Bez kategorii
Like

Cyrk

19/02/2012
503 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

W związku z tym, że Łukaszek miał ferie, rodzina zaraz zaczęła obmyślać jak by mu zorganizować wolny czas.
– Nie chcę! – oświadczył chmurnie Łukaszek. – Sam sobie…

0


W związku z tym, że Łukaszek miał ferie, rodzina zaraz zaczęła obmyślać jak by mu zorganizować wolny czas.
– Nie chcę! – oświadczył chmurnie Łukaszek. – Sam sobie…
Ale oczywiście nikt go nie słuchał. Walczył więc ze wszystkich sił i prawie połowę ferii udało mu się spędzić w taki sposób, w jaki chciał. Ale pewnego dnia…
– Idziemy do cyrku – oświadczyła mama Łukaszka.
– Dlaczego akurat do cyrku? – zdumiał się tata Łukaszka.
– Bo pierwsze jest to rzadka rozrywka – dołączył się dziadek.
– Po drugie, wreszcie coś innego, coś bywało dawniej i było dobre – uradowała się babcia.
– A po trzecie… – mama Łukaszka pomachała biletami.
– Już kupiłaś??? – spytał Łukaszek.
– Nie – mama pokręciła głową.
– Wygrałaś! – próbowała zgadnąć siostra Łukaszka.
– Dostałam! – wykrzyknęła triumfalnie mama Łukaszka i pomachała dzisiejszym egzemplarzem z wielkim tytułem na pierwszej stronie "Koniecznie trzeba iść do cyrku!". – Były w cenie gazety!
– A ile kosztowała ta gazeta? – spytał podstępnie tata Łukaszka.
– Noo… Więcej niż zwykle – przyznała mama Łukaszka. – Ale nie zmienia to faktu, że były w cenie gazety!
I poszli do cyrku.
Cyrk z daleka prezentował się fantastycznie, z bliska tak sobie, a gdy weszli do środka to byli pełni obaw czy namiot nie runie im na głowy.
– Gdyby miał runąć władze by coś z tym zrobiły – rzekł dziadek.
– Zresztą inni ludzie wchodzą – dodała babcia.
Rozpoczęło się przedstawienie. Na arenę wyszedł dyrektor cyrku i przez bardzo długi czas opowiadał, ze ich cyrk jest najlepszy, lepszy nawet niż radio i telewizja, mają świetnych cyrkowców i tak dalej.
– Sam ich dobierałem! – chwalił się dyrektor cyrku.
Nic więc dziwnego, ze widzowie nabrali apetytu, puszczając w niepamięć takie detale jak cieknąc namiot czy połamane siedziska. Dyrektor cyrku jeszcze przemawiał, i jeszcze, a kiedy publiczność była już i znudzona, i zmęczona, dał znak i przedstawienie się rozpoczęło.
Na początek wbiegł treser fok witamy gromkimi oklaskami, z po nim, na piasek areny wczołgały się jego podopieczne.
– Na początek coś prostego! – oznajmił treser fok. – Każda foka podskoczy pod sam szczyt namiotu i opadając zrobi piętnaście salt!
– Łał!!! – zakrzyknęła oczarowana widownia.
– Bzdura, to jest niemożliwe – wzruszył ramionami tata Łukaszka.
– Przestań jątrzyć, dzielić i siać defetyzm! – krzyknęła na niego mama Łukaszka. – Zobaczysz, zaraz ta foka…
Treser pomachał jednej foce rybą przed nosem. Foka trochę się podniosła, pokiwała, po czym chwyciła rybę i zaczęła ją zajadać.
– Widzieliście?!!! Widzieliście to?!!! – ryczał uszczęśliwiony trener. – Skoczyła!!! Pod sam dach!!! Piętnaście salt zrobiła!!! Co ja mówię, szesnaście!!!
– O tak, potwierdzamy to! – kiwali głowami widzowie z pierwszego rzędu.
– Przecież kłamią w żywe oczy – obruszyła się babcia. – Ta foka nawet nie podskoczyła…
– Rozumiem, ze trener może kłamać. Ale przecież ci, co siedzą w pierwszym rzędzie mają lepszy widok od nas. Może stąd nie było widać? No chyba mi nie powiecie, że widzowie z pierwszego rzędu też kłamią!
Następny występ był popisem akrobatów. Wybiegła para sympatycznych, młodych ludzi w obcisłych trykotach. Skłonili się publiczności, ale oklaski były już trochę mniejsze niż za pierwszym razem. Z góry opuściły się drążki, akrobaci chwycili się i ich i drążki podniosły się ku górze unosząc ich ze sobą.
– Teraz zobaczycie! – triumfowała mama Łukaszka.
Akrobaci parę razy rozpaczliwie majtnęli nogami, po czym drążki opuściły się na dół. Cyrkowcy puścili i skłonili się publiczności. Rozległy się szalone oklaski, ale tylko w pierwszym rzędzie. Stopniowo kolejne rzędy się dołączały.
– Rozpuszczeni jesteście i tyle – skrytykował publiczność akrobata. – Naoglądaliście się filmów i żądacie nie wiadomo czego. Może mamy skakać pod sufit i robić piętnaście salt? Jesteśmy tylko ludźmi!
– Byli beznadziejni – odezwał się dziadek Łukaszka. – W cyrkach przed wojną, to dopiero były numery, że ho ho!
