Bez kategorii
Like

A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz

07/12/2012
926 Wyświetlenia
0 Komentarze
79 minut czytania
no-cover

„Czy to UFO, czy na niebie inne dziwy?
Nie, to po Polsce lata Lenin wiecznie żywy!

0


A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz:
Niech żyje nam Wołodia Iljicz!”
Ta prześmiewcza piosenka, śpiewana pod koniec lat 70. XX wieku[1], poprzedziła dramatyczne wydarzenia rewolucji 1980-81 roku, która stała się dla Polaków smutnym początkiem niekończącego się marszu donikąd.
 


 
Gdy „Solidarność” – rękami prostych młodych ludzi – „targała się po szczękach” z milicjantami i żołnierzami gen. Jaruzelskiego, „Dużą część prasy niemieckiej obiegła, w pierwszych miesiącach bieżącego [1982] roku, mapka o tym, jak ma wyglądać nowy rozbiór Polski wedle rzekomego porozumienia między rządem sowieckim, a rządem Wschodnich Niemiec na wypadek, gdyby państwa te uznały za potrzebne wkroczyć do Polski zbrojnie. Mapkę tę przedrukowujemy za pismem niemieckim „Die Bunte” z dnia 25 lutego 1982 roku. Była tam dołączona do artykułu pt. „Wie Polen geteilt werden soll” (Jak Polska ma być podzielona). Jesteśmy w posiadaniu tej samej mapki, wydrukowanej w numerze z dnia 2 kwietnia 1982 roku pisma „National-Zeitug” w Monachium, pisma posiadającego podobno pół miliona egzemplarzy nakładu, w połączeniu z artykułem „Werden Schlesien und Pommern der ‘DDR’ zugeschlagen? Kreml und Pankow planen Strafaktion gegen Polen” (Czy Śląsk i Pomorze zostaną przyłączone do NRD? Kreml i Pankow planują akcję karną przeciwko Polsce). Ta sama mapka ukazała się i w szeregu innych pism niemieckich.” (J. Giertych, Pobożne życzenia o rozbiorze Polski, „Opoka” nr 17/1982, s. 228-229).
 
Dla doświadczonych działaczy narodowych było już wtedy rzeczą jasną, że przechwycenie słusznego solidarnościowego protestu przez zwolenników permanentnej rewolucji światowej musi się skończyć nie tylko starciem z siłami broniącymi istniejącego systemu państw socjalistycznych, nie tylko możliwą inwazją niemieckich i sowieckich wojsk Układu Warszawskiego na PRL, lecz przede wszystkim nieuchronnym atakiem trockistów na polski Naród, polskie Państwo i polskiego Ducha.
 
Wielka to szkoda, że Polacy maszerujący przez te lata w rozmaitych pochodach i wykrzykujący te same antykomunistyczne hasła, tak małą wagę przywiązywali do tego, by na przekór medialnej propagandzie poznać prawdę o swej teraźniejszości i przyszłości, prawdę o tym, dokąd są prowadzeni, przez kogo i po co. Niech więc tych kilka zatroskanych głosów zamieszczonych poniżej przypomni nam ją i przybliży – a są to wypowiedzi wybitnych działaczy-ideologów: Jędrzeja Giertycha (zm. 1992, czł. OWP i SN), ks. Michała Poradowskiego (zm. 2003, czł. MWP – organizacji młodzieżowej OWP, kapelana związanej z frakcją J. Giertycha i K. Kowalskiego Narodowo-Ludowej Organizacji Wojskowej, a potem szefa Służby Duszpasterskiej Narodowych Sił Zbrojnych), a także Stanisława Bulzy (czł. SN i honorowego czł. OWP).
 
Powiadają oni, że antysystemową trockistowską rewolucję usiłowali u nas przeprowadzić korowscy trockiści i „protrockiści”, sprzymierzeni z „piłsudczykami” (Giertych), że narodową i chrześcijańską „Solidarnością” chciała manewrować „skrajna lewica laicka”, czyli „trockiści poprzez KOR” (ks. Poradowski), i że w końcu rewolucja ta powiodła się, gdy „Obrady okrągłego stołu doprowadziły do zlikwidowania podziału w ruchu komunistycznym. Stalinowcy z PZPR dogadali się z trockistami z KOR-u. W ten sposób komuniści rządzili dalej Polską, ale już jako liberałowie.” (S. Bulza, Neokolonializm, „Myśl” nr 29/2006). Wymaga to kilku słów komentarza, jako że dzisiejsi trockiści krzyczą, iż „Solidarność” była klerykalną „kapitalistyczną kontrrewolucją” (do tego „wspieraną i podjudzaną przez imperializm, Watykan i socjaldemokrację”), zaś dzisiejszy młody czytelnik natrafia w Wikipedii na suchą informację, że Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Adam Michnik, Jan Lityński, Seweryn Blumsztajn należeli wprawdzie „do polskich trockistów”, „jednak obecnie odeszli oni od swoich poglądów, kierując się ku liberalizmowi.” – Czyżby więc rewolucja 1980-81 roku zamieniła się samorzutnie w kontrrewolucję?
 
Zjawisko to daje się wytłumaczyć faktem, że w l. 80. doszli do głosu w USA tzw. neokonserwatyści. Jak pisał prof. Pogonowski, „ideologię neokonserwatyzmu stworzyli żydowscy trockiści, nawróceni na radykalny syjonizm w Nowym Jorku w czasie schyłku komunizmu.” Podobno większość tzw. neocons „znajdowała się w młodości na skrajnej lewicy, należąc do Amerykańskiej Partii Socjalistycznej Normana Thomasa, która swym radykalizmem dystansowała partie europejskie należące do Międzynarodówki Socjalistycznej, albo wprost związana była z ruchem trockistowskim; sam „ojciec” n.[eokonserwatyzmu] – [Irving] Kristol i jego żona byli od 1940 członkami IV Międzynarodówki (…) i nawet już jako neokonserwatysta Kristol oświadczył (1983), że jest z tego członkostwa ‘dumny’” (Metapedia). W roku 1984 większość neokonserwatystów należała już do Partii Republikańskiej i mocno popierała antysowiecką politykę „ostrożnego” i „miękkiego” (ich zdaniem) Reagana, który został ponownie prezydentem, wygrywając wybory w 49 stanach i otrzymując poparcie 60 % Amerykanów.
 
Tak zwana druga „Solidarność” miała więc utorowaną drogę do „okrągłego stołu” nie przez amerykańskich i europejskich zwolenników socjalizmu komunistycznego, związanych nadal, czy sympatyzujących z trockistowską IV Międzynarodówką, lecz przez rządy Reagana i jego następcy George’a H. Busha, prowadzące do zwycięstwa najstarszego z socjalizmów – socjalizmu liberalnego, i opierające się w dużej mierze na neokonserwatywnych twórcach i zwolennikach „międzynarodówki” nowego typu: prosyjonistyczno-judeochrześcijańskiej. Do tego faktu, niosącego przecież skutki ustrojowe, musieli się, chcąc-nie chcąc, dostosować także uczestnicy „okrągłego stołu” – co nie od dzisiaj jest krzykliwie krytykowane przez podnoszących głowy (wskutek upadku neokonserwatyzmu) trockistów. Nie należy przy tym sądzić, że prokapitalistyczny socjalizm liberalny zbytnio im zaszkodził – ks. prof. Poradowski twierdził w cytowanej niżej pracy, że trockiści „Siedzą prawie we wszystkich partiach politycznych i prawie w każdym kraju mają po kilka partii trockistowskich, co nie tyle wskazuje na ich rozbicie wewnętrzne, ile na ich taktykę: zawsze być związanym z taką grupą polityczną, która dochodzi do władzy.”
 
