Bez kategorii
Like

Jeszcze o polskich Kresach

25/05/2012
459 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

Jeszcze o polskich Kresach

0


 Kresami nazywano w dawnej Polsce ziemie znajdujące się na południowo wschodniej rubieży Rzeczpospolitej ze szczególnym uwzględnieniem „Korony”, czyli ziem polskich z wyłączeniem terytorium należącego do Wk. Księstwa Litewskiego.  W trakcie Unii Lubelskiej uzgodniono, że Korona przejmuje południowe terytoria Litwy, czyli praktycznie ziemie współczesnej Ukrainy. W stosunku do tych ziem zastosowano nazwę Ukrainy, jako kraju leżącego na okraju Korony Polskiej. Uformowana postanowieniami Unii Lubelskiej Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem jednolitym, władzę sprawował jeden król będący równocześnie Wielkim Księciem Litewskim, Ruskim, Pruskim etc. Sejm warszawski decydował o losach całego państwa i reprezentował na równych prawach wszystkie ziemie Rzeczpospolitej. Kanclerz szefował jednemu rządowi w Krakowie, a potem w Warszawie, wojsko podlegało królowi, ale pozostawiono podział na hetmaństwo koronne i litewskie.

 Nazwy Litwin czy Ukrainiec nie odnosiły się do narodowości, ale jedynie do obszaru zamieszkania, wyróżnieniem narodowym na Kresach wschodnich było pojęcie Rusinów czasami wyróżnianych, jako Białych lub Czarnych. Z czasem i te nazwy więcej się odnosiły do terytoriów niż do narodowości, podobnie jak ma to miejsce współcześnie w odniesieniu do Szkotów czy Walijczyków. Rzeczywistym wyróżnieniem była religia i przynależność do kościoła wschodniego /prawosławnego/, lub zachodniego / rzymsko katolickiego, wzgl. łacińskiego/.

 Obszar Kresów na wschodzie Polski kurczył się kilkakrotnie, jak choćby po utracie smoleńszczyzny, po powstaniu Chmielnickiego i pierwszym rozbiorze Polski, w związku z tym nazwa Kresów była przenoszona na tereny położone w pobliżu nowej granicy. W okresie międzywojennym nazwą Kresów Wschodnich zostały objęte województwa przygraniczne z Sowietami: Wileńskie, Nowogródzkie, Poleskie i Wołyńskie, natomiast nie odnoszone tej nazwy do województwa Tarnopolskiego, mimo że graniczyło ono z Sowietami na linii Zbrucza i obejmowało część dawnego województwa Podolskiego, które uważano za kresowe.

 Używanie nazwy Kresy Wschodnie wskazywałoby na istnienie innych kresów Polski, nikt jednak ani Śląska, ani Wielkopolski czy Pomorza nie nazywał kresami zachodnimi. Istniał wprawdzie Związek Obrony Kresów Zachodnich, ale w 1934 roku został przemianowany na Polski Związek Zachodni.

 Obecnie różnica obu tych kresów polega na tym, że zachód znajduje się w rękach polskich, a wschód został nam zabrany, a właściwie zagrabiony. Wprawdzie można się zastrzec, że niewątpliwie polski Śląsk Zaolziański został nam zabrany przy pełnej aprobacie władz PRL, podobnie jak Kresy wschodnie, tylko że władze PRL nie miały najmniejszego prawa do reprezentowania Polski, a jedynie legalny rząd polski na uchodźstwie żadnej z tych grabieży nie uznał.

 W sumie według współczesnych pojęć terytorium Kresów Wschodnich sięga kijowszczyzny i obejmuje całość ziem zabranych nam na wschodzie, jest to zatem przestrzennie więcej niż stan posiadania w obecnych granicach „III Rzeczpospolitej”. Możemy się pocieszyć tylko tym, że Węgrzy stracili niemal ¾ swojego historycznego terytorium, jednak słabe to pocieszenie, gdyż Węgrzy stracili je w wyniku dwóch przegranych wojen, z których Polska miała wyjść zwycięsko.

 Mimo to Węgrzy starają się utrzymywać znacznie ściślejsze stosunki ze swoimi rodakami pozostałymi poza granicami współczesnych Węgier, a nawet prognozę pogody podają dla całych „wielkich Węgier”.

 Dramatyczna obrona polskości na Kresach nie ma należytego wsparcia ze strony władz w Polsce i wobec stałych bezkarnych szykan wielu z Kresowiaków szuka ratunku w emigracji i to nie koniecznie do Polski.

