Bez kategorii
Like

DO ZASTANOWIENIA

20/12/2011
505 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Wiatr HISTORII
..Na przykład Michnik nie miał prawa wybaczać Jaruzelskiemu i Kiszczakowi w imieniu ich ofiar. Mógł co najwyżej w swoim
….A może raz my spróbujemy kogoś wykorzystać.

0


Izabela Brodacka 

Wszyscy czujemy, że  mocno wieje. Nie tylko halny w Tatrach. Dowodem są notki survivalowe. Jak przetrwać w wielkim mieście, a jak na wsi? Co kupić? Konserwy – a może nasiona?

Wiele osób zamieściło swoje wspomnienia z kolejnych historycznych chwil. Ja też mam swoje.

W 1956 roku byłam dzieckiem ( żeby nie było, że coś kręcę, miałam dokładnie 12 lat). Uważałam się oczywiście za osobę światłą i dorosłą.

Pamiętam, że patrzyłam na wystąpienie Gomułki na Placu Defilad  i reakcję ludzi na jego przemówienie z najwyższym zdumieniem. Jakiś gnom w trenczu mówi bzdury i banały, a oni szlochają i są gotowi nosić go na rękach.

W tym samym okresie obejrzałam autentyczny film z przemówieniami Hitlera i przestałam się dziwić.

Na ekranie miotał się histerycznie konus z idiotycznym loczkiem nad czołem. W chwili egzaltacji łapał się w kroku jak rockowy piosenkarz. Jedyną prawidłową reakcją na to byłby homerycki śmiech. Dopuszczalną – groza i milcząca dezaprobata.

A faktycznie – widać było autentyczną egzaltację tłumu.

Zrozumiałam, że poza strachem, oportunizmem i głupotą  jest w ludziach ogromna potrzeba poddania się autorytetowi. Jakiemukolwiek, wbrew oczywistości.

Jak ludzie doświadczeni przez stalinizm mogli ulokować swoje nadzieje w facecie z tej samej zbrodniczej paczki? Dlaczego dziwili się, że natychmiast ich oszukał i – jak mówili – przykręcił śrubę?

Mieli takie samo prawo czuć się oszukani jak specjalistka od lodów z PO, która uwierzyła, że zakochał się w niej dwa razy młodszy, przystojny agent. Czy tłumaczy ją potrzeba serca?

Jak wielka musi być potrzeba serca, żeby za swego idola uznać na przykład Wałęsę.

Moi znajomi, ludzie światli, naukowcy,  mieli w domu ołtarzyk- trzy obrazki w ramce. Po lewej stronie Wałęsa, po prawej Jan Paweł II, a w środku Matka Boska.

Wałęsa w pewnej chwili został dyskretnie usunięty.

Mechanizm kultu jednostki to nie tylko fascynacja. Historia uczy, że najlepiej działa  najpierw fascynacja, a potem terror. Jak w przypadku Hitlera i Stalina. Do dziś dnia mają przecież swoich wiernych wielbicieli.

Najpoważniejszym przejawem kultu jednostki jest jednak całkowite wyłączenie funkcji myślenia.

Osobiście jestem zwolenniczką zasady ograniczonego zaufania we wszystkich sytuacjach życiowych, a przede wszystkim politycznych.

Na polityka nie wolno patrzeć przez pryzmat jego funkcji, nie wolno traktować go jak członka jakiejś elity, a wyłącznie jak najemnego pracownika.

Jak człowieka zatrudnionego do koni, któremu za grosz nie ufamy i sprawdzamy  czy nie zasnął  pijany w stajni z papierosem w ręku.

Czasami zło tkwi naprawdę nie w uwarunkowaniach zewnętrznych, lecz w naszym nastawieniu do świata i ludzi.

Dopuszczając na przykład do swoich działań konspiracyjnych potomka stalinowskiej grupy interesu należało zachować zdrową rezerwę. A nie – najpierw wielbić go na kolanach, a potem nienawidzić.

 Większość – do czasu gdy poczuła się oszukana – uważała Michnika za postać w stylu szlacheckiego rewolucjonisty. Za człowieka, który odciął się od swego środowiska i głosi „nasze” poglądy. Szukając wytrychów do wyjaśnienia dlaczego dali się oszukać, znaleźli je w żydowskim pochodzeniu i komunistycznym rodowodzie Michnika. Ale przecież o tych faktach  wiedzieli od początku i jakoś im to – do czasu – nie przeszkadzało.

