Kiedyś się mówiło, że wyrażać się „niepolitycznie” oznaczało – obskurnie, grubiańsko, lub zgoła nieprzyzwoicie. Pan Zagłoba powiadał, że przebywać w Mysikiszkach niewygodnie, a wychodzić niepolitycznie.
Polska scena polityczna przypomina obecnie raczej „obscenę” o czym miałem możność pisania niejednokrotnie przy różnych okazjach z aferą „taśmową” na czele.
No cóż: – „jaki pan taki kram”, jakie państwo takie i życie polityczne.
W przedwojennej Polsce główne ruchy polityczne emanujące różne partie miały swoje korzenie w działalności jeszcze w czasach zaborczych.
Źródłem tych ruchów były idee takie jak odzyskanie niepodległości, realizacja różnych idei społecznych, utrzymanie i pielęgnacja tradycji narodowych, koncepcja ustroju Polski i stosunek do rządów zaborczych.
Niezależnie od zmian koniunkturalnych ostatecznie skoncentrował się cały wachlarz poglądów politycznych w odpowiednich stronnictwach:
– ruch niepodległościowo socjalistyczny w Polskiej Partii Socjalistycznej – PPS
– ruch wiejski w Stronnictwie Ludowym -SL
– ruch narodowy w Stronnictwie Narodowym – SN zwanej „Endecją”
– ruch chrześcijańsko społeczny w Chrześcijańskiej Demokracji – ChD, zwanej „Chadecją” / od 1937 roku Stronnictwo Pracy –SP/
Do tego należałoby dodać próby stworzenia reprezentacji politycznej dla obozu piłsudczykowskiego, najpierw był Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem – BBWR, a później Obóz Zjednoczenia Narodowego – OZN, zwany popularnie –„Ozonem”.
Ważne dla oblicza polskiej sceny politycznej było utworzenie Obozu Narodowo Radykalnego – ONR jawnie nawiązującej do włoskiej Falangi.
Charakterystyczną cechą polskiego życia politycznego przed wojną była wiodąca rola stronnictw o wyraźnie nakreślonej idei, którą zamierzały zrealizować.
Ten rodzaj reprezentacji politycznej narodu zdominował życie polityczne Polski w czasie wojny, zarówno rząd na uchodźstwie jak i delegatura krajowa opierała się na współdziałaniu czterech głównych stronnictw, a mianowicie: Stronnictwie Narodowym, Stronnictwie Ludowym, Polskiej Partii Socjalistycznej, która na czas wojny przybrała kryptonim WRN /Wolność, Równość, Niepodległość/ i Stronnictwie Pracy.
W PRL polska reprezentacja polityczna została zniszczona na rzecz sowieckiej agentury, którą były PPR, jej następczyni PZPR i ich satelici.
Po roku 1989 nie odtworzono politycznej reprezentacji narodu niepodległego państwa polskiego, ale z jednej strony dokonano kontynuacji stanu z PRL przez przekształcenie PZPR w „Sojusz Lewicy Demokratycznej” i pozostawienie jej satelitów ZSL / Zjednoczone Stronnictwo Ludowe/ i Stronnictwa Demokratycznego, /SD/. Te partie wraz z ROAD’em stanowiły grupę uprzywilejowaną korzystając z pozostawionego po PRL majątku, a nawet w przypadku SD zagrabionego Stronnictwu Pracy.
zaś partie polityczne mnożyły się jak grzyby po deszczu, tylko że powstawały z dnia na dzień dla załatwiania jakichś interesów i następnie likwidowały się żeby dać miejsce następnym. Tego typu doraźne rozgrywki prowadzone są po dzień dzisiejszy z tym że wprowadzenie progu wyborczego ograniczyło ich liczbę.
Wszystkie partie polityczne funkcjonujące w parlamentarnym obiegu oscylują wobec tej samej bezprogramowej formuły skupiając się na emisji wyborczych obietnic mających skaptować wyborców.
Nie widać w tym żadnego długofalowego programu, ani ideowego oblicza partii.
Nie będę oczywiście wspominał, że przez zdecydowaną większość czasu rządziły nami partie, których mocodawcy najwyraźniej rezydowali poza Polską.
Niekiedy ma to zawoalowany charakter, ale ostatnie wydarzenia ujawniły źródła decyzyjne, które kształtują się zgodnie z rytmem i napięciem oburzenia z tytułu zagrożenia ich interesów w Polsce, zwanych dla zmylenia „porządkiem demokratycznym”.
Stan organizacji struktur politycznych dominujących w Polsce jest dyktowany układem zwanym eufemicznie „klientyzmem”, ale którego podstawą działania jest reprezentowanie obcych interesów do czynienia szkód Polsce włącznie.
Nosi to znamiona zwykłej zdrady, ale w „III Rzeczpospolitej”, podobnie jak w XVIII wieku, zdrada uchodzi bezkarnie, a nawet jest powodem robienia kariery.
