KULTURA
Like

C. S. Lewis „Chrześcijaństwo po prostu”

28/05/2014
1072 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
C. S. Lewis „Chrześcijaństwo po prostu”

Eurowybory za nami, cyrk skończony, głosy policzone, wściekłość przegranego lewactwa wylała miód na konserwatywne serca – i dość. Pora odpocząć od polityki, to konieczne dla zachowania psychicznej higieny i uniknięcia wariactwa skutkującego odwiezieniem nas do zakładu dla psychicznie i nerwowo chorych. A czy może być lepszy odpoczynek niż wygodny fotel, kubek kawy i dobra książka?

0


 

 

Taką właśnie jest „Chrześcijaństwo po prostu” Clive’a Stalples’a Lewis’a, pozycja niezbędna w bibliotece każdego świadomego chrześcijanina chcącego swoją wiarę uzewnętrzniać a nie chować w czterech ścianach mieszkania zgodnie z ideą światopoglądowej neutralności lansowaną przez „oświeconą” lewicę. Książka Lewisa daje argumenty w dyskusji, można ją potraktować dokładnie tak jak bokser traktuje trenera czy student profesora – jako przewodnika wskazującego właściwą drogę, którą jednak podążać trzeba samemu. Ale nie tylko.

 

Już na samym „wstępie wstępu” Autor zaznacza, że nie zamierza nikomu mówić, które z wyznań chrześcijańskich jest najlepsze, które czytelnik – będący osobą wątpiącą bądź poszukującą – powinien wybrać. Przeciwnie, pisze wprost, że zamierza bronić tylko „tych elementów wiary, które wyznawali niemal wszyscy chrześcijanie wszystkich czasów”, czyli tego co wspólne dla wszystkich ludzi uważających się za wyznawców Chrystusa. To pierwszy z powodów sprawiających, że ja – zatwardziały katol tkwiący z oślim uporem przy Rzymie – mogę z czystym sumieniem i bez zastanowienia polecić tę książkę – nie znajdzie w niej czytelnik żadnej doktryny stojącej w sprzeczności do katolicyzmu, podważania nauki Kościoła Katolickiego czy próby werbunku w szeregi Kościoła Anglikańskiego, którego C.S. Lewis był członkiem. Drugim powodem jest ten, że Autor nie próbuje wznosić się na wyżyny czystej teologii zostawiając ją fachowcom z pokorą przyznając, że się na niej po prostu nie zna. Jest też powód trzeci – Lewis pisze językiem ludzkim, niehermetycznym, zrozumiałym dla każdego i nie wywołującym bólu zębów przy każdym zdaniu, w przeciwieństwie do wielu kaznodziejów czy publicystów religijnym nie ma skłonności kreowania języka, którym się posługuje na biblijny czy wręcz niebiański. I ten powód jest – moim zdaniem – najważniejszy, nie ma na tym świecie niczego gorszego niż czytanie napuszonych rozpraw filozofów usiłujących sprawiać wrażenie, że pozżerali wszystkie rozumy.

 

Te wymienione powody, a zwłaszcza pierwszy z nich powodują, że książkę powinni przede wszystkim przeczytać ekumeniści i zwolennicy międzywyznaniowego dialogu – znajdą w niej wszystko, co łączy chrześcijan różnych denominacji. Koniecznie muszą ją też przeczytać skrajni ortodoksi bez względu na reprezentowane przez siebie wyznanie – nauczą się dostrzegać rzeczy wspólne i zauważą, że podziały nie są aż tak ważne i głębokie jak myśleli. Mogą ją również przeczytać ateiści, wyznawcy racjonalizmu stawiający w miejscu Boga ludzki rozum – zobaczą, że chrześcijaństwo wcale nie przeczy inteligencji i temuż rozumowi, przeciwnie, że jest uzupełnieniem dla nauki potrafiącym odpowiedzieć na pytania, wobec których mędrcy pozostają bezsilni i zderzają się ze ścianą. Mówiąc krótko i węzłowato jest to książka dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć czym chrześcijaństwo jest i jakie przesłanie Jezus Chrystus przyniósł na Ziemię. Nawet dla tych, którzy wątpią w jego istnienie i stoją w stosunku do chrześcijaństwa w głębokiej opozycji – może wtenczas przestaną wygadywać bzdury i staną się w dyskusji choć trochę konstruktywni.

 

Ale jest jeszcze jedna grupa, która książkę Lewisa powinni przeczytać absolutnie koniecznie – są to tzw. katolicy otwarci, uważający, że Kościół musi pójść z duchem czasu, unowocześniać się i zmieniać doktrynę zgodnie z trendami dyktowanymi przez lewacki mainstream – może po lekturze przyjdzie im wreszcie do łbów ułamek logicznej myśli i zrozumieją, że trendy i mody przemijają a chrześcijaństwo trwa od dwóch tysięcy lat dzięki wierności Chrystusowi i Jego Słowu.