 Nie potrafili natomiast wyciągać wniosków z innych,  prostych przesłanek.

Kiedy zadawałam znajomym swego czasu retoryczne pytanie, jak Michnik może pisać i wydawać książki w wiezieniu, podczas gdy większość więźniów nie jest w stanie przekazać nawet  grypsu, jak Kuroń może prowadzić światową agencję informacyjną, gdy my nie możemy zadzwonić po lekarza, jak Geremek bez specjalnych pełnomocnictw mógł być szefem domu PAN przy ulicy Lauriston w Paryżu, przed noclegiem w którym przestrzegali się nawzajem szeregowi wyrobnicy nauki, odpowiadano, że mają oni taki autorytet i charyzmę, że padają przed nimi na kolana nawet strażnicy więzienni. To właśnie świadczyło o wyłączeniu myślenia czyli o pojawieniu się objawów kultu jednostki.

Historia okrutnie obchodzi się z mitami i idolami.

Wiele osobowości charyzmatycznych okazało się być nie tylko agentami (ostatecznie agent to zawód) lecz pospolitymi kapusiami (kapuś to charakter).

Wielu niewinnych zostało z kolei oskarżonych niesłusznie.

Niektórzy przekonali się boleśnie, że donosili na nich członkowie najbliższej rodziny.

Nie wiem czy ktoś na mnie donosił, bo nie zgłosiłam się do IPN. Nie jestem aż tak zarozumiała. Jeżeli nawet ktoś taki był, to mu po chrześcijańsku wybaczam i kropka.

 Bardziej interesuje mnie co ten ktoś robi teraz.

W sprawach publicznych jestem mniej tolerancyjna bo nikt nie ma prawa wybaczać w cudzym imieniu. Nie rozumieją tego specjaliści od bicia się w cudze piersi.

Na przykład Michnik nie miał prawa wybaczać Jaruzelskiemu i Kiszczakowi w imieniu ich ofiar. Mógł co najwyżej w swoim. Czy był naprawdę kiedykolwiek ofiarą, czy też panowie na nasz użytek tańczyli sobie kontredansa? Zostawmy to historii. Obecnie Michnik to karta bita.

To człowiek, który potwierdzenia charyzmatu szuka w sądach.

Piszę to wszystko bo wdałam się w dyskusję ze znajomymi na temat pana Opary. A uczono mnie w domu, żeby nie mówić o nikim  prywatnie rzeczy,  których nie mogę powtórzyć publicznie.

 Nie jestem w stanie zweryfikować zarzutów pod jego adresem.

Interesuje mnie bardziej, jakie intencje przyświecają mu dzisiaj.

Znajomi twierdzili, że to co robimy – marsze, protesty wyborcze, referenda – to działalność mająca na celu rozbrojenie społeczeństwa.

To wypalanie lasu żeby nie dopuścić do prawdziwego pożaru.

Nie mogę tego wykluczyć, tak jak nie mogę wykluczyć, że świeżo najęty pracownik nie zaśnie z papierosem w stajni.

Ale przecież mam swój rozum.

Nikt nikomu nie każe zakochiwać się w panu Oparze ( przepraszam za rym), wieszać sobie jego portretu nad łóżkiem, czynić go swoim nieomylnym guru.

Zawarliśmy robocze porozumienie.

Wiele osób lubi bawić się w tworzenie alternatywnych wersji historii. Ja też mam swoje obsesje.

Uważam, że są momenty węzłowe ( jak punkt potrójny w fizyce) które dopuszczają więcej niż zwykle stopni swobody w rozwoju wydarzeń. Inaczej mówiąc – wydarzenia mogły się  potoczyć zupełnie inaczej niż się potoczyły.

Takim punktem węzłowym w rozwoju wydarzeń był dla mnie moment, gdy tak zwani doradcy stali z czapką w ręku pod bramą Stoczni Gdańskiej. Należało ich po prostu nie wpuścić. A jeżeli się wpuściło – nie należało traktować ich jak autorytety, jak guru, lecz jak petentów. Nie wolno było pozwolić im przejąć steru.

