„… dłużej już nie można, jeśli Polska ma być normalnym krajem, stosować wykrętów – głównym udziałowcem budowy tego gmachu zakłamania jest redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik. …”
Po latach poszukiwań intelektualnych, odkrył własną drogę do wymarzonej ziemi obiecanej, pełnej bliskich mu ludzi. Pomogli mu w tym jego ruscy przyjaciele, przed którymi otworzył swą duszę, zapominając zupełnie, że "zły to ptak, który własne gniazdo kala". Do jak głębokich zakamarków swej duszy musiał sięgnąć, ten nasz współczesny Pawka Morozow, by wydobyć na światło dzienne swoje, tłumione przez lata, inklinacje i już bez żadnego skrępowania obrzucić stekiem bezpodstawnych oszczerstw ludzi, którzy – teoretycznie przynajmniej – powinni być jego rodakami. Przecież świetnie sobie zdawał sprawe z tego, że mówiąc do rosyjskiej dziennikarki o Polakach : "Są idioci, którzy twierdzą, że nie ma niepodległej Polski, ale jest rosyjsko-niemiecki projekt. To ludzie z ZOO, z bezrozumnym antyrosyjskim kompleksem …", mówi to nie tylko do spadkobierców NKWD/KGB, czyli do ruskiej władzy, ale także do milionów zwykłych Rosjan, którzy to przeczytają!
www.kp.ru/daily/25666.5/827940/
Więc kto tu tak naprawdę usiłuje wzniecać polsko – rosyjską nienawiść, kto usiłuje wmówić, że durne, zawistne polaczki, pogrążone w wiecznych swarach, są nikim w porównaniu z dumnym narodem rosyjskim, zjednoczonym we wspólnej budowie świetlanej przyszłości Rosji, pod przywódctwem miłujących naród i demokrację, członków obecnych władz?
Czy to nie jest czasem, jakaś swołocz, pojmująca demokrację jako wolność plucia na ludzi – a nie zwykłe pętaki?
W tej sytuacji, można jedynie ubolewać, że wolność jest, niestety, dla wszystkich – dla mądrych, głupich, ale i także dla swołoczy.
Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to wszystko to tylko wybryk jakiegoś jedynego zakompleksionego, sfrustrowanego dziennikarza … Nic bardziej mylnego! Podobnych jemu możemy spotkać prawie na każdym kroku, od Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, gdzie do głosu są dopuszczani jacyś niezrównoważeni bolszewiccy oszuści, bredzący o faszyzmie, poczynając
po różne media i występujące tam Gadające Głowy, powtarzające w kółko słowa o szaleństwie, podłości, dziadostwie, nazywające działania swoich kolegów po fachu, "kloaką" lub "wściekające się" na prezesa partii opozycyjnej, bo ten upatruje winę za tragedię smoleńską także u Rosjan. Inna wielce oburzona GG, nazywa "sforą psów" obywateli domagajacych się od władzy elementarnego poczucia przyzwoitości podczas wyjaśniania przyczyn katastrofy … Jak tak dodamy do tego, występującą w mediach praktycznie jednym głosem, całą plejadę "polityków", politologów, "ekspertów" … to dochodzimy do wniosku, że obszar w przestrzeni publicznej, już przejęty przez swołocz, powinien wzbudzić uzasadniony niepokój i zachęcać do przeciwdziałania.
Tak naprawdę, to ten niepokój powinien objawić się już dawno temu, gdyż swołocz ma to do siebie, że potrafi dość szybko zmieniać swoje formy działania …
Jak nie rozgłasza, że
"… agentem (w innych wypadkach wariatem, człowiekiem chorym) był ten, kto działał bez „naszej" inspiracji i poza „naszą" kontrolą …"
to z kolei grasuje po piwnicach
lub występuje na wodzie w dziwnych komitetach poparcia
ludzi o podejrzanej konduity:
""Ponieważ planowano przejście na gospodarkę rynkową, transformację pierwszej komuny w III RP, potrzebne były kadry konstruktywnych opozycjonistów, którym można byłoby przekazać władzę?
W tym celu w Jaworzu podlegali procesowi uwiarygodniania zdobywając status pokrzywdzonego m.in.:
Wł.Bartoszewski, A.Małachowski, T. Mazowiecki, B.Geremek, St.Niesiołowski, A. Czuma, B.Komorowski, A. Celiński, A. Drawicz, R.Bugaj, A.Szczypiorski, W.Woroszylski, A.Kijowski, H.Mikołajska, G. Kuroń, J.Jedlicki, J.Holzer, St. Amsterdamski, J. Kusnierek, M.Rayzacher, R.Zimand.’"
Ten cały niepokój o Polskę najlepiej wyrażały słowa nieodżałowanego Macieja Rybińskiego:
"Boję się, że młodzi ludzie niczego z tej sytuacji nie rozumieją. A należy im się prawdziwa i rzetelna odpowiedź. Do jej udzielenia nie potrzeba, jak do lustracji, ani ustawy, ani instytutu naukowego, ani podpisu prezydenta. Potrzeba autorefleksji, uczciwości i nazwania osobiście odpowiedzialnych za zbudowanie chorej, wypaczonej atmosfery moralnej. Ludzi, którzy nie są na szczęście chronieni jak dawni TW przepisami prawa.
