Wojwodina ku secesji
19/09/2012
751 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
Nie widać końca w wojnie Mocy Zła przeciw Serbom. Po wypędzeniu ich z Krajiny, Slavonii i Bośni, po zabraniu im Kosowa i oderwaniu Czarnogóry, szykuje się secesja Wojwodiny. Przypomina ona sprawę odrywania Śląska od Polski.
Kiedy w roku 2009 w mediach pojawiło się niewinne porównanie Wojwodiny do Kosowa, mało kto zwrócił na nie uwagę. Brytyjski tygodnik The Economist napisał wtedy, że również Wojwodina jest o krok od niepodległości ponieważ za Miloszevicia miała taki sam status autonomii jak Kosowo. Dziś to niepozorne wówczas stwierdzenie nabrało praktycznie bardzo groźnych wymiarów.
Sprawa sięga roku 1974, kiedy konstytucja Jugosławii nadała cechy republiki o szerokiej autonomii nie tylko okręgowi Kosovo-Metohija na południu Serbii, ale także – jakby dla równowagi – podobnemu terytorialnie północnemu okręgowi Serbii znanemu jako Wojwodina. Chociaż w1990 autonomie tę ograniczono, Wojwodina do dziś ma własnego prezydenta i premiera. Jest to najważniejszy region rolniczy kraju, i była to zawsze bardzo atrakcyjna równina o najżyźniejszej w Serbii ziemi, łakomie zagarniana przez całą historię przez wszystkie obce siły z zewnątrz. Chociaż Serbowie zasiedlili Wojwodinę już w VI wieku, kilka najazdów węgierskich doprowadziło do stopniowego zajęcia całej dzisiejszej Wojwodiny także przez Madziarów. Mimo to region pozostał etnicznie serbski i od XIV wieku nasiedla się tu coraz więcej Serbów. Jest ich w końcu tak wielu, że w 1848 proklamują tu słowiańskie księstwo, czyli właśnie ‘vojvodinę’ z wojewodą na czele. Była to scalonka etnicznie serbskich części z trzech historycznych regionów: Baczki, Banatu i Sremu. Po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej Wojwodina legalnie przylgnęła do Serbii i jest jej częścią do dziś.
Tak pisze o tym John Bosnitch, serbski działacz z Kanady: „Kiedy Wojwodina wróciła do Serbii, było to w ramach scalania narodu serbskiego z kawałków, które były dotąd odcięte przez imperialnych najeźdźców: Turków, Niemców, Węgrów…” A Srdja Trifković, pisarz i działacz serbski z USA dodaje: „Koncepcja Wojwodiny jest nierozerwalnie związana z dążeniami Serbów w imperium Austro-Węgierskim do autonomii i samorządności. Jest więc ironią, że w naszych czasach koncepcję Wojwodiny wskrzesza się w opozycji do serbskiego państwa, jak gdyby nie był to twór wyrażający serbskie aspiracje narodowe, lecz przeciwnie – narzędzie autonomii dla innych”
Tito nadał Wojwodinie szeroką autonomię. Po co? Znowu Bosnitch: „Pytanie, które się ciśnie od razu brzmi: dlaczego Wojwodina, która jest po prostu północną prowincją Serbii, wymaga autonomii, skoro 65% jej mieszkańców to Serbowie? Dlaczego musiała mieć niemal niezależność, skoro nie przyznano jej większemu regionowi Krajiny w Chorwacji, od wieków zamieszkałemu przez zwartą masę ludności serbskiej? Krajina nie miała żadnej autonomii: językowej, kulturalnej, oświatowej – żadnej.”
Czy jeszcze w jakimś kraju w Europie istnieje przykład prowincji o takim statusie jak Wojwodina? Nie, taka autonomia jest tylko w ramach Serbii. Ale dlaczego? Mówi się czasami, że Wojwodina potrzebuje autonomii ze względu na delikatną sytuację, gdy chodzi o jej mniejszości narodowe, z których największą są Węgrzy (290.000). Ale przecież o wiele większe mniejszości węgierskie żyją np. w Rumunii (1.240.000) i na Słowacji (510.000) i tam żadnej autonomii nie mają. W Rumunii Węgrzy stanowią 6,5% ludności, na Słowacji 9,5%, a w Serbii tylko 3,5%. Nie to jest więc przyczyną.
