Bez kategorii
Like

Długa historia antypolskich prowokacji

06/09/2012
491 Wyświetlenia
0 Komentarze
115 minut czytania
no-cover

Krzysztof WYSZKOWSKI

0



http://ojczyzna.pl/ARTYKULY/Wyszkowski-K_Dluga-historia-antypolskich-prowokacji.htm

 

Adam Michnik w artykule "Wobec pogromu kieleckiego: dwa rachunki sumienia" ("Gazeta Wyborcza" z 4 czerwca 2006 roku) napisał: "To jest z pewnością jedna z najtragiczniejszych i najbardziej zawikłanych spraw w najnowszej historii Polski. Nie był to konflikt polsko-żydowski; był to konflikt polsko-komunistyczny, którego ofiarą często padali Żydzi."

 

Zgadzam się z tą opinią, mimo że brakuje w niej odnotowania oczywistości, że wielokrotnie częściej ofiarami konfliktu polsko-komunistycznego padali Polacy. Ale dla każdego, kto zna uprawianą przez Michnika metodę propagandy, jest jasne, że takie zdania pisze on po to, żeby zza zasłony wyrażonej w takich zdaniach racji, przemycać wywody i wnioski całkowicie odmienne, dyskredytujące Polaków i polski Kościół.

 

 

Zbrodnie komunistyczne bez "twardych" dowodów

 

W sprawie zorganizowanego przez komunistów mordu Michnik twierdzi: "Nie ma żadnych `twardych` dowodów na to, że pogrom kielecki był rezultatem świadomie przygotowanej prowokacji aparatu bezpieczeństwa czy służb sowieckich."

 

Jako człowiek, który całe życie przemieszkał w odległości 100 metrów od komunistycznej katowni przy ulicy Koszykowej w Warszawie, w której sowieccy agenci mordowali polskich patriotów, Adam Michnik w wieku lat 60 nadal nic nie wie o metodach działania największej w dziejach państwowej organizacji masowych zbrodni – sowieckiej NKWD. Michnik mówi prawdę – Sowieci dbali o niepozostawianie "twardych" dowodów. NKWD nie pozostawiła "twardych" dowodów nawet w Katyniu.

 

Ale zanim ujawniono podpisy sowieckiego kierownictwa pod rozkazem o wymordowaniu polskiej inteligencji, ten kto chciał znać prawdę, mógł się jej przynajmniej trafnie domyślać. Podobnie tylko ludzie złej woli mogą jeszcze dzisiaj powoływać się na brak "twardych" dowodów w sprawie prowokacji kieleckiej, żeby przypisać tę zbrodnię antysemityzmowi polskich mieszczan. I dodajmy jeszcze jedno: Michnik uważa, że może swobodnie powoływać się na brak "twardych dowodów" bo jak się okazuje dużą część dokumentacji dotyczącej zbrodni kieleckiej zniszczono pod auspicjami Czesława Kiszczaka w latach 1988-89. Czyżby dlatego właśnie Michnik nazwał go "człowiekiem honoru"?

 

 

Wybiórcza obojętność

 

W swoim artykule Michnik podał prawdę, że w roku 1946 "Od pierwszej chwili propaganda komunistyczna oskarżała o pogrom (1) opozycję antykomunistyczną."

 

Ale nie zauważył, że tak samo było w roku 1996, gdy od pierwszej chwili propaganda postkomunistyczna o dokonanie demonstracji antysemickiej oskarżyła młodzież "narodową". Nie zauważył, że tak samo było w roku 1997, gdy skini prowadzeni przez agenta Służby Bezpieczeństwa i korzystający z opieki ministra spraw wewnętrznych Leszka Millera maszerowali pod bramą "Arbeit macht frei" w Muzeum Auschwitz i propaganda postkomunistyczna nazywała ich narodowcami. Nie zauważył, że tak samo było w tym samym roku, gdy propaganda postkomunistyczna o podpalenie synagogi Nożyków oskarżyła Ligę Republikańską (Aleksander Kwaśniewski nadzorował śledztwo, a policja przeprowadziła rewizje i przesłuchania działaczy Ligi). (2)

 

W roku 2001 kopię swojego zawiadomienia o przestępstwie dokonanym na kirkucie w Kielcach przesłałem redakcji "Gazety Wyborczej". Tekst zawiadomienia był stale dostępny w Internecie. Nigdy nie napisano, że podałem w nim nieprawdę. Po prostu nikt z "GW" nigdy nie zadał mi w tej kwestii żadnego pytania. Ani przed, ani po umorzeniu sprawy przez prokuraturę kierowaną przez Stanisława Iwanickiego.

 

Oto potężne pismo stale zajmujące się aktami antysemityzmu, dysponujące siecią doświadczonych dziennikarzy śledczych, przechodzi obojętnie obok niesłychanego wydarzenia, jakim jest prowokacja antyżydowska dokonana znowu w Kielcach, i to podczas obchodów rocznicy zbrodni sprzed 50 lat. I to, jak wiele wskazuje, w obecności zagranicznych służb bezpieczeństwa, a może nawet za ich wiedzą.

 

W 1996 roku w Kielcach zaplanowano i częściowo zrealizowano prowokację, będącą, w sensie politycznym, powtórzeniem wydarzeń sprzed 50 lat. W moim przekonaniu zaplanowali ją ludzie tego samego obozu, który zaplanował i zrealizował mord w roku 1946. Ci ludzie, którzy za sowieckie pieniądze w roku 1989 budowali w Polsce socjaldemokrację i ci sami, którzy robili wszystko, żeby uniemożliwić wejście Polski do NATO.

 

 

Ślepy i głuchy wobec antypolonizmu

 

Michnik, doświadczony polski działacz polityczny żydowskiego pochodzenia, który sam z niejednego pieca chleb jadł, który wiele przeszedł i wiele widział, który z ust Jaruzelskiego i Kiszczaka usłyszał takie rewelacje, zapewne również o stosunkach komunistyczno-żydowskich, że uznał ich za ludzi honoru – nic o antypolskich prowokacjach nie wie, niczego z tych spraw nie rozumie. Nie widzi związku pomiędzy prowokacjami kieleckimi – "anty-katyńską" i "anty-natowską" – a "antynatowskim" marszem skinów w Auschwitz; kampanią upokarzania Polaków przez oskarżenia o współudział w Zagładzie a roszczeniami finansowymi "przemysłu Holocaustu". Nic nie wie o akcjach trafnie nazwanych przez Jarosława Kaczyńskiego: "Dzieci Stalina chcą zrobić z nas współpracowników Hitlera".

 

Wobec antypolonizmu Michnik – z braku "twardych" dowodów – pozostaje ślepy, głuchy i niewinny. Ale wie jedno, że jeżeli ktoś uzna, że te antypolskie akcje mają jakieś swoje centra dyspozycyjne, jakichś reżyserów, tak samo jak w przypadku wielu znanych Michnikowi akcji antysemickich, to należy go oskarżyć o bycie rzecznikiem twierdzenia o istnieniu światowego żydowskiego spisku, co ma dowodzić, że jest on antysemitą.

 

Dopóki Adam Michnik i inni wybitni komentatorzy stosunków polsko-żydowskich oraz polskie organizacje żydowskie nie zajmą się sprawą prowokacji antysemickich (a w swej istocie czysto antypolskich) dokonanych po 1989 roku, dopóty wszystko, co na temat ich tragicznego przebiegu twierdzą, będzie niewiarygodne, jako kontynuacja komunistycznej antypolskiej linii propagandowej.

 

 

* * *

 

 

Na początek tego wyboru z katalogu komunistycznych prowokacji, przypomnę prowokację kielecką z roku 1946.

 

 

Kielce 1946

 

Do zrozumienia tej prowokacji niezbędna jest wiedza, czym była sowiecka policja polityczna – NKWD. Jej cechą najbardziej specyficzną, na tle policji politycznych w innych państwach totalitarnych, było uprawianie na wielką skalę fikcji. Powszechnie stosowane tortury służyły wydobywaniu zeznań dla potwierdzenia istnienia wymyślanych przez śledczych konspiracji. Pokazowe procesy służyły do uzasadnienia terroru.

 

Masowy i długotrwały terror posłużył do stworzenia aparatu przemocy zdolnego do najbardziej diabelskich metod. Pozbawieni moralności zawodowi ludobójcy konstruowali "gry operacyjne" w skali narodów i kontynentów. Stałą metodą NKWD stały się zbrodnicze prowokacje, których publicznym obrazem sterowano dzięki monopolowi władzy i informacji. Taką morderczą prowokacją był tzw. pogrom kielecki, w którym dla dobra Rosji i jej polskiej agentury oraz w celu dywersji w Palestynie zamordowano około 40 niewinnych Żydów i kilku Polaków. Wielu Żydów z NKWD i UB ponosi współodpowiedzialność za ich śmierć, ale może jeszcze więcej ponosi współodpowiedzialność za kłamstwo o przyczynach tej śmierci. Przykładem niech tu będą

 

 

bracia Bermanowie:

 

Mieczysław, funkcjonariusz komunistyczny najwyższego kręgu, jest odpowiedzialny przynajmniej za bierność w trakcie mordu oraz sfałszowanie śledztwa i rozprawy sądowej, w wyniku której zamordowano kilka niewinnych osób;

 

Adolf, działacz lewicy syjonistycznej, jest odpowiedzialny za ukrywanie prawdy o sowieckim mordzie na Żydach, uznając to za korzystne dla dobra narodu żydowskiego. Odpowiedzialność ta rośnie wraz z utrzymywaniem przez środowiska żydowskie oskarżenia za mord pod adresem Polaków i obejmuje coraz to nowe kręgi żydowskie na całym świecie.

 

Propaganda żydowska, do chwili obecnej wykorzystując prowokację NKWD, staje się zależna od utrzymywania zmowy milczenia przez władze Rosji.

 

Na temat prowokacji kieleckiej napisano wiele, jej poświęcona jest świetna książka Krzysztofa Kąkolewskiego, więc zacytuję tylko (za "Gazetą Wyborczą" z dnia 5 lipca 2000 r.) fragmenty relacji oficera Informacji Wojskowej Michała Chęcińskiego. Ten polski Żyd, który uciekł na Zachód, podaje informacje, które osobiście zebrał

 

 

wbrew oficjalnie prowadzonemu śledztwu:

 

"Autor poniższego tekstu zdołał zebrać informacje świadczące, że organizatorami pogromu byli sowieccy doradcy służb specjalnych w Polsce. /…/

Edwarda (Eda) Lewkowicz – Ajzenman w latach 1945-46, jako pracownica kancelarii tajnej WUBP w Kielcach, miała dostęp do wszystkich niemal tajemnic Urzędu. W rozmowie, którą odbyłem z nią w 1971 r. powiedziała, że podczas pogromu, kiedy wiele osób dobijało się do Władysława Sobczyńskiego z prośbą o pomoc, była świadkiem jak płk Szpilewoj, sowiecki doradca WUBP, niemal bez przerwy siedział przy telefonie WCz (specjalna linia telefoniczna, której nie można było podsłuchiwać), rozmawiając z Moskwą. Słyszała jego słowa, że otrzymał ścisłą instrukcję, by w żadnym razie nie ingerować w wydarzenia. /…/ Dopiero po procesie próbowałam sobie wyjaśnić, dlaczego nie próbowano ustalić, kto wywiózł dziecko, ale ograniczono się do sądzenia bezpośrednich uczestników mordów. Nawet nie wezwano w charakterze świadka matki dziecka, choć była ona przez organa bezpieczeństwa nieraz przesłuchiwana, podobnie jak jej chłopczyk (Henryk). Matkę i wywiezione dziecko przesłuchiwali zresztą doradcy radzieccy. Byłam przy tym przesłuchaniu.