 Na Litwie sytuacja jest tak niedobra, że Polacy usiłują szukać pomocy w sojuszu z mniejszością rosyjską. Jest to gorzka ironia losu, gdyż Rosjanie na Litwie i na Wileńszczyźnie znaleźli się, jako okupanci reprezentujący sowieckie władze szczególnie wrogo usposobione w stosunku do Polaków.

 Litwini przy każdej okazji starają się Polaków traktować, jako okupantów terytoriów litewskich. Obowiązkiem władz w Polsce jest definitywne wyjaśnienie, że jest nie tylko wrogie w stosunku do Polski, ale również z gruntu fałszywe. Polacy byli osiedlani na niezamieszkałych terenach Litwy przez władców litewskich jeszcze przed Unią Krewską i stanowią autentycznie ludność autochtoniczną, to Litwini na znacznym obszarze współczesnej Litwy są ludnością napływową. Wprawdzie do obszaru wileńskiego pretensje historyczne wnoszą też Białorusini, tylko że praktycznie nigdy tych terenów nie zasiedlili.

 Również budowa miast zarówno na terenie Litwy etnicznej jak i historycznej nie była dziełem litewskim gdyż Litwini, jako naród wojowniczy miast nie budowali. W znakomitej większości są dziełem rąk polskich z Wilnem i Kownem na czele.

 Nasz wkład w dzieło wnoszenia cywilizacji zachodniej na Kresach jest bezsporny, odrzucanie tego wkładu zubaża niesłychanie stan kultury tych ziem ze szkodą dla narodowości reprezentowanych przez państwa nimi obdarowanych.

 W czasach zaboru rosyjskiego nastąpiło znaczne cofnięcie cywilizacyjne i kulturalne Kresów, obok likwidowania polskości były też likwidowane różne przedsięwzięcia gospodarcze z wieloma manufakturami i innymi obiektami.

 W okresie Polski niepodległej zrobiono wiele ażeby te zaniedbania nadrobić począwszy od oświaty, modernizacji rolnictwa po tworzenie infrastruktury cywilizacyjnej. Wystarczy nadmienić, że tylko państwowe inwestycje wyniosły w tym okresie ponad 150 mln. zł., a do tego dochodziły jeszcze komunalne, spółdzielcze i prywatne.

 Mogę podać z autopsji jak za mojej pamięci w powiecie horochowskim, który za carskich czasów nie posiadał ani jednej elektrowni, zostały wybudowane elektrownie w Horochowie, Beresteczku, Łokaczach, Porycku, Kisielinie i zapewne jeszcze gdzie indziej. Nie było ani jednej drogi bitej, a została zbudowana szosa z Dubna do Łucka przez Beresteczko i Horochów. Nie było kolei, a zbudowano linię kolejową łączącą Lwów z Łuckiem, która przechodziła przez całą długość powiatu. Nie było ani jednej średniej szkoły, a szkoły podstawowe kończyły się na 5 klasach. Siedmioklasowe szkoły powszechne powstały w każdej gminie, przeważnie w nowobudowanych budynkach. W Horochowie wybudowano gimnazjum, najnowocześniejsze i wspaniale wyposażone. Na terenie powiatu nie było ani jednej porządnej cegielni, mój ojciec za pieniądze komunalne, spółdzielcze i prywatne łącznie z własnymi wybudował dwie nowoczesne cegielnie w Horochowie i Beresteczku, które po przystępnych cenach /35 zł. za tysiąc sztuk/ zaopatrywały w wysokiej klasy cegłę duży ruch budowlany związany z rozbudową miast i budownictwem wiejskim będącym skutkiem komasacji gruntów i osadnictwa.

 Oddłużenie wsi i komasacja przyniosły w rezultacie podniesienie się poziomu rolnictwa, szczególnie w dziedzinie hodowli i upraw kwalifikowanych.

 Wkroczenie Sowietów w 1939 roku z miejsca zahamowało cały rozwój, skutki tego możemy oglądać nawet dziś na terenie całego Wołynia.

Piszę o tym wszystkim dlatego, że obecność Polski na terenach Kresów to nie okupacja, ale misja cywilizacyjna, chociaż niewątpliwie nie brakowało konfliktów zarówno na gruncie materialnym jak i kulturowym. Pożywkę dla tych ostatnich wniosła nieszczęsna Unia Brzeska, która została dokonana pod wpływem zabiegów watykańskich nie liczących się z realiami. Przypomina to nieco obecne próby wyrwania z wpływów moskiewskich Ukrainy i Białorusi bez zaangażowania w to dzieło odpowiednich środków, a jedynie narażenie Polski na moskiewskie napaści. Podobnie było w XVII wieku, Moskwa natychmiast wykorzystała sytuację występując w roli obrońcy „prawdziwej” – prawosławnej wiary.