Twierdzi się także czasami, że autonomia Wojwodiny to wynik historycznej autonomii jaka miała w ramach Austro-Węgier. Ale przecież Dalmacja, która dziś jest częścią Chorwacji, miała historycznie dużo dłużej autonomię, bo i za Republiki Weneckiej i za Austro-Węgier, a w dodatku była to autonomia bardzo daleko posunięta, z własnymi portami morskimi, taryfami celnymi, wojskiem, handlem zagranicznym itp. Autonomię miała również Sławonia, historyczny region we wschodniej Chorwacji, naturalnie wciśnięty pomiędzy Sawę, Drawę i Dunaj, a do 1995 roku zamieszkały w dużej części także przez Serbów. Dziś żaden region w Chorwacji nie ma autonomii. Zatem także i to uzasadnienie odpada.
Jakie siły stoją za dążeniem do oderwania Wojwodiny od Serbii? Zacznijmy od tych, które widać. Sprawa Wojwodiny najbardziej przypomina mi kwestię odrywania Śląska od Polski. W Wojwodinie też znaleźli się ludzie, którzy wykorzystują niechęć miejscowych Serbów do władz w Belgradzie, uznając, że Belgrad ich okrada. Prawie w każdym kraju na świecie ludzie z tzw. prowincji są przekonani, że stolica ich okrada i żyje ich kosztem. Tak myślą Francuzi o Paryżu, Włosi o Rzymie, Hiszpanie o Madrycie, Polacy o Warszawie itp. Z reguły jest w tym dużo prawdy. Tyle tylko, że przywódcy prawie każdej secesji wcale nie chcą zmniejszyć samego procederu okradania, a tylko przekierować łupy na własne konta. Z reguły dążąc do secesji szykują oni dla siebie ciepłe posadki w przenicowanym układzie sił na miejscu, a dla ludzi, których mamią – maja nadal podobne okradanie i wyzyskiwanie, tyle że z innego kierunku („też złodziej, ale przynajmniej swój”). W świecie, a zwłaszcza w demokracji typu zachodniego wytworzyła się i istnieje pasożytnicza kategoria ludzi, którzy chcieliby żyć z publicznego reprezentowania innych, podobnie jak zawsze pełno jest działaczy sportowych obok zawodników, impresariów obok muzyków i rozmaitych kapciowych u boku ludzi sukcesu. W Polsce też przecież mamy „zawodowych Niemców” reprezentujących tę pseudomniejszość na bezprawnie im zagwarantowanych mandatach w Sejmie (uważam to za skandal), mamy różnych nowych działaczy na rzecz autonomii dla „prawdziwych Ślązaków”, „prawdziwych Kaszubów”, itp., którzy widząc w co gra Bruksela, też chętnie by się zajęli reprezentowaniem nowych, subsydiowanych kategorii para-Polaków.
W koncepcji secesjonistów z Wojwodiny i według projektu jej statutu konstytucyjnego, miejsce Belgradu ma zająć w całości Novi Sad, stolica Wojwodiny. We wschodniej Wojwodinie zwanej Banatem, w okolicach miast Kikinda i Elamir wydobywa się trochę ropy naftowej i gazu na własne, serbskie potrzeby. Ale całym tym biznesem już teraz zarządza się z Novego Sadu: tylko tam są banki, administracja, firmy ubezpieczeniowe, handel itp. Banat to nadal zapyziała prowincja skąd młodzi ludzie uciekają do większych miast. Co ma się zmienić w razie secesji? Chyba tylko to, że będą stamtąd uciekać do Novego Sadu, a nie do Belgradu.
Prący do secesji działacze regionalni mają za swymi plecami szczególnego rodzaju międzynarodowe organizacje pozarządowe (NGO), które reprezentują interesy wielkich sił, mających swoją koncepcję urządzenia i rządzenia światem. Rzut oka na mapę pozwala zauważyć, że podobnie jak wcześniej od Serbii oderwane Kosowo i Czarnogóra, pod względem terytorium, ludności i potencjału, Wojwodina to idealny standard wymarzonego „euroregionu” do wygodnego zarządzania z Brukseli lub innej centrali metawładzy. Należy też zauważyć, jak bardzo na całym świecie w ogóle nasilają się tendencje separatystyczne. W Europie proces ten jest dziś szczególnie silny w Szkocji, Katalonii, Kraju Basków i na Bałkanach.
Jedną z najbardziej hałaśliwych organizacji postulujących „niepodległość Wojwodiny” jest rzekomo Niezależne Stowarzyszenie Dziennikarzy Wojwodiny (po serbsku: Nezavisno druśtvo novinara Vojvodine,NDNV), organizacja stricte polityczna, ale udająca zawodową, finansowana i wspierana (a więc kierowana) przez słynną amerykańską fundację National Endowment for Democracy, NED. Fundacja ta zasługuje na osobne i obszerne opracowanie, ale tu przytoczę tylko słowa jej prezydenta Allena Weinsteina, który powiedział otwarcie: „a lot of what we do today was done covertly 25 years ago by the CIA” (wiele z tego, co robimy dzisiaj, było robione skrycie przez CIA 25 lat temu). Co oznacza po prostu, że NED jest dzieckiem CIA.