 

– Dlaczego doradcy właśnie w tym przypadku tak się zaangażowali, a podczas pogromu byli tak bardzo bierni? Kto z doradców był obecny przy przesłuchaniu tej kobiety?

– O ile się nie mylę, Michaił Diomin. Szefem doradców był mjr Szpilewoj.

 

Władysław Gomułka domagał się powołania na świadków obecnych wówczas w Kielcach radzieckich oficerów. Żądanie to wycofano na życzenie "czynników radzieckich". A byłoby kogo przesłuchiwać. Szefem Wydziału Informacji Wojskowej w Kielcach był płk Antoni Frankowski, radziecki Polak, jego zastępcą, choć formalnie doradcą, był płk Szpondarowski. Doradcą Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa był płk Szpilewoj. Komendantem Garnizonu w Kielcach był płk Kupsza – także oficer radziecki. Zarówno Szpondarowski, Szpilewoj, Kupsza, jak i wspomniany wcześniej Diomin, wkrótce po pogromie Polskę opuścili. /…/

 

O roli majora (później pułkownika) Władysława Sobczyńskiego, ówczesnego szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach, pisano już wiele. Jego nazwisko brzmiało Spychaj, przed wojną był członkiem Komunistycznej Partii Polski i należał do tzw. wojskówki, której głównym zadaniem była propaganda komunistyczna w wojsku, a także zbieranie informacji wojskowych ważnych dla ZSRR. W czasie wojny Spychaj-Sobczyński znalazł się w ZSRR, przeszedł przeszkolenie w szkole NKWD, po czym został zrzucony na teren Polski ze spadochronem. /…/ O poglądach Sobczyńskiego świadczyć może jego wypowiedź po Marcu 1968 na partyjnym zebraniu emerytów koła Warszawa – Mokotów. Postawił wówczas wniosek, żeby wydać zarządzenie, aby wszyscy żyjący w Polsce Żydzi nosili żółte kamizelki, żeby ich można było rozpoznać z daleka.

 

Zachowanie Sobczyńskiego w czasie pogromu ma kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia, czy pogrom był, czy też nie, prowokacją sowieckich służb specjalnych. Podkreślam – sowieckich, a nie polskich.

 

Tylko osoby dalekie od znajomości mechanizmów działania NKWD, a później KGB, sądzą, że każdy bezpieczniak w Polsce miał bezpośrednią łączność z sowieckimi nadzorcami. Jest bardzo prawdopodobne, że o przygotowaniach do kieleckiej prowokacji nie wiedzieli nawet Stanisław Radkiewicz, wówczas minister bezpieczeństwa publicznego, ani Jakub Berman, członek kierownictwa partyjnego odpowiedzialny za działalność tych organów. /…/ Wśród przysłanych z ZSRR doradców i szefów służb specjalnych w Polsce było dużo sowieckich Polaków. Nieliczni z nich mogli być pochodzenia polsko-żydowskiego, jak prawdopodobnie płk Szpilewoj. Ci ludzie doszli do wysokich stanowisk i rang mimo wielokrotnych antypolskich i antyżydowskich czystek przeprowadzonych w ZSRR w latach 30. i 40. Sterroryzowani i moralnie złamani, byli bezwzględnie posłuszni moskiewskiej centrali. /…/

 

Nazajutrz po pogromie zjawiło się w Kielcach wielu dziennikarzy krajowych i zagranicznych, próbując wyjaśnić okoliczności pogromu. Wśród rannych i cudem ocalałych ofiar pogromu uwijał się por. Albert (Fajwisz-Alter) Grynbaum, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach.

 

W gmachu WUBP miało się odbyć spotkanie uratowanych, potencjalnych ofiar pogromu, z dziennikarzami zagranicznymi. Por. Grynbaum zjawił się tam o wiele wcześniej i apelował do zebranych, żeby nie ujawnili, jak haniebnie zachowała się milicja i wojsko, bo wykorzysta to antysemicka reakcja. Większość świadków pogromu uległa namowom Grynbauma. W tajnym sprawozdaniu przesłanym 6 czerwca 1946 r. do MBP por. Grynbaum stwierdził, że podczas pogromu znajdował się w budynku przy ul. Planty 7 i był świadkiem mordów i rabunków dokonywanych przez milicjantów i wojskowych. Stwierdza on, że przed budynkiem, w którym mordowano Żydów, przez pewien czas znajdował się płk Szpilewoj, który rozkazał Grynbaumowi miejsce pogromu opuścić, co ten też uczynił. O postawie Sobczyńskiego, który był jego bezpośrednim przełożonym, Grynbaum pisze: "Od majora Sobczyńskiego dowiedziałem się, że robotnicy z huty Ludwików zbierają się celem pójścia na Planty. Major Sobczyński zadzwonił do PPR, nie wysyłając wojsk dla obstawy ulic, co uniemożliwiłoby dopływ nowych sił do tłumu stojącego już przed gmachem…" (Kąkolewski ujawnił, że rzekomi robotnicy byli komunistyczną bojówką – przyp. KW).

 

Nie ulega wątpliwości, że Grynbaum wiedział wiele, jeżeli nie za wiele, o kulisach pogromu. Miał liczną agenturę wśród mieszkańców Kielc i zapewne próbował po pogromie ustalić wiele zagadkowych szczegółów, co należało zresztą do jego obowiązków służbowych. Kolegą Grynbauma z czasów wojny domowej w Hiszpanii był Henryk Ochin, zięć prezydenta Kielc, funkcjonariusz Komitetu Miejskiego PPR. W połowie sierpnia 1946 r. Grynbaum i Ochin zostali wezwani do Warszawy. Grynbaum miał zostać kurierem dyplomatycznym, a Ochin przejść do jakiejś centralnej instytucji. Od wyjazdu wszelki ślad po nich zaginął. /…/

 

I jeszcze jedna dziwna historia. Wszystkie sprawozdania z pogromu – a także uzasadnienie wyroku na osoby oskarżone o udział w nim – potwierdzają, że wśród zabitych byli dwaj Polacy. Nikt wówczas nie próbował wyjaśnić, kim byli ci ludzie, i w jakich okolicznościach zginęli przed budynkiem przy ul. Planty 7.

 

 

Kielce 1946 a sprawa Slansky`ego

 

W latach 1951-52 w Czechosłowacji aresztowano i osądzono w tzw. sprawie Slansky`ego grupę przywódców komunistycznych. Większość otrzymała wyroki śmierci. Wśród 14 aresztowanych 11 było pochodzenia żydowskiego. Oskarżono ich o działanie na rzecz "amerykańskiego imperializmu i światowego syjonizmu" (w tym samym czasie w Polsce aresztowano agenta KGB Noela Fielda). Grupa czeskich uciekinierów, którzy w latach wojny znaleźli azyl w Szwajcarii, również korzystała z pomocy Fielda. W 1950 roku zostali oni aresztowani przez czeską służbę bezpieczeństwa. Wśród aresztowanych był Pawlik, czeski Żyd, komunista. X Departament MBP aresztował więc wszystkich, którzy w czasie wojny znajdowali się w Szwajcarii i po wojnie wrócili do Polski. Wśród aresztowanych była Tonia Lechtman, która znała Pawlika z okresu wspólnej niedoli w Szwajcarii. /…/ Pewnego dnia w celi śledczej zjawili się oficerowie czechosłowackiej służby bezpieczeństwa. Dziwna była nie ich wizyta, lecz pytania, które zadawali. Oto relacja pani Lechtman:

 

"…Czesi przyjechali z konkretnymi pytaniami i wszystkie dotyczyły kwestii żydowskiej. Czy Pawlik był syjonistą, względnie Żydem poczuwającym się do swej narodowości, czy myśmy rozmawiali na tematy żydowskie, czy on mnie pytał o pogrom w Kielcach. /…/".

 

Skąd i po co czescy oficerowie śledczy wygrzebali nagle sprawę pogromu kieleckiego? Tylko sowieccy doradcy mogli obmyślić taki horrendalny scenariusz i próbowali połączyć jakoś z pogromem kieleckim sprawę Slansky`ego. Był on wszak oskarżony o działanie na rzecz światowego syjonizmu, a pogrom przyczynił się do masowego exodusu Żydów z Polski. Wielu z nich emigrowało do Izraela. Tragiczne wydarzenia kieleckie mogły być dla nich dowodem, że jedynym miejscem na świecie, gdzie Żydom nie grożą prześladowania, jest Izrael. To na pozór nieistotne przesłuchanie pani Lechtman przez czeskich oficerów śledczych jest najlepszym potwierdzeniem, że w którymś z archiwów KGB znajduje się solidna dokumentacja w sprawie pogromu kieleckiego. /…/

 

Wiadomo, że sowieccy doradcy UB w Kielcach na bieżąco informowali Moskwę o przebiegu pogromu. Jest zatem pewne, że pogrom kielecki, który miał daleko idące implikacje międzynarodowe, musi być solidnie udokumentowany w jednej z teczek przechowywanych w archiwum rosyjskiej służby bezpieczeństwa. Fakt, że pięć lat po pogromie przesłuchiwano na ten temat Tonię Lechtman, wskazuje na słuszność tego przypuszczenia.

 

Po wielu latach od czasu zbrodni, Elie Wiesel i polscy komuniści oskarżają o nią mieszkańców Kielc. Ta współpraca w antypoloniźmie jest tym bardziej oburzająca, że już w miesiąc po prowokacji Związek Obrony Niepodległości Polski powiedział o niej całą prawdę:

 

 

OŚWIADCZENIE DOTYCZĄCE ZBRODNI KIELECKIEJ

 

Mając jak największą pogardę do wszelkiego rodzaju ciemiężenia Żydów w Polsce – uznając pełną równość praw wszystkich polskich obywateli – głęboko poruszeni okropnością wypadków kieleckich – i wyrażając naszą głęboką sympatię dla polskich Żydów, którzy są ofiarami potwornej polityki "rządu" warszawskiego dążącego do zrealizowania zarówno celów wewnętrznych i zewnętrznych – uważamy, że naszym obowiązkiem jest oświadczyć w imieniu Związku Obrony Niepodległości Polski co następuje:

 

Zbrodnie popełnione w Kielcach są skutkiem haniebnej prowokacji zaplanowanej przez tajną policję reżimu warszawskiego. To jest nasze najgłębsze przekonanie.

 

Jakkolwiek wszystkie szczegóły tego diabelskiego spisku nie są nam jeszcze znane, doniesienia godnej zaufania amerykańskiej prasy zdają się potwierdzać nasze podejrzenia.

 

Motywy tej polityki reżimu warszawskiego prowadzącej do wypadków kieleckich można streścić następująco:

 

1. Reżim warszawski pragnie odwrócić uwagę światowej opinii publicznej od kolosalnych problemów z rządzeniem [krajem], ponieważ nie opiera się on na woli większości Narodu Polskiego, lecz na potędze tajnej policji i ogromnej sowieckiej armii okupacyjnej. Gdy opinia publiczna krajów demokratycznych zaczyna zdawać sobie sprawę z nadużyć i oszustw, których dopuszcza się prosowiecki reżim warszawski, wspominając tylko ostatnie sfałszowane referendum, władze warszawskie sprowokowały mord kielecki i konsekwentnie pokazywały się jako obrońcy społeczności żydowskiej, aby stworzyć pozory, iż są obrońcami demokracji.

 

2. Reżim warszawski, od swego powstania, usiłował usunąć wszystkich Żydów z Polski. Polityka gettyzacji była prowadzona dokładnie według wzorów hitlerowskich. Polscy Żydzi, a szczególnie ci, którzy zostali repatriowani z Sowieckiej Rosji, są przymusowo osiedlani w odosobnionych terenach, na przykład na Dolnym Śląsku, gdzie pozostają izolowani od społeczności chrześcijańskiej. Dziesiątki tysięcy polskich Żydów zostało wbrew ich woli przewiezionych do Szczecina, gdzie trzymani są w zamkniętych obozach i zmuszani do pracy przy budowie portu i sowieckich urządzeń wojskowych.