Czy naprawdę państwo wierzycie, że ktokolwiek z nich przejmował się losem robotników, dla których obrony powołali specjalny komitet?

Byłam dorosła w 68 i w 70 roku. Dorosła, lecz nie naiwna. Zachowałam dziecięcą przenikliwość z roku 56. Nie zakochiwałam się w byle kim.

Pamiętam konsternację w środowiskach koncesjonowanej opozycji związaną właśnie z wydarzeniami na wybrzeżu w 70 roku. Udało się im przecież zagospodarować kryzys 68 roku i zwekslować go na tory antysemityzmu, wydawało się im, że zawsze będą w pierwszym szeregu ze zmiennymi hasłami na sztandarach, że dożywotnio będą sprawować rząd dusz, a tu jacyś robole wchodzą im w paradę.

Mam swoją odpowiedź na pytanie: „komu potrzebne były strzały na wybrzeżu w 70 roku?”

Koncesjonowanej opozycji, żeby mieć czas się zatroszczyć  o robotników, założyć komitety tej specjalnej troski i wychować

ze strony:

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=5117&Itemid=119  

0

Bez kategorii
Like

DO ZASTANOWIENIA

09/12/2011
0 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Tematy do rozmyślań 13 grudnia 2011 i potem

0


 Poniżej zamieszczam dwa teksty profesora Mirosława Dakowskiego, nie tylko fizyka, ale i człowieka doświadczonego przez los na różne sposoby, także i zesłaniem w głąb Kraju Rad.  Kiedy rozmaite, "dobrze ustawione" osoby straszą nas czym się tylko da, dobrze jest poczytać, koniecznie ze zrozumieniem, o tym co nam radzi ktoś, kto bardzo chce abyśmy się jednak nie bali. Rady te są bardzo proste i powinny trafić do każdego. Może zapoczątkują serię tekstów, pisanych przez osoby o różnych specjalnościach, o tym, jak przetrwać i nie poddać się wszechstronnej opiece, coraz bardziej podstępnych Sił Postępu.

 Czas budować PODZIEMIE
ale ROZPROSZONE !

Mirosław Dakowski, grudzień 2011 (Trzydziestolecie…)
 


    Czasy są coraz ciekawsze (zgodnie z chińskim przekleństwem). Tak na świecie, jak w POlsce. Jak za czasów Jaruzela – rząd (co to „sam się wyżywi”) robi lub popiera prowokacje (”zimny Lech”, marsz 11.11. itp) i „się szykuje”. Na nas. System („reżim”?) trzyma się głównie na kolejnych warstwach rdzy, farby i politury. „Inwestują” już tylko w fasadę. Symbolem tego jest most przez Wisłę [przy tym nowym a drogim stadionie w kształcie bidetu], który, zamiast naprawić – obłożyli dyktą z namalowanymi „przęsłami”.

    Piszę ten tekst głównie po to, by choć części czytelników uświadomić, że bez zorgani-zowanego podziemia się nie obejdzie.

    Młodzi w większości uważają, że w razie czego skrzykną się przy pomocy komórek, fejsbuka, „forumów” czy twittera.

Nic bardziej naiwnego.

1) Nie wiecie do Czego się zwoływać: To , tj. cele, trzeba pieczołowicie przygotowywać.
2) Odcięcie komórek i całego internetu  – to kwestia MINUT. I jak się wtedy skrzykniesz?

Przed trzydziestu laty zdarzało się, że głupawi milicaje rąbali kable w centralach telefonicznych, aby odciąć Polaków od telefonu. Klęli to strasznie technicy, którzy po miesiącu (?) mieli przywrócić połączenia, ale już z miłym głosem Rozmowa kontrolowana.

    Teraz – technologicznie zrobiono ogromny krok do przodu.

    Przy budowie Nowego Podziemia możemy wykorzystać doświadczenia i zasady Energetyki Rozproszonej. Proponowaliśmy to w latach 90-tych, ale zwyciężyła koncepcja centralizacji i rabunku. A np. w Niemczech – można sobie produkować energię – i z zyskiem sprzedawać. Dom staje się samowystarczalny, nawet zarabia na siebie. A najważniejsze, i w tym analogia, że nie da się wszystkiego sterować z góry, lub wyłączyć nakazem. Tylko „sprytne sieci” (smart grids) dostosowują całą sieć  i produkcję w wielkich elektrowniach – do lokalnych zapotrzebowań i lokalnych produkcji.

