1 sierpnia w rocznicę Powstania Warszawskiego rozległy się gwizdy i buczenia. Tak przywitano polityków Platformy Obywatelskiej pod pomnikiem Gloria Victis na Powązkach, na Cmentarzu Powstańców na Woli oraz podczas wieczornych uroczystości na kopcu Powstania Warszawskiego przy Bartyckiej. Media poinformowały, że hasła, takie jak “Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” wykrzykiwali kibice Legii Warszawa oraz działacze ONR. Jednak zarejestrowane filmy (dostępne na popularnym serwisie Youtube) pokazują, że także Powstańcy głośno nazywali polityków “zdrajcami” i emocjonalnie wyrażali swój żal, rzucając w ich stronę oskarżenia. Gorzkie słowa od Powstańców, osób starszych i mieszkańców stolicy (których media zaszufladkowały jako kibiców), usłyszał m.in. na Powązkach premier Donald Tusk, który uśmiechnął się, słysząc z ust starszej kobiety słowo “zdrajca”. W sukurs rządzącym politykom przyszedł gen. Zbigniew Ścibor-Rylski, prezes Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich, który zapowiedział, że jeśli taka sytuacja będzie się powtarzać, nie będzie brał udziału w rocznicowych uroczystościach. Generał podkreślił, że jest mu przykro z powodu reakcji zebranych. Broniąc takich ludzi, jak Donald Tusk czy Hanna Gronkiewicz-Waltz, generał tłumaczył wzburzonym uczestnikom uroczystości, że nie można tak zachowywać się względem przedstawicieli obecnej władzy, bo Polska to wolny kraj; że mamy demokrację. Pytał się “gdzie wy widzicie komunę?”. Złośliwi internauci odpowiedzieli generałowi, że “nie widzi komuny, bo stał tam, gdzie stało ZOMO!”. Skąd tak ostra krytyka wobec legendarnego żołnierza podziemia?
Zanim o tym, warto przypomnieć także dobrze znaną i chlubną kartę generała. Jednak poniżej znajdą się zwłaszcza fakty uzupełniające oficjalną biografię generała, mniej znane i trudniejsze do zrozumienia.
Bohater wojenny
Zbigniew Ścibor-Rylski brał udział w wojnie z hitlerowską nawałą w 1939 roku. Od 1940 roku był członkiem Związku Walki Zbrojnej, później od lipca 1943 oficerem Sztabu Okręgu Wołyń AK, a od lutego 1944 brał udział w walkach z hitlerowcami na Kresach. Następnie uczestniczył w ciężkich walkach z UPA, odznaczony 3 maja 1944 r. Krzyżem Virtuti Militari V klasy. W Warszawie od 20 lipca 1944 r. był dowódcą 1. kompanii w batalionie “Czata49”. Walczył całe Powstanie Warszawskie, przechodząc cały jego szlak bojowy od Woli przez Muranów – Stare Miasto – Czerniaków – Mokotów – Śródmieście. Walczył do końca do 2 października 1944 r. Został odznaczony za to powtórnie Krzyżem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych. Wyszedł z Warszawy z rannymi przez Pruszków, Grodzisk Mazowiecki. Następnie znalazł się w składzie odtworzonego Kedywu Komendy Głównej AK i do maja 1945 był w Delegaturze Sił Zbrojnych. Nie zamierzał prowadzić walki zbrojnej z Sowietami i 7 maja 1945 zameldował ppłk Janowi Mazurkiewiczowi “Radosławowi”, że postanowił zakończyć pracę konspiracyjną i wyjechać do Poznania.