 

Podczas gdy sparaliżowano wolność słowa prawdziwie demokratycznej polskiej prasy, organy paru antysemickich grup są nie tylko tolerowane przez reżim, ale cieszą się jego specjalnymi względami.

 

Wszystko to zostało metodycznie zaplanowane przez prosowiecki reżim warszawski, którego celem jest zmuszenie Żydów do opuszczenia Polski.

 

3. Reżim warszawski otrzymuje rozkazy z Moskwy i działa ściśle według nich, ma dobre powody, aby trzymać się tego rodzaju polityki: używa ich jako sposobu, aby spowodować kłopoty rządowi brytyjskiemu w sprawie Palestyny oraz żeby zaostrzyć konflikt polityczny na Bliskim Wschodzie, podsycając antagonizm żydowsko-arabski. To właśnie w tym celu reżim warszawski dąży do wypchnięcia do amerykańskiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej w Niemczech i Austrii resztek społeczności polskich Żydów, którym udało się uniknąć masakry z rąk hitlerowców.

 

Honor i dobre imię Polski i Polaków, którym tysiące polskich Żydów zawdzięcza ratunek w okresie zbrodniczej okupacji nazistowskiej, żądają, aby zbrodnia kielecka została całkowicie pomszczona. Jednak ukaranie winnych musi przede wszystkim dotyczyć tych, którzy ukartowali kielecką prowokację, należy do końca obnażyć zbrodniczą działalność tajnej policji reżimu warszawskiego, która nie tylko tolerowała, lecz – powiedzmy to jasno – przygotowała morderców. /…/ Podpisali: Henryk Aszkenazy, Oskar Halecki, Michał Kranc, Leopold Obierek, Zdzisław Roehr, Marian Dąbrowski, Władysław Korsak, Henryk Landau, Zygmunt Protessewicz, Stanisław Strzetelski, Józef Frejlich, Kazimierz Kranc, Jan Lechoń, Rudolf Rathaus, Kazimierz Wierzyński – Nowy York, 7 lipca 1946 r.

 

 

Prowokacja Jurczyka

 

"Solidarność" była największym i najpiękniejszym ruchem społecznym w nowoczesnej historii [Europy]. Zdolność Polaków do Solidarności zachwyciła świat i zaczęto o niej mówić jako o czwartej cnocie chrześcijańskiej, obok Wiary, Nadziei i Miłości. Wrogowie Solidarności starali się ją "podzielić i zniszczyć". Jako jednego z narzędzi wytwarzania podziałów użyli antysemityzmu.

 

Gdy zbliżał się czas rozprawy z "Solidarnością", na wiecu w Trzebiatowie [w 1981 roku] padły słowa mające ją skompromitować. Marian Jurczyk, wiceprzewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego, powiedział wówczas, że Żydzi są wrogami narodu polskiego, że stanowią oni trzy czwarte władz PRL, że w tych władzach jest wielu złodziei, że należy ich powywieszać… Rozpętał się sabat czerwonych czarownic – cała kontrolowana przez komunistów prasa, radio i telewizja przez kilka dni zasypywała społeczeństwo fragmentami tego przemówienia. Prokuratura podjęła śledztwo w sprawie "nawoływania do nienawiści".

 

Dzisiaj, dzięki ustawie o lustracji, już wiemy, że tego aktu zdradzieckiej dywersji przeciw "Solidarności" Jurczyk dokonał jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Komuniści potrzebowali pretekstu do ożywienia antypolskich fobii na Zachodzie.

 

Napisałem wówczas do Komisji Krajowej "Solidarności" list, z żądaniem ukarania Jurczyka, ponieważ "publiczna, rasistowska wypowiedź wysokiego funkcjonariusza obciąża cały Związek." Jurczyk bronił się twierdzeniem, że nie wzywał do wieszania … komunistów. Członkowie KK, nie rozumiejąc prowokacji i naiwnie mniemając, że ich obowiązkiem jest jedność, gdy komuniści podjęli przeciw Jurczykowi dochodzenie prokuratorskie, odmówili zajęcia się sprawą.

 

 

O Kielcach `46 w "Tygodniku Solidarność"

 

Trzy tygodnie później do "Tygodnika Solidarność", w którym pracowałem jako sekretarz redakcji, zatelefonował z Londynu (bodajże z budki ulicznej) bardzo zdenerwowany Eugeniusz Smolar, który był w tym czasie kierownikiem sekcji polskiej Radia BBC. Chciał pilnie rozmawiać z Tadeuszem Mazowieckim, który był redaktorem naczelnym "TS". Niestety, Mazowiecki przebywał w tym czasie w Laskach pod Warszawą i nie było z nim kontaktu. Smolar zdecydował się więc na przekazanie ważnej i poufnej wiadomości mnie. Powiedział, że w najbliższych dniach rozpocznie się na Zachodzie kampania propagandowa przeciw "Solidarności" na podstawie oskarżenia jej o antysemityzm. Namawiał gorąco, byśmy prędko zaczęli coś w tej sprawie robić.

 

Od razu pobiegłem po radę do Adama Kerstena, którego uważałem za jednego z najbardziej uczciwych, znanych mi osobiście Polaków pochodzenia żydowskiego. Ostrzeżenie Smolara było dla Adama tak wiarygodne, że przejął się bardzo. Zaraz jednak powiedział, że trzeba opinii publicznej na Zachodzie uświadomić, kto tę kampanię współorganizuje i komu ma ona służyć. Po namyśle zwrócił się do żony mówiąc: "Krystyna, napisz o pogromie kieleckim." Zaskoczona Kerstenowa zapytała: "Ale co ja mam napisać?". "Że to była prowokacja" – odpowiedział Adam.

 

Telefonowałem do Krystyny Kerstenowej co kilka godzin błagając, by postarała się skończyć pracę przed złożeniem numeru. Dnia 1 grudnia przyniosła artykuł do redakcji. Pobiegłem z nim do cenzury, a następnie do drukarni, gdzie namówiłem drukarzy na wrzucenie śródtytułów: "Pogrom był prowokacją" i "Kim byli prawdziwi sprawcy?". Był to sensacyjny na ówczesne warunki tekst, w którym po raz pierwszy publicznie i w masowym nakładzie padło oskarżenie UB i NKWD o zorganizowanie akcji antysemickiej. Dzisiaj jego treść jest już nieważna, ale wtedy chodziło o ostatni akapit: "Zniknęła niemal całkowicie mniejszość żydowska /…/. Wygasał też antysemityzm, choć próbowano go sztucznie reanimować w 1956 r., w 1968 r., dziś także. Jątrzącą i mającą dzielić społeczeństwo broń kieruje się nie przeciw Żydom, których jest tak niewielu, ale przede wszystkim przeciw tym Polakom, którzy, nie ważne, z jakich grup etnicznych się wywodząc – są przeciwnikami politycznymi."

 

W tydzień po ukazaniu się tego artykułu komuniści wprowadzili stan wojenny. Dopiero po latach dowiedziałem się, że nasza papierowa barykada okazała się całkowicie bezskuteczna. Kampania przeciw "Solidarności" i wolności w Polsce już rozpoczęła się. Jeżeli wkrótce osłabła i stała się słabo słyszalna, to już nie dzięki "Tygodnikowi Solidarność", a dzięki sympatii opinii publicznej Zachodu, prezydenta Ronalda Reagana i premier Margaret Thatcher, dla mordowanej Solidarności.

 

Obecnie, z powodu "sprawy Jedwabnego", Polska jest atakowana podobnie jak 20 lat temu. Teraz mamy jednak względną wolność, a więc możliwość obrony przed dywersyjnymi działaniami służb specjalnych Rosji, których celem jest podważenie niepodległości Polski.

 

 

"Żydzi precz" w Kielcach 1996

 

Uznając potrzebę zaprezentowania przez "Solidarność" pozytywnego stosunku do Żydów i odrzucenia antysemityzmu rozpowszechnianego przez komunistyczne władze PRL, brałem udział w organizowanych przez podziemną "Solidarność" obchodach 40-lecia Powstania w Getcie Warszawskim i w innych inicjatywach polsko-żydowskich w okresie stanu wojennego. Namawiałem Wałęsę do poparcia kandydatury Elie Wiesela do pokojowej nagrody Nobla i do nawiązania stosunków z izraelską centralą związkową Histadrut. Po 1989 roku cieszyłem się z jego wizyty w Izraelu i z przyjazdu prezydenta Herzoga do Polski. Byłem przekonany, że obchody pięćdziesiątej rocznicy Powstania w Getcie, z udziałem premiera Izchaka Rabina, oznaczały ostateczne pojednanie między Polakami i Żydami.

 

Na uroczystości w pięćdziesiątą rocznicę pogromu kieleckiego zdecydowałem się pojechać dlatego, by osobiście przeżyć atmosferę tego pojednania. Choć do władzy wrócili komuniści (jako "socjaldemokraci") i gospodarzem miał być premier Cimoszewicz, nie obawiałem się niczego, ponieważ ze strony żydowskiej zapowiedział swój przyjazd Wiesel – przyjaciel Wałęsy od czasu ich wspólnej wizyty w Auschwitz. Przyjechałem do Kielc 7 lipca 1996 roku ok. godz. 6 rano i prosto z dworca udałem się w kierunku ulicy Planty. Na zupełnie pustych ulicach (była to niedziela) widać było tylko policję. Dlatego byłem bardzo zdziwiony, gdy na szczytowej ścianie budynku położonego przy Alei IX wieków Kielc, niedaleko od wejścia na ulicę Planty, zobaczyłem wielki napis: "Żydzi precz". Napis, wykonany czarną farbą na jasnym tynku, musiał być dostrzeżony przez wszystkie osoby dojeżdżające do miejsca uroczystości rocznicowych.

 

Litery były chyba dwumetrowej wysokości, a ponieważ napis był umieszczony dość wysoko nad ziemią, było jasne, że wykonawcy musieli posługiwać się drabiną. Napis, wykonany bardzo starannie, wyraźnymi, prostymi, grubymi literami i bez żadnych zacieków czy zniekształceń, był rozmieszczony na całej szerokości ściany budynku. Malujący musieli więc drabinę kilkakrotnie przestawiać, co wymagało dużo czasu. Gdy wzięło się to wszystko pod uwagę, trudno było sobie wyobrazić, że żaden patrol zabezpieczającej teren policji nie zauważył osób wykonujących ten napis. Dopiero około godziny siódmej rano, gdy ekipy telewizyjne zdążyły go sfilmować, napis został zamalowany, choć tak niestarannie, że nadal był czytelny.

 

 

Rozmowa przed bramą kieleckiego kirkutu

 

Dziwne wrażenie wywołane napisem nie minęło w trakcie kilkugodzinnych uroczystości wokół domu przy Plantach i dawnej synagogi. Przykro zaskoczył mnie Wiesel, który gwałtownie zaatakował Kielczan, uznając ich winnymi pogromu. Jeszcze dziwniejsze było chwalenie Cimoszewicza i ujawnienie, że obiecał on Wieselowi usunięcie krzyża, zwanego papieskim, z terenu "żwirowni" przy Muzeum Auschwitz. Po uroczystościach w centrum miasta delegacje uczestniczące w obchodach zostały przewiezione autokarami na ulicę Kusocińskiego, przy której położony jest cmentarz żydowski. Po przejeździe autokarów ulica Kusocińskiego została przez policję zamknięta dla ruchu.. Widziałem to wszystko dokładnie dlatego, że całą długą drogę pokonałem pieszo. Na miejscu zobaczyłem, że jedynego, wąskiego wejścia na cmentarz żydowski pilnuje funkcjonariusz w cywilu kontrolujący wchodzących.

