Prowadząc bloga na onecie kilka lat temu, miałem znacznie więcej entuzjastek niż teraz. Szperałem w mojej poczcie, ze zdumieniem widząc setki meili od dziewczyn; tak, setki. Konkretne wiadomości, zdjęcia, wszystko. To nie kłamstwo mające ukazać moją popularność i wielkość, a oczywisty fakt. W końcu byłem przez te kilka lat zawsze w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych blogów (kategoria męskie tematy, trzecie, czwarte miejsce, czasem drugie i raz czy dwa pierwsze, jak Korwin Mikke wyjechał na wakacje) a moje teksty lądowały na głównej stronie. Żeby dać odpór oskarżeniom o pychę, napiszmy wprost – byłem, jestem i prawdopodobnie zawsze będę golcem, nieudacznikiem i łamagą. Opozycja zadowolona? to jedziemy dalej.
Anatomia porażki
Pisząc kilka lat temu, miałem wiedzę dziesięć razy mniejszą niż teraz – delikatnie i ostrożnie licząc. A teraz? pomijając wyzwiska Pań (nienawiść to też uczucie, a więc jestem darzony uczuciami) praktycznie nie mam fanek. Kierowany zawiścią wobec samego siebie z przeszłości, zacząłem zgłębiać temat; z czasem sprawa stała się jasna – o czym wtedy pisałem? o bzykaniu dziewczyn w wieku od lat szesnastu do czterdziestu pięciu, moich emocjonalnych zarzutach wobec Pań, wszystko pełne życia i emocji. Było to z mojego obecnego punktu widzenia bardzo niedojrzałe. A jednak Paniom się podobało. To nie tylko meile ale i gorące spotkania, których Państwu nie będę ze szczegółami opisywał.
Skąd ta popularność? to niezwykle proste. Kobiety czytając faceta który marzy o seksie z nimi, pozornie się oburzają, czują jednak upojny aromat władzy – facet kocha seks, a ja go mam. Mam więc to co Marek kocha – mam nad nim władzę. Mogę mu dać seks, a on będzie szczęśliwy. Mogę symulować migrenę – będzie się wściekle miotał po swojej kawalerce. To właśnie jest władza, możliwość kierowania ludzkimi emocjami. Możliwość karania i nagradzania, a więc wytresowania sobie faceta „pod siebie”. Nie chce przyjąć w domu mamusi? boli mnie głowa. zgodzi się? ból mija. Facet szybko łapie zasady gry „w miłość”.
Nienawiść małżonki
Stąd taka nienawiść „porządnych” kobiet wobec prostytutek – legalna małżonka chcąc coś wymusić na mężu odstawia seks, by ten w końcu zgodził się na jej warunki. Tymczasem pójście do prostytutki rujnuje całą strategię, zabiera władzę realizowaną przez seks – facet zamiast cierpieć bez seksu, nawet o niego nie pyta – jądra są puste jak moje konto bankowe. Czas zamiast działać na korzyść małżonki, działa na jej niekorzyść. Kobiety kochają wiernych i seksualnych facetów właśnie dlatego – ponieważ można ich seksem wytresować jak się chce. Im mocniej facet chce seksu – tym więcej zrobi by go dostać. Onanizowanie się? żony płaczą na sam dźwięk tego słowa, uważając męską zabawę ze sobą za emocjonalną zdradę – wszystko co może zmniejszyć ciężar i presję, zostaje zakazane i zaszufladkowane w kategorię niewierności i zła. Wierny nie pójdzie do prostytutki, więc cierpi.
