Do WOSP mam stosunek ambiwalentny.
Przeszkadza mi parę rzeczy. Na przykład to, że z pieniędzy zebranych dzisiaj finansowany jest Przystanek Woodstock – impreza komercyjna, czysto rozrywkowa (na któraą– nota bene – zapraszani są, w roli dyskutantów, wyłącznie przedstawiciele politycznego mainstreamu). Przeszkadza mi także i to, że Jurek Owsiak wykorzystuje swoją popularność, zyskaną dzięki WOSP, do upubliczniania wypowiedzi o charakterze czysto politycznym i wspierających ludzi obecnej władzy. Uważam także, że biorąc pod uwagę ilość zaangażowanych ludzi, wolontariuszy, mediów, instytucji publicznych itp., WOSP jest prawdopodobnie najmniej efektywną akcją charytatywną na świecie (na każdą zebraną złotówkę pracuje nieproporcjonalna liczba podmiotów i osób). Wstrząsa mną fakt, że w porównaniu z budżetem służby zdrowia, środki zebrane przez Owsiaka stanowią zaledwie 0,07 tej sumy (to znaczy, że nieefektywny system ochrony zdrowia w Polsce powinien sobie świetnie poradzić także bez tych środków i jeśli mówi się, że WOSP uratowała ileś istnień ludzkich, to warto sobie zadać pytanie, ile owych istnień zostało zabitych przez państwową służbę zdrowia). Irytuje mnie szantaż stosowany przez Owsiaka wobec władz samorządowych, za pomocą którego wymusza współfinansowanie swojego przedsięwzięcia (w poprzednich latach ujawniły to – zdaje się – władze Wrocławia i Katowic, za co chwała im). Ale …
Ale z drugiej strony jest to akcja pozytywna, czyniąca nas choć trochę lepszymi, zbierająca – mimo wszystko – poważne sumy, pomagające leczyć ludzi, którzy takiego leczenia potrzebują. WOSP jest więc czymś, co lepiej, że jest, niż by miało tego czegoś nie być (zdanie godne – zaiste – Parmenidesa). I to właściwie by wystarczyło. Niech sobie jest i niech robi tyle dobrego, ile się da. Dlatego zdecydowałem się na przeznaczenie na licytację w ramach WOSP szachów podpisanych przez Garri Kasparowa, który gościł na moje zaproszenie w Parlamencie Europejskim. Podczas tego pobytu, poświęconemu głownie dyskusjom na temat sytuacji w Rosji, znaleźliśmy czas na małą partyjkę szachów, którą – co oczywiste – sromotnie przegrałem. I właśnie podpisane wówczas przez niego szachy przeznaczyłem na aukcję WOSP w Brukseli.