Taktykę przenikania trockistów do różnych struktur i umiejętność długotrwałego prowadzenia przez nich zakulisowych działań, potwierdzają także ich peerelowskie dzieje. „Nigdy nie stworzyliśmy formalnych struktur. Nasza siła polegała na wpływach, jakie mieliśmy w młodej inteligencji, poprzez aktywność w rozmaitych klubach dyskusyjnych.” – mówił o działaniach zmierzających do reaktywacji trockizmu w I poł. lat 60-tych XX w. jego „historyczny przywódca”, prof. Ludwik Hass (1918-2008). Ten przedwojenny jeszcze bolszewik-leninista, który po powrocie z ZSRR (1957) ukończył studia na UW, został stałym bywalcem tzw. Klubu Krzywego Koła w Warszawie, którego prezesem w l. 1957-1959 był słynny potem mason i założyciel KOR-u (wraz ze swym zięciem Wojciechem Onyszkiewiczem, A. Macierewiczem, P. Naimskim i J. Kuroniem), Jan Józef Lipski. Ten ostatni utrzymywał od 1957 r. stały kontakt z paryżaninem Jerzym Giedroyciem i w 1961 roku został członkiem, a w rok później przewodniczącym „obudzonej” wówczas warszawskiej loży „Kopernik”, która w 1963 r. uznała się wzajemnie z paryską Polską Lożą Macierzystą "Kopernik", działającą w strukturach Wielkiej Loży Francji.
 
W styczniu 1962 r. uzyskał zgodę na emigrację do Izraela wieloletni aktywista i członek zarządu KKK, Witold Jedlicki, polecany już uprzednio Giedroyciowi przez J. J. Lipskiego. Wyjechawszy, Jedlicki opublikował w paryskiej „Kulturze” swój słynny demaskatorski esej pt. „Chamy i Żydy” (zamieszczony także w jego książce pt. „Klub Krzywego Koła”, 1963) oraz skontaktował Hassa „z zachodnimi trockistami z IV Międzynarodówki”. W kwietniu 1963 r. ich francuski wysłannik konferował już w Warszawie i Krakowie z kandydatami na przywódców nadwiślańskiej rewolucji: Ludwikiem Hassem, Kazimierzem Badowskim (czyli tzw. starymi trockistami), Karolem Modzelewskim i Jackiem Kuroniem (tzw. komandosi, trockiści peerelowskiego już chowu). W efekcie tych rozmów ruch trockistowski został ponownie w Polsce uruchomiony, a po nastaniu „Solidarności” w 1980 roku „Polska stała się prawdziwą Mekką trockistów”, w tym także niemieckich, których kierownictwo IV Międzynarodówki skierowało na Śląsk.
 
Warto przy tym podkreślić, że paryska Polska Loża Macierzysta "Kopernik" wspierała (również finansowo) nie tylko swoją zakonspirowaną warszawską imienniczkę i nie tylko francuskie badania masonoznawcze dra Hassa, ale także utworzony w 1976 roku i rozwiązany w czasie pierwszego zjazdu „Solidarności” (23.09.1981) KOR/KSS KOR. Jak pisał Wojciech Bogaczyk, jego „lewe” i „prawe” skrzydło utworzyło natychmiast po rozwiązaniu dwa nowe byty polityczne: Kluby Rzeczypospolitej Samorządnej Wolność-Sprawiedliwość-Niepodległość (tzw. lewica laicka) z korowcami J. J. Lipskim, J. Kuroniem, A. Michnikiem, J. Lityńskim, Z. Bujakiem, J. Onyszkiewiczem, oraz Kluby Służby Niepodległości (tzw. niepodległościowcy) z korowcami W. Ziembińskim, A. Macierewiczem, L. Dornem, J. Kaczyńskim (a także ropciowcami: B. Komorowskim, A. Hallem, S. Michalkiewiczem, J. Bartyzelem).
 
Stan wojenny tylko chwilowo powstrzymał jawną ofensywę trockizmu w Polsce; większą rolę odegrało tu zdominowanie polityki amerykańskiej przez konkurujących z klasycznymi trockistami socjalistów-liberalistów, jak również utrzymująca się aż do pierwszych skutków planu Sachsa-Balcerowicza kompromitacja haseł prokomunistycznych i antyklerykalnych w polskim społeczeństwie. Trockiści nie zrezygnowali jednak nigdy z realizacji własnych ideologicznych założeń, a swego rodzaju symbolem nadchodzących czasów był w 1987 roku widok solidarnościowego korowca Jana Józefa Lipskiego (zm. 1990) i solidarnościowego trockisty Józefa Piniora (ob. senatora RP z ramienia PO) zasiadających wspólnie w prezydium Rady Naczelnej reaktywowanej Polskiej Partii Socjalistycznej. W deklaracji politycznej tego ugrupowania zapowiedziano wyraźnie: „Zdajemy sobie sprawę, że słowo ‘socjalizm’ zawłaszczone przez komunistów nie cieszy się dziś popularnością w polskim społeczeństwie. Jest ono identyfikowane z władzą [PRL]. Naszą pracą, walką i twórczym myśleniem przywrócimy temu słowu i związanym z nim wartościom właściwe znaczenie.” („Robotnik” nr 1/1988, CKZ PPS Londyn). – Ta zapowiedź wydaje się dziś spełniać na naszych oczach, jako oczywiste pokłosie ćwierćwiekowej „palikotyzacji polityki” i antypersonalistycznych „wolnorynkowych reform”.
 
Grzegorz Grabowski

 
[1] – A ty maszeruj



 
Unter polnischer Verwaltung” – ziemie „pod polskim zarządem” (ukośnie zakreskowane). Ta niemiecka mapa przypomina nam, że w roku 1980 wschodnia granica Niemiec nie była właściwie ustalona i w przypadku wywołania antysowieckiego powstania przez trockistów, czołgi niemieckie wchodziłyby do nas jak do siebie.Foto:ieg-maps.uni-mainz.de
I. Jędrzej Giertych, Co robić? (maj 1982):
 
“To, czego pragnął naród polski i czego pragnęły rzesze robotnicze, zorganizowane w “Solidarności”, to było zrobienie kroku naprzód na drodze do przywrócenia w Polsce wolności, a ludności Polski – poprawy jej losu. Cały naród polski czuł instynktownie, że „odnowa” powinna być dokonana oględnie i roztropnie, a w taki sposób, by pozwoliła na osiągnięcie zdobyczy wprawdzie na razie ograniczonych, lecz trwałych. Mafia, kierowana przez KOR, nie troszczyła się o trwałą poprawę położenia Polski i polskiego narodu, ani o poprawę bytu polskich robotników, ale pracowała nad wywołaniem w Polsce rewolucji.
 
(…)
 
Trzeba przede wszystkim zdawać sobie sprawę z jednego podstawowego faktu: że popchnięcie „Solidarności” i „odnowy” na drogę rewolucyjną było dziełem nie jednego tylko ugrupowania, to znaczy KOR-u, ale dwóch. W sposób wyraźny zarysował się w ostatnich latach [na przełomie lat 70 i 80-tych XX w.] sojusz KOR-u, czyli obozu trockistowskiego lub protrockistowskiego z obozem piłsudczyków. I to te dwa ugrupowania razem pchnęły Polskę ku rozwojowi wypadków, mającemu cechę katastrofy. Grupa KOR-u, w myśl strategii trockistowskiej, dążyła do wywołania w Polsce permanentnej rewolucji. Młodzi piłsudczycy, to byli romantycy, spragnieni „czynu”, spragnieni okazji do okazania bohaterstwa także i w swoim pokoleniu i dlatego marzący o nowym zrywie powstańczym i nowej wojnie Polski z Rosją.
 