Jedyną drogą wyzwolenia jest zgodzenie się na żądania żony – wtedy migrena cudownie mija i pojawia się seks. Nikt nie nienawidzi prostytutek głębiej i mocniej niż bogobojne, moralnie czyste mężatki. Stąd taka pogarda w wypowiedziach o nich – syczenie, straszne słowa, najczarniejsza nienawiść… na pewno to znasz. Kobiety w zarodku tłumią silne zagrożenie dla swojej władzy. Teraz spójrz na mnie te pięć, sześć lat temu – wysoka moralność i wierność (nie pójdzie na dziewczynki będąc w związku) a także obsesja seksu (można tresować dostępem i jego odbieraniem). Niemal idealny facet – ratowała mnie finansowa zapaść i brak pracy; gdyby nie błogosławiona bieda i choroba (IBS) byłbym już skończony. Mimo wszystko budziłem w Paniach ciepłe uczucia – czuły się ze mną bezpiecznie. Miały władzę, mimo mojego dość impulsywnego i dominacyjnego charakteru. Kobieta dobrze wie że każdy twardziel mięknie gdy posmakuje seksu, a później go nie dostanie – mają rację. Tak to właśnie działa. Mężczyzna ma mięśnie a kobieta ma seks – i to właśnie ona wygrywa większość starć.
Pieścidełko ego
kobiety czytając młodego fascynata seksu i problemów męsko – damskich, czują się mile połechtane, dowartościowane, ważne – mają atut, są w męskich marzeniach. Dlatego tak wiele kobiet (pamiętacie starsi stażem czytelnicy?) było dla mnie naprawdę miłych, pomocnych. Przy okazji pojawiali się zazdrośni mężczyźni, kompulsywnie reagujący zazdrością i wręcz nienawiścią, widząc moją atrakcyjność w oczach Pań (Azazel, Sławek i wielu innych). Wtedy myślałem że ładnie piszę, jestem inteligentny – w tym upatrywałem przyczyny zainteresowania Pań. Sam się tym dowartościowywałem – tymczasem prawda jest brutalna. Panie te miały w nosie moje oczytanie, wiedzę, zaangażowanie, uczucia – liczyła się władza którą nieświadomie im prezentowałem. Władza, dowartościowanie, miłe ciepełko w serduszku że jestem ważna, jestem pożądana – „są faceci dla których to co mam, jest najważniejsze na świecie”. Walczący ze mną faceci też nie rozumieli tego, o co w tym wszystkim chodzi. Gdyby rozumieli, nigdy by mnie nie atakowali – byłem tylko pieścidełkiem kobiecych ego. Niczym więcej. Po co poniżać kogoś, kto jest tak zabawnie głupi jak ja? nikt nie rozumiał zasad gry – ja nie, myśląc że przyczyna popularności jest pisanina. Moi wrogowie, którzy atakując w ten właśnie sposób mnie komplementowali (nie poświęca się czasu i energii na byle kogo) i Panie które czuły się fajnie, ale z całą pewnością nie rozumiały dlaczego. Podejrzewam że z tej trójcy tylko ja wiem o co chodziło i o co chodzi. Kiedy zrozumiałem, natychmiast się tym dzielę z wami. Ta wiedza z pozoru jest smutna, ale daje człowiekowi w nią wyposażonemu niezwykłą przewagę nad kobietami – daje mu większą szansę na lepszy wybór. Można wybrać byle co, a może coś naprawdę fajnego – ale by wybrać, trzeba wiedzieć czego unikać.
Facet kocha seks – kobieta może więc zajść w ciążę udając że tabletki nie zadziałały (Miś! nie wiem jak to się stało ale jestem w ciąży! cieszysz się!?). Może założyć rodzinę, cel nadrzędny i ostateczny wszystkich ziemskich samic; może kierować emocjami swojego samca, a gdy jej się znudzi – sędzina odda jego mieszkanie i alimenty. To prawdziwa, realna władza kobiety.