NDNV jest bardzo aktywna w organizowaniu spotkań i imprez, w tym zwłaszcza dyskusji okrągłego stołu, które wskazują na jej bliskie związki również z takimi organizacjami jak Fundacja Sorosa, Instytut Otwartego Społeczeństwa, Center for the Cultural Decontamination lub Helsińskim Biurem Praw Człowieka. Wszystkie te organizacje są sponsorowane z zewnątrz i sporo już wiadomo na temat ich zaangażowania w realizację bardzo charakterystycznego politycznego i ideowego scenariusza w różnych krajach świata. Członkowie NDNV są dobrze usadowieni w kilku ważnych mediach serbskich: agencja BETA, Dnevnik w Novim Sadzie, belgradzki dziennik Vreme, B92 itp. Pozwala to im lepiej uprawiać propagandę na rzecz secesji i zapewnia powiązania z obcymi NGO. Seria spotkań i debat publicznych zorganizowanych przez NDNV pod nazwą Interview In Vivo uzyskała poparcie od Ligi Socjaldemokratów Wojwodiny (Liga Socijaldemokrata Vojvodine, LSV) partii założonej w 1990 roku, której przewodniczący Nenad Ćanak osobiście brał udział w takich dyskusjach.
Srdja Trifkovic tak pisze o Ćanaku: „To produkt titoizmu. Człowiek, który biologicznie jest Serbem, ale ideologicznie należy do post-modernistycznego i post-narodowego Nowego Wspaniałego Świata współczesnej Europy. Nenad Ćanak to człowiek, który ma też ogromną żądzę władzy i widzi możliwość spełnienia tej żądzy w projekcie separatyzmu Wojwodiny.” Ćanak wie z kim gra, od kogo zależy i co robi. Np. nie przeszkadza mu to, że zachodnia Syrmia, integralna część Wojwodiny, wciśnięta między rzeki Sawę i Dunaj, przez Serbów zwana Srem, a przez Chorwatów Srijem, została włączona do Chorwacji, gdzie o żadnych autonomiach nie ma mowy.
Partia Ćanaka o mieszkańcach Wojwodiny mówi tak, jak Gorzelik o Ślązakach: to nie są Serbowie, tylko odrębny naród z odrębnym językiem. Tu trzeba zauważyć, że serbo-chorwacki jest językiem silnie dialektycznym i mieszkańcy różnych okolic także w Serbii centralnej bez trudu rozpoznają się po wymowie. Aby jednak podkreślić nawet tę językową inność samorząd Wojwodiny z dnia na dzień zlikwidował cyrylicę, także w napisach publicznych i zastąpił ją latynicą (pismem łacińskim). Podobnie zrobiono w Czarnogórze przed jej oderwaniem. Cyrylica, utożsamiana z cerkwią prawosławną, jest bardzo silnym symbolem serbskiej tożsamości narodowej i wyznaniowej. Ponadto LSV lansuje odrębną flagę, godło, hymn itp., i już kilka lat temu wydrukowała odrębne paszporty wojwodińskie. Są to takie same działania jakie stosowano w Czarnogórze, zanim doprowadzono do jej oddzielenia od Serbii.
Dążenie do secesji Wojwodiny przybrało na sile po tegorocznej zmianie kursu w Belgradzie, kiedy do władzy doszli narodowcy Tomislava Nikolicia i socjaliści Ivicy Daćicia. Nenad Ćanak dostrzegł swoją szansę w tym, że Wojwodińcy głosowali raczej na prozachodnich demokratów Borisa Tadicia i poczuli frustrację przegranej. 15 sierpnia ogłosił więc powstanie „frontu autonomistów”, złożonego z kilku lokalnych ugrupowań i organizacji, które na początek chcą przejąć więcej uprawnień z Belgradu i osłabić nowy rząd. Deklarowanym celem „frontu” jest jednak wynieść tzw. kwestię Wojwodiny na forum międzynarodowe i poddać ją tam dyskusji na temat pełnej suwerenności. Wygląda na to, że Ćanak nie spocznie dopóki nie ogłosi publicznej „deklaracji niepodległości Republiki Wojwodiny”, oczywiście stanąwszy na jej czele. Otworzy to kolejną puszkę Pandory na Bałkanach i dodatkowo pogorszy bardzo niedobrą atmosferę, jaka tam w ogóle panuje: nerwowe rządy, zmęczeni ludzie, sfrustrowana młodzież. Czyżby kolejna strefa zamętu, o której pisał Zbigniew Brzeziński?