(…)
 
Trockiści dążą do rewolucji światowej i do objęcia przez nich władzy jako rządu światowego. Jednym ze środków do tego może być doprowadzenie do przewrotu w Rosji i pochwycenia tam władzy przez klikę, którą Stalin obalił i w dużej części wymordował, to znaczy przez ukrytą, lecz z pewnością wciąż istniejącą opozycję trockistowską w aparacie rządowym sowieckim. A jednym ze środków do zdobycia władzy w Rosji przez trockistów może być rewolucja trockistowska w Polsce. Trockiści dlatego dążyli i z pewnością nadal dążą do wywołania w Polsce rewolucji, że mają nadzieję pochwycić władzę zarówno w aparacie rządowym, jak i w partii komunistycznej w Polsce. A mając władzę w Polsce – także i władzę w partii – będą mieli potężną dźwignię do wywołania przewrotu także i w Rosji. (…) Nie kto inny, tylko komunistyczni wrogowie Stalina, a uczniowie i następcy Lwa Bronsztajna-Trockiego pochwyciliby władzę na Kremlu; oczywiście pochwyciwszy ją przedtem w Warszawie. To taki byłby rezultat KOR-owskiej „odnowy” – gdyby okazała się ona zwycięska. Znikłyby wtedy za jednym zamachem ukłony w kierunku Kościoła katolickiego, frazesy o demokracji i gadanina wolnościowa. Polska znalazłaby się za jednym zamachem pod terrorem takim, jak za rządów Bermana, albo gorszym. Zaskrzypiałyby znowu szubienice i zahuczały wystrzały w kark. A Kościół znalazłby się w katakumbach. Robotnicy zaś (a także i chłopi) wepchnięciby zostali w bezlitosną niewolę. Nie łudźmy się! Starajmy się widzieć w trockistach to, czym naprawdę są, a nie to, co udają.
 
Tyle o trockistach. A piłsudczycy? (…) Młodzi romantycy, którzy spragnieni są roli bohaterskiej kosztem narażenia ojczyzny na klęskę, nie są dobrymi patriotami. Są to nieodpowiedzialni hazardziści, przypominający dzieci, bawiące się zapałkami w pobliżu stogu siana. Dla trockistów są oni bardzo dogodnymi sojusznikami – i dlatego cieszyli się i cieszą ich poparciem. Bo mogli dopomóc do wywołania zrywu rewolucyjnego i wojny z Rosją, która wprawdzie Polsce przyniosłaby klęskę, ale trockistom utorowałaby drogę (zapewne w porozumieniu z wpływowymi sympatykami w aparacie moskiewskim) do pochwycenia władzy.
 
(…)
 
Zarówno to, co chcą osiągnąć trockiści, jak to, co chcą osiągnąć młodzi piłsudczycy, jest z polskiego punktu widzenia programem samobójczym. Ale chcę tu dodać coś jeszcze. Przygotowania do rewolucji w Polsce prowadził nie tylko sojusz trockistów z piłsudczykami. Zza pleców tego sojuszu wyglądał jeszcze czynnik trzeci: wpływ obcych mocarstw.
 
(…)
 
Istnieje w polskim narodzie wiele złudzeń co do tego, jaki jest stosunek mocarstw zachodnich wobec Polski. Szeroki ogół polskiego społeczeństwa wyobraża sobie, że kraje zachodnie żywią gorącą przyjaźń dla Polski i że chciałyby jej pomóc. (…) Ale musimy sobie zdawać sprawę, że prąd sympatii dla Polski bynajmniej nie jest w świecie dominujący. Szeroki nurt opinii publicznej krajów zachodnich jest wobec Polski obojętny, żeby nie powiedzieć: wrogi. A postawa zachodnich „sił ustanowionych”, to znaczy przede wszystkim rządów, jest wobec Polski nieprzychylna w sposób jak najbardziej konsekwentny.
 
(…)
 
Bardzo się mylą ci Polacy, którzy wyobrażają sobie, że w krytycznej chwili świat zachodni będzie gotów Polsce pomóc. Ten świat zachodni 37 lat temu, w owym czasie częściowo związany z nami formalnymi węzłami sojuszów, sprzedał nas bez wahania i bez ceremonii w Teheranie i Jałcie. Dzisiaj, gdy żadne węzły porozumień i sojuszów już nas z Zachodem nie łączą, ten świat zachodni porzuciłby nas na pastwę losu tym bardziej i tym skwapliwiej. Tylko polscy trockiści cieszą się wśród „sił ustanowionych” na Zachodzie poparciem. Cieszą się dlatego, że cele ich są w istocie antypolskie i że ich popierane na Zachodzie poczynania są z polskiego punktu widzenia niszczycielskie.
 
(…)
 
Trudny do zniesienia jest dla ogółu Polaków widok kasty uprzywilejowanej. Polską rządzi od wielu lat warstwa dygnitarzy – polityczno-administracyjnych i gospodarczych – członków rządzącej partii, którzy nie mają po temu kwalifikacji moralnych, a często także i fachowych. (…) Nikt nie ma za złe ideowemu komuniście tego, że w ustroju komunistycznym został ministrem czy innym dygnitarzem i że korzysta teraz z tego tytułu z wyższych niż zwykli śmiertelnicy poborów, używając swego uprzywilejowanego stanowiska z umiarem i powściągliwością. Ale całe zastępy dygnitarzy w Polsce to są ludzie, którzy zapisali się do Partii bez żadnych motywów ideowych i tylko z pobudek interesu, którzy bardzo często należytych kwalifikacji do otrzymanych swych wysokich stanowisk nie mają i którzy stali się kastą darmozjadów i pasożytów. Co gorsza, wielu z nich popełnia nadużycia i pobiera łapówki. Rola tej kasty, żyjącej w przesadnym dobrobycie, korzystającej z przywilejów dla ogółu ludności w Polsce niedostępnych, oraz bardzo często zachowującej się w sposób niemoralny, żyjącej w rozpuście, rozwodzącej się ze swoimi żonami, używającej zasobów państwa dla swoich korzyści osobistych, jest dla ogółu ludności źródłem zgorszenia. Szczególnie gorsząca i oburzająca jest rola tych, co wbrew swemu sumieniu zapisali się ongiś do Partii i korzystali potem przez szereg lat z przywilejów, niedostępnych dla tych, co się zaprzedać nie chcieli – a którzy w ostatnich latach wstąpili do „Solidarności”, z Partii wystąpili – i naraz zaczęli korzystać z podwójnego uprzywilejowania z racji wszystkich korzyści jakie daje dawne członkostwo warstwy rządzącej i obecne członkostwo klasy zasłużonych opozycjonistów. Okiełznanie i odsunięcie od „żłobu” zdemoralizowanej i zbogaconej „nowej arystokracji partyjnej” jest jednym z postulatów, których urzeczywistnienia zdrowa opinia publiczna polska pragnie.
 
(…)
 
Półtora roku, od sierpnia 1980 roku, do grudnia 1981, to był okres popychania Polski do rewolucji. Przejawiło się w życiu Polski to, co jest cechą wszystkich rewolucji: ogarnięcie ogółu społeczeństwa gwałtownym, zbiorowym pragnieniem, w dużym stopniu irracjonalnym, dokonania całkowitego przewrotu w istniejących stosunkach politycznych i społecznych. To zbiorowe dążenie i uczucie bynajmniej nie było samorzutne i dyktowane instynktem narodu: było ono wytworzone przez umiejętną, bardzo zręczną propagandę, która nastroje całego kraju, a zwłaszcza młodzieży, rozkołysała. (…) Jest oczywiste, że w ostatnich miesiącach 1981 roku zaczynała się w Polsce rewolucja. Umysły były owładnięte irracjonalnym szałem. A ten szał, powiększający się niemal z dnia na dzień, podnoszący się coraz wyżej jak woda w rzece w czasie zaczynającej się powodzi, wiódł do przewrotu o cechach bynajmniej nie narodowych i katolickich, ale o cechach rewolucji społecznej, zabarwionej po marksistowsku.
 