Im mądrzejszy, tym płytszy
Oto właśnie rześkie żródełka sympatii – która zaczęła topnieć wraz z rozwojem mojej świadomości. Powoli przestawałem przedstawiać fascynację seksem i kobietami, a zacząłem opisywać zasady gry którą Panie prowadzą z mężczyznami. Analizowałem każde kobiece słowo, każdy grymas i emocję, próbując odnaleźć wzór, model. To już nie było wcale fajne – władza zaczęła maleć, pojawił się strach – ten facet zna wszystkie moje zagrania – skąd? ano stąd że wbrew powszechnej opinii, wszystkie kobiety są takie same, identyczne. Kieruje nimi kilka społecznych nurtów i to wszystko, cała tajemniczość kobiet; jestem jaka jestem, jestem szalona, jestem piekłem i niebem itd, itp. Znając te nurty wiesz dokładnie w co gra kobieta, czego oczekiwać i najważniejsze – jaka jest cena wejścia w grę.
Niedojrzały emocjonalnie gnojek
W obecnej chwili przeistoczyłem się z napalonego fascynata seksu w dojrzałego poszukiwacza prawdy – wielbicielki inteligencji i bogatego wnętrza zwiały gdzie pieprz rośnie, zostawiając po sobie bluzgi, pogardę i wyzwiska. Fascynat seksu i kobiet upewnia Panie w jednym – to one rozdają karty w życiu. Ktoś kto bierze pod lupę męsko damskie relacje, sam je bada i analizuje w oparciu o fakty – staje się pustym, żałosnym, płytkim, niedojrzałym emocjonalnie gnojkiem. Dlaczego? ponieważ z kobiety zostaje zdjęty czar tajemniczości, wszelki urok – to co ma kusić, budzić pożądanie, prowokuje obrzydzenie i niepokój. Kobieta traci władzę, poczucie gruntu pod nogami, nadzieję na osiągnięcie kobiecego sukcesu. A cóż to jest ten kobiecy sukces? to złapanie „zaradnego” faceta na dziecko, i możliwość jego kontrolowania poprzez seks (i oczywiście inne instrumenty nacisku, milczenie, agresja, zdrada). Z tego wynika wysoka pozycja społeczna – mężatka ma dzieci, słit fotki z wesela i podróży poślubnej pod piramidami na fejsie. Teraz inne dziewczyny marzą o podobnym „sukcesie”, podziwiają i zazdroszczą.
To jest kobiecy sukces – ktoś ustalił zasady sukcesu i porażki, a kobiety się temu bezrefleksyjnie podporządkowują. Od tej chwili tłamszą siebie i swoje prawdziwe uczucia, by spełnić cudzy cel. Poświęcają na to każdą swoją myśl, emocję i wszystkie swoje siły by być jak inne kobiety. Nie jest przypadkiem, że moda jest dla Pań – bo czymże w istocie jest moda? to zaakceptowanie siebie jako barana w stadzie, któremu pasterz mówi jak ma się ubrać, jak wyglądać, co czytać i co myśleć. Moda to zaprzeczenie człowieczeństwa, osobistej godności – i naśladowanie idola kosztem siebie. W efekcie podążania w stadzie, kobiety zyskują rozpacz i niespełnienie, sktku wyparcia się prawdziwej siebie. Kobieta gra z mężczyzną by osiągnąć swój kobiecy sukces (rodzina, ślub, dzieci, obrączka). Facet także gra by osiągnąć swój sukces (seks, później ewentualnie rodzina, drzewo, dom). Z dwojgiem ludźmi gra otoczenie, narzucając im swoje cele, koloryzując wizję szczęścia które kiedyś osiągną. Nigdy nie osiągają, to niemożliwe, chociaż znajdzie się wielu którzy powiedzą że są szczęśliwi. A jak nie uwierzysz, cali czerwoni z gniewu w furii Cię zatłuką. W wersji light tylko zwyzywają, powiedzą że jesteś śmieciem, nikim, nic nie masz, przekonywująco się zaśmieją – większość z rozkoszą rzuci „argument” że umrzesz sam w hospicjum, i nikt nie poda Ci szklanki wody. Będzie też wykład o egoiźmie i że „szkoda że Twoja mama tak nie myślała”. Ot, szczęście.