 

Przed wejściem na cmentarz znajdowało się wielu mundurowych funkcjonariuszy policji oraz cywilów wyglądających na funkcjonariuszy UOP. Widać też było kilku funkcjonariuszy Mosadu – ubranych w niebieskie kurtki. W momencie, gdy wszystkie delegacje weszły na cmentarz i rozpoczęły się modlitwy, na chodniku przed bramką wejściową pojawiła się grupa ok.10 młodych ludzi w wieku mniej więcej od 15 do dwudziestu kilku lat. Kilku z tych chłopców miało na sobie podkoszulki z polskim godłem narodowym i dużym napisem Polska.

 

W pierwszej chwili ich obecność, choć dziwna, nie wydała mi się jakimkolwiek zagrożeniem, ponieważ stojąc i kręcąc się w grupach po 2-3 osoby, nie wydawali się oni być zorganizowani. Dopiero, gdy przechodząc obok jednej z tych grupek usłyszałem ordynarne i agresywne komentarze antyżydowskie, ich obecność zaniepokoiła mnie i zacząłem ich obserwować. Gdy zorientowałem się, że stanowią porozumiewającą się między sobą grupę, zdecydowałem się przeprowadzić z nimi rozmowę. Przechodzący obok operator Polskiej Kroniki Filmowej, który usłyszał ich słowa, zaszokowany zaczął rejestrować obraz.

 

Oto spisane z taśmy magnetofonowej rozmowy z młodymi kielczanami, kilka metrów przed wejściem na cmentarz żydowski na Pakoszu:

 

Młody człowiek: Dlaczego ma się to odbywać? Co to za rocznica? Nie powinni upamiętniać tego, powinni się ludzie cieszyć, że coś takiego się stało w Kielcach.

Krzysztof Wyszkowski: A dlaczego?

Nie lubimy Żydów.

A to znaczy, że pan uważa, że trzeba ich zabijać?

Tak.

A mógłby się pan chociaż przedstawić?

Nie.

A czego się pan boi?

Po co?

Pan głosi poglądy skrajne. Żeby można o tym napisać, że jest taki mieszkaniec Kielc, że tak myśli…

No, bardzo proszę.

No to może pan przedstawić się?

A po co?

No, proszę, ja mam imię i nazwisko, pan też chyba.

To nie ma żadnego znaczenia. Takich ludzi jak ja, jest w Kielcach bardzo dużo.

A ile pan ma lat, jeśli można wiedzieć?

18.

A skończone, czy…

Tak.

To jest pan pełnoletni?

Tak.

I mógłby pan odpowiadać za to, co pan mówi?

Tak.

 

Inna rozmowa w tym samym miejscu:

 

KW – Panowie też się krępujecie powiedzieć coś otwarcie?

A o czym?

O tej uroczystości i waszym stosunku do niej.

Też uważam, że nie powinna się odbyć.

A dlaczego?

Po prostu to są moje własne poglądy. I wiele osób na pewno je podziela.

A jak wiele osób podziela, jak pan sądzi?

Nie wiem, myślę, że dużo.

A czy pan jest pełnoletni?

Nie.

Czy w pańskiej grupie są ludzie pełnoletni?

Tak.

I mają podobne poglądy?

Tak.

A mógłby mnie pan spotkać z kimś, kto jest pełnoletni, bo pan się orientuje, że pan nie bierze odpowiedzialności za to, co pan mówi?

No, teraz jestem zorientowany.

 

Następna rozmowa w tym samym miejscu:

 

KW – Proszę mi powiedzieć, dlaczego z kolegami przyszliście wobec tego?

Nie wiem. Obejrzeć, zobaczyć.

Ale tutaj zgromadzili się Żydzi z całego świata, żeby obchodzić uroczystość…

Mogę jeszcze raz ich zastrzelić.

Zamordowano ludzi, a pan się z tego śmieje?

Ja się z tego nie śmieję.

Może pan się śmiać z czyjejś śmierci, z cudzego nieszczęścia?

Ja się z tego nie śmieję.

A pański kolega mówił, że można by ich zabić.

Ja się z tego cieszę.

Czy pan jest faszystą?

Nie. Nacjonalistą.

Nacjonaliści to tacy, którzy chcą zabijać innych ludzi?

Nie. Tylko nie chcą narodu oddawać innemu narodowi. A po co mi tu Żyd? Żydzi nami rządzą? Najlepszym dowodem jest ta synagoga błękitna. Niemcy nie przepraszali Żydów.

Ależ tak, przepraszali.

Przepraszają, przepraszają i jeszcze im mało.

 

Młodzi ludzie, z którymi rozmawiałem, powoli rozgadywali się i miałem nadzieję, że uda mi się dowiedzieć czegoś o ich organizacji i kierownictwie. Niestety, w tym momencie zauważyłem, że począł między nimi krążyć starszy, szczupły mężczyzna w czarnym garniturze, który po cichu i kącikiem ust wydawał polecenia: "Nie rozmawiajcie z nim". Podszedłem do niego i zapytałem kim jest, ale odmówił podania swego nazwiska i funkcji.

 

Rozmowa z mężczyzną w czarnym garniturze:

 

KW – Pan jest może wychowawcą tej młodzieży?

Odp.: – Poniekąd.

Mógłby się pan przedstawić?

A koniecznie?

Bardzo proszę, jako wychowawca bierze pan jakąś odpowiedzialność za tę młodzież.

A czy ta młodzież coś nie tak powiedziała?

Pytamy się po prostu pana, bo pan widzę ma tutaj… cieszy się jakimś uznaniem wśród tej młodzieży, więc myślałem, że pan jako wychowawca się przedstawi, żeby było wiadomo, kto ich wychowuje.

Wychowują ich nauczyciele kieleccy, myślę, nie gorzej od nauczycieli z całej Polski.

Czy pan jest nauczycielem?

Tak, jestem nauczycielem.

Czynnym nauczycielem w szkole?

Tak, czynnym nauczycielem.

l jakie jest pana zdanie na temat zdania tych młodych ludzi?

No, nie słyszałem, przyszedłem tu w ostatniej chwili, bo panowie, no nie wiem, jakie pytania zadawali…

Pytamy się, dlaczego tu przyszli i co przeżywają tutaj obserwując tę uroczystość.

 

Młody głos wtrąca się do rozmowy: Polska powinna być dumna z powodu Kielc, to co się stało 50 lat temu.

"Wychowawca" nie reaguje i mówi dalej:

Nie, ja myślę, że tego typu stwierdzenia są typowo przekorne, jeżeli chodzi o młodzież, na pewno niewiele, myślę, na dzień dzisiejszy słyszeli na ten temat… natomiast różne były powody tego w przeszłości, że nie znajdowało się to w programach szkół naszych, natomiast myślę, że od tego roku łącznie z kuratorem kieleckim złożyliśmy program również wychowania i godzin lekcji poświęconych tej tematyce. Ja myślę, że to będzie owocować w przyszłości, zresztą uważam, że między innymi te uroczystości, znaczy nie tylu osób, tylu różnych, którzy przyszli pokłonić się, no będzie na pewno tych młodych ludzi skłaniać do refleksji w przyszłości. Będą oni to na pewno pamiętać.

A pan ma własne zdanie na ten temat?

Oczywiście.

Jakie jest pana zdanie?

Moje zdanie jest podobne jak wypowiadał dzisiaj prezydent miasta.

Skąd się bierze to zjawisko, że w Kielcach małe dzieci i tutaj chłopcy poniżej 18-tu lat, jak mówią, głoszą hasła narodowosocjalistyczne, antysemickie, faszystowskie?

Wie pan co, niech… ja bym bardzo prosił, żeby nie utożsamiać tych haseł i tej młodzieży tylko z Kielcami. /…/"

 

W tym momencie zauważyłem, że funkcjonariusz pilnujący wejścia nagle opuścił swój posterunek i kilka grupek tych młodych ludzi zaczęło przenikać na cmentarz. Poszedłem za nimi i z przerażeniem zrozumiałem, że na cmentarzu, wśród ludzi stojących przy grobach, znajduje się już więcej polskich chuliganów. Nie rzucali się w oczy tak bardzo, jak ich młodsi koledzy w podkoszulkach z symbolami narodowymi, ale łatwo można było ich rozpoznać po hałaśliwym zachowaniu i obelżywych komentarzach kierowanych w stronę uczestników uroczystości.. Udało im się już wmieszać pomiędzy tłum starych Żydów uczestniczących w zbiorowej modlitwie. Chuligani w tym czasie głośno się śmiali i potrącali modlących się.

 

Dopiero w tej chwili zrozumiałem, że w każdej chwili może dojść do skandalicznej awantury o międzynarodowym zasięgu. Wybiegłem z cmentarza i zwróciłem się do mundurowych funkcjonariuszy policji z prośbą o natychmiastową interwencję. Policjanci z całym spokojem odmówili, wskazując, że ze swymi obserwacjami powinienem udać się do komendy policji położonej w odległym centrum miasta. Nie widząc innego wyjścia zwróciłem się do cywilnych funkcjonariuszy UOP, którzy zresztą przez cały czas obserwowali zajście, nie reagując na nie w najmniejszy sposób. Powiedziałem im, że domagam się, by natychmiast zawiadomili swoje dowództwo o mającej miejsce agresji antyżydowskiej.

 

Tajniacy jednak odmówili jakichkolwiek działań wmawiając mi, że są prywatnymi osobami. W tym momencie zacząłem na nich krzyczeć żądając, żeby natychmiast zawiadomili swoje dowództwo, że może tu w każdej chwili dojść do użycia przemocy, że jeżeli dowództwo nie wyda natychmiastowego rozkazu usunięcia chuliganów z cmentarza, to oskarżę ich publicznie o udział w zorganizowanej prowokacji antysemickiej. Tym razem funkcjonariusze posłuchali moich żądań, odsunęli się o trzy kroki i rozpoczęli porozumiewanie się przez radio, jak się domyślałem, z dowództwem. W kilka minut później widziałem, jak inni cywilni funkcjonariusze szybko i sprawnie wyprowadzają chuliganów z terenu cmentarza. Młodzież zachowywała się całkowicie potulnie i wkrótce nie było po niej śladu.

 

 

"Kurator" z SdRP i moskiewski ślad

 

Wszystko to było tak niespodziewane, tak okropne i stało się tak szybko, że nie pozostawiło czasu na zastanowienie, jak mogło w ogóle do tych wydarzeń dojść. Po zakończeniu uroczystości znajoma z Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej zaproponowała mi podwiezienie autokarem do Warszawy. Po drodze zajechaliśmy do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie odbywało się przyjęcie dla premiera i gości. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu natknąłem się tam na mężczyznę w czarnym garniturze, który wydawał się kierować młodzieżą pod cmentarzem. Tym razem na moje pytanie kim jest, odpowiedział, że jest kuratorem oświaty. Ponieważ spieszyliśmy się do Warszawy, a "kurator" nie chciał ze mną rozmawiać, niczego więcej wówczas się nie dowiedziałem.

 

Dopiero niedawno, będąc w Kielcach, zdecydowałem się go poszukać. Okazało się, że nigdy nie był kuratorem, a tylko szkolnym nauczycielem historii. Możliwe, że znał osobiście chuliganów, którzy przy całej swojej demonstrowanej agresywności, ulegali mu z zadziwiającym posłuszeństwem. Człowiek ten znany jest w Kielcach ze swej nienawiści do "Solidarności". Jako funkcjonariusz SdRP i radny miejski, był członkiem ścisłego komitetu organizacyjnego obchodów i uczestniczył w przygotowaniach z udziałem sił bezpieczeństwa, mających na celu uniemożliwienie jakichkolwiek incydentów antysemickich.

