływaniach „Żadnej koalicji z PiS po wyborach!” (co przypomina słynną „przysięgę francuskiej łże-prawicy, złożoną żydowskiemu Bractwu B’nai B’rith w latach 80-ych: „Żadnej współpracy z Frontem Narodowym!”) – utonęła niemal całkowicie ponura wiadomość, najwymowniejsze świadectwo bezsiły i upadku państwa. „Rzepa” dogrzebała się, że Polska w latach 48-71 zapłaciła odszkodowanie za pozostawiony w Polsce majątek nie tylko tym, co wyemigrowali do USA, ale także tym, co wyemigrowali do Kanady, Szwajcarii, Szwecji, Austrii, Wielkiej Brytanii, Francji, Danii i Grecji! Można by skakać z radości z powodu takich rewelacyjnych „archeologicznych wykopalisk” w archiwach polskich ministerstw, gdyby nie fakt, że w ślad za wypłaconymi odszkodowaniami władze PRL nie zmieniły zapisów w księgach wieczystych. Na dziś mamy więc taką sytuację, że do tego wielomiliardowego majątku w nieruchomościach, chociaż spłaconego, Skarb Państwa nie ma dostatecznego tytułu prawnego, bo zapisy w księgach wieczystych pozostają, jakie były… Ale od 1989 roku upłynęło już 22 lata: prawie ćwierć wieku „demokratycznego państwa prawa”! Za krótko, żeby dostosować te zapisy w księgach wieczystych do stanu faktycznego? To czym, do cholery, zajmuje się ta cała administracja państwowa, tak sowicie opłacana, tak potężna liczebnie?!
 Proszę: nie trzeba wojny, żeby Skarb Państwa stracił swój skarb, w pokoju też ograbić można delikwenta na cacy. Juźci amatorów na ten „bezpański skarb” nie brakuje, zwłaszcza wśród znanych wydrwigroszy zza Oceanu, wspieranych ostatnio przez rząd Izraela.
 Okazja czyni złodzieja; jeśli ten szokujący stan bezprzykładnego burdelu w „państwie prawa-członku UE” potrwa jeszcze lat kilka, z pewnością ci, co to pobrali już za granicą swe odszkodowania (lub ich spadkobiercy), zabiorą nazad i te nieruchomości…
 Jakoś „unijne standardy” nie ustrzegły Skarbu Państwa. Przeciwnie, wygląda na to, że „unijne ustawodawstwo” bardzo zadowolone jest z faktu, że taki burdel panuje w Polsce w kwestiach podstawowych, bo własnościowych.
 No a jeśli mogą nas rozkradać w czasie pokoju, przy członkostwie w UE  i pod jej ustawodawstwem – to może, mimo strachów ministra Rostowskiego, zaryzykować jednak ten rozpad UE, i tę wojenkę w Europie raczej dzisiaj, niż jutro, biorąc ją odważnie na siebie, a nie tchórzliwie zostawiając w spadku dzieciom i wnukom?
                                                    Marian Miszalski  
Za Marian Miszalski – Gdy minister straszy 
 
Przy okazji, tez w temacie:
 
"Polskie obozy koncentracyjne” wymyśliły niemieckie tajne służby
 
W 1956 r. oficerowie tajnej zachodnioniemieckiej komórki kontrwywiadowczej „Agencja 114” – zaproponowali propagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terytorium Polski – ustalił tygodnik „Wręcz Przeciwnie”. „Odrobina fałszu w historii, po latach może łatwo przyczynić się do wybielenia historycznej odpowiedzialności Niemiec za Zagładę” – przekonywał przełożonych autor planu Alfred Benzinger, były nazista, a zarazem szef „Agencji 114”. Plan zyskał wysoką ocenę i akceptację Reinharda Gehlena, szefa zachodnioniemieckiego wywiadu.
Rozpoczęta wówczas operacja zrzucania winy na Polaków odniosła sukces, o którym nie marzyli twórcy. Tylko w tym roku trzy wysokonakładowe niemieckie gazety użyły sformułowania „polski obóz koncentracyjny”. Na świecie było takich przypadków kilkadziesiąt.
 
Więcej w pierwszym numerze tygodnika „Wręcz Przeciwnie”, w kioskach od poniedziałku 26 września.
 
Za Wrecz Przeciwnie
0

MacGregor

moherowy J23 na angielskiej prowincji

463 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758