(…)
 
Wielu co naiwniejszych i politycznie niedojrzałych Polaków martwi się tym, że do rewolucji tej ostatecznie nie doszło. Uważają oni, że stało się wielkie nieszczęście, iż została ona nagłym uderzeniem zahamowana. Nie chcę być niegrzeczny i nie powiem, co o tych ludziach i ich poglądzie myślę. Stwierdzam tylko tyle, że rewolucja ta, gdyby do niej doszło, byłaby dla Polski straszliwym nieszczęściem. Po pierwsze, patrząc na sprawę tej rewolucji z punktu widzenia sytuacji wewnętrznej, wiodła ona Polskę w fałszywym kierunku. Polska jest krajem zrujnowanym, wyniszczonym i zbiedniałym, a więc najważniejsza rzecz, której teraz potrzebuje, to jest wytrwała praca, praca i praca; i gospodarczy wysiłek. A tymczasem ta rewolucja, której organizatorzy i propagatorzy wywoływali w całej Polsce strajki i wzywali cały naród do nieróbstwa i wypoczynku, prowadziła Polskę do dalszego jeszcze pogłębienia ogólnego rozstroju i ruiny. Gospodarczo i społecznie – rewolucja ta miała cechy samobójcze. Co więcej, miała szkodliwe oblicze ideowe: była ożywiona duchem trockistowskim, a więc antychrześcijańskim i antynarodowym. Wreszcie – niosła ze sobą perspektywę wojny domowej. Jeszcze tylko tego było Polsce do szczęścia potrzeba: wojny domowej. (…)
 
W tych warunkach [krwawego stalinowskiego terroru] wytworzyła się taka atmosfera, że „endecy” zostali w Polsce powojennej w znacznym stopniu pozbawieni głosu i jakiegokolwiek wpływu. W rezultacie, także i w okresie narastającej w 1981 r. rewolucji zabrakło w Polsce po prostu głosu rozumu i rozumnego, dojrzałego patriotyzmu. Zapanowała w Polsce bez żadnej skutecznej przeciwwagi dziecinna, ćwierćinteligencka demagogia bezmyślnego motłochu – i podstępna, niszczycielska propaganda sił Polsce w sposób oczywisty wrogich. (…) Nic więc dziwnego, że tak łatwo było w roku 1981 grupie marksistowskiej antynarodowej zapanować w Polsce nad narastającym ruchem zbiorowym mas.
 
(…)
 
Do wyrośnięcia fali rewolucyjnej w Polsce przyczynił się w znacznym stopniu także i wpływ amerykański. Czy działali w ostatnich latach agenci amerykańskiego wywiadu w Polsce (a także i innych wywiadów) jako podżegacze do rewolucji? Nie wiem. Nie mam konkretnych danych. Ale jedno wiem na pewno: że takim podżegaczem było Radio Wolnej Europy, będące organem rządu amerykańskiego. (…) Tak więc [w l. 1976-1981] małe wydawnictwa inspirowane przez KOR, powielane w kilkudziesięciu lub kilkuset egzemplarzach, dzięki rozgłośni Radia Wolnej Europy docierały swoją treścią do milionów słuchaczy.
 
(…)
 
Nie trudno zrozumieć, dlaczego w kraju obóz KOR-u, piłsudczyków i innych zwolenników i organizatorów rewolucji przyjął przewrót 13 grudnia z oburzeniem. Co się zaś tyczy oceny tego przewrotu przez rządy, opinię publiczną i środki masowego przekazu krajów Zachodu, trzeba zdać sobie sprawę z tego, że powodują się one nie względem na dobro Polski, ale własnym interesem, tak jak go ze swych egoistycznych interesów pojmują. Liczyły one na to, że rewolucja w Polsce spowoduje wkroczenie wojsk sowieckich do Polski i wojnę polsko-rosyjską, lub jakiś inny wielki wstrząs, który zaabsorbuje Rosję Sowiecką w jeszcze większym stopniu niż wypadki w Afganistanie. Doznały one pod tym względem zawodu, gdyż przewrót 13 grudnia rewolucję polską zahamował. I zrozumiały gniew, zwrócony raczej przeciwko Polakom, niż przeciwko Rosji.
 
(…)
 
Istotą rzeczy jest to, że nie było interwencji sowieckiej i że nie wkroczyły do Polski wojska sowieckie. (…) Inwazja sowiecka przeciwko Polsce, na którą się tak bardzo zanosiło – inwazja, w dodatku połączona prawdopodobnie także i z inwazją wojsk wschodnioniemieckich – miejsca nie miała. Przewrót 13 grudnia uratował Polskę nie tylko przed rewolucją i anarchią. Uratował ją także przed bezpośrednim niebezpieczeństwem najazdu rosyjskiego, a być może wspólnego rosyjsko-niemieckiego.
 
(…)
 
Mamy dziś Polsce, w istocie, dyktaturę wojskową. Jest to dyktatura generałów-komunistów. Ale są to nie tylko komuniści. Są to też i generałowie. Napisałem już wyżej, że nie jestem zwolennikiem dyktatur wojskowych. Napisałem jednak także, że bywają sytuacje, gdy dyktatura wojskowa może być jedynym ratunkiem. Już starożytny, republikański Rzym znał instytucję dyktatury – jako zjawiska konstytucyjnego wyjątkowego i tymczasowego, mającego za zadanie przeprowadzić nawę państwową przez okres jakiegoś historycznego kryzysu.
Szkocki tradycjonalista-katolik, Hamish Fraser, wydawca czasopisma „Approaches”, głosi pogląd, że dzisiejszy kryzys polityczny w całym świecie być może będzie kiedyś przezwyciężony przez sojusz wojska i Kościoła. O ile dobrze go rozumiem, ma on na myśli zarówno Amerykę Południową (gdzie parlamentaryzm nie jest przecież żadnym lekarstwem), jak i Rosję, gdzie kto wie, może nastąpi kiedyś przemiana polegająca na wspólnej akcji politycznej wojska i cerkwi. (…) Także i w Polsce już się odzywają głosy o potrzebie sojuszu „szabli i kropidła”. Najwidoczniej myśl o takim sojuszu wisi już w świecie w powietrzu. Życzę generałowi Jaruzelskiemu, by umiał zawrzeć porozumienie z Kościołem. Życzę sternikom polskiego Kościoła, by wyzwolili się spod podszeptów prorewolucyjnych i promasońskich katolickiej lewicy modernistycznej i „niepokornej” i umieli wejść w rozumne porozumienie z tymi, co dziś w Polsce sprawują polityczną władzę.[2]
 
(…)
 
Stoją dziś w Polsce naprzeciwko siebie dwa obozy: obóz wierny Bogu i ojczyźnie – i obóz laicki, złożony solidarnie zarówno z Partii jak z KOR-u. Nie ma wątpliwości, że na dalszą metę zwycięży w Polsce obóz tych, co chcą służyć Bogu i ojczyźnie, wyraża on bowiem ducha polskiego narodu, kontynuuje tysiącletnie tradycje polskiej historii oraz odpowiada uczuciom przytłaczającej większości Polaków. Ale mogą być chwile, gdy rola jego może być pomniejszona i przygłuszona przez różne okoliczności przypadkowe i przez skuteczną propagandę. Nawet jeśli takie chwile będą krótkie – w chwilach takich może dojść do wielkich, groźnych dla Polski katastrof. Obóz Partii i KOR-u jest w Polsce drobną mniejszością – ale siłę jego pomnaża oparcie międzynarodowe, oraz uporczywość i bezkarność jego propagandy. A trzeba pamiętać, że także niektórzy fałszywie zorientowani polscy katolicy, mianowicie tak zwana katolicka „lewica”, potrafią sympatyzować z obozem lewicy laickiej, a więc podpierać jego siłę i znaczenie.
Jest zadaniem narodowców – nawet nie „obozu narodowego”, bo nie może on wciąż stać się siłą zorganizowaną, ale narodowców jako poszczególnych samotnych jednostek, prowadzących swą pracę i walkę każdy z osobna – nie dopuścić do tego, by obóz wierny Bogu i ojczyźnie został w Polsce pokonany. (…)”
 
Źródło: J. Giertych, Co robić? List otwarty do społeczeństwa polskiego w Kraju, „Opoka” nr 17 (grudzień 1982), s. 12-70.
 