Dalszej kłótni zapobiegła kolejna prezentacja. Na scenę wtoczono stół, na nim leżało wielkie, prostopadłościenne pudło. Wszedł pan w czarnym fraku i cylindrze prowadząc młodą dziewczynę.
– A teraz proszę państwa. mrożący krew w żyłach popis umiejętności, kompetencji i odwagi! – zakrzyknął pan w cylindrze i pokazał piłę. – Przetną pudło na pół, z tą panią w środku, a jej się nic nie stanie!
Publiczność zareagowała słabymi oklaskami. Pani weszła do pudła, a pan przymierzył się z piłą w ręku. Nagle spojrzał na publiczność i zawołał:
– O rety, co to?! Ludzie, patrzcie!! Kosmici wylądowali!!!
Wszyscy obrócili się do tyłu. Rzeczywiście, za namiotem coś huczało i świeciło, a potem niespodziewanie zgasło i ucichło. Kiedy wszyscy spojrzeli znów na arenę pudło było już przepiłowane, a pan w cylindrze triumfalnym gestem unosił w górę dłoń młodej dziewczyny.
– Udało się!!! Pełen sukces!!!
– Nie widziałem – burknął Łukaszek. – Na pewno przepiłował pudło z tą babką w środku?
– Przecież widziałeś jak wchodziła – odparła  mama Łukaszka.
– Ale mogła wyjść, a on wtedy przepiłował same pudło. Czasu mieli aż nadto.
– Ty się chyba od dziadka zaraziłeś tymi teoriami spiskowymi! Wszystkich podejrzewasz nie wiadomo o co! Na pewno przepiłował to pudło kiedy kobieta była wewnątrz.
– Widziałaś?
– No… Nie, bo patrzyłam do tyłu. Ale może ktoś inny widział? – i mama Łukaszka zapytała kobietę siedzącą przed nimi.
– Nie, nie widziałam, bo wypatrywałam tych kosmitów – przyznała pani. – Ale ci z pierwszych rzędów mówią, że widzieli.
– Ja im nie wierzę – wtrącił się Łukaszek.
– Ja też, chłopcze, ja też – i pani puściła do Łukaszka oko. Mama Łukaszka była oburzona. Ale o to na scenę wbiegł jakiś pan i zapowiedział:
– Cyrk to nie tylko sztuczki służące rozbawieniu gawiedzi. Cyrk to sztuka, kultura, manifest. Swoboda obyczajów, wypowiedzi, czynu. Niestety, w tym skrępowanym katofaszyzmem kraju nie ma na to miejsca. Dlatego w ramach protestu zrobię coś, czego jeszcze nie widzieliście. Publicznie zwalę konia!
Na widowni zapanowała martwa cisza przerwana oklaskami pierwszego rzędu. Brawa rozległy się sporadycznie w paru innych miejscach. Cyrkowiec przykuł uwagę wszystkich.
– Słyszeliśmy o tym – rozległ się głos na arenie i pojawiło się na niej dwóch policjantów. – Jeśli pan to zrobi publicznie, aresztujemy pana!
– Policja w cyrku! – krzyknął rozdzierającym głosem pan. Na arenę wprowadzono malutkiego kucyka i posadzono na pudle. Pan wziął rozbieg i zepchnął kucyka na piasek areny.
– Widzieliście to?! Zrobiłem to! – krzyczał pan. Policjanci wzruszyli ramionami i poszli sobie. Z publiczności napięcie uszło z przekłutego balonu powietrze, tu i ówdzie rozległo się anemiczne klaskanie.
– to miało być śmieszne? – spytała rozczarowana siostra Łukaszka. – Tyle wielkiego gadania i taki wygłup? Pajac!
Ale prawdziwy pajac, to jest klaun, pojawił się po chwili. Wszedł, skłonił się i zaczął żonglować trzema piłkami. To znaczy: usiłował żonglować, bo piłki co chwilę mu spadały. Publiczność, pomimo oklasków pierwszego rzędu, zaczęła buczeć.
– No i co, no i co?! – zdenerwował się klaun. Cisnął piłki, przyniósł jakieś plansze i zaczął pokazywać. – Zobaczcie jak głodują dzieci w Somalii! A wy co? Siedzicie w cieple, macie co jeść i jeszcze krytykujecie!
I tak zakończył się program artystyczny. Na arenę jeszcze raz wyszedł dyrektor cyrku.
– Wszelką krytykę przyjmuję na klatę – powiedział. – Ale to wina innych cyrków. Obiecują, mamią, a same wcale nie są lepsze. Jeśli nam coś idzie źle, to jest to też ich wina!
– Ma rację! – mama Łukaszka wstała wraz z częścią publiczności klaszcząc zapamiętale. – Fantastyczny program!
Reszcie Hiobowskich się nie podobało.
Kiedy wychodzili z cyrku spotkała ich, właściwie wszystkich, niemiła niespodzianka. Okazało się, że wychodząc też trzeba mieć bilety.
– Państwo macie karnety wejścia – tłumaczył bileter. – A gdzie są karnety wyjścia? Trzeba kupić.
– Kto kupił jedne, kupuje drugie – stwierdził tata Łukaszka i spojrzał wymownie na mamę.
– Nie kupiłam. Dostałam! – broniła się mama.
– To dostań teraz te drugie…
Mama Łukaszka zacisnęła usta i sięgnęła po portfel. A kiedy szli do domu rzekła oburzonym głosem:
– Mówcie, co chcecie, ale ten cyrk był okropny! Żeby tak zdzierać z ludzi!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758