W kolejną rocznicę piszemy o tych, najczęściej młodych ludziach, którzy umarli na bruku swojego miasta, swojej ulicy, swojej fabryki gdzie byli robotnikami
Kolejna rocznica tamtego niedzielnego poranka, 13 grudnia 1981 roku, cały czas jest rocznicą nierozliczoną. Ona nam przeszkadza i nie daje spokoju naszym sumieniom. Jest w tej rocznicy jakieś fatum. Takie samo, jakie towarzyszyło tym, którzy żyli trzydzieści lat po powstaniu listopadowym, czyli w roku 1860. Takie samo też, jakie było udziałem tych, którzy żyli trzydzieści lat po powstaniu styczniowym, w przeddzień pierwszej wielkiej wojny, poprzedzonej utarczkami ówczesnych wielkich mocarstw na wszystkich kontynentach. Ta rocznica jest cały czas nierozliczona i pamięć o tamtych wydarzeniach nie chce się zagoić. Ona nie chce się zagoić, bo są sprawy, o których nie można zapomnieć, których nie można zamilczeć, ani wydrwić.
W kolejną rocznicę piszemy o tych, najczęściej młodych ludziach, którzy umarli na bruku swojego miasta, swojej ulicy, swojej fabryki gdzie byli robotnikamii, albo uczelni, gdzie byli studentami, albo świątyni, gdzie byli kapłanami. Ich rozpoznajemy, ich znamy, oni są najczęściej naszą latarnią. Ich znamy. Z imienia i nazwiska. Ja ich znam. W Poznaniu, moim mieście rodzinnym, to jest Wojciech Cieślewicz, dziennikarz, pobity na śmierć podczas demonstracji 13 lutego 1982 roku, to jest Piotr Majchrzak, uczeń technikum, którego jedyną winą był opornik wpięty w kołnierz koszuli, zakatowany przez ZOMO w maju 1982 roku, to jest dominikanin Honoriusz Kowalczyk, zmarły wskutek obrażen po wypadku samochodowym w kwietniu 1983 roku, wypadku wyglądającym jak egzekucja. Ojciec Honoriusz był duszpasterzem młodzieży akademickiej. Ich znam i o nich mogę napisać z imienia i nazwiska.
Teraz napiszę może coś niepopularnego, ale mam głębokie przekonanie, że będzie to zgodne z prawdą. Wspomnę zatem, o tych którzy się złamali. Którzy donosili, pisali raporty, starali się zapamiętać co powiedział kolega o koledze, donosił, może nawet brał pieniądze za to co robił. Jeśli był szantażowany, w jakimś stopniu była to okoliczność łagodząca. To byli ludzie też złamani przez system. Ich nie zabito na ulicy. Oni zostali złamani na korytarzu, gdzieś w bramie, na dzielnicowym komisariacie, oni zostali w przeświadczeniu, że nie wyrządzili nikomu żadnej krzywdy. Oni są też ofiarami stanu wojennego. Znam jednego z nich. Nazywa się Jerzy Nowacki. W Poznaniu wszyscy go znają. Redaktor telewizyjny. Znam jeszcze jednego. Delegat na zjazd krajowy pierwszej eski. Jego nazwisko pominę milczeniem, umiera dziś na raka. W obliczu Boga wybaczam mu, ale dopiero dzisiaj.
I jeszcze jest jedna kategoria ofiar stanu wojennego. Przeczytałem ostatnio książkę pod redakcją S. Mikołajczaka, a właściwie wybór źródeł pod tytułem:
Natrafiłem tam na pewien wątek, który dał mi wiele do myślenia. Otóż pewien mniej lub bardziej znany dzisiaj historyk, który nazywa się Dariusz Matelski, otóż ten historyk był swego czasu donosicielem służb specjalnych PRL. On w swych donosach wskazywał kogo trzeba uwalić, kogo uznać za wroga władzy ludowej. On wręcz pisał, jaki i który student jest wrogiem systemu. Ten Dariusz Matelski jest teraz pracownikliem naukowym poznańskiego uniwersytetu. Znalazłem też studenta, który wskutek denuncjacji Dariusza Matelskiego nie zdał jakiegoś tam egzaminu. Ten student nie zdał egzaminu na drugim roku studiów. Wszystko to znajduje potwierdzenie w przywołanej książce. Ten student na skutek denuncjacji Dariusza Matelskiego gdzieś tam przepadł w młynie historii. Nie zostanie już ani agronomem, , ani nawet historykiem. Takie czasy. Dariusz Matelski wykłada i zarabia na swoją emeryturę.
Dariusz Matelski jest dzisiaj w każdym razie pracownikiem UP, ten ówczesny student pewnie żebrze o sprawiedliwość. Znam go, mógłby być świetnym historykiem, ale niestety natrafił na Dariusza Matelskiego. To jest sprawiedlowość III RP.
Wiem o czym piszę. Kiedyś napisałem notkę o Błażeju Marchwickim. To była notka o najmłodszym internowanym stanu wojennego. Błażej zapił się na śmierć. Zapił się na śmierć, wiem dlaczego. I to jest właśnie tytułowy agronom.