    Podobnie musimy budować PODZIEMIE ROZPROSZONE.

Świat się rozwija po spirali (jak samo pojęcie rozwijania sugeruje). I z wahnięciami – ale prze do przodu.
Więc o nowinkach technicznych nie będę pisał.
Ale:
Myśmy przewozili blachy do offsetów do drukarni – filii w innych miastach pociągami, schowane np. na plecach. To było wygodniejsze i bezpieczniejsze, niż wożenie ogromnych ilości zadrukowanego papieru. Wy – możecie przewozić gwizdki – pendrajwy. To łatwiej ukryć. Może znajdziecie lepsze rozwiązania.
Ale zasada musi być ta sama: Punkty pracy rozproszone, jak najmniej kontaktów poziomych, żadnego plotkowania  i chwalenia się przed dziewczynami, że coś robię. To bardzo trudne – ale KONIECZNE.

    Obecnie rozlewa się po świecie nowa moda męska: wymieniać komputery, bo „nieno-woczesne”. Mówią mi młodzi, postępowi: Paaanie, ten pana rzęch, to do muzeum!
Starych komputerów, czyli mniejszych i mniej naszpikowanych wszytymi virusami, nie chcą kupować nawet na giełdach. Wyrzucamy. A tymczasem trzeba go, z drukarką, schować na strychu, przyda się po odcięciu internetu. Oczywiście te komputery powinny czekać nie podłączone do sieci, bo podobno (?) nowsze mają wbudowanego virusa, którego decydent może uruchomić zdalnie. A szpiegować to na pewno może, tu już bez znaku zapytania. Sam mam taka maszynkę (program).

Komputer odłączony, to drzemiąca SIŁA. Zachowajmy ją !
Krótkie kursy sitodruku, nawet druku na ramce, też by się przydały. I trochę mate-riałów poligraficznych schowanych „na dobry początek”.

Trzeba sobie uświadomić, że bez przygotowanego podziemia Polski nie odwojujemy.
Pesymista powie: do kogo to mówisz?
Zdajemy sobie sprawę, że największe dotychczasowe sukcesy wroga to nie tylko i nie tyle rabunek materialny, ale wychowanie nowego człowieka: biernego, olewającego wszystko i niedouka.

Ale pamiętajmy, że takie też były rachuby Lenina/Stalina. A świetni Młodzi jednak z tego i mimo tego – wyrośli…

 

Proste wyjścia na czas KOLAPSU

Mirosław Dakowski, grudzień 2011

Me®dia i dyżurni politycy szykują nas (głównie przez wpływanie na podświadomość) na Dużą Katastrofę. Będzie, nie będzie – ale postraszenie zawsze się przyda – dla zwiększenia bierności Owieczek.
Ponieważ i tak od lat widzimy, że Prowadzący ten Świat do niej nas wpychają, więc się rozsądnie przygotujmy, przystosujmy.

Na mej stronie często apelowałem o prostą SAMOOBRONĘ. [Oczywiście NIE według schematu: ”Lepper popełnił samobójstwo – w samoobronie”]

Oto parę miłych sygnałów od Czytelników:

– Ktoś pisze, że kupił 10 uli i hoduje pszczoły. Nie umierają.
– Ktoś inny – już hoduje kozy (wspaniałe mleko, sery, mięsko) – i sprzedaje chętnym kózki (z instrukcją obsługi, bo mieszczuchy się oduczyły). A to-to zżera chwasty, niższe liście z drzew i starą brzozowa miotłę – i wesoło merda ogonkiem. Możliwe, że niedługo też kupię i będę gorszył sąsiadów przez prowadzanie paru kózek na sznurku na dossskonałą trawę w rowie.
– Ludzie pod miastem już hodują króliki- dzieci znoszą trawę, liście. „A co z tym zrobić w zimie?” pytają inni, bezradni. Dzieci fachowców przygotowują kiszonki z liści. Ja nie hoduję więc nie wiem, ale tylu już hoduje bez problemów – dowiedzcie się! Nauczcie się!
„A co ma zrobić rodzina mieszkająca w wieżowcu?” pyta Dyżurna Malkontentka.
Ależ to elementarne, Watsonko! Odświeżyć przyjaźń z Ciocią Helą, która żyje bidnie i cicho na wsi. I hoduje sobie kury, kaczki i króliki. Pomóc jej, np. zapewnić zbyt jajek (dossskonałych, od kur na świeżym powietrzu hodowanych). A jaja kacze są bardzo smaczne! Kaczkę czy kurę też można przywieść. W razie „benzyny po 8 złotych” – to niedługo – przywozić ze wsi towar na rowerze. Dla siebie i sąsiadów. A jak rośnie kondycja, zdrowie!

