Na początku lat 90. „najechali nas Kanadyjczycy”. Nie bardzo dziś pamiętam czy kurs – szkolenie, na POLITECHNICE, „do rad nadzorczych!” było dla mediatorów czy jeszcze dla negocjatorów. Zdziwienie budziło, że studium przypadku „przerabiałem” w 1968.
www.trussel.com/maig/covers/vif03.jpg
blogs.guardian.co.uk/books/simenon93epa460.jpg
"[…] Działo się to w czerwcu. Dzień był jasny i gorący.
Samochody trzema rzędami waliły w stronę lasku w Fontainebleau.
www.castlesoftheworld.com/PastTours/PhotoContest2001/images/fontainebleau.jpg
Paryżanie jechali spędzić dzień na wsi, nieświadomi rozgrywającego się właśnie dramatu lub też z przyzwyczajenia i z lenistwa liczyli, że jakieś rozwiązanie znajdą ci, ktorych po to wybrali.
Był to bez wątpienia najbardziej ponury kryzys finansowy, jaki kraj przechodzil od czasów "asygnat".
Zastosowano wszystkie środki ostateczne i niemal żebrano pomocy u obcych rządów. Dzień w dzień, jak pisały gazety, kraj tracił jakąś cząstkę swojej substancji jak ciało, co traci krew, i usprawiedliwione były najbardziej pesymistyczne horoskopy.
www.antykwariatpodkarpacki.pl/images/products/10085-simenongeorgespremie.jpg
Przed trzema tygodniami pod koniec posiedzenia, po nocy burzliwej i niezaszczytnej, rząd uzyskał od Izby nieograniczone pełnomocnictwa. Od tego czasu dzienniki powtarzały co rano to same pytanie: – Jak on teraz postąpi?…
Prezes Banku Francji co godzina wysyłał coraz bardziej niepokojące meldunki. Ascain, minister Finansów, który przyjął to stanowisko, choć wiedział, że przyniesie mu tylko niepopularność, to zaś może oznaczać koniec jego kariery politycznej, co rano konferował z Premierem.
Po fatalnych doświadczeniach poprzednich rządów, które żyły z dnia na dzień kopiąc jedną dziurę, żeby zasypać inną, zostawało jedno tylko wyjście: pełna dewaluacja. W dodatku po to, by przyniosła owoce, trzeba było dokonać jej we właściwej chwili w sposób dość nieoczekiwany i brutalny, żeby zapobiec spekulacji.
(str. 67)
Dzień i noc dziennikarze tkwili na ulicy Varennes przed Pałacem Matignon,
www.mediapart.fr/files/matignon-premier-ministre-salaire.jpg
na ulicy Rivoli naprzeciw Ministerstwa Finansów,
a także na ulicy Valois przed rezydencją prezesa Banku.
img381.imageshack.us/i/sdc12073.jpg/
Śledzono trzech ludzi, od których zależała decyzja, interpretowano w ten czy inny sposób ich słowa, ba, nawet humor i zmarszczenie brwi.
Stopniowo jednak opracowano należycie wszystkie szczegóły, trzeba było tylko ustalić nowy klurs franka i datę operacji.
Przy tym stanie podniecenia Giełdy i placówek zagranicznych doszło do tego, że ci trzej, od których zależała decyzja, nie śmieli się widywać z obawy, żeby to nie nabrało cech sygnału.
Postanowili spotkać się więc na obiedzie w niedzielę w posiadłości Ascaina na krańcach Melun.
www.melun-location.fr/include/image/melun.JPG
Rzecz utrzymano w takiej tajemnicy, że nawet małżonki nie wiedziały o niczym i że nie było tam pani Ascain, żeby robić honory domu.
Kiedy (premier – Andrzej Budzyk) przybył w towarzystwie Chalamonta, podówczas szefa gabinetu w jego rządzie, Premier dostrzegł, że Lauzet-Duche, prezes Banku, zamrszczył brwi, nie uważał jednak za konieczne tłumaczyć się w obecności swojego współpracownika.
Czyż Chalamont nie stał się nieomal jego cieniem? Zresztą czy już przed nim Premier nie odczuwał potrzeby czyjeś milczącej obecności obok siebie?
Dom z żółtych prawie złocistych kamieni od frontu wychodził na biegnacą w dół ulicę, a z trzech stron otaczał go piekny ogród opasany siatka i murem. dawniej nalezał do ojca Ascaina, który był notariuszem, i dotąd na lewo od głwnego wejścia widniał ślad tabliczki.
Nie rozmawiali o niczym ważnym przy stole w obecności służby, potem pili kawę w głebi ogrodu pod lipą. ponieważ tutaj lepiej byli ukryci przed niedyskretnymi uszami niż gdziekolwiek indziej, wiec też tu,
(str. 68)
w wiklinowych fotelach przed małym stolikiem zastawionym likierami, ktorych nikt z nich nie tkął, ustalali zakres dewaluacjii godzinę, co ze wzgledów technicznych mogło być najwcześniej w poniedziałek, na krótko przed zamknięciem Giełdy.
