Z cyklu: kij w mrowisko
Uważam się za osobę dość tolerancyjną. M.in. dlatego dopuszczam sytuację, w której ktoś z upodobaniem stosuje sformułowanie: "polski obóz zagłady". A z kolei ktoś inny – jakaś rodzima press-tytutka, czy też inny w randze doradcy Prezydenta – sprawę bagatelizuje…
Wszak diabeł tkwi w szczegółach. Tu konkretnie: w doborze kryterium.
I wg kryterium geograficznego – faktycznie, sprawa jest do obrony. Wszak Oświęcim – to polskie miasto, tu pełna zgoda…
A teraz mocno liczę na to, że nikt nie zrobi ze swej gęby cholewy, konsekwentnie wykazując się swą niewzruszoną tolerancją, tym razem na rzecz dowolności doboru kryterium.
Wg kryterium: jaka nacja była obozów pomysłodawcą, właścicielem, użytkownikiem, beneficjentem – są to ewidentnie:
niemieckie obozy koncentracyjne.
Podkreślam, iż nie ma tu żadnej sprzeczności. To nadal te same obozy. Ale to była rozgrzewka, czas na tzw. clou.
Kryterium jak każde inne: jaka nacja była w nich najbardziej reprezentowana.
I gdyby tak dyskretnie wprowadzić do obiegu:
żydowskie obozy koncentracyjne
– myślę, iż błyskawicznie i w sposób definitywny (by nie rzec: ostateczny) – rozwiązałoby to z pozoru nierozwiązywalną kwestię, która nas ostatnio mocno trapi.
P.S.
Pytanie za sto punktów – o czym bardziej świadczyłyby ewentualne protesty superoburzonych:
o żydowskich kompleksach, czy rzeczywiście o tym, że poczuli się tym urażeni, vide:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,11834149,Paradowska__Superoburzona_nie_jestem__Za_to_premier.html