Współpracownik UB
Po wojnie w odróżnieniu od wielu powstańców, zwłaszcza oficerów “sanacyjnego” Wojska Polskiego, Ścibor-Rylski bez kłopotów (nie mówiąc o aresztowaniach i procesach pokazowych) odnalazł się w nowej, komunistycznej rzeczywistości. Na stronie Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 w biografii generała czytamy że “Ścibor-Rylski zaczął nowe życie pod zmienionym nazwiskiem. Znając aktualne wydarzenia w Polsce, wiedząc o represjach, jakie spotykały członków Polskiego Państwa Podziemnego, żołnierzy Armii Krajowej, nie ujawnił swojej tożsamości, a także faktu uczestnictwa w Powstaniu Warszawskim. Dzięki temu nie był represjonowany. Nie podjął działalności społecznej i politycznej”. W świetle akt IPN wiadomo jednak, że przynajmniej od 1947 r. generał znany był władzom PRL pod własnym nazwiskiem, a na brak represji musiała mieć bez wątpienia wpływ podjęta współpraca z UB. Po wojnie Ścibor-Rylski zajmował się chałupnictwem. Następnie pracował w Państwowych Nieruchomościach Ziemskich, a od 1949 r. był kierownikiem Biura Samochodów Remontowanych Motozbyt w Poznaniu. Następnie od 1956 pracował jako inspektor techniczny na terenie województwa poznańskiego w Zjednoczonych Zespołach Gospodarczych INCO. To dość nietypowa droga dla tak kontrowersyjnego dla “bezpieki” życiorysu. Późniejszy generał przeszedł na emeryturę w 1977 r. W 2011 r. ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej książka żołnierza AK Marka Lachowicza “Wspomnienia cichociemnego”. Na str. 147-148 znalazły się w przypisie informacje na temat Ścibora-Rylskiego, które dotąd nie były znane, a pochodzą z teczki personalnej generała. Autorem tego przypisu jest historyk rzeszowskiego oddziału IPN Krzysztof A. Tochman. Według niego z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że gen. Zbigniew Ścibor-Rylski, prezes Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich, w 1947 r. został zarejestrowany przez Wydział I Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu jako TW “Zdzisławski” i był wykorzystywany przez służby do 1964 r. Sam generał przyznał ostatnio, że współpracował z UB, aby chronić swoich kolegów. – Badałem teczkę personalną tajnego współpracownika, która znajduje się w archiwum IPN w Warszawie. Wynika z niej, że pan gen. Zbigniew Ścibor-Rylski został zarejestrowany jako tajny współpracownik. W tej teczce nie znalazłem zobowiązania do współpracy, jak również informacji o pobieraniu pieniędzy, ale jest tam szereg, łącznie kilkadziesiąt innych dokumentów, z których wynika, do jakich zadań był wykorzystywany, są to m.in. informacje pracowników bezpieki dotyczące jego rodziny – mówił w wywiadzie dla “Naszego Dziennika” Tochman. Warto dodać, że “bezpieka” przez tak długi czas zazwyczaj nie współpracowała z osobami, których informacje wydawałyby się jej bezużyteczne. Wówczas przy tego typu kontakcie operacyjnym czy tajnym współpracowniku zazwyczaj pojawiała się adnotacja w rodzaju “zerwać kontakt ze względu na brak użyteczności dla naszej sprawy” lub “do odnowienia kontaktu w stanie »W«” (»W« – wyjątkowym – przyp.red.). Taką procedurę stosowano przynajmniej z KO lub TW, od których nie uzyskiwano przydatnych informacji. Takiej adnotacji przez lata nie poczyniono w przypadku gen. Ścibora-Rylskiego. Heroiczna postawa generała w czasie II wojny nie pozwala na łatwe zaszufladkowanie go w gronie “kapusi”. Jednak pomimo jego zasług dla kraju, nie sposób przejść obojętnie nad jego powojennym życiorysem. Adnotację biograficzną w książce wydanej przez IPN pozostawiamy więc bez komentarza, zostawiając ocenę Czytelnikowi: “Wg dokumentów w 1947 r. zarejestrowany przez Wydział I WUBP Poznań jako TW “Zdzisławski”. Wykorzystywany do 1964 r., kiedy to wyprowadził się z Poznania do Warszawy. Równocześnie, przynajmniej od 1956 r., współpracował z Departamentem I i Departamentem II MSW. Wg zachowanych dokumentów inwigilował swoją żonę i byłą teściową żony […], jak również rozpracowywał Międzynarodowe Targi Poznańskie i środowiska polonijne w USA”. Akta TW “Zdzisławskiego” znajdują się w IPN pod sygnaturą akt AIPN, 00945/2125.