——
 
[2] – Kard. Glemp o tzw. spotkaniu trzech (04.11.1981): „Zamierzeniem gen. Jaruzelskiego było utrzymanie statusu Polski w bloku państw „socjalistycznych”. Chodziło (mu) prawdopodobnie o wciągnięcie Kościoła katolickiego i innych Kościołów jako czynnika aktywnego na szerokiej platformie społecznej w duchu „Bloku”. Ale to spotkanie trzech to był właściwie spór między Jaruzelskim a Wałęsą, który zarzucał generałowi łamanie wzajemnych ustaleń i nie dotrzymywanie słowa. Wałęsa nie chciał chyba tego spotkania, gdyż nie wierzył w żadne racjonalne propozycje zmian ze strony rządu.”
 
Zob.: Nie – kombinacjom politycznym; tak – zawierzeniu Bogu!
 
http://ekai.pl/wydarzenia/temat_dnia/x49163/nie-kombinacjom-politycznym-tak-zawierzeniu-bogu/ (13.12.2011)
 
Gen. Jaruzelski: „W 2001 roku ukazała się książka, zawierająca osobiste pamiętnikarskie zapisy wieloletniego Sekretarza Episkopatu Polski, arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego pt.: „Rozmowy watykańskie arcybiskupa Dąbrowskiego” (Wyd. Instytut Wydawniczy „PAX”). Znajduje się w niej relacja złożona 22 grudnia 1981 roku Papieżowi Janowi Pawłowi II. Obok – co oczywiste – opisu różnych bolesnych i dokuczliwych skutków, jakie przyniósł stan wojenny. Są w niej stwierdzenia (str. 239-240): "Solidarność wbrew ostrzeżeniom Kościoła eskalowała wystąpienia i dążenia do władzy. Odmówiła wejścia do Rady Porozumienia Narodowego mimo, że Wałęsa 4 listopada 1981 roku zgodził się na wejście razem z Księdzem Prymasem, u premiera [Jaruzelskiego]. Po spotkaniu z premierem Komisja Krajowa zdyskwalifikowała Wałęsę i oświadczyła, żeSolidarność nie wejdzie do Rady Porozumienia. Zebranie Mazowsza [Zarządu Regionu Mazowsze] w Politechnice 5-6 grudnia i powzięte uchwały zaalarmowały władze, szczególnie wyznaczenie manifestacji ulicznej na 17 grudnia 1981 roku. Nasze rozmowy na wszystkich szczeblach Solidarności nie dały wyników (szczególnie 9 grudnia spotkanie u ks. Prymasa). Komisja Krajowa w Gdańsku 11-12 grudnia 1981 roku. Opinia Wałęsy – zbiorowa halucynacja, wielu uległo prowokacji”.”
 
Źródło: W. Jaruzelski, Pod prąd czyli refleksje rocznicowe
 
http://www.wojciech-jaruzelski.pl/main.php?dzial=3&sub=1

 
Walka Trockiego ze Stalinem, zasłaniającym się Leninem. Foto: vk.com

 
II. Ksiądz profesor Michał Poradowski o rewolucji trockistowskiej (1983):
 
„Rewolucja ma być permanentną czyli bezustanną i aby móc ją podtrzymywać potrzebne jest stałe niezadowolenie, a więc utrzymywanie stosunków społecznych patologicznych. Nikt nie jest tak zainteresowany w pogarszaniu sytuacji robotników i w zadrażnianiu konfliktów społecznych jak marksizm. Rewolucja marksistowska nie ma nic wspólnego ani ze sprawiedliwością społeczną, ani z szukaniem możliwości wyeliminowania konfliktów społecznych. Trockizm, będący autentycznym marksizmem, też nie ma nic wspólnego z walką o sprawiedliwość społeczną, a tylko go obchodzi rewolucja światowa jako zniszczenie ładu historycznego, opartego na wierze w istnienie Boga.
 
(…)
 
Trockiści przede wszystkim walczą o dojście do władzy i o utrzymanie się przy władzy, ale chodzi im o władzę rzeczywistą, a nie o pozory, stąd nie walczą o stanowiska reprezentacyjne, nie chodzi im o to, by piastować urzędy najwyższe, ale mało dziś ważne, jak prezydentów czy królów, lecz chętnie zostają ministrami i wysokimi urzędnikami. Siedzą przede wszystkim w ministerstwach spraw zagranicznych prawie wszystkich krajów, siedzą w bankach i finansach, siedzą w agencjach informacyjnych i w redakcjach wielkich dzienników, aby urabiać opinię publiczną, siedzą w redakcjach prawie wszystkich wielkich światowych czasopism politycznych i gospodarczych i bardzo często zajmują katedry uniwersyteckie nauk politycznych. Są bardzo zainteresowani w dokładnych studiach nad rzeczywistością społeczno-gospodarczą i starają się nią manipulować. Siedzą prawie we wszystkich partiach politycznych i prawie w każdym kraju mają po kilka partii trockistowskich, co nie tyle wskazuje na ich rozbicie wewnętrzne, ile na ich taktykę: zawsze być związanym z taką grupą polityczną, która dochodzi do władzy. (…)
 
Dzisiejszy marksizm, czyli trockizm, jest jednak bardziej praktyczny, pragmatyczny i empiryczny, bo bardziej biorący pod uwagę rzeczywistość, a przede wszystkim „cztery etapy rewolucji”, a więc „burżuazyjny”, „demokratyczny”, „socjalistyczny” i „proletariacki”. Całkiem szczerze i serio trockiści traktują etapy „demokratyczny” i „socjalistyczny”, nie śpiesząc się zbytnio do etapu „proletariackiego”. To oni najwięcej i najszerzej gardłują za „demokracją” i występują w obronie „praw człowieka i obywatela”, bo to gwarantuje im, jako Żydom, pełne i równe prawa obywatelskie i możność zajmowania najwyższych stanowisk w społeczeństwie. Także szczerze i gorliwie popierają „socjalizm demokratyczny”, bo wiedzą, iż to jest niezbędny etap na drodze ku komunizmowi. Pilnie studiują zmiany socjologiczne w każdym kraju, a zwłaszcza w Rosji (głównie wędrówkę chłopów ze wsi do miast; zanik warstwy chłopskiej i robotniczej, wzrost klasy średniej i urzędniczej), aby je odpowiednio kanalizować w kierunku rewolucji, mając nadzieję na równoczesne opanowanie Rosji sowieckiej i Stanów Zjednoczonych.
 
To na tym tle trzeba patrzeć na rolę trockistów (skrajna lewica) w dzisiejszej Polsce i na ich działalność wewnątrz „Solidarności”. Wspaniały, zdrowy, głęboko narodowy i szczerze chrześcijański ruch „Solidarności” jest zagrożony nadal przez wpływy skrajnej lewicy laickiej, czyli trockistów, gdyż to oni usiłują ruch ten utrzymać pod wpływami zdechłego trupa marksizmu, tj. walki klas, nienawiści, zawiści, egoizmu grupowego, a przede wszystkim materializmu. Ich bezczelność idzie tak daleko, iż nawet usiłują wpływać na postawę polskiej hierarchii kościelnej. Książka Adama Michnika (Szechtera), L’Eglise et la gauche [„Kościół i lewica”, tytuł pol.: „Kościół, lewica, dialog”], Seuil 1979 jest tego najlepszym dowodem. To on chce być mentorem nie tylko przywódców „Solidarności”, lecz także biskupów polskich, a nawet i Księdza Prymasa. To nie przypadek, że większość książek (prawie wszystkie), wydanych poza Polską o „Solidarności”, została napisana przez trockistów. Czasopismo skrajnej lewicy laickiej (trockistów) we Francji, założone przez kryptostalinowca Jean Paul Sartre (miał on do końca życia swe konto w Banku Sowieckim w Paryżu), Les Temps Modernes od dwóch lat, prawie we wszystkich numerach, w kontrowersyjnych artykułach analizuje drobiazgowo sytuację w Polsce i ruch „Solidarności”, prowadząc zajadłą dyskusję na temat do jakiego stopnia „Solidarność” jest ruchem postępowym skrajnej lewicy laickiej (czyli trockistów), a w jakim stopniu jest „faszystowską reakcją”. To trockiści, poprzez KOR (Komitet Obrony Robotników), usiłowali manewrować „Solidarnością” i ten zdrowy ruch chrześcijański wygrywać dla swych nikczemnych celów.
 
