O socjalizmie i gimnazjach klasycznych
19/06/2011
344 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Socjalizm jak wiadomo był ustrojem realistów zrobionym dla realistów. Wszyscy w socjalizmie byliśmy realistami
Wszelkie niszczenie rzeczy trwałych i dobrych odbywa się etapami. Tak być musi, bo od razu się nie da niczego zniszczyć, zachodzi obawa, że odrośnie i będzie jeszcze mocniejsze lub opór przeciwko niszczycielom będzie tak wielki, że nie dadzą sobie oni rady i w dłuższej perspektywie czekać ich będzie klęska. Tak więc najpierw musi być etap osłabienia struktury, podkopania jej, wyszydzenia, częściowego popsucia, a z likwidacją czeka się zwykle na jakąś tak zwaną „dziejową okazję” czyli na wojnę lub rewolucję. I mógłbym ten schemat napisać na dowolnym, bardziej dramatycznym przykładzie, ale przyszło mi akurat do głowy szkolnictwo i wychowanie młodzieży.
Oto w Cesarstwie Rosyjskim były dwa rodzaje gimnazjów; realne i klasyczne. Te pierwsze z grubsza rzecz biorąc były dla mniej ambitnych a te drugie dla innych. Dla tych, którym chciało się uczyć łaciny i greki oraz zgłębiać historię starożytną. Tak jak w wielu przypadkach nazwy obydwu instytucji były mylące i powinno się je zamienić. To gimnazjum klasyczne winno być nazwane realnym. A realne? Bo ja wiem? Może syfiastym? Ale wtedy zabrakłoby nam skali dla określenia naszych dzisiejszych szkół oraz ich poziomu.
Nie mogło być realnym bowiem coś co istniało w okolicznościach dalekich od realizmu, to jednak wiemy dzisiaj, wtedy uczniom i nauczycielom szkół realnych wydawało się, że są na właściwym miejscu, a przed nimi przyszłość, jeśli nie świetlana to na pewno spokojna i przewidywalna.
Z chwilą kiedy zakończyła się epoka władzy uświęconej, władzy opartej na hierarchii urzędniczej, będącej wprost odzwierciedleniem hierarchii rycerskiej, zakończyła się także –choć nie od razu – epoka gimnazjów klasycznych i realnych. Z tym, że socjalistom chodziło raczej o likwidację gimnazjów i szkół klasycznych niż tych drugich. W realnych obniżyli jedynie poziom do takiego, który zadowolić mógł każdego, by każdy mógł w nim zdobywać szlify i maturę i wyuczyć się na wojskowego.
Gimnazjum klasyczne zniknęły w Polsce z powierzchni ziemi po roku 1945, ich miejsce zajęły tak zwane szkoły renomowane, z którymi musimy borykać się także dziś. Taką szkołę kończył na przykład prezydent Komorowski i pewnie miał w niej nawet jakieś wyniki, ale było to dawno i biedny zapomniał, niektórych liter. To się zdarza. Prezydentem jednak został, można więc śmiało powiedzieć, że na coś się te renomowane szkoły, podróbka dawnych klasycznych gimnazjów przydają.
Socjalizm jak wiadomo był ustrojem realistów zrobionym dla realistów. Wszyscy w socjalizmie byliśmy realistami czyli myśleliśmy i żyliśmy kategoriami narzuconej nam hierarchii. Przedszkole, szkoła, wojsko, praca. Potem dzieci, wódka, rozwód, czasem więzienie lub dom wariatów potem cmentarz. Niektórzy jeszcze potrafili w tym wszystkim upchnąć jakieś studia. Na tym mniej więcej polegała codzienność w socjalizmie realnym, który nic doprawdy nie miał wspólnego z gimnazjami realnymi za cara.
Zrozumiałe jest, że w takim systemie żadne klasyczne wykształcenie nikomu nie było potrzebne. Bo i po co. Wykształcenie klasyczne stało się domeną filologów klasycznych, na którym to wydziale poziom był prawie tak samo wysoki, jak w gimnazjach klasycznych za Mikołaja II, ale jednak trochę niższy. I prawilno.
Dlaczego? Dlatego, że historia klasyczna i znajomość języków klasycznych to nie żaden brak realizmu tylko szkoła polityki. Ludzie, który mieli w programie historię Rzymu zajmowali się po prostu analizowaniem przypadków politycznych i uczyli się na nich zachowań w konkretnych współczesnych sytuacjach i to pomagało im w życiu i w karierze politycznej o wiele bardziej niż wszelkie „realizmy”. Gimnazja klasyczne uczyły realizmu właśnie, realizmu politycznego. Ten zaś nie był głoszącym wolność, równość, braterstwo bandytom do niczego potrzebny. Usłużna zgraja profesorów wymyśliła dla nich nowe programy nauczania, w których historia z politycznej zamieniła się w baśniową lub męczeńską, przestała uczyć, a zaczęła fascynować, czyli inaczej mówiąc hipnotyzować. Mamy dziś rzesze ludzi „zafascynowanych” różnymi okresami w dziejach, którzy nie potrafią wyciągnąć ze swojej wiedzy ani jednego związanego ze współczesnością wniosku, bo to im się po prostu nie zgrywa w głowie. Tamto idzie „swojo szoso”, a życie „realne” „swojo”. Ta sama zgraja profesorów zamieniła nauczanie o literaturze czyli o tworzeniu narracji na idiotyczne i bezsensowne omawianie coraz głupszych lektur. Tak było, bo nikomu nie byli potrzebni ludzie myślący samodzielnie. Żeby myśleć samodzielnie trzeba było mieć certyfikat partii i wydać w ręce jakichś zbirów kilku kolegów. Na myślenie samodzielne zasługiwali też wszelkiej maści serwiliści i dupowłazy, gotowi uczyć się na pamięć regulaminów i „Kapitału” Marksa. Ich kierowano w nagrodę do szkół, gdzie uczono „myślenia politycznego”. Tak było, ale to już przeszłość. Okazało się bowiem, że nawet z tej źle nauczanej historii można wyciągać jakieś wnioski, okazało się, że nawet ze źle omawianych lektur człowiek może czerpać jakąś frajdę. Dziś więc jesteśmy w przededniu likwidacji szkolnictwa jako takiego, nie tylko w sensie klasycznym czy realnym, ale każdym.
Na koniec chciałbym przypomnieć jednego z największych politycznych realistów jakich nosiła święta ziemia Najjaśniejszej Rzeczpospolitej czyli Stanisława Żółkiewskiego, on to właśnie namawiał syna do czytanie historyków rzymskich. To była podstawa wykształcenia realistów. Jedynym bowiem realizmem jest realizm polityczny.
O innych politycznych realistach możecie przeczytać w mojej nowej książce „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” dostępnej tak jak inne moje książki na stronie www.coryllus.pl