Kolejna z opowieści „z drogi”.
Bądźmy życzliwsi dla siebie, czyli o szoferze, który miał za złe.
Wyszedłem z pracy po czasie, grubo spóźniony na autobus do domu.
Na szczęście pogoda była ładna, żadnej chmurki na niebie, ja, elegancko wyfraczony , bo w garniturze, miałem duże szanse na szybkie złapanie "okazji" .
Jednak tego dnia coś szło nie tak, mijały minuty, a obok przejeżdżali obojętni kierowcy, zajęci własnymi i słuzbowymi sprawami.
Tych minut i kierowców było coraz więcej, od takiego przybytku i słońca, zaczęła mnie boleć głowa.
Cofnąłem się pod wiatę przystanku, by złapac trochę cienia, widzę , na końcu łuku zakrętu jedzie "Mietek", wychodzę parę ktoków naprzód i…. za chwilę już jedziemy.
Dzień dobry, jaka ładna dziś wiosenno- letnia pogoda.
Pytanie , czy autobusów nie ma( powinienem wyczuć , że coś nie tak), i moja odpowiedź, że owszem, są, ale jak się zostaje po godzinach , to lepiej łapać okazję , niż czekać trzy godziny na następny.
Temat miejsca pracy- szkoły, przemilczałem, bo zbyt wiele osób ma długo kompleksy na tym tle 🙂
Mój gospodarz zaczął nagle głośno utyskiwać na wredne czasy, na chamstwo polskie i wogle na całokształt.
A najbardziej to na tych gnojów, co to łapią okazję, a w trakcie podwózki niszczą pojazd, nie dadzą nawet grosza kierowcy, co też mu się przydarzyło przed rokiem.
A tak naprawdę , to on nie zabiera na okazję, bo jeżdżą nimi tylko golce i naciągacze.
Ja mu na to, że przykro mi, że ma takie mniemanie o niezmotoryzowanych rodakach.
Powiedziałem: lata już jeżdżę tą trasą i kierowcy mnie znają, jeśli taki jedzie, zabiera mnie ze sobą.
Trzeba trochę więcej życzliwosci, czasy nie spadły z nieba, sami je sobie stworzyliśmy i sami możemy je zmienić.
Na to on, że to głupoty, a golców i tak nie będzie woził.
Zapytałem, dlaczego mnie zabrał: bo przyhamowałem i słońce mnie oślepiło, a że Pan stałeś…
Na to ja, wie Pan, skoro wyznaje Pan takie zasady, to co by Pan zrobił, gdybym Panu teraz powiedział, że nie mam kasy przy sobie?
Wysadziłbym natychmiast.
W takim razie , ja powiedziałem mu: nie mam ani grosza.
Nie mógł się zatrzymać- linia ciągła z obu stron, kipiąc ze złości, przewiózł mnie jeszcze jakieś pięćset metrów.
W tym czasie, ja, strawestowałem ewangeliczne słowa:pieniędzy dla Pana nie mam, ale co mam, to Panu daję.
Zatrzymał się, a ja wyciągnąłem z kieszeni, przygotowanego na okazję piątaka.
Zamykając drzwi, pokazałem mu go, mówiąc: życzliwość, po pierwsze, życzliwość.
Ruszył z piskiem opon, jakby chciał uciec.
Za pare minut jechał znajomy szofer z piekarni, pogadaliśmy o tym i owym, na koniec wcisnąłem mu monete, choć opierał się . i to nie z grzeczności.
Aha, pozdrawiam wszystkich znajomych kierowców z Ósemki!
Tomasz Kolodziej,zaprzysiegly kociarz, dzialacz zwiazkowy, pisowiec, zoologiczny antykomunista, co nie znaczy ze nie pogadamy