A jakie są to cele? Można się domyślać, że chodzi tu tak o cele strategiczne, jak i taktyczne. Dla trockistów celem strategicznym jest zaprowadzenie na całym świecie Międzynarodowej Federacji Państw Komunistycznych (trockistowskich), przez światową rewolucję komunistyczną. Konkretnie i praktycznie droga do tego ma prowadzić przez rozciąganie na wszystkie kraje bolszewickiej rewolucji, der Weltoktober, gdyż trockiści uważają, że jest ona pierwszą realizacją historyczną marksistowskiej rewolucji światowej, die Weltrevolution, tak jak to robili Lenin i Trocki. Wszystko ma służyć temu najwyższemu celowi: każdy ferment, każdy nowy proces zmian społecznych powinien być kanalizowany w taki sposób, aby służył temu celowi. Natomiast cele taktyczne zależą od okoliczności. Cele te są liczne, a wśród nich jednym z najważniejszych jest dla trockistów odzyskanie władzy w Rosji. Drogi do tego mogą być rozmaite, ale przede wszystkim muszą być wygrywane wewnętrzne przemiany socjologiczne w samej Rosji Sowieckiej i w krajach satelickich. Ruch „Solidarności” ma tutaj wyjątkowe znaczenie, gdyż łatwo można go rozciągnąć na inne kraje satelickie, a nawet na samą Rosję Sowiecką, ale pod warunkiem, że będzie on kontrolowany i odpowiednio kanalizowany, to jest, że będzie on ruchem skrajnej lewicy laickiej.
 
Te cele trockistowskie są całkowicie sprzeczne z celami polskimi. Naród polski musi troskliwie bronić się przed obcymi wpływami i nie pozwalać na to, aby był on kartą w grze międzynarodowej przeciwko interesom historycznym Polski. W interesie Polski nie leży, aby w Polsce lub w innych krajach, a więc także i w Rosji, dochodzili do władzy trockiści, gdyż trockizm jest nam najbardziej wrogim ruchem komunistycznym. Z punktu widzenia polskich interesów, stalinizm jest mniej groźny niż trockizm, gdyż stalinizm jest w gruncie rzeczy podporządkowywaniem rewolucji bolszewickiej (der Weltoktober) interesom Rosji, a przez to samo, jest to już osłabianie międzynarodowej rewolucji komunistycznej, która pragnie zniszczenia wszystkich kultur opartych na wierze w Boga. Nadto trzeba pamiętać, że trockistom przede wszystkim chodzi o zniszczenie tego wszystkiego, co polskie, historyczne, narodowe, chrześcijańskie, a nawet chodzi im o nasze zniszczenie, lub co najmniej osłabienie biologiczne, czyli o wymordowanie samej ludności polskiej. A to właśnie mogliby osiągnąć, doprowadzając do interwencji wojska sowieckiego w Polsce (zrobić drugi Afganistan), lub do gwałtownego starcia między ludem a aparatem rządowym, czyli do czegoś w rodzaju polskiej wojny domowej. (…)”
 
Źródło: Ks. M. Poradowski, Aktualizacja marksizmu przez trockizm, Wyd. Wers, Poznań 1998.
 
http://www.michal.md4.pl/Poradowski_ks_Michal/ksiazki/k_amt.htm
 
 
Zmarnowana szansa. „Trzeba patrzeć na rolę trockistów w dzisiejszej Polsce i na ich działalność wewnątrz ‘Solidarności’.” Foto: raznoe888.ru

 
III. Stanisław Bulza, Powrót do utopii (2011):
 
„Adam Schaff (1913-2006), polski filozof pochodzenia żydowskiego, był uważany za głównego i oficjalnego ideologa marksizmu. W 1965 r. Państwowe Wydawnictwo Naukowe w serii „Omega” wydało jego skróconą wersję książki „Marksizm a jednostka ludzka”. Wydawać by się mogło, że opinie autora zawarte w tej książce dotyczą okresu minionego i obecnie są już nieaktualne. Po co czytać jakieś bzdury. Przecież komunizm upadł i już nie powróci. Nic bardziej mylnego, bowiem książka jest scenariuszem wydarzeń, które nastąpiły w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej po 1989 r.
 
(…)
 
Współcześnie Polska przechodzi fazę demokratyzmu i liberalizmu, co cechuje filozofię młodego Marksa. Po 1989 r., tak jak wcześniej komuniści zachodni, tak komuniści polscy przekręcili się w demokratów i liberałów i nadal wiodą prym w różnych dziedzinach życia. Choć nazywają siebie demokratami i liberałami, to nie przestali być komunistami, gdyż nadal są wyznawcami Marksa, ale tego młodego. Trzeba ich więc nazywać komunistami, a nie liberałami. Wróg wówczas będzie jasno określony i będzie widoczny.
 
Komunizm nie jest systemem lecz ruchem
 
Marks nie daje obrazu społeczeństwa komunistycznego, lecz przedstawia radykalną krytykę obecnego porządku świata. W „Ideologii niemieckiej” stwierdził, że „Komunizm jest dla nas nie stanem, który należy wprowadzić, nie ideałem, którym miałaby się kierować rzeczywistość. My nazywamy komunizmem rzeczywisty ruch, który znosi stan obecny” (cytat za Adamem Schaffem). Adam Schaff wstępował do ruchu komunistycznego, a nie partii komunistycznej. Na ten temat mówił: „Gdy się szło do ruchu komunistycznego, można było stracić życie…” (Bohdan Chwedeńczuk, „Dialogi z Adamem Schaffem”, Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2005 r.). Jest to więc dobrze zorganizowana rzesza ludzi, która prowadzi walkę przeciwko Bogu, Kościołowi, religii, rodzinie, patriotyzmowi, państwu, chrześcijańskiemu systemowi wartości. Walka ta nie jest już prowadzono środkami z lat stalinowskich, lecz marksowskim humanizmem. Zapewne wewnątrz tego ruchu jest „grupa trzymająca władzę”. (…)
 
Komunista jest przede wszystkim internacjonalistą. Według Schaffa, „ideał człowieka komunizmu jest związany z normą, że człowiek jest dla człowieka dobrem najwyższym, „summum bonum”. Tylko w takiej sytuacji bowiem nabierają sensu i blasku hasła wolności, równości, sprawiedliwości społecznej, a w szczególności braterstwa. Postulat internacjonalizmu jest też w ramach marksizmu nie tylko postulatem bojowym wypływającym z potrzeb zjednoczenia sił jednej klasy przeciw drugiej w skali ponadnarodowej, lecz jest również postulatem równościowym, który konkretyzuje hasło braterstwa między ludźmi”. Dalej Schaff pisze, że „poza wszelką wątpliwością i dyskusją pozostaje teza, że postawę internacjonalistyczną należy w ludziach świadomie kształtować, że nie jest ona dana w sposób żywiołowy, zwłaszcza w okresie nabrzmiewających nacjonalizmów, lecz może być ukształtowana jedynie w walce z nacjonalizmem i rasizmem wszelkich odmian i odcieni”.
 
Walka z nacjonalizmem
 
Dla Schaffa jest to jeden z najważniejszych postulatów i wzywa do walki społeczeństwo socjalistyczne, a w szczególności partie marksistowskie w stopniu tym większym, im poważniejsze jest niebezpieczeństwo nacjonalizmu. Według niego, „bez ukształtowania bowiem internacjonalistycznego oblicza człowieka socjalizmu, a więc bez przezwyciężenia wpływów nacjonalizmu i rasizmu na jego psychikę i zachowanie, nikt nie potrafi zbudować komunizmu w marksowskim znaczeniu tego słowa”.
 
