Tekst (post?) mową wiązaną
W tuskobusie wyborami
Żyją wszyscy już kompani,
Każdy jest na targ gotowy —
Donek puszcza takie mowy: —
Ja każdemu zrobię dobrze,
Jeśli mnie w wyborach poprze.
Kaczki?… Ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Bronek wypalił z garłaczy,
Żadna Kaczka nie zakwaczy.
Jednej już skopałem zadek…
Ups… To przecież był wypadek…
Wkrótce Kaczce zrzednie mina,
Ja poparcie mam Berlina.
Już Kaczora zawiść zżera,
Że i Moskwa mnie popiera.
Zbudowałem wam Orliki,
Chociaż o nie był krzyk dziki.
Bywa, że za Niebios wolą
Jest też na nich waterpolo.
Podniosę poziom kultury,
Żeby pięła się do góry.
Widzę rolę dla Janusza,
Janusz do kultury zmusza.
Tylko cham, tudzież idiota
Nie pali z Januszem kota.
Wyżebrzę miliardów trzysta,
Bo wielki ze mnie artysta.
Wprowadzę do strefy euro,
Jeśli przy mnie będzie berło.
Będzie w Polsce bycze życie,
Jak w Atenach, jak w Madrycie.
Irlandię drugą zbuduję.
Ja obietnic dotrzymuję.
Wyspy zieleń szerzę wkoło.
(Ależ to jest mocne zioło!)
Gdy spraw kraju los jest marny,
Przyda kozioł się ofiarny.
Ja tę wiedzę mam po dziadku.
Dziadek wiedzę dał mi w spadku.
Dzidek służył za Führera,
Do dziś duma mnie rozpiera.
Także bardzo mnie to cieszy,
Że to Führer był od Rzeszy.
A ten Führer był marxistą,
On ideologię czystą
Marxa całą wdrożył w Niemczech,
Liberalizm już nie dręczy,
Z małą przerwą na Erharda,
Co wspomnienia jest niewarta.
Lecz mi dała doświadczenie,
Które bardzo sobie cenię.
By nie wrócił liberalizm,
Wyniki wdrażam analiz.
By nie było recydywy,
Prawię głupcom: cuda, dziwy.
W tymże celu się przezwałem —
Ich von Danzigüber alles —
Aby każdy, kto mnie widzi,
Się liberalizmem brzydził.
Wnet powstały dylematy,
Co mieć: masło czy armaty?
Wódz naknocił, że Niemiaszki,
Nie jadły bez kartek kaszki,
By nie wspomnieć w tamtych czasach
O bardziej smacznych frykasach.
Niemcy — porządkowy naród,
Z Niemiec ich ordnungu zaród
Dotarł nawet na Łubiankę,
Ale, gdy masz pustą bańkę,
Dzbanek, kufel, flaszkę, talerz,
To w swej głowie możesz znaleźć
Myśli wrogie i podstępne,
Które ciągu klęsk są wstępem.
Co tu zrobić, żeby z gardła
Się szkopskiego nie wydarła
W ciężkiej niemieckiej potrzebie
Skarga, że ich życie jebie?
Führer wybrnął, daję słowo,
Noc urządził kryształową.
Mi ta nacja — niedostępną.
Starczy, spojrzysz krzywiej, stękną,
Potem wrzeszczą głośno, piszczą.
Ani się obejrzę, zniszczą.
Ale za to mam kiboli.
W tejże ich używam roli.
Nic tu nie mam do ukrycia,
Kibol chłopcem mym do bicia.
Spyta kto o autostradę?
Kibolom zarzucam zdradę!
Zdradę stanu napomyka?
Kibolem mu pysk zatykam!
Rzuca wpływu agenturą?
Z kibolami jest ponuro!
Mnożę biurwy, jak króliki?
To kiboli są wybryki!
Przeogromny dług narasta?
Winien kibol jest i basta!
Pustoszą Polskę powodzie?
I co z tego? — Kibol w modzie!
Zbacza dysputa na stocznie?
Z kibolami bój rozpocznie!
Zniszczona trąbą papryka?
Ja kibolem ryj zamykam!
Nikt zarzutu nie wymyśli,
Co kibol nie ucieleśni.
Brzmi nowina uchu miła,
Ręce czyste mam, jak Piłat. —
Wskroś przez Polskę gna tuskobus,
I wszystko rozjeżdża łobuz.
Przyszłości obraz usilny
Wróży kolor świateł tylnych.