 

Sprawdziłem, że całe wydarzenie nie mogło odbyć się bez stworzenia chuliganom sprzyjających warunków ze strony organizatorów i władz. Już na kilka lat wcześniej władze polityczne, policyjne i służb bezpieczeństwa w Kielcach rozpoczęły gruntowne ćwiczenia, z udziałem izraelskiej służby bezpieczeństwa, mające na celu wyeliminowanie jakiejkolwiek możliwości zdarzenia się ekscesów antyżydowskich podczas wizyt grup zorganizowanych. To szkolenie i odpowiednia organizacja spowodowały, że nigdy do żadnego incydentu, ani nawet zagrożenia takim incydentem nie doszło.

 

Również przed obchodami w 1996 roku powołany został specjalny komitet organizacyjny, który, ze względu na wyjątkowość wydarzenia, szczególnie uważnie przygotował ochronę uroczystości przez policję, Urząd Ochrony Państwa i służby miejskie. Podejście pod cmentarz i wkroczenie nań sporej grupy młodych ludzi, wyróżniającej się w rażący sposób swoim strojem i zachowaniem, nie było możliwe bez wiedzy i przyzwolenia ze strony organizatorów. Władze musiały wiedzieć o radykalnie wrogim nastawieniu tej grupy wobec Żydów i przez pozostawienie im swobody działania, musiały wyrazić zgodę na zakłócenie uroczystości żałobnych.

 

Ta wiedza i zgoda musiała też obejmować wydarzenia potencjalne, do których nie doszło tylko na skutek mojej wyprzedzającej interwencji.

 

Bez tej interwencji, logiczny rozwój wypadków, który mogę sobie wyobrazić na podstawie obserwacji zachowania grupy chuliganów, polegałby na przejściu, od słownego znieważania i obelżywego śmiechu i potrącania, do popychania i bicia starych i często kalekich Żydów. W wypadku interwencji obecnej tam również grupy kilkunastoletniej młodzieży żydowskiej i uzbrojonych w broń palną agentów Mosadu, doszłoby do wybuchu bójki i awantury nad grobem 42 osób zamordowanych w 1946 roku. Ponieważ kumulacja wydarzeń następowała w trakcie śpiewania przez kantora modlitwy za zmarłych, a kilku chuliganów ubranych było w "polskie stroje reprezentacyjne", doszłoby do utrwalenia w kamerach video, posiadanych przez wielu Żydów, absolutnie skandalicznego i kompromitującego dla Polski obrazu rzekomo spontanicznej agresji antysemickiej. Cały świat ze zgrozą zobaczyłby na własne oczy, że po pięćdziesięciu latach nic się w Polsce nie zmieniło.

 

Dowodem na zorganizowany charakter tej prowokacji jest fakt, iż w trakcie wcześniejszych uroczystości, w obecności paru tysięcy mieszkańców Kielc, policja i służby bezpieczeństwa nie dopuściły do pojawienia się żadnej agresywnej lub prowokacyjnej grupy.

 

W uroczystościach na Pakoszu brały udział wyłącznie osoby przybyłe autokarami i organizatorzy i na ich tle "narodowe" stroje napastników nie miały pozostawiać żadnych wątpliwości, kim oni są. Mimo mojej interwencji i wyprowadzenia prowokatorów z cmentarza, telewidzowie zobaczyli filmową relację z Kielc z udziałem "polskich nazistów" i sprawa ta wywołała bardzo krytyczne komentarze. Antypolska prowokacja udała się więc, przynajmniej częściowo.

 

Związki postkomunistów z Socjaldemokracji RP z młodzieżowymi formacjami antysemickimi były wykazywane już np. w 1994 roku, gdy tygodnik "Wprost" ujawnił, że Bank "Posnania", w którego Radzie Nadzorczej zasiadał poseł Janusz Zemke, specjalista SdRP od zadań tajnych i służb specjalnych, finansuje Janusza Bryczkowskiego, który na specjalnie organizowanych obozach indoktrynował młodzież w duchu antysemickim i szkolił ją do używania przemocy. Bryczkowski prowadził interesy w Rosji i oficjalnie współpracował z rosyjskim faszystą Żyrynowskim, który przyjechał nawet na jego zaproszenie do Polski.

 

Żyrynowski znany jest ze skrajnie agresywnych ataków antysemickich, które spowodowały, że np. Francja i inne kraje odmówiły mu prawa wjazdu na swoje terytorium. Obecnie Żyrynowski przedstawia się jako syn polskiego Żyda, którego cała rodzina zginęła w Holokauście i jako człowiek głęboko identyfikujący się z ofiarami Zagłady. Jest to przemiana typowa dla prowokatora rosyjskich służb specjalnych, za jakiego jest powszechnie uważany. Był on zresztą ich funkcjonariuszem.

 

 

Heil Hitler w Auschwitz 1996

 

W dniu 6 kwietnia 1996 roku Polska Organizacja Narodowa pod kierownictwem Bolesława Tejkowskiego przeprowadziła nazistowską manifestację na terenie obozu w Oświęcimiu. Do manifestacji doszło pomimo odmownej decyzji kierownictwa Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz władz miasta Oświęcimia. Zakazy zostały uchylone przez wojewodę bielskiego Marka Trombskiego, funkcjonariusza SdRP. Wojewoda twierdził, że "uległ naciskom narodowców, którzy zagrozili, że w razie odmowy może dojść do manifestacji 16 bm., kiedy w Oświęcimiu odbywać się będzie Marsz Żywych, upamiętniający Holocaust." "Opierając się na ustawie o zgromadzeniach nie mógł podjąć innej decyzji, gdyż według jego wiedzy PWN-PSN jest partią działającą legalnie." ("Rzeczpospolita" z dnia 10 kwietnia 1996 r.) Wypowiedzi wojewody były w sposób oczywisty kłamliwe. Jako zwierzchnik władz policyjnych w województwie i osoba urzędowo odpowiedzialna za światowe miejsce pamięci, którym jest Muzeum Auschwitz-Birkenau, na groźbę ataku na młodzież żydowską miał obowiązek zareagować przez użycie sił policyjnych i prokuratury, a nie przez udzielenie zezwolenia na manifestację.

 

Działając wbrew swym obowiązkom, oraz wbrew ustawie o zgromadzeniach, bezpodstawnie uchylił decyzję kierownictwa muzeum i władz miasta Oświęcimia.

 

Decyzji tej z całą pewnością nie mógł podjąć samodzielnie. Ponieważ z góry wiadomo było, że przeforsowana przez władze administracyjne manifestacja nazistowska w KL Auschwitz wzbudzi protesty i potępienie na całym świecie, i ponieważ jego działanie miało charakter bezprawny wobec jedynie legalnych decyzji kierownictwa Muzeum i władz miasta Oświęcimia, więc wojewoda Trombski musiał decyzję tę uzgodnić i uzyskać dla niej poparcie ze strony Leszka Millera, który był w tym czasie jego zwierzchnikiem służbowym jako minister, szef Urzędu Rady Ministrów, oraz zwierzchnikiem partyjnym w SdRP.

 

Należy uznać, że o działaniach na rzecz udzielenia pomocy w organizowaniu nazistowskiej manifestacji w Muzeum Auschwitz-Birkenau poinformowany był i wyraził na nią zgodę prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kwaśniewski prowadził w tym czasie aktywną politykę wobec środowisk żydowskich i robił to przy pomocy osób doświadczonych w organizowaniu prowokacji antysemickich – komunistycznych funkcjonariuszy PZPR i Służby Bezpieczeństwa. Gdyby Kwaśniewski nie wiedział i nie akceptował prowokacji z nazistowskim marszem w Auschwitz, to musiałby, chociażby pod presją środowisk żydowskich, zażądać dymisji Millera i Trombskiego i publicznie ich napiętnować.

Wszyscy organizatorzy antypolskiej prowokacji w obozie Auschwitz mieli świadomość, kim jest "wódz narodowców", gdyż Tejkowski był dawnym funkcjonariuszem PZPR i agentem SB. Tejkowski rok wcześniej został skazany na osiem miesięcy więzienia, w zawieszeniu na dwa lata, za nawoływanie do waśni narodowych. (W cztery miesiące po prowokacji w Auschwitz, w sierpniu 1996 roku, Tejkowski stanął znowu przed sądem za nawoływanie do waśni narodowościowych w ulotkach rozpowszechnianych w Warszawie. Mimo działania w warunkach recydywy, sąd umorzył postępowanie ze względu na znikome /sic!/ społecznie niebezpieczeństwo czynu.)

 

W tych warunkach udzielenie mu zgody na demonstrację w Muzeum Auschwitz musi być traktowane jako w pełni świadome i bezpośrednie działanie na szkodę państwa i narodu polskiego.

 

Z drugiej strony zadziwiająco zachowały się środowiska żydowskie. Na początku pojawiły się gwałtowne protesty, żądania dymisji osób odpowiedzialnych i doszło nawet do wrzucenia bomby na teren ambasady polskiej w Rzymie. Szybko jednak nastąpiło całkowite wyciszenie tych protestów i zaprzestanie akcji. Wskazuje to na zawarcie poufnego porozumienia między postkomunistami, a liderami organizacji żydowskich. Potwierdzeniem tego może być historia działań organizacji żydowskich w sprawie księdza Jankowskiego Bowiem trochę wcześniej samo milczenie Lecha Wałęsy wobec mniej radykalnego wystąpienia księdza podczas kazania w kościele św. Brygidy, wywołało interwencję Białego Domu, z groźbą odwołania oficjalnego spotkania Clintona z Wałęsą.

 

Gdyby, w przypadku marszu skinów w Auschwitz, nie było porozumienia między środowiskami żydowskimi, a postkomunistami, to doszłoby do zastosowania sankcji dużo surowszych, niż wobec austriackiego polityka Jorga Heidera, gdy zastosowano bojkot międzynarodowy. Skoro za skandal w Auschwitz nie zapłacili postkomuniści, to oznacza, że umówiona została zapłata przez polskie społeczeństwo.

 

Sprowokowanie nazistowskiej manifestacji w Muzeum Auschwitz okazało się najwybitniejszym aktem propagandy antypolskiej od czasu pogromu kieleckiego w 1946 roku i zostało po 50 latach odczytane przez światową opinię publiczną jako naoczne, pełne potwierdzenie polskiej winy za ten pogrom, oraz dowód trwania zdziczenia moralnego Polaków do chwili obecnej.

 

Prowokacja została zorganizowana w sposób precyzyjny, dzięki czemu wokół skinów był obecny tłum odpowiednio wcześnie zawiadomionych dziennikarzy prasy i telewizji z całego świata. Utrwalony przez nich obraz najbardziej jaskrawego, symbolicznego i ohydnego aktu zbezczeszczenia przez Polaków miejsca świętego dla całej ludzkości, stał się materiałem filmowym stale rozpowszechnianym przez telewizje na całym świecie.

 

Dzięki temu obraz młodego Polaka podnoszącego rękę w geście nazistowskiego pozdrowienia pod bramą obozową z napisem "Arbeit macht frei" został zaprezentowany światowej opinii publicznej jako symbol współczesnej Polski. Zapewne nigdy żadna inna wiadomość o Polsce – z wyjątkiem może wyboru i dokonań Jana Pawła II oraz Solidarności – nie dotarła do tak szerokiego kręgu odbiorców.