Mistrz powstańczej ceremonii
Ściobor-Rylski znajdował na tyle zaufanie wśród władz PRL, że w sierpniu 1984 r. wszedł w skład Obywatelskiego Komitetu Obchodów 40. Rocznicy Powstania Warszawskiego. Rzecz jasna nie był to podmiot niezależny, lecz raczej marionetkowy. Od tamtego czasu generał staje się liderem powstańczej ceremonii i w pewien sposób przejmuje warszawskie środowisko kombatanckie. Po przejściu na emeryturę zaczął nawiązywać kontakty z dawnymi kolegami z czasu wojny. Nieformalne spotkania organizował płk Stanisław Książkiewicz ze Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZboWiD – organizacji podporządkowanej PZPR, na której czele stały takie postacie jak Józef Cyrankiewicz, Piotr Jaroszewicz czy Mieczysław Moczar. Członkami ZBoWiD-u byli m.in. Edward Gierek czy Wojciech Jaruzelski). Gdy Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwalił 7 kwietnia 1989 r. ustawę o stowarzyszeniach, wówczas Zbigniew Ścibor-Rylski uaktywnił środowisko kombatanckie i w oparciu na ustawie “Prawo o stowarzyszeniach” zaczął z kolegami z Zespołu Środowisk Ruchu Oporu Warszawskiego ZBoWiD prace nad powołaniem Stowarzyszenia Żołnierzy Powstania Warszawskiego. W ten sposób Ścibor-Rylski stworzył ruch składający się zapewne z zacnych i zasłużonych bohaterów, ale który swoje korzenie ma w pewien sposób osadzone jeszcze w strukturach PRL. – Ścibor nie wstąpił do PZPR, ale najął się do służby komunistom jako tzw. pożyteczny idiota. Sowietyzm potrzebował “konstruktywnych” bezpartyjnych i Ścibor tę rolę wypełniał skrzętniej od innych. Dlatego został wciągnięty do Obywatelskiego Komitetu Obchodów 40. Rocznicy Powstania Warszawskiego, który był dziełem takich zdrajców i zbrodniarzy, jak Jaruzelski i Kiszczak, a zorganizowany został jako akt propagandy stanu wojennego, mającej dowodzić, że powstańcy akceptują i popierają reżim zbudowany przez NKWD na trupach Katynia i Powstania. Wtedy, gdy jego niezłomni towarzysze broni odmawiali wsparcia władzy chcącej odnowić stalinizm, Ścibor dawał propagandzie komunistycznej swe własne miedziane czoło – napisał o Ściborze-Rylskim opozycjonista Krzysztof Wyszkowski. – Zbigniew Ścibor-Rylski przeżył szlachetniejszych od siebie i został nominowany symbolem Powstania Warszawskiego mocą podległego “czerwonym” Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Żałosny były bohater, który poniżył się do wyprzedaży zasług swej młodości spadkobiercom katów własnych kolegów – dodał Wyszkowski. – byłem w Warszawie 31 lipca 1984 r. i stałem przy ulicy Miodowej obok grupy Niezłomnych Powstańców, którzy odmówili udziału w uroczystości położenia kamienia węgielnego pod pomnik “Bohaterów Powstania Warszawskiego”. Niezłomni z daleka obserwowali tych upadłych, którzy stanęli wtedy przy Jaruzelskim. Tacy jak Ścibor zgodzili się nie tylko na zmianę projektu pomnika, z wybranego w konkursie i wyrażającego ideę Powstania, na socrealistyczną kalkę pomników partyzantów sowieckich, ale i na poniżenie pamięci ofiar przez zmianę nazwy z “Pomnika Powstania” ma “Pomnik Bohaterów”. Słyszałem wówczas gwizdy i okrzyki oburzenia, bo wtedy wszyscy wiedzieli, że cała akcja jest zakłamaną komunistyczną propagandą, a ci, którzy w niej uczestniczą, są chronionymi przez ZOMO i SB kolaborantami komuny – wspominał Wyszkowski.
Pod rękę z władzą w III RP
W nowej, pookrągłostołowej rzeczywistości władza zazwyczaj przechodziła z rąk postkomunistów do postkorowców. Jedno i drugie środowisko łączyła niechęć do lustracji i rozliczenia towarzyszy za zbrodnie minionego okresu. Wielu dawniejszych opozycjonistów okazało się tajnymi współpracownikami bezpieki, a nad innymi zawisły podejrzenia o uwikłanie w grę służb wojskowych (WSI) osadzonych także w wojskowych służbach PRL (casus prezydenta Bronisława Komorowskiego). To właśnie te środowiska swoją przychylnością obdarzył gen. Ścibor-Rylski, TW “Zdzisławski”. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy Aleksander Kwaśniewski, dawny aparatczyk komunistyczny, przyznał Ściborowi-Rylskiemu szlify generalskie ze względu na jego zasługi podczas wojny, czy podczas współpracy z UB, jednak to on wyniósł legendarnego AK-owca do stopnia generała. Zresztą ze strony TW “Zdzisławskiego” także nie można mówić o apolityczności. Wyrazy swoich sympatii politycznych dawał wielokrotnie. Zwłaszcza podczas wyborów prezydenckich w 2010 r., kiedy wszedł w skład Komitetu Honorowego Bronisława Komorowskiego. Poparcie dla tej frakcji politycznej generał wyrażał niejednokrotnie. Tak jak w PRL nie wstąpił nigdy do PZPR, a w III RP do UD, UW czy PO, to jednak wyraźnie wpisywał się w spieranie polityków z obozu “udecji”. 