Prolog
Jest rok 2011. Na Starym Rynku w Toruniu rozradowany prezydent RP Aleksander Kwaśniewski krzyczy: Teraz będziecie mogli wyjeżdżać na Zachód. Europa stoi otworem! Gawiedź jest w ekstazie i liczy w myślach euro, które niechybnie zarobi na saksach. Nie zwraca uwagi na dość zabawny i dziwny fakt, że oto głowa państwa nie posiada się ze szczęścia z wyjazdów jego ziomków z Ojczyzny. Z rzobicia rodzin i utraty najbardziej warotościowej siły roboczej.
Jest rok 2013.
W Padwie grupa młodych Arabów zaprasza mnie do siebie. Za ścianą, w fatalnych warunkach mieszka Polak. W kraju był nauczycielem rosyjskiego, tu nie dość, że jest nikim, to jeszcze nie wie, jak wrócić do kraju. Zresztą, to nie najważniejszy problem. Bo po co wracać i dokąd bez środków do zycia? Wstyd. Już lepiej pojechać do Austrii lub Niemiec i zasilić szeregi Obdachlosen – Bezdomnych, największej polskiej organizacji w Unii Europejskiej. Tyle, że i stamtąd po 3 miesiącach pogonią. Szklane domy okazały się rzeczywiście ze szkła. Azylanckie dolce vita jest dla Afgańczyków, ty bracie jesteś z wolnego kraju. Z zielonej wyspy. Tobie nic się nie należy.
Jest rok 2014.
Bawarczyk w krótkich skórzanych spodenkach pyta się mnie „Woher bist du?” Odpowiadam „Aus Polen”. Niemiec szczerzy zęby i powtarza „aaa… Pollin, Pollin”. Jego żona łapie go za rękaw i krzyczy „Nie, on nie jest z wioski Pollin, tylko z Polski!”. Oboje patrzą się na mnie z lekceważącym uśmiechem i pytają się „Ey Mann, wo is’ mein Auto?”
Dawno temu napisałem tekst pt. Dlaczego nas nie lubią, nie szanują? Chodzi oczywiście o Polaków na emigracji. Tym podobne zachowania zdarzają się przecież wszędzie. KIlka lat temu w Paryżu, widziałem szpaler żandarmów otaczający mały placyk przed kościołem polskim. Skąd się wzięła ta nagła mobilizacja francuskich stróżów prawa? Wystarczyło być godzinę wcześniej w metrze. Jubel, wrzaski, krzyki i spożywanie różnego autoramentu rozweselaczy przez naszych rodaków.Wystarczyło też wejść do jednego z pobliskich sklepów. Nie ma dnia, żeby z półek nie zniknęła jakaś flaszka i to nie z mlekiem dla niemowląt. Tu też byli nasi.
Skąd się to bierze? Na pewno z biedy i beznadziei. Ale czy tylko? Nie, obserwuję zagranicą od wielu lat różne nacje i widzę, jak oni są zorganizowani. Turcy, Arabowie, Hindusi dbają przede wszystkim o informacje prawne, większość zarobionych pieniędzy inwestują w swoim kraju. Są zorganizowani, są całością. My nie. Spotykasz Polaka na ulicy we Wiedniu, Paryżu czy innym mieście, to lepiej uciekaj. Nie przyznawaj się do swojej polskości, mów w obojętnie w jakim języku, byle nie po polsku. Takie są reguły gry. Rodak znad Wisły, to kłopot, to twój wróg, oszuka cię, zadenuncjuje, będziesz miał problemy. Organizacje polonijne zajmują się sobą, wydają za ciężkie pieniądze na nikomu niepotrzebne kolorowe gazetki. Zresztą, mało kto o nich słyszał. Nie masz pieniędzy, nie masz kumpla, któremu możesz zaufać, to giniesz. Pies z kulawą nogą się tobą nie zainteresuje.
Po kryzysie na Ukrainie sytuacja jest jeszcze gorsza. Węgrzy, Czesi, Niemcy i nni obarczają nas winą za przyłożenie ręki do tragedii tego kraju. Ludzie w Eurpie się budzą. Powoli niestety i cokolwiek za późno. Pytają się mnie, co z was za ludzie, skoro nawet śmierci waszego prezydenta nie umiecie wyjaśnić! ? I co mam im odpowiedzieć?
Fot.: autor, Kościół Polski w Paryżu.