Teoria autobusu – inaczej – selekcji negatywnej znalazła znakomitą egzemplifikację w rządzie koalicji PO-PSL. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, iż wg tej teorii pasażerowie dowolnego autobusu (miejskiego, czy wiejskiego) postawieni w charakterze ministrów i premiera jako rząd – lepiej – ze stuprocentową pewnością wypełnialiby swoje obowiązki niż aktualny rząd. Nieprawdopodobna, a jednak uzasadniona teoria poparta wieloma przykładami na calym świecie. Otóż, zastanówmy się, kto w hierarchi urzędowej, partyjnej, czy administracyjnej – awansuje najszybciej? Odpowiedź jest prosta – ten, który najpilniej wykonuje wszelkie polecenia i zamysły przełożonego, nie bacząc na etyczną stronę operacji, czy czynności. Która partia zdobywa władzę? Ta, która najwięcej obieca, a mając już władzę – przekupi największą liczbę wyborców; przykładów niespełnionych obietnic aktualnego rządu w Polsce są setki, także kupowania wyborców. To ostatnie, to nie tylko sztuczne trzymanie relatywnie niskich cen bezyny przed wyborami, a po wyborach (wg nagrań), to słowa Tuska „…teraz qrwa, to może być nawet po 7 zł.”, to przede wszystkim zatrudnienie w administracji państwowej i samorządowej dodatkowo ponad 100 tysięcy nowych urzędników (co wspólnie z rodzinami i klientami daje kilkaset tysiecy pewnych wyborców). Pasażerowie autobusu natomiast reprezentują średnią krajową poziomu moralnego i kompetencji…
Winienem jednak dać pewne uzupełnienie owej teorii – dotyczy ona państw posttotalitarnych, np. postkomunistycznych, w których władzy się nie przekazywało, tylko była odbierana siłą, a poprzednicy albo ginęli, albo byli wsadzani do więzienia. Wydawałoby się, iż ten etap mamy za sobą, ale jednak odrodził się w nieco przypudrowanej formie, za to wyposażony w nowoczesne środki PR – kwitnie w Polsce w całej rozciągłości. Wystarczy pojawienie się bezwzględnego polityka, który dla lansu własnej osoby gotowy jest poświecić dobrobyt całych pokoleń (to podpisanie przez Tuska łupieżczego w stosunku do Polski pakietu energetyczno-klimatycznego). Teraz pokazanie prawdziwej twarzy ministrów i totumfackich tego rządu jest właśnie dowodem na negatywną selekcję, w wyniku której najwyżej dochodzą najbardziej gotowi na wszelkie draństwa, byle by służyły utrwaleniu władzy. O fachowych kompetencjach w tego rodzaju rządzie nikt nawet nie wspomni. Jaskrawym przykladem jest tu dobrze wykonujacy polecania aparatczyk Nowak, któremu powierzono resort infrastruktury, czy Siemoniak, który prawdopodobnie przed postawieniem na szefa MON nigdy nawet żadnej broni nie miał w ręku.
Co robi premier i nader spolegliwy prezydent po ujawnieniu prawdziwego oblicza wspomnianych prominentów władzy. Prezydent mówi o „zminimalizowaniu strat, jakie poniosła władza w Polsce”. Premier nie zamierza nikogo dymisjonować. Histeryczna reakcja jest jedynie w stosunku do podsłuchujacych – to wg Sikorskiego „zorganizowana grupa przestępcza, którą należy wyśledzić i surowo ukarać”. To samo mówi premier i wszyscy klakierzy. Zatem nie są winni nagrani ministrowie et cosortes, nie są winni tego, ze odsłonili swoje mafijne oblicza, że nawet narazili Polskę na międzynarodową krytykę jako niepoważnego państwa; winni są ci, którzy odsłonili tę patologię, tę zgniliznę moralną władzy. To zresztą nie pierwszy raz – kiedy służby kierowane przez Mariusza Kamińskiego wykryły łapownictwo w łonie PO i finansowe kombinacje Kwśniewskich – trzeba było odwołać ze stanowiska szefa ABW Kaminskiego i postawić jemu i agentowi Kaczmarkowi zarzuty prokuratorskie. Przekaz jest prosty – mamy władzę i co nam zrobicie, kradniemy, bo możemy i nikt nie będzie wykrywał patologi w naszym obozie – ten, kto się na to odważy – poniesie karę.
Dziwić jedynie może chęć przynależności do tej sitwy żerujacej na państwowym organizmie, do tego obozu władzy, który na każdym kroku robi rzeczy doprowadzajace Polskę do bezrobocia, do demograficznej zapaści, do rysujecego się kryzysu energetycznego, do braku zdolności obronnej panstwa itd., itd. Dziwić może fakt, iż nie wszyscy jeszcze dziennikarze i publicyści (ludzie wykształceni i inteligentni) przestali pisać panegiryki dla tego najgorszego rządu, jaki się Polsce przytrafił.
Dziwię się na koniec Polskiemu Stronnictwu Ludowemu – parti o najdłuższych w Polsce tradycjach, partii, w której moralne standardy były jednak przeważnie utrzymywane. Prezes Piechocinski żąda wprawdzie zmian personalnych w rządzie, ale na wyjaśnienie całej sprawy daje jeszcze kilka miesiecy. Złotousty Piechociński wydawał mi się w momencie walki o prezesurę jakimś nowym wcieleniem Savonaroli, tak jak wg Wańkowicza – Robert Kennedy. Różnica jest jednak taka, że zarówno pierwowzór, jak i idol Wańkowicza – ponieśli smierć w imię głoszonych przez siebie poglądów, a prezez PSL nie jest skłonny utracić synekur dla przedstawicieli swojej partii (chociaż, jako człowiek dobrze zorientowany – wie, że ta strata byłaby chwilowa).
3 komentarz