 

Ta antypolska prowokacja posłużyła do tego samego celu, który od roku 1944 realizowały komunistyczne władze PRL, działające na polecenie władz Rosji sowieckiej. Tym celem było przedstawienie za granicą możliwie negatywnej opinii o Polakach, którzy "pozostają narodem ciemnym i ksenofobicznym", i wobec którego dawniej komunistyczna, a obecnie socjaldemokratyczna lewica ma zadania poskramiające i cywilizujące.

 

 

Antypolonizm w Sejmie 1996

 

W ramach interpelacji poselskich w dniu 12 kwietnia 1996 roku poseł Marek Balicki zadał ministrowi Millerowi następujące pytanie:

 

"W dniu 6 kwietnia br., w Wielką Sobotę, na terenie obozu zagłady Auschwitz-Birkenau została przeprowadzona antysemicka i faszystowska manifestacja ekstremalnej grupy politycznej. Został zakłócony spokój miejsca, które jest symbolem Holocaustu, miejsca będącego miejscem świętym dla milionów ludzi na całym świecie. Demonstracja wywołała liczne i uzasadnione protesty w Polsce i na całym świecie. /…/ Zapytujemy pana premiera: Dlaczego wobec wojewody bielskiego nie zostały wyciągnięte najdalej idące konsekwencje służbowe, włącznie z odwołaniem ze stanowiska?"

 

Leszek Miller, szef Urzędu Rady Ministrów, odpowiedział:

 

"W piśmie z 21 marca i drugim z 25 marca br. Zarząd Wojewódzki Polskiej Wspólnoty Narodowej Polskiego Stronnictwa Narodowego w Katowicach /…/ wystąpił do zarządu miasta w Oświęcimiu z zawiadomieniem o zamiarze zorganizowania w dniu 6 kwietnia na terenie Muzeum Państwowego Oświęcim-Brzezinka zgromadzenia poświęconego pamięci ofiar oraz wyrażeniu protestu przeciw wstrzymaniu budowy supermarketu w pobliżu obozu oświęcimskiego. Zarząd miasta Oświęcimia w dniu 27 marca zakazał organizatorom odbycia planowanego zgromadzenia. /./ Manifestacja rozpoczęła się w południe w dniu 6 kwietnia poza terenem muzeum na parkingu zwanym żwirowiskiem. Zgromadzonych było około 100 osób, rozwinięto transparenty, hasła i flagi narodowe. Przemawiał przewodniczący Bolesław Tejkowski, który dopuścił się wielu stwierdzeń godzących w cześć narodu polskiego, stwierdzeń o charakterze nacjonalistycznym, antysemickim i ksenofobicznym. Domagał się, aby uchylić zarządzenie wojewody o możliwości kontynuowania budowy supermarketu, która, jak państwo wiedzą, jest zlokalizowana niedaleko obozu oświęcimskiego, i wzywał czy też nawoływał do przeciwstawiania się ekspansji, jak twierdził, Niemców i Żydów, którzy kiedyś mordowali fizycznie Polaków, a dzisiaj mordują Polaków duchowo i materialnie. /…/ uczestnicy zgromadzenia udali się w stronę muzeum oświęcimskiego, niosąc transparenty z napisami: "Żydzi precz z rządu", "Rozliczymy was złodzieje", "Precz z Unią Europejską", "Precz z wyprzedażą majątku narodowego", "Precz z NATO" /…/ W przyjętym oświadczeniu rząd wyraził głęboką dezaprobatę dla naruszania powagi miejsca oraz potępił hasła i działania noszące cechy rasizmu, antysemityzmu i nietolerancji. /…/ Reperkusje manifestacji są znane i szerokie. Opinia publiczna została po raz kolejny poinformowana, że w Polsce, która tyle ucierpiała od faszyzmu, znów pojawiają się nacjonalistyczne idee i zorganizowana siła polityczna mogąca legalnie demonstrować, walczyć o poparcie społeczeństwa dla swych celów. /…/ Trzeba zrozumieć ostrą reakcję opinii publicznej w Polsce i za granicą, nawet tę, która jest przesadna. Tworzy ona bowiem barierę przeciw obojętności na hasło antysemityzmu i nietolerancji, mającą wielkie znaczenie dla moralności współczesnego świata i naszego życia politycznego." (wszystkie podkreślenia – K.W.)

 

Jestem przekonany, że w przypadku tej wypowiedzi Millera rzeczą pożyteczną jest zadanie sobie pytania, czy przemówienie to różniło się czymkolwiek od ewentualnego raportu, jaki składałby swoim zwierzchnikom agent KGB, delegowany do przeprowadzenia zadania kompromitacji Polski. Cynizm Millera i całej elity postkomunistycznej nie ma najwidoczniej granic.

 

Po tej odpowiedzi zabrał głos poseł Krzysztof Dołowy: "Żyjemy w globalnej wiosce i było wiadomo, że następnego dnia wszystkie media na całym świecie będą mówiły o tym, jak polscy faszyści za zgodą polskiego rządu manifestowali w Auschwitz. /…/ to pańskie zaniechanie doprowadziło do skompromitowania naszego kraju. Czy nie rozważa pan możliwości podania się do dymisji?"

 

"Jeśli chodzi o moją dymisję, to uprzejmie informuję, że nie zamierzam jej złożyć." – odpowiedział Miller.

 

Miller nie tylko dymisji nie złożył, ale parę miesięcy później, w Jerozolimie, ten moczarowski hunwejbin tak prawił do Żydów, którzy przeżyli Auschwitz: "Szolem alejchem! Ikh hajs Miller. Ikh bin olkh a lodzermensz. (Pokój Wam! Nazywam się Miller i też jestem łodzianinem) /…/ Jednak Polska to dziwny kraj. Można u nas czasem obserwować antysemityzm bez Żydów. Nie mogę powiedzieć, że ludzie piszący kłamstwa o pogromie kieleckim czy zrównujący swastykę z Gwiazdą Dawida, osoby o antyżydowskiej obsesji, nic mnie nie obchodzą. Nie. Jako polski polityk muszę się czuć odpowiedzialny nawet za nich. Jako poseł ziemi łódzkiej i minister rządu RP pragnę Was zapewnić, że przeciwstawiać się będziemy wszelkim przejawom antysemityzmu, rasizmu, nietolerancji. Z tego miejsca pragnę okazać pogardę dla antysemityzmu, bez względu na kraj, w którym się on aktywizuje – mojego kraju nie wyłączając." ("Gazeta Wyborcza" z dnia 18 września 1996 r.)

 

I nie rozstąpiła się ziemia, by pochłonąć sowieta, nie strzelił w niego piorun i nawet nikt nie plunął mu w twarz!

 

"Pod bramą, na której jest napisane "Arbeit macht frei", przechodzą z ręką uniesioną w faszystowskim pozdrowieniu. Nie podczas wojny, ale teraz, w Wielką Sobotę, w czasie marszu Polskiej Wspólnoty Narodowej w Oświęcimiu" – napisał sprawozdawca "Rzeczypospolitej", a telewizyjny reportaż oglądał wielokrotnie zaskoczony świat. Oto Polska! Oto Polacy!

 

W "Gazecie Wyborczej" z dnia 15 lutego 1997 roku w artykule pt.: "Faszyzm po polsku" Rafał Pankowski napisał:

 

"Bolesław Tejkowski, w 1956 r. radykalnie marksistowski działacz "lewicy październikowej", w latach 60. zbliżył się do "narodowej" frakcji w PZPR, na której czele stał Mieczysław Moczar. /…/ Dziś Tejkowski jest przywódcą Polskiego Stronnictwa Narodowego – Polskiej Wspólnoty Narodowej, partii marginalnej, ale wsławionej licznymi aktami przemocy. /…/ Jak większość polskich narodowców, Tejkowski popiera ideę sojuszu Słowiańszczyzny pod egidą Rosji. Jest współprzewodniczącym Soboru Słowiańskiego – międzynarodówki skupiającej partie nacjonalistyczne Europy Wschodniej z siedzibą w Moskwie. /…/ Światowe stacje telewizyjne pokazały, jak grupa ostrzyżonych na zero młodych ludzi, w ciężkich butach, pod antysemickimi hasłami, butnie maszeruje przez były obóz zagłady – za zgodą polskich władz i pod ochroną polskiej policji. Wybuchł skandal na skalę międzynarodową. /…/ oto niewielka grupa fanatyków podejmuje działania, które fatalnie wpływają na wizerunek Polski w świecie /…/".

 

 

Synagoga im. Nożyków

 

Anti Defamation Leaque (Liga Przeciw Zniesławieniu – organizacja Żydów amerykańskich śledząca antysemityzm na świecie) wydała 28 lutego 1997 r. następujące oświadczenie: "Nowy Jork. ADL wyraziła szok z powodu jawnego aktu podpalenia jedynej warszawskiej synagogi. W mieście, gdzie większość żydowskiej ludności została zamordowana przez nazistów podczas II wojny światowej"- powiedział Abraham H. Foxman, dyrektor ADL -"ten jawny atak rozjątrza rany."

 

W liście do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Foxman napisał: "doceniamy pańskie wyrazy współczucia i pańskie rygorystyczne potępienie tego ataku i wszystkich aktów rasizmu, antysemityzmu i ksenofobii. Wierzymy pańskim stanowczym zapewnieniom, iż takie ataki będą ścigane z całą mocą prawa".

 

ADL zwróciła się do rządu polskiego o nadanie priorytetu śledztwu w tej sprawie oraz o sprawdzenie, czy społeczność żydowska w Polsce jest należycie chroniona. Liga zauważyła, iż atak miał miejsce kilka dni po tym, jak inna żydowska instytucja w Warszawie otrzymała informację o podłożeniu bomby.

 

W lutym 1997 roku, w anonimowym telefonie do Fundacji Ronalda Laudera, mieszczącej się przy Placu Grzybowskim w Warszawie, poinformowano o podłożeniu bomby. Choć pogróżka okazała się nieprawdziwa, był to ważny sygnał o potrzebie zwiększenia ochrony tego miejsca, ponad stale funkcjonujące środki i metody. W dwa dni później doszło jednak do aktu fizycznej agresji – do próby podpalenia Synagogi Nożyków, mieszczącej się obok siedziby fundacji. Śledztwo ujawniło, że mimo obecności mundurowego funkcjonariusza policji, para młodych podpalaczy (mężczyzna ubrany w żółtą pelerynę i kobieta) spokojnie, nie zatrzymywana, oddaliła się od synagogi.

 

Kwaśniewski natychmiast potępił sprawców, określając podpalenie jako akt barbarzyństwa, a Miller, który w międzyczasie został ministrem spraw wewnętrznych, przejął osobisty nadzór nad toczącym się śledztwem, które zostało powierzone specjalnie powołanej przez komendanta stołecznego 15 -osobowej grupie doświadczonych policjantów. Policja wkrótce oświadczyła, że ma podejrzenia co do sprawców podpalenia synagogi i że trwa zbieranie materiałów procesowych. Wkrótce okazało się, że podpalenie, samo wyglądające na akt prowokacji, posłużyło Millerowi do przeprowadzenia następnej prowokacji politycznej. Policja rozpoczęła zatrzymania i rewizje w środowisku Ligi Republikańskiej, uważanej przez Kwaśniewskiego i Millera za ich osobistego wroga z powodu publicznego ujawniania komunistycznych nadużyć władzy.

 

Śledztwo, jak należało się spodziewać, zostało umorzone mimo, że do wydarzenia doszło po zapowiedzi ataku w miejscu specjalnie strzeżonym, położonym w centrum miasta. W pamięci krajowej, a szczególnie zagranicznej opinii publicznej, pozostała pamięć o haniebnym podpaleniu oraz uwikłaniu w nie Ligi Republikańskiej, reprezentującej młodzież o nastawieniu solidarnościowym, patriotycznym i antykomunistycznym, nigdy nie występującą z hasłami nacjonalistycznymi. Miller specjalnie zadbał o to, omawiając protest Ligi Republikańskiej na specjalnie zorganizowanym spotkaniu z akredytowanymi w Polsce dziennikarzami zagranicznymi.