 A przecież w Polsce kościół prawosławny cieszył się większymi swobodami niż w Moskwie gdzie był całkowicie podporządkowany carowi. Przecież to hetman Konstanty Ostrogski w podzięce za zwycięstwo nad Moskwą w 1514 roku pod Orszą wybudował w Wilnie cerkiew wotywną.

   Współcześnie na Ukrainie uprawia się propagandę o polskiej „okupacji” Ukrainy, jest ta propaganda w dużej mierze spadkiem po bolszewikach, którzy uprawiali ją nieraz nawet w karykaturalnej formie, jak np. w lwowskim „Czerwonym Praporze” – gazecie ukazującej się we Lwowie w latach 1939 -41 w rzekomo ukraińskim języku.  Między innymi wyczytałem w niej taką wzmiankę: „W lwiwskim muzei nachodyccia malunok wełykoho ukraińskoho malara z XVI stolitia Iwana Matejko pid zahołowkom „Unia Lubelska” kotoryj predstawlaje zakabałynia Ukrainy Polszczeju”/ w lwowskim muzeum znajduje się obraz wielkiego ukraińskiego malarza z XVI wieku Iwana Matejki pod tytułem „Unia Lubelska”, który przedstawia zabór Ukrainy przez Polskę/ Pomijając język z owym „zakabałyniem” co miało oznaczać zagarnięcie, tekst stanowi jedno ze szczytowych osiągnięć bolszewickiej propagandy.

 Odradzałbym Ukraińcom posługiwanie się terminem „okupacja” gdyż to właśnie ukraińskie pułki austriackiego wojska za austriackim poduszczeniem okupowały polski Lwów, którego ludność podniosła przeciwko temu bohaterskie powstanie.

 Rodowitym Litwinom oczywiście nie uśmiechało się oddawanie Ukrainy Koronie z oczywistych względów obawy przed pozbawieniem intrat, ale dla miejscowej ludności było to najbardziej pożądane rozwiązanie, stan szlachecki na Ukrainie nawet w XVIII wieku po dwustuletniej przynależności do Korony wykazywał jedynie około 15 % napływowych „koroniarzy”, a wywodził się z ludności miejscowego pochodzenia, oczywiście w znacznej mierze spolonizowanej z racji atrakcyjności kulturalnej, a nie z przymusu stosowanego powszechnie przez Moskali.

 Spadkiem po Moskalach jest też kult osoby Bohdana Chmielnickiego, jak na ironię polskiego szlachcica, który oddał Ukrainę Rosji, starsze pokolenie w mojej rodzinie pamiętało, że w rocznicę „Rady Perejasławskiej” obchodzonej uroczyście jeszcze za caratu, ich koledzy ukraińscy studenci na kijowskim uniwersytecie wylewali na pomnik Chmielnickiego nocniki.

 Dla Ukrainy jedyną szansą przetrwania było ustalenie modus vivendi z Polską, podobnie jak to ocaliło Litwę przed wytępieniem na wzór Prusów przez Krzyżaków, lub całkowitą rusyfikacją. Bardziej obiektywni ukraińscy historycy zauważają, że to nie Polacy, ale Moskale wymordowali Sicz i pozbawili Ukraińców najdrobniejszych przejawów narodowej odrębności łącznie z nadaniem nazwy „Małorusów”.

 Nawet dzisiaj po dwudziestu latach istnienia rzekomo „samostijnej” Ukrainy młoda Ukrainka z Polski stwierdziła, że przeszła się wieloma ulicami Kijowa i nie usłyszała ani jednego słowa po ukraińsku.

 Chmielnicki szukał również protekcji u Turków, czym skończyłoby się władanie tureckie nie trudno sobie wyobrazić mając pod bokiem Chanat Krymski.

 Polskie Kresy mają dla naszej historii i kultury znaczenie zasadnicze i dlatego powinny być przedmiotem wszechstronnego nauczania. Jakie będą dalsze ich losy tego jeszcze nie wiemy, ale ich związków z Polską nie da się wymazać tylko dlatego, że wolą Stalina zostały wcielone do Związku Sowieckiego i poddane procesowi bolszewizacji i rusyfikacji.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758