Rozejm w Dywilinie
11 grudnia 1618 roku zawarto w Dywilinie rozejm między Polską i Moskwą. Z datą wejścia w życie 3 stycznia 1619 roku i terminem obowiązywania na 14 i pół roku. Akt ten jest wart wspomnienia, dlatego że jest to ostatni traktat pokojowy z Rosją / nie noszącą wówczas jeszcze tej nazwy/ zawarty na polskich warunkach. Równocześnie jest to nie pierwszy i nie ostatni traktat z Rosją zerwany przez nią. Bowiem już 1632 roku na dwa lata przed upływem terminu wygaśnięcia rozejmu Moskwa rozpoczęła zbrojną agresję na Rzeczpospolitą.
Traktat ten jest też wart wspomnienia, gdyż w rezultacie jego zawarcia Rzeczpospolita Polska osiągnęła największy stan terytorialny w historii sięgający miliona kilometrów kwadratowych. Skrupulaci określają go na 990 tys. km2, ale przecież na południowym wschodzie Polska kończyła się na Dzikich Polach gdzie nie było ściśle określonej granicy.
Oblężenie Smoleńska przez wojska moskiewskie nie powiodło się ze względu na niemal błyskawiczną reakcję nowowybranego króla Władysława IV, a oblegająca armia Steina została zmuszona do kapitulacji. Doprowadziło to w konsekwencji do zawarcia, tym razem „wieczystego” pokoju Polanowskiego, który odwiecznym moskiewskim obyczajem został złamany już w 1654 roku.
Niestety traktat Polanowski z kolei „polskim odwiecznym obyczajem” nie wykorzystał zwycięstwa na polu bitwy dając Moskwie lepsze warunki aniżeli Dywilin. Lubujemy się w wykazywaniu szlachetnych gestów wobec pokonanych, tylko że ci nigdy nam podobnym nie odpłacali. Nawet Sienkiewicz ustami Wiśniowieckiego wyrokował: -„okażcie łaskawość pokonanym, a będą wam wdzięczni”. No i okazywaliśmy, tylko ta wdzięczność była przeważnie tak demonstrowana jak pruska za uznanie księstwa, lub austriacka za ocalenie Wiednia. Taką łaskawość okazaliśmy Moskwie w 1634 roku i Rosji bolszewickiej w 1921 roku.
Chyba jedynym korzystnym pokojem zawartym z pokonanym przeciwnikiem był pokój karłowicki z 1699 roku zawarty już za Sasa Augusta Mocnego, nota bene de facto wroga Polski spiskującego z Piotrem Wielkim przeciwko Polsce. Pokój ten przyniósł nam zwrot Podola z Kamieńcem Podolskim i prawobrzeżnej Ukrainy, czego niestety nie udało się odzyskać królowi – bohaterowi, zwycięscy spod Wiednia, Chocimia etc.
Ale i tu nie postarano się o uzyskanie realnego dostępu do morza Czarnego, co zapewnili sobie Rosjanie.
Refleksja nad tymi faktami może doprowadzić do wniosku o potrzebie zasadniczej zmiany naszego narodowego charakteru wykazującego jednostronną życzliwość dla wrogów, a przecież zachowanie chrześcijańskiej postawy nie stoi w sprzeczności z dbałością o własne interesy i trzeźwą oceną wiarygodności kontrahenta.
Te uwagi można odnieść do wszystkich traktatów podpisywanych przez przedstawicieli niezawisłego państwa polskiego.
Jak natomiast ustosunkować się do traktatów podpisywanych w imieniu Polski po roku 1989, mamy bowiem do czynienia z kontynuacją tworu nie suwerennego, jakim była PRL, a traktaty zawierane przez jego przedstawicieli to już nie tylko naiwna wiara w dobrą wolę kontrahentów, ale wprost zdrada polskich najbardziej podstawowych praw. I podobnie jak w Targowicy zdradą nie kupiono sobie łaskawości naszych możnych sąsiadów, a wprost przeciwnie na zasadzie starożytnego porzekadła, że „bek jagnięcia rozjusza lwa” doprowadzono do rozbiorów.
Prezenty, jakie ofiarowano Rosji i Niemcom w postaci „traktatów Skubiszewskiego i Wałęsy” nie spowodowały polepszenia stosunków, a jedynie stałą eskalację roszczeń i pretensji.
Ile czasu musi upłynąć żeby Polska podobnie jak w Dywilinie mogła wreszcie zacząć stawiać swoje warunki w regulowaniu stosunków międzynarodowych?