Ideolog nie pisze na czym ta walka ma polegać, ale stwierdza, że „szczególne znaczenie ma walka z antysemityzmem i odpowiednia akcja wychowawcza wśród społeczeństwa”. Zapytuje: „Dlaczego właśnie antysemityzm, gdy występuje tyle innych odmian nacjonalizmu i nienawiści narodowej? Odpowiada: „Dlatego, że jest to typowa dla tych krajów forma rasizmu (a więc nacjonalizmu połączonego z pogardą dla ludzi innej narodowości, jako rasy „niższej”, co szczególnie ostro narusza zasadę, iż człowiek jest „summum bonum”), że jest ona historycznie zakorzeniona, że posiada zawsze ultrareakcyjne implikacje polityczne, co zaostrzyło się jeszcze w związku z hitleryzmem i jego następstwami”. Schaff powołuje się na Lenina, który natychmiast po rewolucji za jedno z głównych zadań uznał walkę z antysemityzmem.
 
Według poglądów Schaffa, Polakom należy wmawiać antysemityzm tak długo, dopóki nie zostanie przezwyciężony nacjonalizm. Czynią to publicyści, pisarze, politycy, redaktorzy programów telewizyjnych. W swoich publikacjach, książkach, programach telewizyjnych, zarzucając Polakom antysemityzm, posługują się fałszem. Prawda w ogóle ich nie interesuje, gdyż antysemityzmem pragną dokopać Polakom, a może nawet ich zastraszyć i rzucić na kolana, by wyrzekli się polskości. Obecnie walka z rzekomym antysemityzmem Polaków przybrała obrzydliwe formy, by wspomnieć tylko książki Jan Tomasza Grossa. Jego prace nie są historyczne, lecz ideologiczne. Wszystkie napaści na Polaków są ideologiczne.
 
(…)
 
Dalej A. Schaff pisze, że teza o zdruzgotaniu machiny państwa burżuazyjnego, o „obumieraniu” państwa i o komunizmie jako ustroju bezpaństwowym, którą odnajdujmy w „Anty-Duhringu”, w „Krytyce Programu Gotajskiego”, w „Krytyce Programu Erfurckiego” i u Lenina w pracy „Państwo a rewolucja”, była z całą świadomością sformułowana przez Marksa już w „Nędzy filozofii”: „Klasa pracująca w toku swego rozwoju zastąpi dawne społeczeństwo obywatelskie zrzeszeniem, które wykluczy klasy i ich antagonizm; nie będzie już wówczas władzy politycznej w sensie ścisłym, ponieważ władza polityczna jest to właśnie oficjalny wyraz antagonizmu klas w społeczeństwie obywatelskim”.
 
Tworem, na rzecz którego Polacy mają się wyrzec państwa i patriotyzmu jest Unia Europejska, która powstała traktatem podpisanym w Maastricht 7 lutego 1992 roku. Docelowo UE zakłada likwidację państw, a w ich miejsce mają powstać regiony, prowincje, tak jak za czasów imperium rzymskiego. Inspirator Stanów Zjednoczonych Europy, Jean Monnet, nie krył się ze swoimi dążnościami i w książce napisanej w latach 80. XX w. powiedział, że „na zawsze porzucamy owo uporczywe dążenie do zachowania suwerenności państwa narodowego”. Natomiast Robert Schuman, w latach 50. XX w. francuski minister spraw zagranicznych z całym przekonaniem głosił, że podział Europy na małe państwa jest „anachronizmem, nonsensem, herezją”.

 

(…)
 
Schaff stwierdza, że „Prowadzona we wczesnych latach komunizmu walka z religią była wagi pierwszorzędnej, od której należało zacząć. Ale była to kampania, na której – jeśli ją prowadzono konsekwentnie – nie można było skończyć. Przecież to Marks stwierdził (we „Wstępie” do „Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa”), że krytyka religii kończy się tezą, iż człowiek jest najwyższą istotą dla człowieka, co prowadzi w konsekwencji do nakazu obalenia wszystkich stosunków, w których człowiek jest istotą poniżoną, ujarzmioną, godną pogardy”. Dalej: „Bóg, istota nadprzyrodzona, jest tworem człowieka, jest eksterioryzacją i obiektywizacją jego własnych cech i właściwości. Tym samym człowiek sam siebie zuboża, gdyż pozbawia się własnych cech i treści na rzecz projekcji swego umysłu, która przyjmuje postać społecznego wierzenia”. Kierując się tym fałszywym poglądem komuniści wypowiedzieli wojnę Bogu, Kościołowi Katolickiemu, religii i Dekalogowi, bo pochodzi od Boga.
 
W wydanym w 1984 r. przez Niezależny Ośrodek Myśli Politycznej w ramach Zeszytów Edukacji Narodowej opracowaniu pt. „Polska lat osiemdziesiątych. Analiza stanu obecnego i perspektywy rozwoju sytuacji politycznej w Polsce” autorzy również nie darzą Kościoła Katolickiego sympatią i piszą: „Toteż skoro już nie udało się w stalinowskim okresie wyeliminować w pełni w sposób nieodwracalny wpływów Kościoła w społeczeństwie, istniała i istnieje tylko jedna możliwość zlikwidowania owej niewygodnej i skądinąd nienormalnej sytuacji, w której odpowiednio zinterpretowana nauka Kościoła staje się dla wielu ludzi sednem ideologii opozycji politycznej. Możliwość taką oczywiście stanowiłoby dopuszczenie do autentycznego pluralizmu politycznego”. Od 1989 r. mamy w Polsce pluralizm polityczny.
 
Dlatego właśnie, że nie udało się przed 1956 r. i później wyeliminować w pełni i w sposób nieodwracalny wpływów Kościoła, to po 1989 r. kontynuowano walkę z Kościołem ale już w sposób nie otwarty, lecz zakamuflowany, bardzo subtelny. Odpowiednio interpretowano naukę Kościoła i w ten sposób usiłowano wielu katolików ustawić w opozycji do Kościoła. Skutkiem tego było, że kiedy Sejm w 1993 r. wprowadził ustawę antyaborcyjną, to wielu katolików opowiadało się za aborcją. Tak samo było, gdy wprowadzano religię do szkół. Wielu katolików opowiadało się przeciwko wprowadzeniu religii do szkół. Wielu też katolików opowiada się przeciw moralności i wartościom chrześcijańskim. Wreszcie doprowadzono do tego, że wielu katolików w kolejnych wyborach głosowało na partie antychrześcijańskie.
 
W okresie przed 1956 r. nie został w Polsce zachwiany autorytet Kościoła Katolickiego, ani nie została zniszczona w stopniu wystarczającym z punktu widzenia komunistów – jego struktura jako instytucji. Głównym więc celem komunistów po 1989 r. jest zachwianie autorytetu Kościoła i doprowadzenie do sytuacji, w której kościoły w Polsce będą puste, tak jak w Europie zachodniej. (…)
 
Przełomy i odnowy
 
Stworzone przez Marksa, a następnie rozwinięte przez Trockiego wyrażenie „rewolucja permanentna” w gruncie rzeczy oznacza, że cel nigdy nie będzie osiągnięty. Nie ma również idei, do której należy dążyć. Jest tylko czysty sadyzm. Bowiem u Marksa idea i cel są pojmowane mglisto, natomiast jest mocno rozbudowana krytyka panującego porządku społecznego.
 
Adam Michnik w 1990 roku powiedział, że Polska od 1944 r. znajduje się w stanie permanentnej rewolucji. Za tym faktem przemawia chociażby kryzysogenny charakter polskiej gospodarki w minionym okresie. Tak więc kolejne polskie kryzysy, zwroty i przesilenia, przełomy i odnowy (1956, 1968, 1970, 1976, Okrągły Stół) były przez ruch komunistyczny manipulowane i kontrolowane. Głównym hasłem kolejnych przełomów było: „socjalizm – tak, wypaczenia – nie”. Nasze zrywy niepodległościowe, dążenia, aspiracje były przez komunistów wykorzystywane dla osiągnięcia ich celów. Kluczowym zdarzeniem i symptomem każdego przełomu była zmiana kierownictwa władzy. Nowa ekipa składała deklarację, która pozwalała rozładować napiętą sytuację, po czym następowało stopniowe uspokojenie nastrojów społecznych i powrót do poprzedniego stanu. Zmiany personalne w aparacie władzy pozornie tylko świadczyć miały o zmianie kursu, by pozyskać opinię publiczną. Jednak głównym celem tych ustawicznych zmian było usprawnienie systemu władzy, oraz, co najważniejsze, przez to składanie (odnowicielskich) deklaracji dawano społeczeństwu nadzieję na lepsze życie.
 