Dziadkowe krówki
Kobieta chce zaradnego faceta, dwójkę dzieci, ładne gniazdko do pochwalenia się otoczeniu osiągniętym sukcesem. Facet ma więc kochać dzieci i widzieć w nich sens swojego istnienia. Takie założenie sprawia że chce dzieci, chce na nie ciężko pracować co oczywiście odpowiada małżonce. Obie strony współpracują w jednym celu – wychowanie potomstwa. Tymczasem zamiast achów nad kobietami i seksem z nimi, opisałem swoje spostrzeżenia – dziecko nie sprawi że przetrwasz. Przedłuży trochę pamięć o Tobie, ale ile? pięćdziesiąt lat? osiemdziesiąt? kto pamięta pradziadka? i jaka to będzie pamięć, co my wiemy o naszych dziadkach? to co nam sami powiedzą. Widzimy słodkiego dziadziusia który daje nam cukierki, i taki obraz zapamiętujemy. Dziadek mógł być mordercą, katem, pedofilem, piromanem – ale my pamiętamy fałszywy obrazek dziecka, które kocha swojego dziadzia. Przetrwasz więc kilkadziesiąt lat jako wykoślawione odbicie prawdy w pamięci wnuka. Podpalałeś, gwałciłeś i podrzynałeś gardła, a dziecko pamięta dobrotliwego dziadunia z torebką krówek. Gdy wnusio dorośnie, nie będzie miał za dużo czasu na wspominanie zmarłego dziadka. Raz na tydzień, miesiąc, czasem na rok… to wszystko.
Kolejne pokolenie zapomni całkiem. Jakie to więc przetrwanie? to żałosna namiastka przetrwania. Mój dziadek był człowiekiem bardzo władczym, w domu babcia chodziła na paluszkach. Dla mnie był jednak bardzo dobry, zwłaszcza gdy trochę podrosłem; wcześniej zdarzyło się oberwać deską. Obserwowałem codzienie przez trzy miesiące, jak wrzeszcząc z bólu umiera w Konstancinie po złamaniu kręgosłupa. Co ja o nim wiem? niewiele. Jaka to pamięć? jakie to przetrwanie? te kilka obrazów w głowie jak dziadek mi opowiada wesołe historyjki na wsi? jak podlewaliśmy pomidory? a może piski żebym go zabił, bo nie wytrzyma więcej tego bólu? jak kręcił głową w amoku, nie mogąc znieść kaźni gnijącego ciała? przykro mi dziadku, żyjemy w katolickim państwie gdzie psa można uśpić by nie cierpiał, a człowieka który nie ma szans – trzyma się przy życiu w niewyobrażalnym bólu, kosztem jakiegoś dziecka dla którego nie ma na leki. Kraj absurdu i zła, nieludzkiego okrucieństwa ubranego w kocupały o Bogu. Takie mam wspomnienia – impulsy elektryczne w mózgu, nic więcej. Był człowiek, całe życie przeżył, zbudował dom, spłodził dwójkę dzieci, a skończył jako comiesięczny impuls elektryczny w moim mózgu. Tak chcesz przetrwać?
Słit Stalin
Kolejne fakty – wiele dzieci nienawidzi swoich rodziców, i nie chce ich znać gdy dorosną. Zrobić dziecko może każdy, rozmnażają się nawet bakterie – ale wychować, o – to jest wielka sztuka. Fakty są bezlitosne; świat jest tak okrutnym miejscem dlatego, ponieważ takim je uczynili ludzie, ex słodkie niemowlaki. Kwilił radośnie i rżnął w pieluchę, a później został księdzem na Dominikanie – albo Hitler czy Stalin – słit dzieciaczki, nieprawdaż? niejedna Pani by uśmiechała się przez łzy szczęścia, kołysząc małego Mao bądź Pol Pota. Później słit dyktatorzy odrzynali łby intelektualistom co umieli pisać bądź czytać, burżujom mającym dwie krowy, wśród pisku i wrzasków słit mamusiek. Słit Stalin zamorzył głodem dziesięć milionów Ukraińców, w tym trzy miliony dzieci.
