List Otwarty do Prezydenta RP w 70 rocznicę powstania Armii Krajowej. Ode mnie.
Panie Prezydencie Komorowski.
Oto dziś z w 70 rocznicę powstania Armii Krajowej Prezydent mojej Ojczyzny nie znajduje Pan czasu, aby pojawić się nad Grobem Nieznanego Żołnierza i uścisnąć rękę i popatrzeć w oczy epigonom największego wysiłku patriotycznego, na jaki stać było Polaków po odzyskaniu niepodległości. Mógłby Pan, choćby nie bardzo chciał, uczynić ten mały gest dla ludzi, dla nich – jeszcze żyjących. I dla tych, co odeszli tam, którym zastępy aniołów utworzyły szpaler, w rękach trzymając anielskie swe trąby z biało-czerwonymi proporczykami i zagrały im najpiękniejszą pieśń ojczyźnianą – Mazurka Dąbrowskiego. Mógłby Pan – z szacunku choćby czy przebiegłości politycznej – iść za słowami Andersa – i nieść przed sobą hasło: „Odrzućmy wszystko conas dzieli i bierzmy wszystko co nas łączy w pracy i walce o niepodległość Polski”.
Panie Prezydencie. Patrzą na pana Narutowicz, Wojciechowski, Mościcki. Co Pan im kiedyś powie? Żewybrał Pan Walentynki, gdy tam na zimnie w Warszawie stało gromadka kombatantów, którzy za chwilę sami staną się wspomnieniem historii, a dziś są jeszcze jej żywym dowodem. Nie znalazł Pan czasu, bo dziś są Walentynki. Bo kojarzą mu się mu z miłością. Prokreacją. Pana dziećmi, dobrym obiadem w domu i kabaretem, który od czasu do czasu zaprosi Pan do Pałacu Prezydenckiego. W Walentynkach widzi „najpiękniejszą formą przekraczania granic i odnajdywania swojego miejsca w nowej ojczyźnie jest droga poprzez uczucie, poprzez związek, poprzez małżeństwo”.
Tak Panie Prezydencie. Ma pan rację. Miłość i małżeństwo to piękna rzecz. AKowcy poświęcili swoje żony i mężów , osobiste szczęście na rzecz tego, co Pan może nigdy nie czuł i nie poczuje: uczucia do Ojczyzny. Ojczyzny, która jest naszą matką, jak twierdził JP II.
Niech Pan o tym pamięta. Zawsze. Bo kiedyś część narodu, ta, którą Pan tak jaskrawo lekceważy, zapomni o Panu. Tak jak dziś Pan zapomniał o tak ważnej dla Polski rocznicy. Pan też kiedyś stanie do raportu.
Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!