Andreas Zobel, b. niemiecki ambasador w Belgradzie zagroził Serbom w 2007 roku, że jeśli będą obstawać przy twierdzeniu, iż Kosowo jest integralną częścią Serbii (a przecież jest!) to płomienie separatyzmu mogą pojawić się także w Wojwodinie oraz serbskich rejonach Raszki lub Sandżaku. Prawdopodobnie jest to tylko kwestia czasu, gdy Bruksela postawi Serbii kolejny warunek wejścia do UE: macie odpuścić nie tylko Kosowo, ale i Wojwodinę. O ile, oczywiście, Serbowie nie umocnią swego kursu na prawdziwą niepodległość i ignorując Zachód oraz członkostwo w gnijącej UE, będą robili to, co im odpowiada. A najważniejsze, że pozostaną jednością. Bo jak głosi serbskie zawołanie narodowe: Samo sloga Srbina spasava(Tylko zgoda uratuje Serbów)
Wiele razy zastanawiałem się, skąd bierze się taka zawziętość Zachodu i metawładzy przeciw Serbom. Dlaczego akurat Serbia i dlaczego w ogóle Słowianie? I tu znowu: każdy kto się przez chwilę zreflektował nad mapą dzisiejszej Europy nie mógł nie zauważyć, że główne na niej zmiany po roku 1990 dokonały się kosztem narodów słowiańskich: rozleciał się ZSRR, który co by o nim nie mówić był przecież imperium ruskojęzycznym, a więc słowiańskim; rozwiodła się Czechosłowacja; rozpadła się Jugosławia… Wtórnie, jak widać nadal rozpada się Serbia, a w sprawie wtórnych zmian i ewentualnego rozpadu Rosji nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, choć akurat pod względem zachowania integralności państwa Putin wydaje się być bardzo zdeterminowany. Wszystkie wymienione są to państwa i narody słowiańskie. Żadne inne państwa w Europie nie uległy podziałom, a nawet przeciwnie: np. Niemcy uległy scaleniu. Przypadek? Może raczej znowu temat na osobną refleksję i esej.
W przypadku Serbii dodatkowo dochodzą jeszcze dwa związane ze sobą czynniki. Po pierwsze bardzo ciekawa kwestia prawosławia, jeszcze jeden wielki temat do rozważań. Jest to wyznanie, które ze względu na autokefalię, czyli fakt, że każdy naród ma własną cerkiew narodową i z reguły także liturgię we własnym języku, stanowi silny czynnik nacjogenny i scalający poszczególne narody wokół stosownych hierarchii. Co więcej, ze względu na długie historyczne doświadczenie obcowania z wrogim środowiskiem wszystkie kościoły Wschodu są nieufne, konserwatywne, mało podatne na bałamutne nowinki, oraz najbardziej ze wszystkich odłamów chrześcijaństwa odporne na zażydzenie lub masonizację. To sprawia, że pozostają w izolacji i nie budzą odruchu solidarności na Zachodzie, chociaż są najbardziej bezpośrednio zagrożone. Przeciwnie: wszystko wskazuje na to, że to właśnie ich kosztem uprawia się obecną politykę budowania strefy zamętu na Bliskim Wschodzie. Najnowsze przykłady to los chrześcijan w Syrii, próba wrobienia egipskich koptów w bluźnierczy film „Niewinność muzułmanów”, a także prowokowanie kolejnego holokaustu Ormian, tym razem zwłaszcza przez Azerów w Karabachu.
Powiązany z prawosławiem jest również czynnik rosyjski. Nie chodzi tylko o to, że Rosja była zawsze historyczną protektorką prawosławia na Bałkanach, co pozwalało jej także odgrywać rolę „wielkiej nadziei Słowian”. Chodzi też i o to, że dla Zachodu Serbia jest jakby Rosją w miniaturze, bo w Jugosławii Serbowie odgrywali rolę podobną do Wielkorusów w Rosji. Dokuczanie Serbom, jest próbą grania na nosie Rosji, sprawdzaniem jej determinacji i podważaniem jej wpływów na Bałkanach, dowodem na to, że daleka Rosja niewiele może, a już na pewno nikogo nie obroni, że nikomu nie warto się o nią opierać i że jedynym ośrodkiem, z którym trzeba trzymać i którego należy słuchać to zachodni New World Order (Nowy Porządek Świata). Wydarzenia biegną jednak tak szybko i sytuacja zmienia się tak dynamicznie, nie tylko na Bałkanach, że nawet Serbom opłaca się wytrwać przy swoim. Może bowiem być tak, że ważne rozstrzygnięcia międzynarodowe nadejdą szybciej niż się nam wydaje.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Goran Bregović i Kayah oraz utwór “Śpij, kochany, śpij”