Nie mam zamiaru, dłużej już nie można, jeśli Polska ma być normalnym krajem, stosować wykrętów – głównym udziałowcem budowy tego gmachu zakłamania jest redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik.Autor napisanej w więzieniu i wydanej w PRL-owskim podziemiu książki "Z dziejów honoru w Polsce", który w wolnej Rzeczpospolitej uznał za ludzi honoru swoich oprawców. Niestety, nie tylko swoich. Oprawców nas wszystkich. Uznał ich za takich, bo postanowił podzielić się z nimi władzą nad III RP. Po tym, jak ludzie generała Kiszczaka zniszczyli część archiwów – przy tym je kopiując dla własnego użytku, to właśnie Adam Michnik zamykał usta wszystkim, którzy domagali się prawdy o przeszłości swoich politycznych i duchowych autorytetów. To on wbijał w głowy Polaków kilka lustracyjnych kłamstw: że teczki nie są ważne, że materiały, które mogą zniszczyć i skompromitować najważniejsze autorytety nowej Polski – w ogóle nie istnieją. Że przeszłość w żaden sposób nie oddziałuje na polityczne i etyczne wybory współczesnych polskich elit. Powtarzał tezy, o których wiedział, że są fałszywe. Ale powtarzał je, bo w ten sposób mógł uczestniczyć w sprawowaniu władzy nad III RP
Prawda o przeszłości powróciła i obaliła fałszywe autorytety.
Fundamentem postkomunistycznej Polski przez ostatnich 17 lat były piętrowe kłamstwa. Naczelnym z nich było kłamstwo o nieważności historii, o konieczności patrzenia tylko w przyszłość, która jest możliwa bez poznania prawdy o przeszłości, bez uwolnienia się od jej ciężaru. Była to teza postawiona z całkowitym cynizmem, z pełną świadomością, że ten, kto ma władzę nad historią, ma też władzę nad teraźniejszością i przyszłością. Ci, którzy nawoływali do powszechnej amnezji, sami dysponowali wiedzą o przeszłości, wiedzą teczek, która umożliwiała im panowanie. Bo gra teczkami nie była wynalazkiem "pokątnych historyków" jak nazywano (a to określenie jeszcze najłagodniejsze) historyków z Instytutu Pamięci Narodowej. Ludzi lepiej wykształconych, lepiej przygotowanych do badania przeszłości niż oskarżający ich i obrzucający wyzwiskami publicyści "Gazety Wyborczej" – łącznie z jej redaktorem naczelnym.
Tymczasem esbeckimi teczkami w III RP grano od początku jej istnienia. Teczki miały być narzędziem wymuszania posłuszeństwa u wszystkich, których życiorysy lub ich fragmenty były tam zawarte. Skuteczność tej gry teczkami mogło gwarantować tylko ich wiekuiste utajnienie. Z wyłączeniem grupy wtajemniczonych, mogących dzięki temu zastępować w przypadku polityków normalny, demokratyczny, selekcyjny tok wyborów, ocen obywatelskich i odpowiedzialności przed społeczeństwem. A co myśmy robili przez te 17 lat? Cierpieliśmy. Jęczeliśmy – mam na myśli te setki, może tysiące artykułów o niemożności, niewłaściwości i amoralności lustracji. Nauczyliśmy się żyć w niewoli neurotycznych lęków i fobii grupy maniaków ideowych, zwanej środowiskiem "Gazety Wyborczej", której przywódca uroił sobie, że dekomunizacja i lustracja otworzą drogę do zawładnięcia Polską przez najbardziej obskuranckie i ksenofobiczne siły wstecznego katolicyzmu. Albo lustracja, albo Ciemnogród, stosy, polowania na czarownice – taki był prostacki manicheizm Adama Michnika. Albo Europa i postęp, albo kruchta i teczki. Bo władza sprawowana za pomocą teczek, za pomocą powszechnej amnezji, za pomocą strachu przed przeszłością była tylko środkiem do ideologicznego celu. Michnikowi zamarzyła się wolna Polska jako społeczeństwo homogeniczne ideowo. Bez podziałów, bez dyskusji, bez fermentu, a przede wszystkim bez ocen historycznych. W drodze do tego ideału po drodze było mu z każdym, kto go uznał za Arcykapłana i dzielił z nim jego wiarę. Był to przede wszystkim dawny aparat partyjny i aparat bezpieczeństwa. Dla nich ideologiczny fanatyzm był polisą na życie. A właściwie nie na życie, bo w 1989 nikt nie chciał stawiać w Polsce szubienic. Antylustracyjny fanatyzm Michnika był dla dawnych esbeków i aparatczyków polisą na zachowanie przez nich władzy i własności. Dawał im gwarancję, że pozostaną elitą III RP.
Dzisiaj, w dniach afery abp. Wielgusa, całe pokolenie wychowane przez "Gazetę Wyborczą" zobaczyło, że świat zbudowany dla nich przez Czesława Kiszczaka i Adama Michnika był kłamstwem. Nie otwierał nas na zachodnią demokrację, ale od niej izolował. Dzisiaj cały świat – począwszy od dziennikarzy lewicowego "Liberation" po publicystów konserwatywnego "Corriere de la Sera" – pyta Polaków: jak było możliwe, by w kraju "Solidarności" i Jana Pawła II ktoś mógł za wszelką cenę bronić agenta SB jako moralnego autorytetu, jako człowieka godnego, by przewodzić polskiemu Kościołowi? To nie są pytania do nas, to są pytania do Adama Michnika i Czesława Kiszczaka. Niech na nie odpowiedzą. Bo to oni bronili honoru i pozycji takich ludzi w polskim Kościele, w polskiej polityce, w polskiej kulturze. Bronili agentów SB, niszcząc ich akta, manipulując nimi, zabraniając zadawania pytań o ich przeszłość."
Niech te słowa Macieja Rybińskiego zawsze stoją przed oczami wszystkich, którzy czytają, lub słuchają wypowiedzi tych, których wolność uderzyła w głowę …
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.