 

"Mój resort nie uczestniczy i nie będzie uczestniczył w walce politycznej z opozycją" oświadczył i dodał, że podległa mu policja przeszukała mieszkanie członka Ligi Republikańskiej w trybie specjalnym, bez zgody prokuratury, w celu "zabezpieczenia śladów i dowodów przestępstwa".

 

Prowokacja z podpaleniem Synagogi Nożyków znowu posłużyła do zohydzenia obrazu Polski w świecie i do pozytywnego skontrastowania na jej tle ofiarnych ścigaczy antysemityzmu w osobach Kwaśniewskiego i Millera, którzy wzięli udział w synagogalnym nabożeństwie przebłagalnym.

 

 

Supermarket

 

Jeszcze zanim doszło do prowokacji z demonstracją nazistowską w obozie oświęcimskim, Kwaśniewski i Miller stali się bohaterami innej afery kompromitującej Polskę w oczach światowej opinii publicznej. Afera rozpoczęła się w lutym 1996 roku od rozsyłania przez pewnego postkomunistycznego dziennikarza z Katowic do różnych organizacji żydowskich na świecie fałszywych informacji, jakoby pod bramą "Arbeit macht frei" KL Auschwitz-Birkenau rozpoczęła się budowa wielkiego supermarketu.

 

Prowokacja polegała na wykorzystaniu mechanizmu autentycznego wydarzenia z Niemiec, gdzie w 1992 roku doszło do próby budowy supermarketu na terenie byłego obozu koncentracyjnego Ravensbrűck. Wówczas to środowiska żydowskie i światowa opinia publiczna, a także instytucje i media niemieckie, ostro zareagowały uniemożliwiając realizację budowy.

 

Choć w Polsce sytuacja była całkowicie odmienna, to prowokację wymyślono i zrealizowano wykorzystując mechanizm znanego już opinii publicznej precedensu. Mimo, iż spółka "Maja" budowała nie supermarket, a pawilon sklepowy nie większy od stojącego na tym miejscu od lat; mimo, że budowano nie "pod bramą", a na miejscu uprzednio istniejącego starego sklepu; mimo, że spółka uzyskała zgodę dyrekcji Muzeum KL Auschwitz-Birkenau (uzgodnioną z Ministerstwem Kultury) oraz zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków (także po konsultacjach z Warszawą); mimo, że dyrektor Muzeum popierał budowę, chcąc wyprowadzić z terenu obozu sklepy z jedzeniem, napojami itp. – udało się zorganizować skandal na światową skalę. W połowie marca 1996 roku przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce nagle oświadczył, że budowa jest "moralnie niedopuszczalna i skandaliczna". Ambasador Izraela natychmiast uznał, że może ona "spowodować powstanie sytuacji potencjalnie konfrontacyjnej". Gdy bez zwłoki potępił ją przewodniczący Knesetu Szewach Weiss, nadszedł moment, w którym mógł już wkroczyć prezydent Kwaśniewski, by oświadczyć: "lokalizacja supermarketu w pobliżu miejsca zagłady milionów Żydów jest niewłaściwa niezależnie od sytuacji prawnej". W kilka dni później wojewoda bielski Marek Trombski, po rozmowie z szefem Urzędu Rady Ministrów Leszkiem Millerem, nakazał wstrzymanie budowy pod pretekstem jej niezgodności z planem zagospodarowania miasta (wcześniej architekt wojewódzki uznał, że inwestycja jest z tym planem zgodna). Przeciw budowie "supermarketu" protestowały organizacje żydowskie na całym świecie (niektóre protesty rozgłaszały o budowie Disneylandu przez Polaków). Wśród głośnych wyrazów oburzenia i potępienia dominowało hasło: "Polacy nie uświadomili sobie jeszcze, czym była Shoah".

 

Po utracie władzy przez postkomunistów w roku 1997 wszystkie odpowiednie instytucje uznały, że wstrzymanie budowy było niezgodne z prawem i w niczym nie naruszała ona powagi miejsca, a wręcz przeciwnie, w najwłaściwszy sposób służyła ona wyprowadzeniu sklepów i barów z terenu obozu. Sąd przyznał spółce wielomilionowe odszkodowania. Okazało się też, że ani międzynarodowy Komitet Oświęcimski, ani środowiska żydowskie nie mają nic przeciw wznowieniu budowy.

 

Dla zagranicy trwałym skutkiem afery stało się rozpowszechnienie opinii o Polsce i Polakach jako społeczeństwie "moralnie niedojrzałym do standardów demokratycznych" oraz rozreklamowanie postkomunistów jako jedynych obrońców Żydów. W Polsce afera spowodowała skłócenie i dezorientację społeczeństwa oraz kilkumilionowy rachunek do zapłacenia z budżetu państwa.

 

Oznaką sprawności i doświadczenia organizatorów tych prowokacji jest związanie ich w jeden łańcuch. Uruchomienie prowokacji "Supermarket" prowadzi do części haseł w prowokacji "Auschwitz", ta z kolei do akcji "Kirkut" i tak bez końca. Należy zwrócić uwagę, że zarówno prowokacja "supermarket" (marzec `96), jak też następująca tuż po niej i w tym samym miejscu prowokacja w Muzeum Auschwitz-Birkenau (kwiecień `96), częściowo udana próba prowokacji w Kielcach (czerwiec `96), oraz prowokacja z podpaleniem synagogi w Warszawie (luty `97), były wzorowane na podobnych wydarzeniach w Niemczech, mających miejsce już po zjednoczeniu tego kraju (incydenty antysemickie wywoływane w Niemczech przez KGB mają swoją długą tradycję, sięgającą lat pięćdziesiątych). Wokół nich zdarzały się też występujące falami, podnoszone przez media światowe, bezczeszczenia cmentarzy żydowskich, na zmianę zresztą z niszczeniem cmentarzy żołnierzy sowieckich. Później wystarcza już tylko inspirowanie dziennikarzy, np. takich jak Gabrielle Lesser, która w artykule "Znów zuchwałości w Oświęcimiu" ("Der Bund" z 10 maja 2001 r.) poinformowała o "faktach i trwałych skandalach wokół obozu koncentracyjnego Auschwitz, które podważają wiarygodność miasta jako miasta tolerancji". Wśród nich wymienia wandalskie zniszczenie cmentarza żydowskiego, decyzję rady miejskiej o przeprowadzenia referendum nt. szerokości strefy ochronnej wokół b. obozu, nie rozwiązane problemy z budową "supermarketu" w pobliżu obozu i z działalnością dyskoteki, a także powraca do sprawy krzyży na żwirowisku i klasztoru Karmelitanek. "Choć nielegalnie postawiony, do dziś pozostał jednakże wysoki na 8 metrów krzyż papieski. Czy stoi on ku pamięci rozstrzelanych na tym miejscu 56 polskich katolików, czy też może Rudolfa Hoessa? Polski kościół katolicki wybaczył niemieckiemu komendantowi obozu mord na Żydach i ten, zaopatrzony we wszystkie sakramenty, mógł umrzeć na szubienicy obok krematorium".

 

 

Żwirowisko

 

W sprawie zorganizowanych przez postkomunistów w 1996 prowokacji w Kielcach i w Auschwitz skierowałem 12 czerwca 2001 r. do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Wymieniłem tylko te wydarzenia, które widziałem na własne oczy i mogę o nich osobiście świadczyć.

 

Dla opisu zjawiska trzeba jednak przypomnieć inne konflikty polsko-żydowskie, w których udział postkomunistów był niewątpliwie sprawczy. Sprawa żydowska pojawiała się w Polsce zawsze, gdy komuniści mieli poważne kłopoty ze sprawowaniem kontroli nad społeczeństwem.. Taka sytuacja miała miejsce też w 1989 roku – rozgorzał wówczas gwałtowny atak na klasztor karmelitanek w Oświęcimiu.

 

Nadzorujący służby bezpieczeństwa i sprawy narodowościowe Wydział Administracyjny KC PZPR rozesłał w dniu 3 stycznia 1989 r. do wąskiego kręgu wprowadzonych w akcję funkcjonariuszy, do którego należał Kwaśniewski, tajną informację: "Francuscy działacze Europejskiego Kongresu Żydów badają możliwości ponownego nadania rozgłosu sprawie klasztoru Karmelitanek w Oświęcimiu. Zamierzają m.in.:

 

– interweniować w Watykanie i przeprowadzić w środkach masowego przekazu akcję przeciwko kardynałowi F. Macharskiemu,

– krytykować w prasie władze polskie za pasywność w sprawie klasztoru i "uleganie presji episkopatu", oraz interweniować u L. Wałęsy i jego doradców. Jako pośrednik między stroną żydowską a Wałęsą miałby wystąpić Sz. Szurmiej. Jego zadaniem byłoby wywarcie odpowiedniego nacisku na B. Geremka, który wg ocen żydowskich ma największy wpływ na Wałęsę oraz jest nieufny wobec episkopatu. Działacze żydowscy zamierzają także działać za pośrednictwem M. Edelmana, któremu zaproponują, aby sprawę klasztoru postawił na forum komisji ds. mniejszości narodowych, której przewodniczy w ramach opozycyjnego "komitetu obywatelskiego".

 

I stało się, jak zapowiedziano. Akcja goniła akcję, a Polska i świat emocjonowała się wszystkim, poza aktywnością komunistów.

 

"Le Monde" w numerze z 12 września 1989 r. wydrukował wywiad z prof. Jackiem Woźniakowskim, wybitnym działaczem i publicystą katolickim (za "Forum" nr 38):

 

"- Jak pan wyjaśni to, że Kościół polski mógł przez tak długi czas nie doceniać wagi faktu wprowadzenia karmelitanek na teren obozu w Oświęcimiu, co stawia znów pod znakiem zapytania międzynarodowy dialog między Żydami, a chrześcijanami?

Nigdy nie sądziliśmy, że wprowadzenie około dziesięciu karmelitanek do zdewastowanego budynku, który one przywróciły do stanu używalności, budynku dotykającego z zewnątrz terenu obozu, ale stanowiącego część jego straszliwej historii, nie sądziliśmy, że ich ciche modlitwy za zmarłych wszelkich wyznań, ich ekspiacyjne modły mogą kogokolwiek urazić. Nikt nie protestował przeciw budowie kościoła parafialnego wzniesionego wcześniej w podobnej sytuacji w Brzezince, ani przeciw klasztorowi salezjanów, założonego również w rejonie Oświęcimia.

Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce zostało w 1978 r. uprzedzone przez proboszcza Oświęcimia, że mieszkańcy tego miasta będą się modlić w sąsiedztwie obozu za umęczonych Żydów. To miejsce było już naznaczone krzyżem. Towarzystwo podziękowało proboszczowi, bez żadnych komentarzy. /…/ Tak więc, kiedy później doszedł do nas z Francji głos, że nie trzeba "aby cień krzyża opadał na obóz", było nam trudno to zrozumieć, tym bardziej, że krzyż karmelitanek wznosi się w miejscu, gdzie zostało rozstrzelanych wielu Polaków, a my mamy zwyczaj wznosić krzyże na naszych grobach. /…/

 

Ale dlaczego po 40 latach utrzymuje się nadal w Polsce antysemityzm bez Żydów?

Te przypływy, te pozostałości dziwnego antysemityzmu bez Żydów wynikają częściowo z ignorancji, z niemożności, w takim kraju jak nasz, poddania krytycznej analizie pewnych faktów, a raczej pewnych mitów. /…/ Na początku lat sześćdziesiątych chciałem wydać książkę napisaną wyłącznie przez ocalałych Żydów. Otóż trzeba było walczyć przez trzy lub cztery lata, aby móc ją wreszcie wydać. Ministerstwo Kultury, Urząd ds. Wyznań, cenzura, wszyscy byli przeciw.