Obecny rząd doszedł do władzy głosząc hasła zerwania z „klientyzmem” i obrony polskich interesów, jak dotąd stara się to robić na poszczególnych odcinkach aktywności wywołując ataki nie tylko z zagranicy, ale przede wszystkim ze strony tych, którzy do niedawna rządzili Polską.
Ten stan powoduje stałe napięcie i pracę rwaną, od jednego zdarzenia do drugiego.
Najgorzej, jeżeli czynnikiem inspirującym działanie jest bieżąca kampania medialna częstokroć wywoływana celowo dla wymuszenia określonych reakcji.
Sztandarowym przykładem jest wyraźnie sprowokowany „sabat czarownic” w sprawie aborcji i odpowiedni wrzask medialny.
Nie byłoby tego wszystkiego gdyby na wstępie w zgłoszonym przez zwycięską partię programie znalazłby się zapis dotyczący ochrony życia ludzkiego w pełnym wymiarze tego życia, zgodnie nie tylko z etyką chrześcijańską, ale także z prawem rzymskim. Wówczas zbędne byłyby jakiekolwiek odrębne ustawy oprócz tych, które chronią zdrowie i życie ludzkie.
Podobnie sprawa miałaby się z owym niewydarzonym „trybunałem konstytucyjnym”, który jest oczywistym podrzutkiem Jaruzelskiego i który w niepodległym państwie polskim był całkowicie niepotrzebny.
To sąd najwyższy jest jedynie kompetentny do rozstrzygania sprawy zgodności ustaw z konstytucją, tak jest to rozwiązane w konstytucji z 23 kwietnia 1935 roku i tak jest w Stanach Zjednoczonych, państwie nie tylko że znacznie większym, ale też i o bardziej skomplikowanej strukturze.
Sprawą istotną jest forma walki politycznej, częstokroć to przeciwnik zwalczając z nadmiernym zapałem swego konkurenta stwarza mu warunki do wygrania. Tak było w dużej mierze z polskimi wyborami w 2015 roku, a szczególnie z wyborami prezydenckimi w USA.
Należy o tym pamiętać i nie poświęcać swemu przeciwnikowi zbyt wiele czasu.
Niestety z tego, co mogę zaobserwować to prominentnym działaczom PO i ich sojusznikom prorządowe media poświęcają więcej czasu aniżeli własnym działaniom i zamiarom.
W Ameryce głównym przegranym w wyborach nie jest nawet pani Clinton, ale przede wszystkim dotychczasowa dyktatura medialna, która kreowała całe życie amerykańskie – począwszy od mody, a kończąc na wyborach prezydenckich.
Ich klęska nie jest chwilowa, ani też nie dotyczy wyłącznie mediów, które są tylko narzędziem w rękach decydentów promujących globalizm kulturowy, czyli takie wymieszanie kultur, które uczyni człowieka bezbronnym wobec natrętnej manipulacji jego zmysłami, a w konsekwencji zamieni go w posłuszne narzędzie.
W Polsce znajdujemy się jeszcze w fazie pełnego władztwa mediów, które w myśl zasady Liwiusza promują przede wszystkim opinie negatywne znacznie łatwiej przyswajalne aniżeli pozytywne.
W tych okolicznościach warto pokusić się o stałe źródło informacji społeczeństwa o mediach i ich metodach manipulacji.
Przykładem może służyć fabrykacja idoli z postaci zgoła kontrowersyjnych, lub oczywistych miernot i odwrotnie przypisywanie, a nawet wręcz fabrykowanie negatywnych cech ludziom reprezentującym inne poglądy, lub niezależnym. Nie wiem, kto i na jakich warunkach kieruje obecnie propagandą rządową? Poprzednia ekipa korzystała z potężnego wsparcia tymi mediami, którymi steruje operator globalistyczny, działania obecnego rządu są w tym względzie ubożuchne nie tylko w wymiarze materialnym, ale co znacznie gorzej – intelektualnym i psychologicznym.
Prymitywne wychwalanie każdego wydarzenia i każdej osoby spotka się z taką samą reakcją jak w swoim czasie propaganda PRL.
I nie chodzi tu o meritum sprawy, ale nabytą przez Polaków przez dziesięciolecia niechęcią do wszelkiego lukrowania rzeczywistości.
Najwyższy czas żeby tym zagadnieniem zajął się ktoś intelektualnie i moralnie dojrzały do nadania tej działalności charakteru dialogu ze społeczeństwem, a przede wszystkim klarownego i rzetelnego przedstawienia doraźnych i dalekosiężnych celów swego działania.
Najwyższy czas wyjścia z rozgrywek typu „taśm” Sowy czy czegoś w tym nikczemnym sposobie i przejść do szczerej rozmowy traktując rozmówcę jak partnera, a nie jak bezmyślny tłum, który przełknie wszystko.
Wskazania zmiany oblicza tego, co się nazywa „sceną polityczną” to nie tylko wymagania estetyczne, o jakich wspominał Herbert, ale po prostu wymóg chwili, w której zagrażają nam śmiertelne niebezpieczeństwa.
2 komentarz