Ile lat można pomawiać? Jak długo sądy można robić w trąbę?
Słynny kolarz (teraz chyba najsłynniejszy; jednak nie o takim rozgłosie marzą sportowcy) Lance Armstrong wbił lance w swoich zwolenników i przyznał się do stosowania środków dopingujących. Uczynił to podczas widowiska telewizyjnego prowadzonego przez Oprah Winfrey.
Armstrong przez ponad 10 lat zaprzeczał, że stosował niedozwolone środki. W ubiegłym roku Amerykańska Agencja Antydopingowa opublikowała obszerny raport, dowodzący, że kolarz kłamie i zakazała mu startów we wszystkich sportach olimpijskich. Decydenci zastanawiają się nawet nad czasowym zawieszeniem wszystkich dyscyplin kolarskich podczas igrzysk olimpijskich.
Od dłuższego czasu świat był podzielony – część popierała kolarza w obronie jego dobrego (jak oni sądzili, zaś on doskonale wiedział, że nie jest aż tyle warte) imienia, część zaś uważała, że facet jest skończony i że powinni mu zabrać wszelkie wielomilionowe apanaże i medale oraz przykładnie ukarać, w tym także więzieniem, wszak okazał się oszustem, który zdobył na procederze swój wielki majątek i sławę.
Trudno powiedzieć, jak długo można byłoby jeszcze żyć w kłamstwie. A że nie zawsze sprawa jest jasna i oczywista, to doskonale wie pisarka Magdalena Ch. i pomawiany przez nią od paru lat bloger Mirosław Naleziński. Ona twierdzi, że pisał on jako nikomu nieznany Kawalec (a ten miał nieeleganckie pióro obrażające użytkowników portalu NaszaKlasa, w szczególności tę panią). Wszystkie wypowiedzi (cały obrzydliwy zestaw) napisane przez Kawalca publicznie przypisała Nalezińskiemu! I to już 4 lata temu, a potem także podczas bojów przed obliczem Temidy, zaś dwa miesiące temu wystosowała kolejne żądanie do jednego z portali, aby zdjął jego artykuł ze swoich internetowych łamów, bowiem ona (jak twierdzi) ma wiarygodny dowód, że Naleziński jest Kawalcem i ów „odważny” portal uległ tej trójmiejskiej damie. Ale co się dziwić, skoro konfabulantka podesłała tekst – „Nikt go nie popierał, więc założył fikcyjne konto Jacka Kawalca i z tego konta obrażał uczestników forum. Mnie obrażał, oczerniał i drwił”. Jeszcze dalej posunęli się jej zwolennicy, którzy od paru lat wyzywają blogera od nikczemnychoszustów bez honoru.
Wszystko na to wskazuje, że w końcu jeden z trójmiejskich sądów weźmie się za to wieloletnie blagierstwo i starannie zbada te kuriozalne dowody, które dzielą internetowy światek na zwolenników pisarki i blogera. Prawdopodobnie tych pierwszych jest więcej, lecz Temida (jak trafnie mawiają) jest ślepa i nie ogłosi referendum, ale ma kilka cywilizowanych możliwości – zbadanie wariografem Nalezińskiego, analiza logowań na NK, analiza tekstów Nalezińskiego i Kawalca, jak również analiza rzekomego dowodu wraz z komentarzami pisarki i jej zwolenników, którzy dołączyli do tego dokumentu swoje mniej i bardziej rzeczowe pytania i uwagi.
W polskiej Temidzie dojdzie do zderzenia dwóch szkół-stron – jedna jest przekonana (sądzi, mniema, uważa), że bloger pisał jako Kawalec, zaś druga jest pewna (wie), że nie tylko nie pisał (nie logował się), ale nawet nie zarejestrował się na NK jako ów wątpliwy dżentelmen; mało tego – on nawet nie zarejestrował się na jakimkolwiek portalu pod innymi danymi, niż pod swoimi. I to z całkowicie prostego powodu – jemu do głowy by nie przyszło zakładać dodatkowego konta na rejestrowalnym portalu, jednak są ludziska, które oceniają innych po… sobie.
Nasze sądy częstokroć zajmują się rozmaitymi głupstwami, ale to bywa niezależne od nich – cóż bowiem mogą uczynić, skoro jakiś nawiedzeniec wysyła do nich pozew albo oskarżenie ze swoimi omamami? Natomiast będzie to chyba najciekawszy proces o zniesławienie w polskiej przestrzeni internetowej.
W tego typu sprawach, najszybsze – a przynajmniej wstępne – efekty dałyby badania wariografem, chyba że osoba testowana jest mistrzynią kamuflażu. Zwykle przed procesem sąd wzywa do wzajemnego złagodzenia stanowisk obu zwaśnionych stron, ale to jest możliwe, kiedy jedna strona wnosi o odszkodowanie 10 zł, natomiast druga zgadza się na 5 zł i obie strony grawitują ku polubownemu (pośredniemu) załatwieniu sprawy. W zero-jedynkowej sytuacji trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek układy, bo i jakie? Tutaj jedna strona uważa, że druga jest oszustem o dwóch obliczach, zaś druga uważa, że pierwszej coś się zwidziało i że po konfabulacji od lat dopuszcza się ciągłego pomówienia.
Zwolennicy pisarki uważają, że ma ona wielkie zasługi dla naszego kraju a ponadto, że jest bardzo uprzejmą i rzetelną osobą. Trudno powiedzieć, w jaki sposób można byłoby dawniej określić Armstronga (pewnie podobnie), ale jeśli ktokolwiek (oficer, ksiądz, noblista, polityk, burżuj, czy właśnie supersportowiec) jest bardzo porządnym człowiekiem, to trudno wydać wyrok tylko na podstawie takich ogólnych ocen, ponieważ sąd powinien zbadać bezstronnie, kto zawinił w danym incydencie, nie zaś kto jest mniej czy bardziej lubianym lub zasłużonym obywatelem. To może mieć wpływ na wysokość orzekanej kary, ale nie na niezawisły obiektywny osąd danego czynu.
Pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, grzywna, zwrot kosztów procesu i podanie danych do wiadomości publicznej. To kara za oszustwo, jakiego dopuścił się udający taksówkarza mieszkaniec stolicy. Wykorzystując niewiedzę turysty z Japonii, zawyżył stawkę i za przejazd z lotniska do hotelu zażądał 84 E. Niech ten wyrok będzie ostrzeżeniem dla wszystkich innych nieuczciwych taksówkarzy, którzy nagabują pasażerów na lotnisku.
Jakie konsekwencje powinna ponieść pisarka za wieloletnie zniesławianie blogera? Sama pisarka doprasza się, aby podać do publicznej wiadomości wyrok w omawianej sprawie, zatem?Może w końcu poważniej zostaną potraktowani internetowi złoczyńcy, zwłaszcza że ostatnio media zaczynają dostrzegać problem i zachęcają do przekazywania takich spraw do sądów z oskarżenia prywatnego. Niech i ten wyrok będzie ostrzeżeniem dla wszystkich innych konfabulujących pomawiaczy, obmawiaczy, zniesławiaczy i oszczerców.
Publiczne przyznanie się do dopingu może stać się podstawą do oskarżenia kolarza o krzywoprzysięstwo, bowiem w 2005 roku zeznał pod przysięgą, że nigdy nie stosował niedozwolonych środków. Za podobne kłamstwo lekkoatletka Marion Jones spędziła w więzieniu pół roku. To samo grozi kolarzowi z Teksasu. A co grozi polskiej pisarce za wieloletnie łgarstwo?