Projekt pomnika po poprawkach. Takie zbrodnie dokonywane przez UPA to fakt historyczny.
Jak było naprawdę ze sprawą słynnej fotografii w odniesieniu do pomnika ofiar OUN-UPA na Kresach?
MARTWE DZIECI CYGANKI ZE ZBRODNIAMI OUN – UPA W TLE CZ. I
DOKUMENTACJA MORDÓW UPA – FOTOGRAFIE MORDÓW Z TEKSTEM W JĘZYKU
ROSYJSKIM
WSTRZĄSAJĄCY KOMENTARZ AUTORSTWA „MATKI TRZECH CÓREK
http://smi2.mirtesen.ru/blog/43019758921/Tem-zhitelyam-Ukrainyi-komu-pam…
W KOMENTARZACH http://niepoprawni.pl/blog/2218/martwe-dzieci-cyganki-ze-zbrodniami-oun-upa-w-tle
Projekt pomnika po poprawkach. Takie zbrodnie dokonywane przez UPA to fakt historyczny.
Jak było naprawdę ze sprawą słynnej fotografii w odniesieniu do pomnika ofiar OUN-UPA na Kresach?
KWESTIA WSTRZĄSAJĄCEGO ZDJĘCIA
Historia ta zaczęła się po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. i mało kto wówczas przypuszczał ,iż jej reminiscencje odczuje się niemal 70 lat później w roku 2007…
Wówczas dwaj kilkunastoletni chłopcy, synowie nauczyciela z Jasionowa (pow. Brody), którzy uczyli się we Lwowie i mieszkali na stancji, postanowili wrócić do domu rodziców. Najwidoczniej bali się pozostawać w mieście, gdzie byli zapewne świadkami gorączkowych przygotowań Wojska Polskiego do obrony miasta. Było ono ważnym, polskim bastionem, nie tylko w tym regionie, ale przede wszystkim w skali ogólnopolskiej. Miało pierwszorzędne znaczenie dla kraju w wielu dziedzinach, zaraz po samej stolicy, dopiero co odrodzonej II Rzeczypospolitej.
Nic zatem dziwnego, że niemal natychmiast miasto stało się celem bombardowań Luftwaffe i marszu oddziałów Wehrmachtu. Całkiem przypadkiem można było zostać rannym. Wszystko zaś łącznie z patriotyczną atmosferą w mieście wskazywało, że walka będzie zaciekła i lwowianie łatwo się nie poddadzą.
Dziś już wiemy, że obu chłopcom udało się opuścić Lwów. Do domu nigdy jednak nie dotarli. Po kilku tygodniach znaleziono w lesie ich rozkładające się ciała. Zostali bestialsko zamordowani. Pozbawieni szkolnych mundurków, skrępowani i przywiązani do drzewa, w sposób uniemożliwiający jakikolwiek ruch.
Obu wycięto języki. Można sobie wyobrazić w jakich męczarniach zginęli ci chłopcy. Podejrzana była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która zabijała już przed wojną nawet Polaków i Ukraińców dążących do pojednania.
Ten mord charakterystyczny w swojej formie był swoistą zapowiedzią pewnego rodzaju wydarzeń.
W roku 1943, zanim jeszcze nastąpiła kulminacja rzezi dokonanej przez OUN-UPA w lipcu, przed 13-14 kwietnia został zamordowany Józef Ejsmont (gm. Stepań, pow. Kostopol).
Przywiązanemu do drzewa obcięto język, wydłubano oczy i przecięto go piłą. W okolicach Małyńska został również zamordowany miejscowy nauczyciel (gm. Berezne, pow. Kostopol), którego kilka dni dręczono przywiązanego do drzewa.
W ten sam sposób zamęczono mieszkańców wsi Medwedówka (pow. Kostopol) Teofilię Bagińską i Celestyna Bagińskiego. Dokładnie jak w pierwszym przypadku, w kwietniu we wsi Chorupań (pow. Dubno) nacjonaliści ukraińscy zamordowali miejscową nauczycielkę – Polkę lat ok. 40, której wcześniej gwarantowano bezpieczeństwo.
Przywiązali ją do słupa i żywcem spalili. Również wiosną tego roku (wieś Kołodno, pow. Krzemieniec) banderowcy rozstrzelali 4 mężczyzn: 2 Polaków i 2 Rosjan – zbiegłych jeńców.
Ciała drutem kolczastym przywiązano do słupów telegraficznych. Nad trupami zawieszono napis:
„To wykonała armia ukraińska jako przestrogę dla wszystkich, którzy chcieliby działać przeciw niej (…)”.
