Kiedyś, w słusznie minionych, pisowskich czasach, Kuba Wojewódzki nazywał Giertycha – Romanem duże „G”. Po tym jak Giertych został adwokatem syna premiera Tuska, znany skandalista chyba już więcej nie pozwoli sobie na tego typu żarty.
Polityczna droga Romana Giertycha bywa bardzo kręta; kilka lat temu jako koalicjant brał udział w rządach Prawa i Sprawiedliwości. Nie będzie chyba dużej przesady w stwierdzeniu, iż był on najbardziej znienawidzonym ministrem edukacji w historii III RP.
Giertych odważył się z listy lektur szkolnych wykreślić dzieła idoli michnikowszczyzny takich choćby, jak Gombrowicz czy Witkacy. W ich miejsce zaaplikował Sienkiewicza, który w tym środowisku bardzo brzydko się kojarzy- z
z mrocznym nacjonalizmem polskim. Kiedy okazało się, że prawdziwym szefem Janusza Kaczmarka nie jest premier, ale biznesmen Ryszard Krauze Giertych razem z Lepperem w efektowny sposób demonstruje swoje poparcie dla byłego ministra MSWiA. Wykorzystuje przy tym retorykę przeciwników PiS i pełen przejęcia i histerii ostrzega Polaków przed autorytarnymi zapędami Kaczyńskiego. Od tej pory droga staje się prosta; sojusznikiem staje się PO, TVN24, Gazeta Wyborcza, zaś największym wrogiem PiS. Kiedy partia rządząca popełnia błąd Giertych pełen przejęcia oraz odpowiedzialności ostrzega Polaków, iż Kaczyński może wrócić do władzy.
Giertych występuje jako prawnik, mecenas;ciężko jednak uwierzyć w to, iż całkowicie wyrzekł się swoich ambicji politycznych. Tym bardziej, że w TVN24, stacji telewizyjnej, która całkiem niedawno organizowała przeciwko niemu "seanse nienawiści"stał się jednym z głównych komentatorów politycznych
(dziennikarz TVN, Kuba Wojewódzki zwykł mawiać o Giertychu: Roman duże "G")
Obecność tam znanego adwokata jest jednak uzasadniona, bowiem jego publicystyczna działalność nie różni się znacznie się od stylu funkcjonowania czołowych dziennikarzy salonu tj. atakowania prezesa PiS na każdym kroku. Zresztą podobny kierunek obrał były współpracownik Lecha Kaczyńskiego, Michał Kamiński. Mówi się, że obaj panowie stworzyli z Radosławem Sikorskim trójprzymierze, a w przyszłości być może założą nawet partię. Obecny minister spraw zagranicznych w pewnym okresie cieszył się większą popularnością od samego Donalda Tuska. Takimi przywilejami w Polsce nie cieszy się byle kto; a fakt, że pełnomocnikiem Michała Tuska został jego kumpel, tylko potwierdza tezę, iż Sikorski to poważny gracz, a w polskiej polityce może wiele.
Bliskie związki Giertycha z PO nie są rzeczą nową; już w 2005 roku Grzegorz Schetyna badał wariant zawiązania koalicji z LPR( tak przynajmniej twierdzi Rafał Ziemkiewicz)Historia potoczyła się jednak inaczej i Giertych wszedł do rządu PiS. Do tej pory salon wypomina to Jarosławowi Kaczyńskiemu jako jedną z jego ciężkich zbrodni. Jest do tej pory jeden z głównych powodów dla, którego część polskiego społeczeństwa nie chce głosować PiS- nikt nie potrafi zapomnieć o tej strasznej koalicji PiS- Samoobrona- LPR. Roman Giertych był wówczas endeckim potworem, który nie ma prawa piastować w Polsce żadnych wysokich funkcji w Polsce. Teraz mamy już jednak inny etap; Giertych nawrócił się, zrozumiał gdzie leży prawdziwe zło i odkupił swoje winy. W związku z tym, może zostać pełnoprawnym członkiem bractwa michnikowszczyzny.
Ciekawi mnie jak sobie tylko tą dynamiczną zmianą pozycji Romana Giertycha, tłumaczą sobie zwolennicy PO .Pewnie w ogóle się nad tym nie zastanawiają, i bardzo dobrze taka intelektualna łamigłówka może zakończyć się schizofrenią albo inną chorobą psychiczną. "Kiedy go nienawidziliśmy i wyśmiewaliśmy, teraz go podziwiamy i kochamy"- komunikat zaakceptowany.
Mój dobry znajomy, z którym często urządzam sobie polityczne pogadanki, wyjaśniając mi pewne zjawiska polityczne często mi powtarza: "Mnie to już nic nie zdziwi". I choć z biegiem czasu coraz boleśniej odczuwam prawdziwość tego stwierdzenia, to mimo wszystko jestem zdziwiony faktem, że "Gazeta Wyborcza" powołuje się na opinię zdeklarowanego endeka Romana Giertycha, przeciwko któremu kiedyś organizowała szkolne protesty( chyba, ze wiedzą coś czego my nie wiemy np. że przywiązanie Giertycha do idei endeckiej jest pomysłem reżyserów naszego politycznego przedstawienia) Szczerze mówiąc to w głowie mi się to nie mieści; okazuje się, że ta słynna trauma redaktorów z "Wyborczej" spowodowana antysemickimi zachowaniami polskich endeków z drugiej połowy lat 30, nie obowiązuje w przypadku Romana Giertycha, którego jakiś idiota nazwał kiedyś nowym Romanem Dmowskim.
Choćby ten przykład pokazuje, że ta łatwość w oskarżaniu innych faszyzm nie wynika z jakiejś szczególnej wrażliwości na tym punkcie, ale ze zwykłej kalkulacji politycznej. Wiadomo, że komuś kto kojarzy się z Hitlerem i obozami koncentracyjnymi znacznie trudniej przebić się ze swoimi pomysłami i ideami do większości społeczeństwa. O tym, że jest to tylko socjotechnika świadczy inny przykład; o ironio losu dotyczy on politycznego współpracownika Giertycha, Piotra Farfała, który kiedyś był redaktorem naczelnym faszystowskiego pisma "Front". On jednak był w trakcie odkupywania swoich win i wspierany przez PO wykonywał ważną misję- pomagał odbić TVP z rąk pisowskich diabłów. Tak więc, w ramach chrześcijańskiego miłosierdzia można było mu wybaczyć jego grzechy. Gołym okiem można było zauważyć, że Giertycha łączy z PO coś więcej niż tylko przyjazne relacje.Ciekawe czego Giertych zażądał w zamian za przejęcie TVP przez PO, bo przecież niegrzecznie byłoby go podejrzewać, o to, że zrobił to "bezinteresownie". Sądzę, że PO mogła mu zapewnić stały dopływ bardzo znanych klientów potrzebujących adwokata. Jednym z nich jest Michał Tusk, syn najważniejszego polityka obecnie w Polsce. Do tego zapewne nieprzypadkowo Giertych otrzymuje wsparcie medialne, co czyni go sławnym i popularnym, a przede wszystkim gwarantuje mu uprzywilejowaną sytuację w swoim środowisku. Czemu to wszystko służy i jaki będzie finał historii? Nikt chyba nie wierzy, w to, że pełnienie funkcji adwokata Michała Tuska, jest jego ostatnią wielką rolą w polskiej polityce.