Bez kategorii
Like

Po co uczymy się historii?

17/04/2012
520 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Wczoraj zaś byłem gościem Klubu Ronina w Warszawie i również opowiadałem o swojej książce. I wyobraźcie sobie, że nikt na mnie nie krzyczał.

0


 Kiedy sprzedawałem swoje książki na targach w Poznaniu podszedł do mnie leciwy jakiś pan w towarzystwie równie leciwej damy. Zacząłem im opowiadać po co i dlaczego napisałem „Baśń jak niedźwiedź”, mówiłem o potrzebie przeredagowania polskiej historii i opowiedzenia jej na nowo. Mówiłem i mówiłem. Staruszek patrzył na mnie uważnie i jak mi się zdawało, w skupieniu. Przerwał mi jednak w końcu i wrzasnął: Pan nie lubisz historii?! Historia panie, jest panie, królową, panie, nauk! Po czym odwrócił się na pięcie i bardzo zdenerwowany odszedł.

 

Trudno mi było się pozbierać po jego wizycie, ale jakoś sobie poradziłem. Przyszli inni klienci i się otrząsnąłem.

Wczoraj zaś byłem gościem Klubu Ronina w Warszawie i również opowiadałem o swojej książce. I wyobraźcie sobie, że nikt na mnie nie krzyczał. Więcej – kiedy powiedziałem, że historii uczymy się po to, by wyciągnąć z niej jak największą ilość praktycznych wniosków potrzebnych nam dzisiaj, wszystkim bardzo się to podobało. Bo taki właśnie jest sens tej nauki.

Nam się dziś zdaje, że jest inaczej, że historii uczymy się po to, by podawać z pamięci daty i nazwiska, co ma zaświadczyć o naszej erudycji i przynależności do elity, ale to jest fałsz. Historii, tak jak dawniej, uczymy się po to, by mieć z tego jakąś korzyść dziś. Oraz po to, by nas nie oszukiwano i nami nie manipulowano.

Przypomnijmy sobie po co młodzi nobile przez całe wieki studiowali dzieła historyków starożytnych. Bynajmniej nie po to, by się popisywać znajomością tekstów. Oni czynili to ponieważ historia ta dawała im odpowiedzi na mnóstwo bardzo aktualnych pytań. A być może na wszystkie aktualne pytania. Szczególnie zaś te dotyczące polityki.

My dzisiaj jesteśmy od takiego rozumienia i takiegogo czytania historii oduczeni i oduczani nadal bardzo konsekwentnie. Postrzegamy historię jako zakurzoną teatralną dekorację, wśród której błądzimy ciesząc się dawną świetności i chwałą. Dekoracja jest słabo oświetlona i zmienić tego nie można bo ktoś obcy pilnuje przełącznika światła. O tym, by oświetlić scenę, przewietrzyć kostiumy nie ma mowy.

To jest sztuczne, fałszywe i złe. Musimy z tym skończyć. Obawiam się jednak, że nie będzie to łatwe. Po pierwsze dlatego, że nasze dekoracje dają utrzymanie zbyt wielu ludziom, którzy zainteresowani są wyłącznie ich konserwacją, a nie przestawianiem. Po drugie dlatego, że mamy złudne przekonanie o tym, że owa zasuszona historia do powód do chwały. Jest dokładnie odwrotnie. Jedynym powodem do chwały jest spojrzenie prawdzie w oczy.

Rozmawialiśmy wczoraj o świętym Stanisławie i o tym, że nie można uznawać biskupa za zdrajcę, bo to po pierwsze nieprawda, po drugie niszczenie symbolu jedności państwa nie ma dla nas znaczenia dzisiaj. Jeśli zaś ów symbol został zniszczony to należy się zastanowić gdzie i w jakich okolicznościach do tego doszło. Jak pamiętamy wszystko zaczęło się od eseju autorstwa Tadeusza Wojciechowskiego z roku 1904, który powołując się na jednego anonima, ogłosił biskupa zdrajcą. I ta wersja weszła na stałe do kanonu legend i opowiastek historycznych. I sobie tam leży. Jeśli zestawimy ją z wydarzeniami o trzy lata późniejszymi, czyli obchodzonymi hucznie w Krakowie urodzinami Grzegorza z Sanoka, o którym legenda mówi, że był potomkiem tych właśnie ludzi, którzy biskupa Stanisława porąbali mieczami, to musimy się nad tym zastanowić.

Bo może było tak, że nasz ulubiony zaborca, sympatyczny cesarz Franz oraz jego wspólnicy postanowił napisać naszą historię za nas i zrobić to w dodatku w taki sposób, byśmy nie mogli się spod jej przemożnego uroku wyzwolić. Zamiast Stanisława dostaniecie Grzegorza i też będzie dobrze, a Józef Ignacy Kraszewski napisze do tego stosowną powieść w konwencji zatytułowanej „wesołe przygody wybitnego humanisty”. Powieść ta nosi tytuł „Strzemieńczyk”. Mogło tak być? Oczywiście, że mogło. Ponieważ nic na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny, a już na pewno nie w miejscach takich jak wyższe uczelnie monarchii habsburskiej.

Zeszło się nam więc na humanizm, Grzegorza z Sanoka i Kallimacha. Same największe świętości współczesnego polskiego miłośnika historii. Ponieważ ani ja, ani prowadzący to spotkanie Grzegorz Braun nie mamy akurat dla tych świętości żadnego szacunku, przypomnieliśmy, że Kallimach musiał uciekać z Rzymu ponieważ szykował zamach na papieża Pawła II, po drodze do Polski zajrzał do Stambułu, gdzie zaoferował swoje usługi sułtanowi i dopiero stamtąd przybył do Lwowa najpierw, potem do Dunajowa, a stamtąd do Krakowa. I Krakowie mianowano go ni mniej nie więcej tylko wychowawcą synów królewskich. Jeśli sobie to uświadomimy, nie mamy innego wyjścia jak tylko zapalić małą punktową latarkę i zacząć oglądać nasze zakurzone historyczne dekoracje od nowa, kawałek po kawałku. I o tym właśnie będzie kolejny tom „Baśni jak niedźwiedź”, który oby ukazał się jak najszybciej. Będzie to wędrówka z punktową latarką wśród zakurzonych teatralnych dekoracji.

Pewien pan zauważył wczoraj, że jeśli wyrzucimy z panteonu Grzegorza z Sanoka i Kallimacha to zakwestionujemy cały polski renesans. W porządku, zróbmy to. Nie bójmy się. Najgorsze co możemy zrobić, to udawać, że nie widzimy tego co leży przed naszymi oczami. A do tego sprowadza się nauczanie historii Polski sprofilowanej i wycyzelowanej dawno temu w Wiedniu. Poprawionej nieco w Petersburgu i przetartej szmatką w Berlinie. Jeśli tego nie zrobimy będzie po nas. „Dosyć naśmiawszy się naszym porządkom, wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom” , że zacytuję tu słowa poety, który był stypendystą Albrechta Hohenzollerna i zapisał się na królewiecki uniwersytet Albretina pod nazwiskiem Hans Kochanoffski.

Na koniec chciałem najserdeczniej podziękować wszystkim tym, którzy mimo deszczu zechcieli przybyć do Klubu Ronina na spotkanie z nikomu nie znany autorem bloga i kilku książek. Przypominam także, że w dniach 20-22 kwietnia odbywają się w Warszawie, w Arkadach Kubickiego targi wydawców katolickich. Będę tam sprzedawał swoje książki. Zapraszam także na stronę www.coryllus.pl

 

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758