Na przepisy przyrządzania winniczków (zob. pod Kucharzenie  czyli http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=category§ionid=14&id=167&Itemid=53) (à la Vendée – bo tam, w Wandei,  mordowani przez rewolucjonistów, a ginący z głodu chłopi i arystokracja (DIEU ET ROY!) nauczyli się tego doskonałego dania) za mało czytelników weszło. Sądzą oni, że to ekstrawagancje, jak i udka żabie… A to SAMOOBRONA.
Na wiosnę można przyrządzać smakowite sałatki z liści mlecza (babki), pokrzywy, mięty, melisy, młodych liści brzozy. I inne, naprawdę świetne, sprawdzone.

Poniżej – to nie narzekania Kasandry, to chłodny rachunek:

W czasie zakładania wodociągów na wsiach, w latach 90-tych, wymuszano zasypywanie studni (bo to konkurencja…). Stąd makabryczna dla mnie sytuacja, gdy telewizor niedawno pokazywał jojcenie baby na wsi, że „nima prądu, więc nie ma i wody..” Namówcie wuja na wsi, by po cichu odkopał studnię i założył jej korbę. Albo mu to sami zróbcie, wdzięczność będzie murowana.
A Inna Baba, też w telewizorze (może więc ta sama, tylko przebrana w inne ciuchy) stoi w śniegu i narzeka, że jej cała zamrażarka jedzenia się zepsuła – bo „oni” już trzeci dzień nie podłączają prądu po dużych opadach śniegu. Nie rozumie (już nie rozumie, tak przeszkolona, wytresowana!), że wystarczy to żarcie wrzucić do skrzyni – i na dwór, na mróz. To można zresztą praktykować też, gdy jest prąd, by niepotrzebnie nie płacić łobuzom.
Prześladuje mnie koszmarny obraz – wspomnienie ( gdzieś o tym pisałem): Na Sybirze, gdzie przed 70-ciu laty przeżyliśmy w zimie, w tajdze – teraz odcięto w blokach grzanie i ludzie zamarzają. A wokół widać TAJGĘ, drzewa! Rzadko kto zeszwejsował blaszana kozę (to zresztą można nawet bez spawania, wystarczy blachę zagiąć) i wystawił rurę przez okno, by ogrzać rodzinę. I by przeżyli. 
Znałem pana, który wrócił z łagrów, na Kołymie. Rzadkość. Już w bezpiecznym domu – zawsze miał pod łóżkiem walizeczkę z suszonym chlebem i plecak z ciepłymi skarpetkami itp. To nie był wariat, lecz rozsądny człowiek.
Od dwudziestu lat promuję tanie kotły C.O. na drewno, słomę, liście. Teraz mało ludzi kupuje (najłatwiej u mnie, mail’em), bo… „boi się kryzysu”. A to trza odwrotnie: uzbroić się takim kotłem przed kryzysem, drewno zawsze się znajdzie. W piwnicy stoi jednak jeszcze stary piec kaflowy, ale przenośny, z czasów sprzed kotłów C.O. Drugi, też przenośny, jest ciągle używany na wsi, nad Pilicą. Ciepły dom, to ważna część sukcesu, przeżycia.

Ja nie narzekam na „ludzi”, lecz pokazuję , jak NAS systematycznie oduczano zdolności do SAMOOBRONY.

