Początek procesu niemieckiej policjantki, która swoim autem uderzyła w nasz autokar i…
Zginęli głównie pasażerowie siedzący wzdłuż lewej burty autokaru – EAST NEWS
Polacy oraz Niemcy są wstrząśnięci tragiczną w skutkach katastrofą nieopodal berlińskiego lotniska Schoenefeld (Piękne Pole). Pewna 37-letnia niemiecka kierowca* włączyła się do ruchu na autostradzie w sposób karygodny. Wg lokalnej prasy to policjantka, przebywająca na wielomiesięcznym zwolnieniu lekarskim, udająca się do Polski po tanie papierosy.
Niestety, nasz kierowca nie wykazał się zbyt racjonalnym zachowaniem podczas tego incydentu (i na to z pewnością zwróci uwagę obrońca owej kierowcy*). To powinna być albo stłuczka, albo poważniejsze zderzenie z poszkodowanymi osobami wyłącznie z osobówki**, która powinna wjechać na autostradę stycznie (pod „płaskim kątem natarcia”), jednak wjechała agresywniej, bowiem na ostrym zakręcie o mokrej nawierzchni auto zostało odrzucone na główną jezdnię – fakt, niemałą – siłą odśrodkową. Gdyby na końcowym odcinku zakrętu stała bariera wzdłuż autostrady, to mercedes wpadłby na nią swym bokiem ulegając zniszczeniu, ale nie uderzyłby w nasz autobus.
Gdyby nasz kierowca autobusu nie zauważył (np. odwróciłby się na chwilę w lewo) intruza ze swej prawej strony, to nie byłoby tak tragicznego w skutkach wypadku. Gdyby świadomie skontrował uderzenie mercedesa starając się skręcić w prawo i przy tym hamując, to skutki wypadku po naszej stronie byłyby jeszcze mniejsze, choć po niemieckiej zapewne byłyby większe od zaistniałych.
W żadnym przypadku nie powinien gwałtownie zmienić swego kierunku jazdy tylko dlatego, że podjechał mu samochód, wszak mógłby zajechać komuś drogę podczas wyprzedzania albo właśnie wpaść na stałą przeszkodę. W takich przypadkach zwykle giną ludzie niewinni, zaś ci, co zawinili najczęściej odnoszą niewielkie obrażenia albo nie odnoszą ich wcale. Oczywiście, w tej chwili łatwo jest się wymądrzać i radzić, jednak należy ten wypadek omówić wszechstronnie, aby w przyszłości unikać podobnych katastrof.
Kierowcy, którzy prowadzą autobusy, cysterny, tiry i inne ciężkie pojazdy, zwłaszcza z niebezpiecznymi ładunkami albo (właśnie) z pasażerami, powinni być szkoleni na symulatorach, gdzie trenowaliby podobne zachowania na drogach. Nie może być tak, że cysterna z paliwem albo autokar pełen ludzi, nagle zmienia kierunek jazdy, ponieważ wjeżdża mu rowerzysta, wbiega dzik albo dziecko zjeżdża sankami z pobliskiej górki. Kierowca powinien jedynie hamować, nie wykonując gwałtownych ruchów kierownicą w lewo, raczej w prawo, aby przeciwstawić się naporowi najeżdżającego auta.
Mamy zbyt wiele wypadków na naszych drogach, kiedy to kierowcy ciężarówek, próbując ominąć innych użytkowników, przewracają swe wielkie auta z nasypów, niszcząc pojazd, ładunek (a ten – bywa – może eksplodować), zwykle zaś i tak są ofiary w ludziach. Takie szlachetne a nieracjonalne odruchy powinny być tłumione i ćwiczone na symulatorach. Oczywiście trudny jest wybór – ratowanie nieznanego dziecka na jezdni a poświęcenie wielu swoich pasażerów. Takie dylematy moralne nie są do pozazdroszczenia, zwłaszcza że czas decyzji to dosłownie sekundy, jednak potem przez lata procesów takimi sprawami zajmują się już zawodowi prawnicy, zaprawieni w bojach, którzy nie pozostawią suchej nitki na żadnym z kierowców. Ponieważ kierowcy są z dwóch państw, przeto powstaną podziały biegnące według sympatii, nie zaś według winy, zatem cały proces będzie ciekawym testem na bezstronność obu narodów.
Katastrofa w Niemczech jest przykładem na to, że chcąc uratować się przed stłuczką albo zwykłym (przeciętnym) wypadkiem, można spowodować tragedię i to największą w okolicy. Będą nas tam pamiętać przez lata, wiążąc oczywiście owo wydarzenie z przymiotnikiem ‘polski’, co nie przyniesie nam chluby. Poprzedni, jeszcze tragiczniejszy wypadek, wydarzył się pod Grenoblami*** (22 lipca 2007, także w niedzielę, również w porannej porze; wówczas zginęło 26 osób), kiedy to młodemu kierowcy polecono zjechać stromą drogą Napoleona, do której przejechania nasz autokar nie był przygotowany, zaś specjalny system hamowania w górach nie był dobrze rozpoznany przez obsługę wozu. Po tragediach, na miejsce nieszczęść przybywają nasi pierwszoplanowi politycy w otoczeniu wipów z państw zdarzenia oraz dziennikarzy. Nie o takich śladach naszej polskiej obecności w świecie marzyliśmy…
Można także wspomnieć o architektonicznym błędzie – omawiany wjazd (droga dolotowa do głównego ciągu autostrady) wprawdzie przechodziła pod wiaduktem i włączała się w główną jezdnię poza nim, jednak w rejonie zakończenia ostrego zakrętu (a ten był przed filarami) powinny być ustawione bariery uniemożliwiające wypadniecie zbyt szybko jadącego auta wskutek poślizgu na mokrej nawierzchni. Gdyby włączające się do ruchu auto wpadło na autokar za przeprawą, to pojazd z pasażerami nie wjechałby na filary, lecz na pas zieleni oddzielający oba kierunki ruchu, na którym najczęściej znajdują się odbojnice ochronne. Ponadto – auto wjeżdżające na końcu drogi dojazdowej (lub wcześniej, ale poza zakrętem) miałoby znacznie mniejszą energię kinetyczną w kierunku prostopadłym do naszego autokaru, natomiast energia ta, w momencie wypadnięcia z trasy (podczas poślizgu) była parokrotnie większa.
