Byłem niedawno w wielkim składzie taniej książki. Naprawdę ogromnym. Ludzi nie było zbyt wielu za to książek zatrzęsienie. Rozejrzałem się i nie mogłem uwierzyć w to co widzę
Tak jak zapowiadałem wkrótce rozpocznie się na stronie www.coryllus.pl promocja i sprzedaż książki naszego kolegi Toyaha. Wydanie ogromnego zbioru jego tekstów, który jest w dodatku tylko pierwszym tomem całości to sukces i powód do rozważań na temat dystrybucji ważnych treści na rynku zwanym czasem rynkiem mediów. Zanim przejdę do sedna opowiem wam jednak pewną historyjkę.
Byłem niedawno w wielkim składzie taniej książki. Naprawdę ogromnym. Ludzi nie było zbyt wielu za to książek zatrzęsienie. Rozejrzałem się i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Same sławy. Same nazwiska w cenie 7, 50 od sztuki. Począwszy od Zygmunta Freuda na Sławomirze Shuty kończąc. Całe pryzmy literackich wielkości, wśród których chodzą malutcy ludzie i szukają uzupełnienia do jakiejś serii o miłości, którą sobie akurat kompletują. Gdzieś pod oknem książka Igora Janke „PO Pisowa rewolucja”. Cena – 7, 50. Za 500 stron druku. Stałem tam i nie mogłem uwierzyć. Ktoś pisze książkę, wkłada w to serce i pracę, potem to idzie do księgarń poprzez hurtownie, a potem – mniej więcej po pół roku – ląduje na straganach z tanią książką, a potem w mieszalniku z pulpą celulozową. – Taki jest ten biznes – powie ktoś. Niekoniecznie, bo ja ten biznes trochę znam i wiem, że on wcale nie musi być taki. On taki jest dlatego, że na rynku książki nie przepływają dziś żadne płatności. Poza tymi oczywiście, które podmioty pobierają sobie z budżetów państwowych w ramach różnych przywilejów i machlojek. Sytuacja ta powoduje dramatyczny spadek zainteresowania wydawców promocją tytułów i autorów. Całe natomiast zainteresowanie domów wydawniczych skupia się na tym, jak tu wydrenować budżety strzeżone przez urzędników. I tyle. To co się nazywa kanałami dystrybucyjnymi czyli sposoby sprzedaży książek są albo zarośnięte długami, jak rów melioracyjny sitowiem, albo prowadzą wprost do ścieku czyli do wspomnianych już składów taniej książki.
Po cóż więc pisać – spyta ktoś. Otóż pisać trzeba bo istnieją czytelnicy, którzy są dalece niezadowoleni z oferty księgarskiej. Wystarczy posiedzieć chwilę w jakiejkolwiek bibliotece na prowincji i posłuchać co mówią ludzie, którzy wypożyczają tam książki. Ja ostatnio właśnie tak spędzałem czas. Bardzo pouczające. Otóż okazuje się, że wbrew twierdzeniom polityków wszystkich opcji, nie jesteśmy motłochem. To budujące i ważne spostrzeżenie. Dla mnie tym ważniejsze, że to ja podjąłem się promocji i dystrybucji książki Toyaha, gwarantując mu, że kanał, którym będę zawiadywał, nie zaprowadzi produkowanych przezeń treści do ścieku tylko wprost do serc czytelników. Na tym bowiem polega dziś handel książką. Nie na tym – jak mnie kiedyś próbowano przekonywać – by przepychać tony zadrukowanego papieru poprzez hurtownie do blokowisk. O nie. Handel ten, wobec sytuacji – czysto gangsterskiej – na rynku, polega na ofiarowywaniu ludziom dobrego towaru po przystępnej cenie w warunkach sympatycznej intymności i porozumienia, które wyklucza jakiekolwiek złe intencje. Siła książki polega bowiem na tym, że jest to medium intymne. Najbardziej intymne spośród dostępnych dziś mediów, może jedynie radio ma szansę z nią konkurować. Ludzie właśnie dlatego czytają książki i dlatego ich poszukują. Jeśli nie mają innej możliwości idą na stragan z tanią książką.
Pomyślałem, że blog, prócz innych licznych funkcji, może spełniać także funkcję promocyjną, może być miejscem, gdzie ludzie znajdują interesujące ich treści i zabierają je do domu, na swoje biurko, pod swoją poduszkę. Od samego początku blogowania uważałem bowiem, że blog musi wyjść poza sieć, że jest tylko jednym z pól aktywności autora. Jeśli autor w porę tego nie zrozumie, nawet autor dobry, niezależny i prawdziwy, stanie się tylko kukłą i popychadłem. Już dziś widać bowiem, że żadna niezależna blogosfera nie istnieje. Trzeba ją stworzyć od nowa, bo to co mieliśmy do tej pory zamieniło się w trybunę polityczną promującą nazwiska znane z telewizji. Nie wierzę także w to, co deklarują niektórzy – że blogowanie może zmienić kraj, że może przyczynić się do czegoś tam, jakichś rewolucyjnych przeobrażeń. Nic takiego w warunkach jakie mamy się nie stanie. Bloger uwiązany do swojego blogu traci niezależność bardzo szybko, staje się trybikiem do wymiany. I żaden płacz tu nie pomoże. Stąd także pomysł pisania, wydawania i sprzedawania książek, który towarzyszył mi od samego początku mojej blogerskiej przygody czyli od dnia 2 sierpnia 2009.
Wracajmy do Toyaha. Jego książki podobnie jak moje nigdy nie trafią do składu z tanią książką. Nigdy, ponieważ nasz kanał dystrybucyjny skierowany jest w inną stronę. Toyah zaś jest wielkim autorem, który w zupełnie nowatorskich i nowoczesny sposób pisze i Polsce, Polakach i Panu Bogu. Konwencja ta jest tak dobra, zaskakująca i skuteczna, że oponenci nie mają wobec niej żadnych argumentów. Mogą co najwyżej powiedzieć, że Toyah ich nudzi. Tylko, że w tym miejscu zawsze trzeba im przypomnieć ten skład z tanią książką. Tam leża ci, którzy rzekomo nie nudzą. Przemyślcie sobie to wszystko, bo ja na razie nie mam czasu by pisać więcej.
W niedzielę z rana wylatuję do Londynu. Rolex mam dla Ciebie paczkę. Będzie to mój pierwszy lot samolotem, więc cały się trzęsę, a w domu nie gadamy o niczym tylko o tych katastrofach. Groza. Mam nadzieję, że w czasie mojego pobytu tam książka „się wydrukuje”, a jak wrócę będziemy mogli ją dystrybuować. Póki co sprzedaż jedynie przez www.coryllus.pl Na razie możecie kupować tam moje książki i książkę Ojca Antoniego Rachmajdy. Przyjmujemy zamówienia hurtowe. Koszta kuriera pokrywa kupujący. Módlcie się za mnie jak będę leciał.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy