Bez kategorii
Like

Rozdział Dziewiąty Szwajcaria Genewa 29 kwietnia 2009

25/03/2011
425 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
no-cover

Ostatni Lot Alefa Sterna mimo dopisku na okładce, że to thriller political fiction, to tak naprawdę fikcja literacka, która jest rzeczywistością!!!
Ostatni Lot Alefa Sterna czyta się z zapartym tchem, co więcej wystarczy zacząć sprawdzać opisane fikcyjne wydarzenia z książki, a okazują się one jak najbardziej prawdziwe. Wystarczy wstukać daty w gogle i sprawdzić co się wydarzyło.

0



 

– CZAS NA MNIE TATO, muszę zdążyć na ostatni lot do Warszawy. A jeszcze powinienem wpaść na chwilę do biura.

– Poczekaj! W końcu zdrowie ojca ważniejsze niż praca, nie? Swoją drogą niezła laska z tej Ewy. No i niezłe jaja z tym, jak mu tam… inżynierem przemysłu paliwowego. – ojciec roześmiał się. – Morawskim, nie? – śmiejąc się dalej dodał jeszcze. – Dobra jest.

– To pytanie, czy stwierdzenie?

– Długo ją posuwasz? Nie znudziło ci się? No, ojcu chyba możesz powiedzieć?

– Od czasu do czasu, mamy pracę, zajęcia. Wiesz jak jest. Zresztą już nie jesteśmy razem.

– Co się denerwujesz, spytać nie można?

– Przecież jestem spokojny. I siedzę spokojnie.

– Ta, spokojnie. Jak na wojnie! – ojciec zaśmiał się, kontynuując rozmowę, zdecydowanie odszedł od tematu. Czasami po chemii plątało mu się w głowie.

– Wybraliśmy się na niepotrzebną wojnę, z której nic nie mamy to i porywają i zabijają nawet niewinnych ludzi. Wszystkich naszych chłopców powybijają.

– Afgańczycy?

– Gdzie tam Afgańczycy, oni strzelają do nas tym, co my im sprzedamy. Od czterech lat trwa tam wojna, to myślisz, że skąd oni biorą sprzęt? – powiedział ojciec. – Kupują od Rosjan, Amerykanów i od nas. No i sporo też mają badziewia od Chińczyków. Tu chodzi o to, że jak strzelają, żeby za bardzo nie mieli w co strzelić. – wyjaśnił.

– To ja już nie rozumiem kompletnie, o co chodzi.

– O to chodzi, że te sukinsyny z rządu na sprzęcie oszczędzają. Wysyłają nas na wojnę, żeby się przed sojusznikami popisać, a na sprzęcie oszczędzają. Do tego godzą się, by trzymać w gotowości bojowej jednostki, na które nas po prostu nie stać. Pistolet sam się w kaburze odbezpiecza. Wczoraj dzwonił do mnie generał Skrzypek. Pamiętasz wujka Wojtka, nie?

– To ten wujek co dał mi czołg na komunię?

– Tak, ten sam. Mówił, że nie mógł się doprosić o żaden sprzęt. Chciał, by kupili śmigłowce, samoloty bezzałogowe, wszystko to, co najpotrzebniejsze w Afganistanie. A te skurwysyny co kupiły? Osiem Bryz, żeby dupy po kraju wozić za 620 milionów!





– No masz rację Tatku, bo na nowy samolot rządowy kasy niby nie ma. I ci idioci z rządu i z kancelarii prezydenta wciąż się kłócą, kto kiedy, którym, gdzie poleci.

– Synek, przecież te Tupolewy i Jaki taki, to stare ruskie złomy. Tupniesz nogą i jak nie… Bezpieczniej na drzwiach od stodoły latać. Do tego teraz, jak je doposażą w amerykańską elektronikę, to się dopiero będzie psuło.

– Po remoncie? Chyba przesadzasz?

– Synek! To tak się mówi, nowa elektronika. A przy okazji aparatura szpiegowska i nie wiadomo, jaki tam jeszcze badziew dołożą.

– O tym to nie pomyślałem. To trzeba być idiotą, by na to pozwolić.

– No, a jak wróci do Polski to nasi technicy założą kolejną aparaturę zakłócającą tamtą aparaturę. Wiem co mówię. A tak już zupełnie przy okazji założą swoją aparaturę nasłuchową.

– No, to się będzie spinać.

– No!  Spinać jak cholera. Kurwa, strach tym latać!

– To co, Tatku? Będą te samoloty w Stanach remontować?

– Ta, w Stanach! Wyślą najpierw Tu do zakładów tego nowego ruskiego, jakże mu tam? Takiego, wiesz, oligarchy, nie pamiętam nazwiska. Do Samary wyślą. Pamiętasz, Synek, Ładę Samarę? To była fura, nie?

– No, pamiętam. Jak wyjechaliśmy pierwszy raz na miasto i ktoś mnie z klasy przyuważył, to na drugi dzień w szkole się wszystkie laski podniecały.

– To były czasy! Dziewuchy na ruską Ładę leciały, jak na Mercedesa! – zaśmiał się ojciec.

– Ruską, ale nadwozie projektowane przez Porsche.

– Tak mówili. No, a pamiętasz tę Niwkę, co ją miałem w stanie wojennym?

– Pamiętam, ale wolałem Muszczela i Tarpana.

– E tam, Tarpan to był złom! Po roku dziury takie się w podłodze zrobiły, że Flinstonowie mogliby w nim popierdalać. W motoryzacji wojskowej to nic dobrego nie zrobiliśmy od lat.

– Tato, ale przecież mamy teraz Rosomaki.

– Ta, Rosomaki. Ty wiedzę to chyba czerpiesz z jakiejś telewizji. O Rosomakach też mi Skrzypek opowiadał, że chciał je doposażyć przed wyjazdem na misję w mocniejszy pancerz, bo zrobili to chyba z puszek po konserwach.

– No i?

– No to doposażyli! Ale na testach Minister Sroczyński, kazał ostrzelać wóz z pełnym wyposażeniem wartym kilkaset tysięcy złotych. Samochód ostrzał wytrzymał. A na koniec minister też chciał postrzelać. No i osobiście do Rosomaka po pełnym testowym ostrzale, jak przypierdolił, to nie było co zbierać i wszystko poszło się jebać.

– To ci kretyni nic nie wymontowali ze środka przed ostrzałem?

– A żebyś wiedział, że nie. Jak tak dalej pójdzie, to Skrzypek mówi, że nie wytrzyma, opowie wszystko mediom,  złoży wypowiedzenie z firmy i już. Strach mu chłopaków na akcje puszczać. A wiesz, oni budżet mają cienki, i żadnych możliwości na dodatkowe fundusze jak w mojej firmie.





– No ale się na misji spisują.

– Ta, spisują się jak cholera. I spiskują. I to jeszcze tak bezczelnie, że wszystko w eter puszczają.

– O Rosomakach mówię, tato.

– Ja też. Tyle że innych, rosomakach i borsukach! – ojciec zaśmiał się z swojego dowcipu.

– Co puszczają w eter?

– A nic. Grabarek się dzisiaj rano w radio popisywał. No i zabawił w wieszcza i Nostradamusa.

– Co?

– Już tak im te konusy za skórę zaszły, że zupełnie się nie kontrolują. Zdarzy się jakiś wypadek i będzie na nich. Debil. Coś pewnie usłyszał od chłopaków, piąte przez dziesiąte i już mordą chlapie.

– Ale o co chodzi, tato?

– A powiedział, że jak przyjdą wybory prezydenckie albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni.

– Ale co się zmieni? Tato, o co chodzi?





– A taki chuj im się zmieni! – ojciec wyraził swoje emocje gestem Kozakiewicza. – Zmieni się wszystko i na tym samym wózku dalej będzie jechać. A my, jak zwykle, będziemy musieli po nich sprzątać. Popierdolą głupot, rozpierdolą wszystko, a Ty człowieku sprzątaj.

– Ty, na szczęście, jesteś już na emeryturze, więc tobie robota nie grozi. Masz zdrowieć, a nie przejmować się jakimiś tam polskimi sprawami.

– Bo wkurzają mnie te pisdolizy i cała ta banda popaprańców. Generał Korniszon dobrze mówił, że trzeba było zrobić z nimi porządek. Tyle lat był spokój i wszystko było jasne! To się przemian zachciało. I nigdy nie było wiadomo. Wiesz ilu ja miałem przez ostatnie dwadzieścia lat przełożonych? Sam już nie wiem, a to z lewa, a to z prawa i wszystkim się wydawało, że coś mogą i że coś wiedzą. Taki chuj mogą i taki chuj wiedzą. – ojciec z podniecenia aż się zaczerwienił, skoczyło mu ciśnienie i zaczął kasłać.

– Oj, tato, tato! Po co ty oglądasz tę telewizję, zdrowia nie masz? Nie możesz się przemęczać. A do tego mógłbyś spojrzeć na ten bałagan z zewnątrz. Leżysz w jednej z najlepszych klinik w Szwajcarii. Jakbyś musiał w Polsce na sali, gdzie masz dziesięć osób albo na korytarzu, to inaczej byś gadał i inne miałbyś problemy.

– Tak samo bym gadał! – wykaszlał ojciec.

– Tato, przecież na Polsce świat się nie kończy.

– Ale może się skończyć. Zawsze byliśmy fundamentem tego państwa. Służba zawsze dawała gwarancję i ciągłość instytucji. Niezależnie jak ten kraj się nazywał, kto nim rządził i jakie by armie tędy nie maszerowały, to pewna wspólnota interesów była zachowana. A oni co? Chuj, że rozjebali nam interesy! Chuj, że spalili ludzi – to wszystko na pokaz! Przez tę zadymę z raportami, listami, jebanymi aneksami do raportów i aneksami do aneksów służba straciła zaufanie obywatela, i co? I nic, ale my mamy swoje wypracowane metody. I choć znów chłopaki muszą werbować ludzi pod obcą flagą, to przyjdzie kryska na Matyska.

– Oj, tato, tato! Uwielbiam te rozmowy z tobą i to twoje zacietrzewienie. Jak ty tyle lat wytrzymałeś w tej pracy w spokoju i w milczeniu? Co?

– Wycięli mi jaja, głos mi się zmienił! – odpowiedział ojciec. – Kurwa, po prostu mam dość tego szpitala. Potrzebuję jakiejś roboty!

– Spójrz na to z innej perspektywy. Zawsze sam mnie uczyłeś, by patrzeć na partie szachów z różnych pozycji. Teraz  sam zachowujesz się jak zdenerwowany skoczek.

– Wiesz, co? Skończmy o tym gadać i zagrajmy.

– Tato mówiłem ci, że chcę zdążyć na ostatni lot. Do pracy i tak już nie pojadę. Mogę ci SMS-em przesyłać swoje ruchy. Co ty na to? Zainstaluję sobie szachy w telefonie i będę miał za każdym razem zapisaną naszą partię. Co ty na to?

– Twój ruch.

– Boże, jaki ty jesteś uparty, tato!

– Jestem!

– Okej, zagram z tobą. Ale pod jednym warunkiem.

– Ty mi nie stawiaj warunków, tylko lepiej powiedz jak książka?

– Poszła dziś do druku. Pierwszego kwietnia znalazłem wydawnictwo i na czwartego czerwca zaplanowana jest oficjalna premiera. Jak do ciebie za tydzień przylecę, to przywiozę ci egzemplarz.



– To szykuj się na targi książki. Zadzwonię do zaraz Gienia, to cię gdzieś tam wcisną z premierą.

– Dzięki tato, nie musisz tego robić.

– Uparłeś się, że nie chcesz żadnej pomocy przy tej książce i ja to szanuję. To, że mogłeś mieć druk w najlepszych wydawnictwach, i że na to też się nie zgodziłeś. Okej, twoja sprawa. Ale targi książki, to nic wielkiego.

– Tato, bo w tych wydawnictwach chcieli bym prawie wszystko w książce zmienił. A do tego termin wydania mi wymyślili na dziesiątego października. A ja ją pisałem na czwartego czerwca, to na czwartego czerwca.

– No wiesz, nikt nie rzuci roboty dla twojego transtekstualizmu, czy jak mu tam? Zresztą za ciężkie to, za trudne i przytłaczające co napisałeś. Forma zawiła, język za trudny. Nowatorstwo nie jest w modzie. Marnujesz talent. Napisałbyś, jakiś kryminał, albo coś o mafii.

– No, teraz to świetnie trafiłeś, bo Cię w tym temacie chciałem o parę rzeczy spytać.

– A co ja mogę o tym wiedzieć? – zaśmiał się ojciec.

– O Nord Stream i South Stream wiesz sporo.  O kulisach zakupu Możejek i wszystkim co się tam wokół dzieje też. Nie mówię już o kontraktach na dostawy gazu, i o twojej pracy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Bo o latach dziewięćdziesiątych, to już co nieco wiem.

– Po co ci to? – ojciec zmierzył syna wnikliwym spojrzeniem.

– Dla potomnych? – odpowiedział jak umiałem najbezczelniej i żartobliwie.

– Synek, znajdź sobie jakiś inny temat. Napisz coś o komarach, co się zakochują w kobietach, z których bezkarnie spijają krew. Albo o mrówkach, które latają w kosmos, a rozmieszczenie ich kopców na ziemi odzwierciedla wszystkie układy gwiezdne. Albo zajmij się jakimś kabaretem. Poderwij sobie laskę z „Tańca z Gwiazdami”. Albo nawet tam wystąp. Chcesz? Jak chcesz, to mogę zrobić parę telefonów i sobie potańcujesz. W końcu bardzo dobrze tańczysz, nie? I wtedy sprzedasz książkę nawet o hodowli pieczarek. A ogrodnictwo to bardzo bezpieczne zajęcie.

– Tato, nie kpij proszę i nie zmieniaj tematu. Jak zwykle odwracasz kota ogonem. Ja sobie sam dam radę w życiu. I bardzo ci dziękuję za Twoje bezcenne rady.

– To dobrze, pisz, pisz, pisz. Aż pierz ci na dupie wyrośnie. – znów zaśmiał się ze swojego dowcipu. – Skoro sprawia ci to przyjemność. Co mi do tego? Ja się w wasze  życie nie wtrącałem.





– A w Tomka to nie?

– Tomek to inna historia. On chciał robić to, co chciał. To i robi.

– Tak, tyle że ja nie mam brata ducha, ostatni raz widziałem go ze dwa lata temu.

– Nie narzekaj. I tak całe życie po ryjach się laliście, a teraz cię na sentymenty bierze. A Tomka zostaw w spokoju.

– Nawet cię nie odwiedził!

– Widocznie nie może, jak to duch. – zaśmiał się ojciec.

– A ja mogę? Co? Jestem u ciebie co najmniej dwa razy w miesiącu. Dlatego chcę cię prosić, byś się zgodził na nagrywanie naszych spotkań.

Ojciec zmierzył go wzrokiem od stóp do głów, wykrzywił twarz w nieokreślonym grymasie i spokojnie, acz stanowczo rzekł:

  Pojebało cię synu? Mnie nie ma! Nie ma! Rozumiesz? Nie ma! I nigdy mnie nie było! – i spokojnie dodał: – A teraz czekam na twój ruch, synek.

  To ja czekam na Twój. Nawet nie zauważyłeś, że już się ruszyłem.

– No i co my tu teraz  mamy? – myślał na głos ojciec, unosząc rękę nad szachownicą. – A, obrona czterech skoczków. – ucieszył się dostawiając białego skoczka.

– Teraz ja czekam na Twój ruch! – powiedział Alef dostawiając czarnego skoczka.

 

 


 

Alef Stern jest autorem książki – Pola Laska – która ukazała się w 2009 roku opisywała zamach na Prezydenta i delegację oraz książki – Ostatni Lot. Operacja K. – która opisuje przyczyny zamachu.

0

Ostatni lot

Szanowni Panstwo jest mi bardzo milo, ze tu wlasnie na Nowym Ekranie debiutuje w formie elektronicznej moja druga powiesc, pierwsza czesc trylogii Operacja K. - Ostatni Lot. W kazdy czwartek publikacja jednego rozdzialu.

21 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758