Filary oraz drzewa to przeszkody stale utrudniające życie użytkownikom dróg, często ich zabijające, zatem powinny być albo dalej od jezdni, albo powinny być chronione. Kolumny powinny być otoczone od strony nadjeżdżających pojazdów, specjalną ażurową kratownicą, która – w razie zderzenia – tłumiłaby energię uderzenia, niczym strefa zgniotu w nowoczesnych autach. Gdyby takie rozwiązanie było zastosowane w omawianym wiadukcie, to nie byłoby aż tylu ofiar. Nawet gdyby na podporze były zamontowane stare opony, to także byłoby mniej ofiar. Szereg filarów powinien być chroniony przez odbojnice (płozy – dolne dla aut osobowych, górne dla wyższych samochodów), które odbijałby najeżdżające pojazdy. Gdyby w paryskim tunelu były takie bariery, to księżna Diana przeżyłaby swoją śmiertelną katastrofę (1997).
Ze sporą dozą zazdrości obserwowaliśmy (i nasi wipi, którzy byli na miejscu) akcję ratunkową, która odbywała się w dzień wolny od pracy – w akcji uczestniczyło 250-300 Niemców, zaś w analogicznym przypadku u nas, zapewne byłoby rodaków z 5-10 razy mniej. A tam i kilka śmigłowców, i kilkanaście rezerwowych (dodatkowych!) karetek pogotowia – u nas nie do pomyślenia!
Najbardziej delikatnym problemem będzie uczczenie ofiar wypadku – prawdopodobnie trudno będzie otrzymać zgodę ze strony niemieckiej na ustawienie krzyża przy śmiertelnych filarach, choć zapewne dostaniemy zgodę na ustawienie obelisku w tym miejscu (prawdopodobnie sami Niemcy zadbają o to). Ponieważ ofiary są mieszkańcami Złocieńca, zatem na rynku tego pięknego miasta należałoby również wznieść godny a okazały pomnik. Dla zszokowanych i zrozpaczonych mieszkańców (kilkanaście tysięcy osób) tego miasta to zapewne większa tragedia, niż opłakiwana (głównie w stolicy) od miesięcy katastrofa samolotu szczebla centralnego. Nie wiadomo kiedy otrzymamy wrak autokaru, ale zapewne Niemcy wyciągną wnioski z rosyjskiej niefrasobliwości (Tu-154) i niezwłoczne go nam przekażą, osłaniając go dokładnie brezentem. Pewnie takie są procedury, ale dlaczego wykonano sekcje zwłok ofiar, skoro wiadomo jaka była przyczyna śmierci. Z pewnością nie pytano o zdanie rodzin (kiedy próbowano rozkopać groby ofiar w Jedwabnem, to choć minęło wiele lat, nie pozwolono na zbadanie sprawy, bowiem ktoś tej zgody nie chciał wydać).
Jako Polak wolałbym, aby bezstronni biegli i sędziowie nie doszukali się najmniejszej winy naszego kierowcy. Jego osobisty dramat (jak również sytuacja niemieckiej kierowcy*) jest poza wszelką dyskusją.
Wnioski:
– wjazd na główną arterię powinien być za wiaduktem (nie przed),
– jeśli wjazd na tę arterię posiada ostry zakręt, to powinna być zamontowana bariera uniemożliwiająca przedostanie się pojazdu odrzucanego siłą odśrodkową (duża prędkość i śliska nawierzchnia),
– pierwszy (od strony najazdu) filar powinien być osłonięty konstrukcją tłumiąca zderzenie, zaś na wszystkich powinny być zamontowane poziome płozy odbojowe,
– zawodowi kierowcy prowadzący pojazdy ciężkie lub z niebezpiecznymi materiałami albo z wieloma pasażerami powinni być szkoleni na symulatorach, aby nie reagowali zbyt pochopnie.
PS Prawdopodobnie największą na świecie liczbę ofiar zderzenia autobusu z przydrożnym drzewem pochłonęła katastrofa autobusu w Gdańsku Kokoszkach (2 maja 1994; zginęło 32 ludzi, zaś 43 było rannych).
Propozycje językowe:
* – jedna kierowca, dwie kierowce, pięć kierowiec
** – osobówka, skoro ciężarówka
*** – (te) Grenoble; Grenoble, Grenoblom, Grenoblami, Grenoblach; pod. skrable i… Helsinki