W Janowej Dolinie (pow. Kostopol) spora część złapanych Polaków została przywiązana do drzew i albo pozbawiona członków, albo spalona. W miasteczku Korytnica (pow. Włodzimierz Wołyński) w trakcie strzelaniny Polacy uwolnili kapitana sowieckiego, którego bandyci UPA przywiązali do słupa drutem kolczastym i bili do utraty przytomności.
18 czerwca 1943 roku (kolonia Marianówka, pow. Łuck) UPA dokonała spalenia 20 opuszczonych gospodarstw i zamordowali 3 starsze osoby, które pozostały – Józefa Dąbrowskiego, któremu odrąbano rękę, żonę Józefę, której obcięto pierś. Syn znalazł ich skrępowanych drutem kolczastym i powieszonych głowami w dół w studni. Obok znaleziono również niezidentyfikowaną osobę przywiązaną do drzewa drutem kolczastym głową w dół.
Po tych wydarzeniach i masowych okrutnych rzeziach, nastąpiła największa fala ludobójstwa w lipcu, kiedy tylko jednego dnia (w niedzielę 11 lipca 1943 roku) wymordowano w 160 wioskach ponad 15 tys. ludzi.
Należy podkreślić, że podobne do opisywanych przypadków napotykano również później. W miasteczku Mizocz (pow. Zdołbunów) na początku sierpnia 1943 roku członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordowali Eugenię (lub Genowefę) Brodowską lat 14, jej matkę poważnie zranili.
Obok do słupa przywiązali powrozami kobietę Zielińską i zakłuli ją nożami. W tym samym roku (wieś Werba, pow. Dubno) zamordowano Ukraińców Gontę i Cetnykewicza, którzy byli pracownikami tzw. Rejonowej Uprawy. Zmuszono ich do wstąpienia w szeregi UPA.
Ci jednak po jakimś czasie powrócili do pracy. Obu przywiązano drutem kolczastym za szyję do słupów i przyczepiono tabliczkę: „Za zdradę Ukrainy”. Obaj wykrwawili się na śmierć. Takie przypadki okrucieństwa miały miejsce aż do zlikwidowania OUN-UPA w drugiej połowie lat 40.
Według wspomnień Henryka Mielcarka żołnierza WP, wyszukanych w Archiwum Wschodnim ośrodka KARTA, latem 1946 roku w Bieszczadach znaleziono zwłoki, znajdujące się w miejscu kaźni najpóźniej od zimy.
Trup był rozebrany i przywiązany drutem do pnia drzewa. Przypuszczalnie był to jeden z zaginionych żołnierzy WP wysłanych po furaż dla koni.
Śmierć zadana przez UPA przynajmniej 100 tys. bezbronnym ludziom, licząc wyłącznie Polaków, miała różne okrutne oblicza, ale ten wspomniany sposób powtarzał się.
Inne również wyrafinowane przypadki okrutnych mordów dokonanych przez UPA są podane w wielu publikacjach. Zaznaczyć jednak należy, iż najbardziej wstrząsało świadków wydarzeń, którzy uszli z życiem równie okrutne traktowanie przez zwyrodnialców UPA małych dzieci.
Te wszystkie aspekty ludobójstwa banderowskiego (okrucieństwo i bezwzględność nawet w stosunku do dzieci) miał wyrażać pomnik, który stanąłby na pl. Grzybowskim w Warszawie, z inicjatywy Kresowego Ruchu Patriotycznego. Bowiem wśród tych kresowian, którzy przeżyli masakry, wykrystalizowały się dwa symbole związane z UPA.
Pierwszy to symbol bezwzględności tej organizacji, przejawiający się w nie okazywaniu litości dzieciom i drugi – okrucieństwa, czyli ofiary przymocowane do drzewa.
Po latach trwania politycznej poprawności wobec ZSRS, ta sama polityczna poprawność została odziedziczona w III RP wobec nacjonalistów ukraińskich, w zachodnich obwodach państwa ukraińskiego, w Polsce i na Zachodzie.
Najbardziej jaskrawym przykładem całkowitej „niewiedzy” historycznej jest działalność rządzących III RP nie uznających przez parlament ludobójstwa ukraińskiego dokonanego na 200 tysiącach obywateli polskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Wiodącą rolę w tym zakłamywaniu historii mają dziennikarze salonowi, w tym „Gazeta Polska” rozsiewająca kłamliwe opowieści majdanowe i o raju współczesnych Polaków mieszkających obecnie na Ukrainie, którzy według oszukańczego przekazu medialnego mają tam swoją ojczyznę, nie wspominając o banderowskich korzeniach obecnego rządu nacjonalistycznej Ukrainy.