Podsumowując: 
Nie Sybir odebrał ludziom wolę przeżycia – a pierestrojka!
Nam – wolę przeżycia i umiejętność odbiera nie komuna, a bredzenie o drugiej Japonii czy drugiej Irlandii.

Obudźmy się póki czas.
Więcej na podobne tematy na www.dakowski.pl

ze strony:
http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=587
 

0

Bez kategorii
Like

DO ZASTANOWIENIA

21/08/2011
0 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Można palić Londyn – Andrzej Kumor

0


Mimo woli – bo nikt nas o zdanie nie pyta – jesteśmy świadkami przebudowy społecznej, która rywalizować może rozmachem tak z projektem bolszewickim, jak i hitlerowskim. Mimo utopionych we krwi dotychczasowych prób poprawiania Pana Boga, człowiek nie rezygnuje z pychy.

Część zmian społecznych wymuszona jest przez technologię, rozwój transportu, komunikacji i łączności, większość jednak to wymysł „inżynierów” społecznych, knujących już od czasów, kiedy maszyna parowa dała im poczucie wielkiej mocy.
 

 Architektura nowego projektu uwzględnia doświadczenia poprzednich, dlatego zakłada zmiany w języku (jak to już dawno temu praktykowali bolszewicy), rozbicie tradycyjnej rodziny i innych środowisk podważających autorytet kierowników nowej manipulacji, uzależnienie człowieka od wielkich struktur korporacyjnych lub państwowych i pozbawienie go możliwości zarabiania poza nimi, zniesienie starych tabu obyczajowych w celu zwiększenie siły działania prostych bodźców manipulacyjnych (seks, próżność, chciwość), zaostrzenie kontroli nad tym, co ludzie myślą, mówią i jak na siebie oddziałują.

Nowa manipulacja, podobnie jak poprzednie próby tworzenia nowego człowieka i nowego społeczeństwa, posługuje się zręcznie kulturą masową. Tresowane małpy telewizyjne mają młodym ludziom narzucić wzorce tego, co jest „cool”, i tego co należy kojarzyć z „obciachem”.
 Mamy więc do czynienia z całościowym globalnym atakiem na tradycję; z odebraniem możliwości mówienia o wytypowanych problemach społecznych – na co nie pozwala dyktat politycznej poprawności, mamy podważanie tradycyjnej rodziny, autorytetu ojca, poprzez podważenie sensowności pozostawania w jednym związku na dłużej oraz przedefiniowanie pojęć małżeństwa i rodziny; mamy wreszcie rozsadzanie tradycyjnych powiązań społecznych – narodowych, religijnych, poprzez dyktat tzw. wielokulturowości; wbrew ładnie brzmiącym nazwom chodzi o to, by najpierw rozbić narodową wspólnotę państwa, a następnie w drugim – trzecim pokoleniu porozbijać wspólnoty etniczne. Tego rodzaju wymieszanie pozwoli na osłabienie wpływów starych hierarchii wartości i zwiększenie podatności młodego pokolenia na oddziaływanie propagandy.
 Tych elementów „podgryzania” starego porządku jest więcej i są one nastawione na wielopokoleniowe działanie. Nowy Rzym nie ma być zbudowany od razu.

 O co w tym wszystkim chodzi? Wielcy mistrzowie nowego porządku tłumaczą, że idzie o stworzenie stabilnego globalnego społeczeństwa Ziemian, zarządzanego „racjonalnie” z jednego ośrodka poprzez sieć centrów regionalnych, ośrodka stabilizującego ludzkość poprzez jedną walutę, „racjonalny” podział bogactw naturalnych i dostępu do dóbr rzadkich, a także ulepienie jednej ponadnarodowej elity. Narody, patriotyzm, ojczyzna, lojalność wobec niej traktowane są jako przeżytek zrodzony w XIX wieku przez emancypujące się z wpływów arystokracji mieszczaństwo. Projekt globalizacyjny jest próbą odgórnego „uzgodnienia” nowego podziału zadań i roli ludzi i środowisk. Projekt ten zakłada zreformowanie i zmianę charakteru Kościołów i wyeliminowanie jakichkolwiek silnych lojalności, poza silnie rozbudowaną lojalnością wobec systemu jako takiego.

