Cmentarzyk politycznych ofiar pana premiera się przepełnił. O jednego sędziego
Pan premier znany jest z wykańczania zagrażających mu faktycznie, czy potencjalnie konkurentów. Jest to zrozumiałe i usprawiedliwione, wobec osób wspinających się ku szczytom władzy. Nikogo specjalnie nie oburzyła rozprawa z pozostałymi „tenorami”, Zytą Gilowską, Grzegorzem Schetyną i ich ludźmi. Chcieli bawić się w politykę – ich wybór i ryzyko. Dziś jednak zdarzyło się coś niewyobrażalnego.
Pan premier, zgadzając się bez zastrzeżeń z opinią ministra Gowina, z wyrachowania , na zimno, rozdeptał uniżonego sługę, szarego szefa sądu okręgowego, który mu w niczym nie wadził, ani nie zagrażał. Sprawdzonego w działaniu, pełnego chęci przysłużenia się premierowi człowieka. Człowieka, którego jedyną winą było zawierzenie swojemu życiowemu doświadczeniu i gromadzonej latami na Wybrzeżu wiedzy. Człowieka który, dla dobra środowiska, również pana premiera, chciał zrobić nawet więcej, niż od niego oczekiwano. Zamiast wesprzeć oddanego człowieka, w nierównej walce z atakującą sforą, pan premier bezlitośnie rzucił go na żer drapieżnikom.
Pan premier zachował się jak zdrajca. wobec tych setek tysięcy popierających go urzędników, sędziów, prokuratorów, bezpieczniaków. Czy znajdzie się jeszcze ktoś, chętny zaryzykować w obronie takiego chwieja?.
W czym mają znaleźć oparcie szeregowi członkowie PO? Jak żyć?