Zamysł władz był prosty: trzeba było wmówić Zachodowi, że tylko komuniści pomagali Żydom i że ten naród antysemitów należy trzymać w ryzach, aby nie narobił wszystkim kłopotów. W kilka lat potem te same władze rozpętały oficjalne polowanie na czarownice wymierzone przeciw resztkom Żydów w Polsce.

Proponowałem opublikowanie tej książki wielkiemu wydawcy francuskiemu. Odpowiedział mi lodowatym tonem: "Wiemy wszystko o polskim antysemityzmie". /…/

Z drugiej wojny światowej wyszliśmy zrujnowani, przesunięto nas jak mebel na Zachód, doznaliśmy głębokich urazów. Pierwsi powiedzieliśmy "nie" totalitaryzmowi, walczyliśmy na wszystkich frontach, straciliśmy 6 mln ludzi, w tym 3 mln Żydów. I nie pozwolono nam nawet wziąć udziału w defiladzie zwycięstwa, by nie urazić Rosjan. A kiedy odważaliśmy się mówić o Gułagu, o pakcie Ribbentrop-Mołotow i rzeziach dokonywanych przez Stalina, Zachód wzruszał ramionami: no dobrze, wiadomo, że jesteście antyradzieccy, antyrewolucyjni, a przede wszystkim jesteście antysemitami…/…/".

 

Nie wiem, czy antypolonizm Żydów francuskich był spontaniczny, czy uzgodniony, a może zaproponowany przez ludzi Jaruzelskiego i Kiszczaka. Pewne jest, że komuniści wykorzystali go dla swoich celów i skierowali do karmelitanek starego agenta SB Mieczysława Janosza, który przejął od nich dzierżawę Żwirowiska. Potem rozniecanie kolejnych afer zależało już tylko od wyboru okazji. Uczynili ze Żwirowiska narzędzie do szkodzenia Polsce i przez wiele lat znajdowali tam dla siebie pożywienie.

 

 

Sobolewski

 

Podobnie było w sprawie demonstracji Zygmunta Sobolewskiego w sprawie rzekomej odpowiedzialności Kościoła katolickiego i Piusa XII za zagładę Żydów. Sobolewski, który jest Kanadyjczykiem podającym się za więźnia KL Auschwitz nr P 88, przyjechał do Polski w styczniu 1995 roku na obchody pięćdziesięciolecia wyzwolenia obozu. Brało w nich udział wielu byłych więźniów oraz reprezentacje 32 państw, w tym dwudziestu prezydentów i monarchów. Ubrany w pasiak Sobolewski stanął przy wejściu do obozu z zawieszoną na szyi tablicą z napisem po angielsku: "My, CHRZEŚCIJANIE, jesteśmy także winni HOLOCAUSTOWI ŻYDÓW".

 

Grupa polskich więźniów Auschwitz zaczęła przepytywać go o okoliczności jego pobytu w obozie i po chwili, uznając go za oszusta, przegnała go spod bramy. Niezrażony tym Sobolewski stanął dalej, pozując licznym reporterom.

 

W lipcu 1995 znowu przybył do Polski. Tym razem zaniósł ulotki do Polskiej Agencji Prasowej, a następnie stanął w pasiaku w bramie Ministerstwa Sprawiedliwości, pod ochroną ministra z SdRP Jerzego Jaskierni. Na szyi miał zawieszoną tablicę z tekstem po angielsku: "Jaskiernia. DLACZEGO płacisz mordercom Żydów?" W rozdawanych przez niego ulotkach było napisane:

 

"Towarzystwo Pamięci Auschwitz. Inicjatywa chrześcijan i żydów z Alberty.

Petycja do Ministra Sprawiedliwości.

Jako Kanadyjczyk zainteresowany ukaraniem osób odpowiedzialnych za popełnienie zbrodni wojennych, a zwłaszcza zbrodni popełnionych podczas Holocaustu, ze zdziwieniem przeczytałem /…/ o czymś, co wydaje się nową linią działania w odniesieniu do Polaków skazanych za popełnienie zbrodni wojennych przeciwko Żydom w czasie II Wojny Światowej. Okazuje się, że oskarżeni nie tylko otrzymali stosunkowo niskie wyroki /…/ lecz zgodnie z nowym ustawodawstwem udzielono im amnestii i przywrócono prawa obywatelskie. Stało się tak w przypadku Stefana Wyszkowskiego, pierwotnie skazanego w 1951 roku. /…/

Takie postępowanie nie tylko obraża pamięć ofiar Holocaustu, ale "odszkodowania" tego rodzaju okrywają hańbą i przynoszą wstyd imieniu Polski./…/

P.S. Otrzymałem poparcie od chrześcijan i Żydów we wszystkich prowincjach kanadyjskich, z USA, Australii, Belgii, Anglii, Szwecji, Austrii, Niemiec, a także z państwa Izrael."

 

Ustnie Sobolewski dodawał (według depeszy PAP), że stwarza to "bardzo złą opinię o Polsce na arenie międzynarodowej" oraz, że organizacja wysłała już do ministra Jaskierni trzy faksy z protestami.

 

Protest firmowany przez Sobolewskiego nie miał żadnych historycznych podstaw i był motywowany wyłącznie chęcią poniżenia Polski i Armii Krajowej. Do jego pomysłodawców i organizatorów prowadzi artykuł Jerzego Morawskiego z "Życia Warszawy" z 20 lipca 1995 r. Morawski chciał w aktach sprawy w sądzie sprawdzić informacje podawane przez Sobolewskiego. Okazało się jednak, że już na miesiąc przed demonstracją Sobolewskiego akta te przejęło Ministerstwo Sprawiedliwości.

 

Od sędziów Sądu Wojewódzkiego dowiedziałem się, że minister Jaskiernia zajął się sprawą osobiście, a to w ten sposób, że surowo skarcił prokuratora, który zgodził się na uniewinnienie Stefana Wyszkowskiego i zakazał zgody na dalsze rehabilitacje. I rzeczywiście. Od tego czasu żaden z niesłusznie skazanych partyzantów jej nie otrzymał. Sędzia Barbara Piwnik napisała w uzasadnieniu odmowy: "/…/ można chyba wnioskować, że w działaniach oddziału AK pod dowództwem "Orlika", już nie żyjącego, nastąpiła jakaś bardzo przykra w skutkach pomyłka. /…/ Przed tą akcją należało przeprowadzić właściwe rozeznanie, kto się znajduje w lesie i czym się zajmuje." Jaskiernia rządzi, Piwnik sądzi, żołnierze wymierają.

 

Sprawa zatoczyła szeroki krąg i wykazane zostało, co trzeba. Izraelska prasa pisała, że za rządów "Solidarności" rozpoczęto w Polsce uniewinnianie i nagradzanie zbrodniarzy wojennych.

 

Zapewne lżej się zrobiło "międzynarodowej opinii publicznej" na duszy, że na szczęście postkomuniści zatrzymali "nawrót nazizmu". Polska, Solidarność, Armia Krajowy, polski patriotyzm – zostały po raz kolejny oczernione. Wróciła do obiegu zachodniej prasy opinia rozpowszechniana na rozkaz Stalina przez NKWD i PZPR.

 

A polscy postkomuniści zostali pochwaleni. Zastanawiam się, czy w aktywności Jaskierni odegrał rolę fakt, że wcześniej, w wyniku zainicjowanej przeze mnie akcji ujawnienia esbeckiej agentury wyszło na jaw, że SB zarejestrowała go jako swego agenta?

 

Sobolewski pojawił się jeszcze we wrześniu 1997 r., na placu św. Piotra w Rzymie. Znowu z tablicą: "PIUS XII i WATYKAN są winni HOLOCAUSTU".

 

Szukałem go długo listownie i faksami, ale nie odpowiadał. Jesienią 1997 r. znalazłem go jednak i zapytałem, dlaczego to robi? Wystraszony plótł głupstwa, że on nic nie wie, że przeczytał w gazecie, ale nie chciał powiedzieć, kto płaci za bilety lotnicze. Więcej o nim nie słyszałem.

 

 

W interesie KGB

 

Dlaczego Rosjanie nie ujawnili dokumentów w sprawie mordu czterdziestu dwóch Żydów w Kielcach, skoro odtajnili rozkaz zamordowania 15 tysięcy Polaków w Katyniu, Charkowie i Miednoje? Może właśnie dlatego, że sprawa dotyczy stosunków trójstronnych i ujawnienia prawdy musieliby życzyć sobie także Żydzi. Dzisiaj na całym świecie za zbrodnię tę obciążane jest społeczeństwo polskie i "pogrom" kielecki spełnia funkcję uprawdopodobnienia "polskości" zbrodni w Jedwabnem. Agent Dyomin (pani Ajzenman powiedziała, że był to "człowiek inteligentny, znający dobrze francuski i niemiecki, nieźle mówiący po polsku. Blondyn, wysoki, z taką trochę "zachodnią" ogładą, dżentelmen.") zadbał, by śledztwo i rozprawa sądowa przebiegały w sposób zgodny z interesem prowokacji i wyjechał z Kielc. W roku 1964 Ajzenmann spotkała go w Izraelu, był urzędnikiem ambasady sowieckiej w Tel-Avivie. Jako wytrawny specjalista od spraw żydowskich mógł tam prowadzić pozyskaną w Polsce agenturę, wysłaną do Izraela wraz z Żydami przerażonymi pogromem. Pogrom kielecki, poza podstawowym sensem poniżenia Polski w oczach świata, ułatwił przerzucenie tej agentury na Zachód. W tym czasie w Polsce znajdowało się wielu Żydów przybyłych z Rosji i w ogóle nie znających języka polskiego. Przerzucanie ich do Palestyny i na Zachód było utrudnione kłopotami z ich "legendowaniem". Dzięki atmosferze wytworzonej przez pogrom, Rosjanom udało się natychmiast wysłać całą przygotowaną agenturę, wprowadzoną w dziesiątki tysięcy uciekinierów.

 

Zbrodnia kielecka jest też do dzisiaj wzorem skutecznej prowokacji dla działań postkomunistów. Zastosowane wówczas schematy antypolskich oskarżeń stosowane są z powodzeniem następnie w sprawie Jedwabnego. Kwaśniewski powtarzał chwyty Bieruta, Miller uczył się od Bermana, a telewizja, radio i prasa zapracowuje na order "Dzieci Borejszy". Stalin w grobie z zadowoleniem gładzi wąsy.

 

Krzysztof Wyszkowski

"Głos" nr 27-28, 8-15 lipca 2007 r., str. 3.

 

Tytuły i wyróżnienia – red. "Głosu"

 

(1) Michnik używa określenia "pogrom" wiedząc, że nazwa ta oznacza, iż mordu dokonała (cywilna) ludność Kielc, a nie komunistyczne siły bezpieczeństwa. Była to teza propagandy komunistycznej.

(2) Cytat z: "OŚWIADCZENIE PREZYDENTA RP Prezydent RP A. Kwaśniewski potępia akt barbarzyństwa, jakim było podpalenie Synagogi w Warszawie, i wyraża z tego powodu swoje ubolewanie. (…) Ten fakt jest dla nas, Polaków, tym bardziej bolesny, że został wymierzony przeciwko społeczności żydowskiej w Polsce, żyjącej w naszym kraju od 800 lat i tak boleśnie doświadczonej przez historię XX wieku, kiedy stała się ona ofiarą hitlerowskiego ludobójstwa."

 

 

0

Jacek

Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.

1481 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758