Zdaniem pomysłodawców, jedynie w ten sposób można zbudować (s)pokój i uniknąć rozlewu krwi podobnego do tych, jakie miały miejsce podczas XX-wiecznych wojen, a przy okazji zagwarantować nieograniczoną władzę „lepszym i mądrzejszym”.
 Mamy więc wizję piramidy społecznej zarządzanej przez wszechwiedzącą i wszystko kontrolującą elitę; mamy „masy” (bydło?), których antysystemowa i autodestrukcyjna agresja zostanie opanowana przez wychowanie, manipulację językiem i skanalizowana w akceptowane przez system procesy; mamy wizję Nowego Jeruzalem, zbudowanego bez Boga przez samych ludzi.
 

 Oczywiście, obecny projekt zakończy się tak samo jak wszystkie poprzednie. Początki końca widać już dzisiaj gołym okiem; widać w Wielkiej Brytanii, widać w Stanach Zjednoczonych, widać we frustracji młodych ludzi. System się sypie, globalna rewolucja krztusi własną głupotą. „Bolszewicy” mają jednak to do siebie, że nie przyjmują do wiadomości realiów – jeśli rzeczywistość nie pasuje do teorii – tym gorzej dla rzeczywistości.
 Nie można więc wykluczyć, że po okresie łagodnej perswazji przyjdzie pora na bardziej nieprzyjemne środki kontroli i przymusu; przyjdzie czas sznurowania nakładanego dziś gorsetu.
Wskazują na to instalowane coraz powszechniej środki kontroli tłumów i inwigilacji. Wydarzenia jak te w miastach Wielkiej Brytanii ułatwią przyjęcie tych metod przez większość – wytworzą społeczne przyzwolenie – jak „wojna z terroryzmem” stworzyła społeczne przyzwolenie na bezprecedensowy regres swobód obywatelskich i zwiększenie uprawnień systemu bezpieczeństwa państwowego. Autorzy globalizacji zakładają wstrząsy – wiedzą, że realizacja ich planu będzie napotykać trudności, m.in. ze strony tradycyjnych źródeł autorytetu – dlatego usiłują przejąć Kościoły, skompromitować tradycję i wyeliminować kulturę tożsamościową.
 

 Ich projekt zrodzony na łonie cywilizacji Zachodu zakłada również dokooptowanie i przekonanie doń elit z innych kultur i kontynentów – głównie elit Azji. To nie jest to łatwe i dlatego cały zamiar może się zakończyć wielką jatką.
 Premier Wielkiej Brytanii zapewnia, że „rozbite społeczeństwo” będzie „jednym z jego priorytetów”, problem w tym, że to społeczeństwo zostało rozbite umyślnie, przez kulturę masową minionych 3-4 dekad; przez „inżynierów”, którzy są przekonani, że na gruzach starego porządku powoli wyłaniać się będzie nowy wspaniały świat. Dlatego można palić Londyn…

Andrzej Kumor , Mississauga

http://goniec.net/

http://wirtualnapolonia.com/2011/08/20/mozna-palic-londyn-andrzej-kumor/#more-13998

 

0

Bez kategorii
Like

Do zastanowienia

12/07/2011
0 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Weźmy przykład z Węgrów. Przemiany, które podziwiamy w ich ojczyźnie nie wydarzyły się same z siebie. ONI JE SOBIE WYMODLILI.

0


 

budapeszt.jpg

Jako naród Węgrzy mogą być dumni ze swojej tysiącletniej historii, tradycji królów wiernych Bogu, stających do walki w obronie chrześcijaństwa.

Tak jak Polonia Semper Fidelis, tak i Węgrzy trwali wierni chrześcijaństwu, mieli władców męczenników za wiarę i świętych.

W czasach komunizmu mieli wielkiego prymasa, który za swoje „Non possumus” został wygnany z kraju. Kardynał Józef Mindszenty w latach czterdziestych wiedział, że jego naród oddany w szpony bolszewizmu czeka upadek i powolna zagłada. Wtedy napisał, że WĘGRY BĘDĄ URATOWANE PRZEZ RÓŻANIEC. Jeśli choć 10% narodu będzie codziennie odmawiać różaniec za Ojczyznę, ratunek przyjdzie z pewnością.