8 sierpnia Bronisław Komorowski po raz kolejny wykorzystał autorytet Ścibora-Rylskiego podczas konsultacji w sprawie organizacji marszu w Święto Niepodległości 11 listopada. W naradzie prezydenckiej udział wzięli m.in. reprezentujący kancelarię Tomasz Nałęcz, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz i gen. Zbigniew Ścibor-Rylski. Do rozmów nie zaproszono nikogo m.in. ze Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Pomimo to przedstawiciele Kancelarii Prezydenta twierdzili, że chcą zaprosić wszystkie siły, które w zeszłym roku manifestowały na ulicach Warszawy, zarówno ze strony organizacji narodowych, jak i skrajnej lewicy. Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, organizator społecznych manifestacji niepodległościowych w 2010 i 2011 r. również nie otrzymało żadnego zaproszenia. Prezydent oczywiście miał wystąpić w roli mediatora zwaśnionych stron podczas ostatnich Marszy Niepodległości. Jedną z głównych podpór Komorowskiego był w tej roli jak zwykle Ścibor-Rylski. Generał dowodził, że potrzeba, by wszystkie opcje ideowo-polityczne razem świętowały 11 Listopada. Proponował porozumienie głównych sił w parlamencie, które miałoby prowadzić do wspólnego Marszu w Dniu Niepodległości. Przekonywał, by wówczas nie udzielać zgody na inne marsze. Jeśli się to nie uda, to – jak mówił, “lepiej żeby marszu w ogóle nie było”. Innymi słowy, według generała albo odbędzie się marsz pod auspicjami Komorowskiego, albo żaden, a zwłaszcza sił prawicowych i konserwatywnych, jak to miało miejsce w 2010 i 2011 r.
Ścibor-Rylski krytykował także krytyczne okrzyki pod adresem przedstawicieli władz podczas tegorocznych uroczystości 1 sierpnia w rocznicę Powstania Warszawskiego. Generał przekonywał zwłaszcza młodych ludzi (chociaż dezaprobatę na widok m.in. Donalda Tuska czy Hanny Gronkiewicz-Waltz wyrażały także osoby starsze łącznie z kombatantami), że takie zachowanie jest naganne. Na widok polityków PO rozległy się krzyki “Precz z komuną!”. Na słowa krytyki Ścibora-Rylskiego odpowiedział prezes Młodzieży Wszechpolskiej, Robert Winnicki. – “Gdy słyszymy »Gazeta Wyborcza«, myślimy »Trybuna Ludu«, gdy słyszymy »PO«, myślimy »PZPR«, a gdy widzimy wysokiego rangą partyjniaka obecnej władzy, to pierwsze co przychodzi nam na myśl, to okrzyk »precz z komuną!«. III RP nie postrzegamy jako Polski autentycznie wolnej, autentycznie niepodległej, ale jako twór zarządzany przez elity równie służalcze wobec obcych, jak miało to miejsce w PRL-u” – można było przeczytać w liście Winnickiego do gen. Ścibor-Rylskiego. Trudno nie wspomnieć też o synu generała po słynnej aferze taśmowej i burzy wokół PSL i zatrudnianiu ludowców, a także krewnych i znajomych z partii Donalda Tuska w firmach związanych ze skarbem państwa. Wśród ognia wpisów na forach internetowych znalazł się także Maciej Ścibor-Rylski, syn generała, który od 3 lat pracować miał w słynnym po aferze taśmowej Elewarze…
***
Na koniec warto przytoczyć pytania, które postawił sobie jeden z internautów:
“Co powiedzieliby jego koledzy i podwładni, którzy przysięgali lojalność Polsce po grób i nigdy nie poszli na współpracę z wrogami Polski i Polaków, a dziś leżą w wielu miejscach w dołach śmierci, jak ci na “Łączce” na terenie cmentarza na Powązkach w Warszawie?
– Jaką ocenę dostałby od swoich przełożonych za swoją powojenną postawę: pochwałę, medal czy rozstrzelanie? Czy jego postawa nie jest to zdrada ideałów AK i wolnej Polski?
– Czy on ma moralne prawo pouczać Polskich Patriotów, jak należy się zachowywać w obliczu terroryzujących ich, oszukujących i kłamiących przeciwników?
– Czy jego słowa w dniu 1.08.2012 są słowami wolnego Polaka, czy też osoby całkowicie uzależnionej od rządzących w Polsce postkomunistów?
– Czy nie jest to tragiczne, że rzekomo w wolnej Polsce prezesem Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawy jest były TW UB?”.
Robert Wit Wyrostkiewicz