Powziąwszy postanowienie po długich tygodniach nerwowego napięcia taką ulgę odczuli na myśl, że odtad nie mają luz żadnego wpływu na bieg wypadków, iż Ascain, który był niski i tęgi, nagle wskazujac zakątek ogrodu, gdzie widać było cały rząd platanów, zaproponował:
– A gdyby tak zagrać w kręgle?
Było to tak nieoczekiwane zaraz po poważnej rozmowie, jaką właśnie odbyli, ze wszyscy wybuchneli śmiechem włącznie z gospodarzem, który rzucił swoją propozycję jak koncept.
– Czy wiecie, panowie – tłumaczył – że tam, za platanami, znajduje się prawdziwa kręgielnia? Mój ojciec namietnie garł w kręgle, a ja nadal utrzymuję jej teren w dobrym stanie. Chcecie, panowie, zobaczyć?
Lauzet-Duche, który niegdyś był inspektorem finansów, rzadko zapominał o powadze podkreślanej jeszcze przez kwadratową szpakowatą brodę.
Wszyscy czterej nie wiedząc jeszcze, co zrobią, przeszli przez trawnik w stronę platanów, gdzie znaleźli rzczywiscie wysypaną żuzlem aleję i wielką płaską płytę kamienną, nad którą minister Finansów pochylił się, żeby ustawić kręgle.
– Spróbujemy?
Nigdy gazety nie opowiedziały tej historii. Przez godzinę ci czterej ludzie, którzy tylko co przsądzili o losie franka i zasobach milionów ludzi, grali w kręgle najpierw od niechcenia, potem coraz bardziej zaciekle.
Nazajutrz, w kwadrans po otwarciu Giełdy, w gabinecie.
(str. 69)
Premierazadzwonił telefon, Chalamont zdjał słuchawkę i po chwili powiedział:
– Chwileczkę, proszę zaczekać.
A do swojego szefa:
– Lauzet-Duche chce osobiście mówić z panem.
– Halo!
– To pan, panie Premierze?
Premier od razu w głosie mówiącego wyczuł jakieś skrępowanie.
– Przepraszam, że pana pytam o to. Sądzę, że pan nie mówił nikomu o postanowieniu jakie powzięliśmy wczoraj? Nie zrobił pan również żadnej aluzji przez telefon mówiac na przykład z Ascainem?
– Nie. Bo co?
– Nic jeszcze nie wiem dokładnie. Dają mi znać, ze otwarciu Giełdy towarzyszyły pewne dość niepokojace poczynania…
– Ze strony jakiego banku?
– Za wcześnie jeszcze mówić o tym. Co chwila napływają nowe informacje… Czy mogę jeszcze do pana zadzwonić?
– Nie ruszam się z gabinetu…
O wpół do trzeciej rzucono na rynek ponad trzydziesci miliardów państwowych papierów wartościowych. O trzeciej Bank Francji zmuszony był wykupić je przez swoich agentów, żeby uniknąć krachu.
Między Bankiem Francji, ulicą Rivoli a kancelarią Premiera bez przerwy dzwonił telefon i w pewnej chwili powstała wątpliwość, czy nie nalezałoby odwołać operacji. Już wskutek spekulacyj nieoczekiwanych, takich, których niepodobna było przewidzieć, w znacznej mierze traciła ona swoją skuteczność.
Z drugiej strony w razie wycofania sie groziłaby teraz wywołanie paniki.
(str. 70)
Premier był siny, kiedy wreszcie dał sygnał; prawie w tym stanie ducha co wódz, który wydaje bitwę z góry na wpół przegraną.
Nie było to już upuszczanie krwi godzące mniej czy więcej we wszystkich Francuzów.Wtajemniczeni nie tylko tego już uniknęi, lecz osiągneli ponadto potworne zyski kosztem drobnych i średnich ciułaczy.
Podczas wszystkich tych tajnych spotkań Chalamomt nie opuścił biura i równie blady jak jego szef palił papierosa za papierosem, pociągając nerwowo z każdego tylko parę razy.
Nie był jeszcze otyły. Karykaturzyści chętnie przedstawiali go jako kruka.
Za kilka minut rozlegną się na bulwarach okrzyki gazeciarzy sprzedających nadzwyczajny dodatek. Telefoniści z kancelari Premiera,Ministerstwa Finansów i Banku Francji nie mogli dać sobie rady.
W ozdobnym gabinecie zdobnym w rzeźbione panneaux siedział Premier i końcem ołówka uderzał po bibule utkwiwszy wzrok przed siebie w jakiś szczegół wiszącej nad nim tapiserii.".
(str. 71)
c.d.n.
-"Niesforne Dziecię Gutenberga"