Po latach komunizmu, po tzw. „transformacji ustrojowej”, po wejściu do Unii Europejskiej Węgry podobnie jak Polska staczały się ku upadkowi, a przewidywania Kardynała Mindszentego zaczynały się ziszczać.

Wtedy obecny prymas Węgier przypomniał słowa Kardynała Mindszentego i wezwał swój naród do KRUCJATY RÓŻAŃCOWEJ.

Obliczono, że potrzeba dwóch milionów Węgrów, którzy zadeklarują, że codziennie modlą się za ojczyznę na różańcu. Rozpoczęto zachęcanie wiernych oraz liczenie. Nie było łatwo. Początkowo zgłosiło się ok. 200 tyś. osób. Bardzo długo nie można było osiągnąć podwojenia tej liczby. Sprawa wyglądała na beznadziejną. Potem nieoczekiwanie nastąpił szybki wzrost. Kiedy ilość modlących się przekroczyła milion, zabłysła nadzieja: damy radę.

Cztery lata trwało osiągnięcie stanu, żeby 10% społeczeństwa modliło się codziennie za ojczyznę. Dwa miliony Węgrów przystąpiło do KRUCJATY RÓŻAŃCOWEJ W INTENCJI OJCZYZNY.

Cud nie dał na siebie długo czekać. Jego skutki od roku z zazdrością podziwiamy.

Parlament Węgier przyjął nową konstytucję, która uznaje rolę chrześcijaństwa za „kluczową dla podtrzymania narodu”, a jej preambuła zaczyna się od słów modlitwy: „Boże, pobłogosław Węgrów!”.

Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu. Węgrzy tak właśnie wybrali.

Rok temu sądziliśmy, że to Katastrofa Smoleńska skłoniła Węgrów, aby w wyborach odsunęli socjalistów od władzy. Nie łudźmy się. W pewien niewielki sposób mogło to zaważyć, ale prawdziwą przyczyną jest przeoranie moralne narodu i nawrócenie dokonane dzięki Krucjacie Różańcowej.

W maju ulicami stolicy Węgier przeszła piesza pielgrzymka Żywego Różańca. Jej celem było opasanie stolicy różańcem. Myślą przewodnią tego wydarzenia były słowa Psalmu 122 „Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach!”. Inicjatorzy tej akcji doskonale zdawali sobie sprawę, Kto jest źródłem „bezpieczeństwa pałaców”.

http://kosciol.wiara.pl/doc/890962.Dobrze-nam-ta…

Przekazanie prezydencji połączone było z Narodową Pielgrzymką Dziękczynną Węgrów na Jasną Górę pod hasłem: „DziękujemyMaryi, Wielkiej Pani Węgier i Królowej Polski”.Ponad tysiąc osób przybyło, aby uroczyście złożyć jako wotum wdzięczności Matce Bożej ryngraf z węgierskim godłem.

Głównym patronem tego przedsięwzięcia jest dr László Kövér, przewodniczący Parlamentu Republiki Węgierskiej. Pielgrzymów prowadzili biskupi węgierscy János Székely z archidiecezji Ostrzyhom-Budapeszt, József Tamás z archidiecezji Alba Julia w Siedmiogrodzie w Rumunii i Antal Majnek z diecezji Mukaczewo na Zakarpaciu na Ukrainie oraz ks. Botond Bátor, węgierski prowincjał zakonu paulinów.

http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=…

Ta czterodniowa pielgrzymka pokazuje, że podczas węgierskiej prezydencji z powodzeniem współdziałały organa państwa i Kościoła.

Polska musi pójść w ślady Węgier.

Nam również Kardynał August Hlond przepowiedział, a Kardynał Stefan Wyszyński potwierdził, że: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy. (…) Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą, wielką miłością bliźniego i Różańcem.”

Pełen tekst tu:

http://wobroniekrzyza1.wordpress.com/2011/06/18/…

A więc ZACZYNAMY.

15 czerwca zawiązała nowa KRUCJATA RÓŻAŃCOWA W INTENCJI OJCZYZNY,co ogłosił kś. Małkowski na Krakowskim Przedmieściu

ze strony :

http://niepoprawni.pl/blog/3787/krucjata-rozancowa-w-intencji-ojczyzny

tamże, relacje filmowe

0

Jacek

Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.

1481 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
343758