Utrata wiary w sens modelu
Gdy kobieta czyta fakty, czuje strach. Oto kolejni mężczyźni mogący spełnić jej największe marzenie, zaczynają mieć wątpliwości. Zaczynają widzieć że rozmnażanie ma także swoje ciemne strony. Kobieta chce fanatyka dzieci, który wypruwa sobie dla rodziny żyły, tymczasem fanatyk traci wiarę w sens przedsięwzięcia. To nie jest utrata wiary, a poznawanie całej prawdy, rezygnacja z mitów którymi karmi się barany ze stada. Prawdziwe ojcostwo może zaistnieć tylko wtedy, gdy kochasz dziecko bezwarunkowo – nie widząc w nim przetrwania genów (rozmyją się w pokoleniach), spełnienia czyichś pragnień, ambicji (rodzice chcą wnuka, rodzina szydzi że nie ma ślubu i dzieci) tylko wtedy możesz być prawdziwym ojcem. Ale zanim do tego dojrzejesz, musi minąć pewien czas. Kobieta czasu nie ma, zegar tyka a z każdym jego tyknięciem ona traci atrakcyjność seksualną, będącą kluczem do upragnionej ciąży.
Powstaje więc konflikt na linii – nieświadoma kobieta która chce zrobić to co reszta społeczeństwa, być i żyć jak inni, a rodząca się męska indywidualność; mężczyzna chce wybrać to co czuje, a nie to co narzuca mu społeczność w której przebywa. Proces męskiego, duchowego dojrzewania kobiety nazywają w najokrutniejsze, najbardziej wulgarne sposoby – dlatego że godzi w ich wizję szczęścia. Najczęściej nazywa się ich egoistami (bo nie spełniają pragnień kobiety swoim kosztem) i tchórzami (bo nie chcą wchodzić w zobowiązanie na całe życie, którego nie są pewni). Gdy kobieta nie chce podżyrować kredytu, jest mądra i rozsądna, ale jak facet nie chce wejść w zobowiązania trwające całe życie, to jest tchórzem. Sprawiedliwe, prawda? Spójrz teraz na kobiety po pięćdziesiątce. Ile znasz szczęśliwych? ano właśnie. One jeszcze liczą że skoro dzieci nie dały upragnionego szczęścia, to na pewno dadzą je wnuki. Nikt się nie uczy na błędach, nie analizuje ich. Spełnianie nie swoich pragnień (stada baranów) daje tylko rozczarowanie i rozpacz. Miliardy kobiet gnających za cudzym celem dowiaduje się tego wtedy, kiedy nie można już się wycofać.
Miłość jako podstawa
Dzieci są wspaniałe. Ale by były dobrze wychowane, by upiększały świat – muszą być dobrze wychowane, w miłości która nie jest pożądaniem. Dobrze wychowa dziecko tylko facet, który ma dzieci dla nich samych, a nie dla spełnienia cudzych oczekiwań. Jeśli facet chce mieć dziecko by zostało ministrem, kimś ważnym i bogatym (bo sam jest nieudacznikiem i ma silne poczucie niższości) to dziecko zostanie skrzywdzone. Nie dostanie miłości bo zdaniem słabych ludzi miłość tworzy mięczaka, dostanie więc twarde wychowanie, pas i „mądre rady” jak przez życie iść z łokciami. Jeśli robi sobie dziecko by rodzina i koledzy z pracy nie dokuczali, dziecko wychowa się bez miłości – zostanie skrzywdzone. Dziecko wychowane bez prawdziwej miłości może odnieść sukces, być miłe, uczciwe – ale będzie miało w sobie czarną pustkę, ból. Jak będzie chciało ją zapełniać, zależy od wychowania i inteligencji. Jedni ćwiczą ciało by mieć piękne mięśnie, inni wchodzą w nałogi (papierosy, alkohol, narkotyki, jedzenie, seks) inni w adrenalinę (strach aktywuje uwagę, przestaje się więc dostrzegać ból) wkracza się w różne religie i sekty (sekta to religia, tyle że ma jeszcze za mało członków). Wszystko to nie zapełni tej czarnej dziury bólu. Tylko miłość jest tym plastrem który ma taką moc. Ale skąd brać miłość, jeśli się jej nigdy nie doznało? zna się tylko presję, kompleksy rodziców, ich dążenie do zaspokojenia cudzych celów – co jest nzywane miłością, i dorosłe już dziecko idzie w tym kierunku który zna. Myśli tak – rodzicom się nie udało, ale mi się uda. W tym tkwi problem – nie uda Ci się odnaleźć szczęścia korzystając z ich wiedzy, jakkolwiek byś się nie starał. Ich wiedza jest błędna w samej podstawie, nie można na samym piasku zbudować fundamentów – wszystko się rozsypie. Potrzebujesz miłości, cementu który stworzy mocne podstawy.
