Bandzior, który pobił piłkarza Legii, mógł – mimo stadionowego zakazu – znów przychodzić na mecze, bo poręczyli za niego politycy, samorządowcy i ludzie sportu. Do dziś media nie zainteresowały się kim są ci ludzie.
Po sobotnim meczu Legii z Ruchem herszt stołecznych kiboli Piotr Staruchowicz (ps. „Staruch”) uderzył w twarz piłkarza Jakuba Rzeźniczaka. To nie pierwszy skandaliczny incydent z udziałem bandziora. W 2009 roku wobec „Starucha” orzeczono dwuletni zakaz wstępu na stadion Legii, ale w listopadzie 2010 roku zakaz ten został zawieszony.
W liście otwartym Zarządu Legii Warszawa do „Gazety Wyborczej”, opublikowanym w oficjalnym serwisie klubu, znalazłem takie wyjaśnienie okoliczności warunkowego odwołania stadionowego zakazu orzeczonego wobec Staruchowicza: „Został on [zakaz] zawieszony w zeszłym roku pod naciskiem opinii publicznej oraz poręczeniem polityków, warszawskich samorządowców i środowiska sportowego”.
W takim razie grzecznie pytam jacy to politycy, samorządowcy i sportowcy poręczyli za bandziora, aby Legia mogła cofnąć nałożony na niego stadionowy zakaz? Czy dowiemy się tego z mediów? Chyba dziennikarze powinni ustalić i podać do publicznej wiadomości nazwiska tych dobrodusznych polityków, miłosiernych samorządowców i wrażliwych ludzi sportu. Kim są ci „dobrzy wujkowie”?
Czy to politycy z PO, PiS czy SLD? O których warszawskich samorządowców chodzi, o współpracowników prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, czy może o jakichś innych? Kto ze środowiska sportowego maczał w tym palce? Czy „Gazeta Wyborcza”, Radio TOK FM i TVN24 spełnią swoją misję i nam te nazwiska podadzą? Czekam – jak w pokerze – i sprawdzam. Ale czuję, że znów mnie wyrolują.
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Nie tylko o sporcie - w blasku slonca, bez sciem i mrocznych tajemnic.