Pochowaliśmy niedawno inżyniera Włodzimierza Stolarza, zasłużonego pracownika i powojennego pioniera polskiej gospodarki morskiej, uczestnika odbudowy portu w Szczecinie, a przede wszystkim zasłużonego, wieloletniego pracownika polskiego rybołówstwa morskiego i gospodarki rybnej, a także polarnika wypraw antarktycznych.
Rodzina i przyjaciele zmarłego postarali się o godną oprawę uroczystości pogrzebowych, niestety nie było nikogo z przedstawicieli resortu żeglugi, którzy powinni pochować się ze wstydu z powodu pogrzebania polskiej gospodarki morskiej.
Natomiast chciałbym przypomnieć, że Włodzimierz Stolarz był czynnym żołnierzem Armii Krajowej i BCh, a odznaczył się szczególnie w akcji „Motyl”, w której wymieniony jest w annałach, jako podchorąży „Czerkies” zarówno, jako jeden z organizatorów lądowania jak i zbrojnej ochrony całej akcji.
Nikt z oficjalnie reprezentujących za ciężkie pieniądze kombatantów nie pofatygował się ażeby zapewnić chociażby najskromniejszy udział w pogrzebie jednego z ostatnich rzeczywistych uczestników polskiej wojny o niepodległość.
Na tym tle nasuwa się refleksja związana z pamięcią o stosunku Polski przedwojennej do tych, których czas walki o Polskę dzielił podobny przedział czasowy jak współcześnie kombatantów z II wojny światowej. Chodzi mi o powstańców styczniowych, pamiętam, że Piłsudski osobiście dopilnował żeby wszyscy pozostali przy życiu powstańcy otrzymali stopnie oficerskie, stosowne emerytury, umundurowanie i uhonorowanie przy każdej okazji z obowiązkiem salutowania przez wszystkich mundurowych z samym marszałkiem na czele.
Oczywiście wszystkim powstańcom przysługiwał pogrzeb wojskowy na koszt państwa w specjalnej kwaterze.
Rząd warszawski szykuje nowy pasztet, który ma „odfajkować” sprawę kombatantów – weteranów. Kryje się za tym zwykłe oszustwo, prześladujący ich ubecy otrzymują po dzień dzisiejszy uprzywilejowane emerytury, a nawet wojskowi, którzy nigdy prochu nie wąchali i przesiedzieli 15 lat za biurkiem mają przywilej 100 % emerytury, natomiast ci, którzy walczyli z bronią w ręku, przelewali krew i po wojnie, jako „zaplute karły reakcji” byli prześladowani, więzieni i mordowani przez peerelowską bezpiekę mogą liczyć na stukilkudziesięciozłotowy dodatek i takiż ryczałt energetyczny, który obiecuje się podwyższyć aż do dwustu złotych.
Jest to oczywista kpina, minimum przyzwoitości nakazywałoby zastosowanie wojskowego przelicznika emerytur i podobnego potraktowania świadczeń socjalnych.
Wyobrażam sobie, że taka propozycja wywoła protest ze względu na katastrofalną sytuację budżetową państwa i ZUS’u.
Ta rzeczywiście katastrofalna sytuacja wynika głównie z obciążenia zupełnie zbędnymi i szkodliwymi wydatkami na utrzymanie armii suto opłacanych pretorian reżimu.
Ponadto straszy się liczbą żyjących jeszcze około 90 tys. kombatantów.
Jest to po prostu fizycznie niemożliwe gdyż mając na względzie upływ czasu i rzeczywisty stan uczestników walki zbrojnej o niepodległość w różnych formacjach nie może ich być więcej niż około 30 tysięcy, wymaga to zwykłej weryfikacji z usunięciem z listy takich „kombatantów” jak „utrwalacze” ustroju komunistycznego czy wprost figury fikcyjne.
W tej chwili rząd warszawski stać na opłacanie hojnych emerytur dla znacznie większej liczby emerytowanych ubeków i innych prześladowców polskiego narodu.