Dwórki i królowa balu
Widziałem to nie raz, gdy dziewczyny ze wsi pracujące w banku podziwiały właśnie taką Panią. Teraz widzę znacznie więcej niż byłem w stanie wtedy zrozumieć – te biedne dziewczyny myślały że są niżej od królowej balu – ponieważ były ze wsi. Królowa złapała na dziecko wysokiego, „poważnego” faceta. Nie była szczęśliwa, ale te poczucie bycia kimś, bycia idolką dla dziewczyn które zrezygnowały z siebie na rzecz marzeń o marketingowym ideale było upajające. Ot, władza. Głupota królowej i jej dworek wręcz paraliżuje. Ta gra jest dla mnie wstrętna, ponieważ doskonale znam jej cenę – rezygnacja z siebie oznacza smutek i rozpacz. Ideał jest ciężki do osiągnięcia, a jeśli się uda sprawia wiele goryczy. Tymczasem trzeba udawać sukces i szczęście, pstrykać słit focie z dzióbkiem, wykupywać zagraniczne wycieczki z last minute – dwórki z prowincji cały wolny czas poświęcają na śledzenie fejsika królowej. Królowa nienawidzi dwórek, ponieważ chciałaby móc chociażby przez chwilę być sobą, ale nie może – musi grać. Dwórki grają, królowa gra, czas mija i sensu w tym żadnego – tylko wiele, coraz więcej cierpienia.
Te biedne dziewczyny ze wsi mogły mieć wszystko – wystarczyło być sobą. Mogły mieć fajny związek, poczucie spełnienia, wiele radości. Jakie znaczenie ma to, w jakim mieście matka rodziła? Jednak uwierzyły w medialny kit że wieś = obciach, więc zrezygnowały ze swojej natury na rzecz wciskanego im ideału. Udawały kogoś kim nie były – co ich doszczętnie unieszczęśliwiło. Do tej pory nie mogą się pozbierać do kupy, do tej pory analizują co zrobiły źle, dlaczego w życiu im nie wyszło. I nadal przyczyny upatrują w płytkich, żałosnych facetach – a nie w sobie, oszustwie samych siebie. Proszę sobie wyobrazić moje rozbawienie, gdy jedną z tych Pań zauważyłem na portalu randkowym gdzie poluję na Panie. Minęło dziesięć lat, ale tak naprawdę ona się nie zmieniła – nowa fryzura, ciuchy, więcej złości i zmarszczek – natomiast przyczyna cierpienia pozostała ta sama. Jest nią rezygnacja z siebie, ze swojej indywidualności na rzecz promowanego ideału.
Gdy rezygnujesz z siebie na rzecz modnego ideału, zamiast spełnienia zyskujesz nieszczęście, smutek i rozpacz. Proste jak drut. W życiu możesz być baranem ze stada, czcicielem idola, albo samemu zostać idolem. Ja wybrałem – teraz Twoja kolej.
Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.