Dziennikarze „Gazety Polskiej” posunęli się nawet do gróźb śmiertelnych w stosunku do osób określanych jako „znanych sprawców” swojego sprzeciwu i przekonań. Przykładem może być tekst z „GP Codziennie” autorstwa Wojciecha Muchy 29 – letniego kilku miesięcznego korespondenta „Nie damy się zastraszyć” ; 23 09 2014.
Wraz z upadkiem PRL-u nastała jednak jej druga odsłona zwana PRL – bis i nie zostało przerwane programowe milczenie w sprawie zbrodni OUN-UPA, lecz zyskana swoboda działań umożliwiła dość żmudną walkę o przerwanie tej sztucznej kurtyny i dała możliwość publikacji książkowych i internetowych, Pojawiły się w nich autentyczne zdjęcia miejsc masakr. Pomiędzy nimi było to jedno, które odnosi się do innego wydarzenia, a jest przedmiotem tego artykułu.
Zdjęcie do złudzenia przypominało popularną metodę zabijania przez OUN-UPA. Ponieważ w brutalny sposób banderowcy traktowali również najmłodszych, zostało ono natychmiast skojarzone ze zbrodniami.
Jeśli przyjrzymy się fotografii dokładnie, to dostrzeżemy, że zagięcia na fotografii pozornie przypominają drut kolczasty. Ten właśnie element mógł upewnić, że zdjęcie przedstawia wspomniane zbrodnie UPA z czasów wojny.
Oczywiście, jak się później miało okazać, przedstawiało ono równie autentyczne, tyle że inne wydarzenie jeszcze sprzed wojny. Dowiódł tego Dariusz Stola i Ada Rutkowska, publikując wyniki swoich badań w „Rzeczpospolitej” (19 maj 2007), wykazując, że przypadek mordu wraz z fotografią zawarty był w przedwojennym „Roczniku Psychiatrycznym”.
Kto, kiedy i gdzie dodał to zdjęcie do tych przedstawiających rzezie OUN-UPA, dziś – nie wiadomo. Pomylić się w tej kwestii było bardzo łatwo. Nie ma co oczywiście winić środowisk kresowych. Trudno przypuszczać, by starzy weterani mieli rozeznanie w przedwojennej literaturze psychiatrycznej.
Posiadali za to traumatyczne doświadczenia – informacje oraz obrazy z pamięci związane z tragiczną przeszłością – krwawą działalnością bojówek banderowskich.
O „wianuszkach z dzieci” albo ludziach przywiązywanych do drzewa i mordowanych z dziećmi włącznie słyszał chyba każdy weteran rodem z Kresów Południowo – Wschodnich. Niejednokrotnie widzieli również na własne oczy jeden z takich przypadków. Sam byłem świadkiem wyczynów UPA w Brodach w czasie tzw. uciekinierki ze Lwowa w tragicznych dniach września 1939 roku, a jeszcze kilka lat wcześniej nie daleko Truskawca. Jestem świadkiem historii, tej najokrutniejszej, w różnych okresach i pozornie innych wydarzeń martyrologii naszego narodu. Jak by te wydarzenia wspominać, jedno jest pewne, wszystkie miały obraz okrucieństw i śmierci. We Lwowie z okien mojego mieszkania przy ul. Jagiellońskiej 4 widziałem różne sceny, ze śmiertelnymi strzałami „z za węgła” do idącej kobiety trzymającej za rączkę małą dziewczynkę, którą po jej śmierci przykryła niesiona przez nią na plecach kołdra, lub pierzyna, a niej stróżka krwi rosnącej w krwawe bajoro. Dziewczynka przeżyła.
Po 22 czerwca 1941 w czasie anarchii, po pierwszej ucieczce bolszewików ze Lwowa, byłem na podworcu lwowskich Brygidek. Na ścianach widoczne były ślady krwi zmieszanej z mózgami. W bramie Brygidek napotkałem Rusina, termin Ukraińcy, we Lwowie nie był używany. Ten Rusin był naszym sąsiadem i nienawidził Polaków. To właśnie on rozlepiał na murach Lwowa afisze – „chcieliście Polski bez Żydów, macie Żydów bez Polski”. Gdy wkroczyli do Lwowa Niemcy rozlepiał afisze – „Żydzi wszy”. To on doniósł na mojego Ojca, to on zacierał ręce, gdy ukraińsko – niemiecki batalion „Nachtigall” 4 lipca 1941 roku zamordował po katyńsku, strzałami w tył głowy 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni na stoku Góry Kadeckiej – Wzgórzach Wuleckich.
To on, z ukraińskimi studentami Uniwersytetu Jana Kazimierza, z książki telefonicznej podawał Gestapo adresy profesorów, w tym mojego Ojca zamordowanego później.