W latach 1944-1989 jednym z najważniejszych kierunków działania ruchu komunistycznego było zagwarantowanie sobie monopolu i ciągłości władzy. Jest rzeczą charakterystyczną, że podstawowe kanony komunizmu, a więc internacjonalizm, ateizacja, świeckość państwa, laickie wychowanie w szkołach, walka z Kościołem, w żadnym momencie powojennej historii Polski nie zostały złamane w sposób trwały i nieodwracalny. Okrągły Stół ten nienormalny stan utrwalił. Natomiast wszystkie odstępstwa od zasad komunizmu wynikały z wyjątkowej roli Polski w bloku państw socjalistycznych, a mianowicie (z) jej historii, tradycji, określonych struktur i instytucji życia społecznego, określonego modelu kulturowo-cywilizacyjnego, a co najważniejsze – z ogromnego wpływu Kościoła Katolickiego, którego autorytet nigdy nie został zniszczony.
 
(…)
 
Czy w Polsce był komunizm?
 
Po zapoznaniu się z postulatami Adama Schaffa, przychodzi na myśl pytanie: czy w Polsce był komunizm? Joanna Szczepkowska, aktorka i pisarka, tuż po wyborach w 1989 r. w TVP radośnie ogłosiła, że 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm. Od tego czasu posłowie, członkowie rządu, publicyści, i pod ich wpływem znaczna część społeczeństwa, posługuje się wyrażeniem „komunizm” na określenie systemu panującego w Polsce do 1989 r. Jest to fałszywy pogląd wynikający z celowego ogłupiania społeczeństwa, i który sprawia, że żyjemy w kłamstwie.
 
W wydanym w 1984 r. przez Niezależny Ośrodek Myśli Politycznej w ramach Zeszytów Edukacji Narodowej opracowaniu pt. „Polska lat osiemdziesiątych. Analiza stanu obecnego i perspektywy rozwoju sytuacji politycznej w Polsce”, autorzy na postawione pytanie: „Czy Polska rzeczywistość dnia dzisiejszego jest zgodna z naczelnymi zasadami systemu społeczno-politycznego określanego mianem „komunizmu” – [odpowiedzieli, że gdyby to] miało być rozumiane dosłownie, to odpowiedź musiałaby być negatywna.
 
Na pytanie: „Czy Polska jest państwem socjalistycznym”? Autorzy odpowiadają, iż „kwalifikowanie naszego kraju do kategorii „państw socjalistycznych” jest rzeczą co najmniej dyskusyjną. Nie chodzi przy tym oczywiście o kwestię naszej przynależności do „obozu socjalistycznego” w znaczeniu satelickiego charakteru Polski: ten fakt bowiem i wynikające z niego konsekwencje nie budzą na ogół większych wątpliwości”. (…) „Jeśli jednak chodzi o realne istniejące w PRL stosunki polityczne i gospodarcze, to często zwraca się uwagę na fakt, iż zdają się one znacznie odbiegać nie tylko od wzorca określonego modelowymi zasadami komunizmu, ale również od stosunków charakteryzujących ustroje państw sąsiednich. Istnieją rzeczywiście dziesiątki przykładów, które łatwo przytoczyć dla uzasadnienia owej tezy o polskiej odmienności i które stwarzają pozory, że problem jest prosty do rozstrzygnięci. Potężny sektor prywatny w rolnictwie, prywatna drobna wytwórczość, usługi i handel, względny liberalizm kulturalny i w ogóle stosunkowo mniej represyjny, niż w innych krajach bloku radzieckiego charakter systemu (w szczególności tolerowanie przez długi czas tzw. demokratycznej opozycji), łatwe i powszechne (do niedawna) kontakty z Zachodem, wreszcie silna pozycja Kościoła Katolickiego – oto bodaj najczęściej podawane przykłady mające świadczy o tym, iż teza o „socjalistycznym” charakterze ustroju PRL nie jest bynajmniej oczywista”. Według autorów, po 1956 r. była to polska droga do socjalizmu. W 1980 r. niektórzy opozycjoniści mieli wpięte w klapie marynarki plakietki z nazwą „Element antysocjalistyczny”. Natomiast członków władz PRL nie nazywano komunistami czy socjalistami, lecz nazywano ich technokratami. Nie dajmy się więc ogłupić, gdyż według Marksa komunizm nie jest systemem, lecz ruchem komunistycznym.
 
Dlaczego więc wmówiono Polakom, że do 1989 r. w Polsce był komunizm? Odpowiedź jest prosta: dlatego, aby Polacy nie byli świadomi faktu, że zachodzące w Polsce po 1989 r. zmiany społeczne są zgodne z marksistowskimi postulatami. Komunizm więc ma się Polakom kojarzyć wyłącznie z PRL, gdy tym czasem Polska może zostać skomunizowana, czego naród w ogóle nie zauważy i przeciwko czemu nie będzie już protestować.
 
(…)
 
Najważniejszy dokument Solidarności uchwalony na I Krajowym Zjeździe Delegatów w dniu 7 października 1981 roku brzmiał następująco: „Solidarność, określając swoje dążenia, czerpie z wartości etyki chrześcijańskiej, z naszej tradycji narodowej. Droga jest nam idea wolności i nie okrojonej niepodległości. Popierać będziemy wszystko, co umacnia suwerenność narodową i państwową”. Do dzisiaj postulaty sierpniowe i ta deklaracja są tylko świstkiem papieru, gdyż dążenia tzw. doradców Solidarności były inne. Postulaty strajkujących stoczniowców z sierpnia 1980 r. nigdy nie zostały spełnione. O jakim więc zwycięstwie Solidarności jest dzisiaj mowa? Solidarność po 1989 r. poniosła całkowitą klęskę. Członkowie Solidarności zostali perfidnie oszukani, a z Wałęsy zrobiono narodowego bohatera. Nawet A. Wajda kręci film o nim. W Polsce przy Okrągłym Stole spotkali się zwolennicy starego Marksa oraz rewizjoniści, tj. zwolennicy młodego Marksa. Innych opcji politycznych do rozmów nie dopuszczono. Obrady Okrągłego Stołu doprowadziły do zlikwidowania w Polsce podziału w ruchu komunistycznym. (…)
 
Jednym z głównych celów utworzenia Unii Europejskiej było stworzenie możliwości bogacenia się. Ten cel miał również wymiar polityczny. Chodziło o to, by oderwać ludzi od religii, rodziny, tradycji i państwa. John Keynes, angielski ekonomista, powiedział na ten temat: „jak niegroźny staje się człowiek, kiedy umożliwi mu się pogoń za bogactwem” (Thomas Hugh, „Europa”, Warszawa 1998). Engels określił to dobitniej: „Likwidacja niewoli feudalnej uczyniła zapłatę gotówkową jedyną spójnią ludzkości. Własność zostaje przez to wyniesiona na tron i koniec końców, aby alienacja ta była zupełna, panem świata staje się pieniądz, ta wyalienowana, pusta abstrakcja wolności. Człowiek przestał być niewolnikiem człowieka, a stał się niewolnikiem rzeczy; stosunki ludzkie zostały całkowicie wywrócone na opak”. Według Adama Schaffa, stan ten musi prowadzić do załamania, gdyż zniknie państwo, rodzina, religia, a zwycięży „rozumny porządek”. (…)”

 
Źródło: S. Bulza, Powrót do utopii

 
http://jozefbizon.wordpress.com/2011/12/16/stanislaw-bulza-powrot-do-utopii/ (16.12.2011)

 


A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz… Foto: slando.kz
 

Opracowanie – Grzegorz Grabowski
0

Ob

Stowarzyszenie Ob

110 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758