 

C.S. Lewis w swoim „Chrześcijaństwie po prostu” tłumaczy nie tylko czym jest chrześcijaństwo ale objaśnia równocześnie kim jest chrześcijanin, kto może być za chrześcijanina uznany – i protestuje jednocześnie przeciwko rozszerzaniu znaczenia słowa „chrześcijanin” domagając się powrodu do definicji pierwotnej, zawartej w Dziejach Apostolskich na określenie ludzi, którzy przyjęli nauki Apostołów – wynika z tego wprost, że ktoś kto tej nauki przyjąć nie chce albo przyjmuje tylko jej część, jakieś pasujące mu fragmenty odrzucając inne jako przestarzałe, nie przystające do czasów współczesnych i nie do pogodzenia z postępem – chrześcijaninem zwyczajnie nie jest bo być nie może. Albo – albo, warunek przyjęcia całej nowotestamentowej treści jest tutaj warunkiem kluczowym, granicznym i nie podlegającym żadnej dyskusji. I w tym momencie czytelnik doznaje poznawczego dysonansu – iluż to wielkich tego świata szafujących swoją religijnością i przywiązaniem do Kościoła, iluż polityków zbijających kapitał z kościelnej ambony nie ma prawa określać się mianem chrześcijan! Lewis jest bezlitosny i nie uznaje kompromisów – tak, tak – nie, nie. Co nadto jest od złego pochodzi.

 

Podróż przez chrześcijaństwo rozpoczynamy od wyjaśnienia pojęcia „prawa naturalnego”, zasada słuszności i niesłuszności dowodząc jednocześnie, że jest ono wspólne dla wszystkich cywilizacji na przestrzeni dziejów – nawet tych, które wydają się nam skrajnie obce. Moralność, czyli interpretacja tego prawa, bywa oczywiście różna ale nigdy w stopniu całkowitym, podstawy zawsze były takie same, zawsze było wiele punktów wspólnych. Prosty przykład – islam i chrześcijaństwo różnią się w kwestii podejścia do wielożeństwa ale obie religie zgadzają się co do tego, że nie można mieć każdej kobiety wedle chwilowego kaprysu a cudzołóstwo jest grzechem, złem. To prawo naturalne jest głęboko wpisane w nasze człowieczeństwo, wdrukowane w naszą duszę. Można mu zaprzeczać, można się z nim nie zgadzać ale jego istnieniu zaprzeczyć nie sposób. Podobnie jak temu, że wszyscy to prawo naturalne ciągle łamiemy a potem szukamy wymówek na swoje usprawiedliwienie, co jest bezpośrednim dowodem na to, że uznajemy jego (prawa naturalnego) istnienie – nikt przecież nie będzie się silił na wymyślanie usprawiedliwień dla postępowania, którego nie uważa za złe.

 

Lewis porównuje to prawo naturalne do zapisu nutowego i jest to, moim zdaniem, porównanie trafione. Przecież nawet najlepszemu pianiście zdarza się zagrać fałszywy ton ale to wcale nie znaczy, że zapis, partytura nie istnieje – przeciwnie, oznacza to tylko tyle, że pianista – świadomie bądź nie – źle odczytał nuty. Jest jeszcze jeden powód, dla którego to porównanie mi się wiece podoba – otóż żadna partytura nie powstała sama, ktoś musiał ją zapisać. Podobnie jest z prawem naturalnym – w tym przypadku kompozytorem jest sam Bóg. Może ktoś oczywiście powiedzieć, że to wszystko jest absurdem i podać przykład nazistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji twierdząc, że przecież tam partytura była zupełnie inna, skrajnie odmienna od naszej. Owszem, miałby ten ktoś rację. Tylko że by dokonać takiego porównania musi mieć jakiś wzorzec, jakąś doskonałą partyturę, do której mógłby przystawić te dwie mniej doskonałe. I ten wzorzec właśnie to jest prawo naturalne, z którego istnienia wszyscy sobie zdajemy sprawę i z którym się zgadzamy, mimo że często dla własnego interesu je łamiemy.

 

Autor też dość dokładnie wyjaśnia skąd – jego zdaniem – się to prawo naturalne wzięło, czy też raczej kto jest ustanowił i kto wdrukował je w sposób nieusuwalny w nasze dusze czyniąc z niego istotę naszego człowieczeństwa. Mówiąc krótko i węzłowato C.S. Lewis odkrywa przed czytelnikami Boga stosując przy tym zasadę, doskonałą w swej prostocie i logice, „od rzemyczka do koniczka” albo – znowu posługując się metaforą – odkrywa, że skoro istnieje list (owo prawo naturalne) to istnieć musi też samą siłą rzeczy tegoż listu nadawca (czyli właśnie Bóg). Na razie jeszcze nieokreślony, po prostu jakiś Bóg, Stwórca Wszechświata.

 

Określenie Jego istoty następuje później, stopniowo i właściwie niezauważalnie wprowadzając czytelnika w istotę chrześcijaństwa i udowadniając, że to właśnie ta religia – jako ogół a nie któreś z konkretne wyznanie – jest najbardziej zbliżona do prawdy (czy raczej Prawdy), którą jest to wdrukowane w nas prawo naturalne i opis świata zawarty w Biblii. Ale o tym musi się już przekonać każdy osobiście, bezpośrednio, prowadzony przez Autora. Będzie to bez wątpienia wspaniała przygoda, która – być może – na zawsze odmieni sposób myślenia o chrześcijaństwie.

– – – – – – – – – –

Książka dostępna tutaj: Clive Staples Lewis „Chrześcijaństwo po prostu”

0

Alexander Degrejt

Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.

133 publikacje
29 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758