Polska podpisując Traktat z Lizbony nie tylko zrezygnowała z wpływów politycznych równych niemieckim, ale i zgodziła się na formalne istnienie Eurogrupy, a teraz o zgrozo jedynie „żebrze” o miejsce przy tym stole i to nawet bez prawa głosu
Dzisiaj na konferencji prasowej Martin Schulz wydał że Polska dlatego domaga się uczestniczenia w posiedzeniach Eurogrupy bez prawa głosu, gdyż według deklaracji premiera Donalda Tuska, nasz kraj chce wstąpić do strefy euro jeszcze przed 2015 rokiem!!! W Europie w której wszyscy liczą koszty funkcjonowania euro, w sytuacji pewnego uspokojenia na rynku kapitałowym po wpompowaniu przez EBC pół bln euro do systemu bankowego i w oczekiwaniu na następną transzę tanich pożyczek ogłoszoną na 28 lutego, uwaga przenosi się na recesyjne aspekty „paktu fiskalnego”. WgBloomberga olbrzymim problemem jest obsługa długu Eurostrefy wynoszącego €8,4 bilionów, w sytuacji gdy niespłacalny dług Włoch wynosi €1,9 bln. Jednocześnie ciężar zainteresowania przesuwa się w kierunku polityki fiskalnej i problemem pozostaje sposób zdelewarowania gospodarek.. Dlatego w świetle „zastępczej” debaty o ograniczonej ilości krzeseł przy stole Eurogrupy, należy uznać za szokująco nieprofesjonalny pierwotny wymóg Art. 4 „paktu fiskalnego”. Mówiący o zobowiązaniu się krajów których dług przekracza 60% PKB o konieczności jego redukowania w przeciętnej wysokości 1/20 rocznie. Gdyż Japonia likwidując nadmierny dług powinna wg powyższej rekomendacji zacieśnić politykę fiskalną i to na „szalonym” poziomie generowania nadwyżki budżetowej w wysokości 10% PKB, a więc ¥50 bilionów (1/20 200%-owego deficytu = ¥1 trylionowi), ukazując polityczny charakter wskaźników „paktu fiskalnego”.Ponadto jak jest zapisano w Artykule 6 przed przyjęciem ex ante wszelkie plany dotyczące emisji długu muszą być wysłane do Komisji Europejskiej i Rady.
Gdy porównamy bardzo poważne zamierzenia eurostrefy co do redukcji długu publicznego, nawet kosztem zahamowania wzrostu gospodarczego odmiennie kształtuje się polityka USA. Jak pisze James Mackintosh w artykule FTfm „US and the ambivalent nature of debt” wprawdzie Ameryka jest rekordowo zadłużona, ale ze względu na rekordowo niskie stopy procentowe, jej koszty obsługi długu jest niższy niż przed kryzysem. Również, z tego samego powodu, gospodarstwa domowe płacą najmniejszą część swojego dyspozycyjnego dochodu na obsługę długu od 1995 r. zgodnie z danymi Fed-u. Wraz z ze spadkiem jego wielkości, z 97,3% w pierwszym kwartale 2008 r. do obecnych 87%, stanowi to chwilowy oddech dla gospodarki, gdyż jak wynika z raportu Citigroup w USA, występuje silna korelacja między wzrostem zadłużenia a nominalnym PKB. Zawsze gdy następował proces delewarowania gospodarki, występował równocześnie spadek nominalnego PKB. Dlatego nie powinno dziwić, że ostatnim kwartale powstało w Ameryce więcej niż się spodziewano miejsc pracy, zaufanie klientów wzrosło, a bezrobocie spadło, a ilość wypłacanych zasiłków jest na poziomie najniższym od upadku Bears Stearns.
Wygląda na to, że koszty kapitału są na rekordowo niskim poziomie, niemniej grożą odpływem kapitału w bardziej produktywne miejsca na globie i może się powtórzyć sytuacja Japonii. W której proces aprecjacji w połączeniu z niskimi stopami procentowymi doprowadziły do „baniek” spekulacyjnych na rynku aktywów, dekad stagnacji i zadłużenia, w wysokości wg niektórych statystyk już na poziomie 230% PKB. Ponadto jak podaje WSJ obawy przed powtórzeniem opisanego procesu stoją za oporem Chin przed zgodą na aprecjację juana („The widely perceived trauma from the Plaza Accord has been cited by Chinese officials as a major reason for their hesitance to respond to similar pressure from the U.S. now to appreciate the yuan.”)Wygląda na to, że zadłużenie osiągnęło swoje maksimum i okres boomu, kiedy to zadłużenie gospodarstw domowych wzrosło z poziomu połowy PKB, jak i zadłużenie federalne do 100% mamy już za sobą.
Alan Brown ze Schroders uważa, że w najbliższych latach dług publiczny USA wzrośnie do 120% PKB, a Jamis Baz z funduszu hedge’ingowego GLG uważa, że Ameryka musi zmniejszyć swoje globalne zadłużenie z prawie 350% PKB do poziomu poniżej 200%. Tylko, że w świetle przedstawionych analiz oznaczałoby to 15-to letni okres stagnacji. Gdy nałożymy na to podobne procesy zaprojektowane w „pakcie fiskalnym” eurostrefy to oznacza, że świat po tym okresie już nie będzie światem Zachodu ale Wschodu.