W przedwojennej 35 milionowej Polsce mieszkało prawie tyle Żydów, co w 200 milionowej Ameryce. Mimo to, kiedy latem 1939 do amerykańskich portów dobijał się statek "St Louis", z tysiącem żydowskich uciekinierów z Niemiec na pokładzie, Ameryka stanowczo zatrzasnęła przed nimi drzwi. Cztery miliony Żydów na 200 milionow to było dla niej już zdecydowanie dość. Za uciekinierami nie ujęli się zasiedziali w USA pobratymcy, bo jak publicznie przestrzegł ich jeden z przywódców tej społeczności, źle by to usposabiało do Żydów amerykańską opinię publiczną. Odmówiła im wstępu także postępowa Kanada, zresztą z oficjalnym wyjaśnieniem odpowiedzialnego ministra, iż rasa żydowska nie zwykła pracować na roli, a Kanada potrzebuje rolników, nie handlarzy… Na całym Zachodzie uciekających przed Hitlerem Żydów uważano wtedy powszechnie […]
W przedwojennej 35 milionowej Polsce mieszkało prawie tyle Żydów, co w 200 milionowej Ameryce.
Mimo to, kiedy latem 1939 do amerykańskich portów dobijał się statek "St Louis", z tysiącem żydowskich uciekinierów z Niemiec na pokładzie, Ameryka stanowczo zatrzasnęła przed nimi drzwi. Cztery miliony Żydów na 200 milionow to było dla niej już zdecydowanie dość. Za uciekinierami nie ujęli się zasiedziali w USA pobratymcy, bo jak publicznie przestrzegł ich jeden z przywódców tej społeczności, źle by to usposabiało do Żydów amerykańską opinię publiczną.
Odmówiła im wstępu także postępowa Kanada, zresztą z oficjalnym wyjaśnieniem odpowiedzialnego ministra, iż rasa żydowska nie zwykła pracować na roli, a Kanada potrzebuje rolników, nie handlarzy…
Na całym Zachodzie uciekających przed Hitlerem Żydów uważano wtedy powszechnie za zagrożenie dużo gorsze, niż sam Hitler. Pewien szwedzki dyplomata, pytany, czemu jego kraj konsekwentnie odmawia niemieckim Żydom azylu, rozbawił świat chętnie cytowanym bon-motem: "bo u nas w Skandynawii nie ma antysemityzmu, i chcemy, żeby tak zostało".
Przez ten mur obojętności i wrogości przejść się udawało tylko krezusom. I tak było także z odpędzanymi od wszystkich portów egzulami z "St Louis". Dwustu najbogatszym łaskawie pozwoliła wkupić się do siebie Wielka Brytania, resztę, po kilkumiesięcznej odysei odesłano, dosłownie w przededniu wojny, dokładnie tam skąd przybyli – wprost do pieca.
Ameryka i cały Zachód hołubią takich chuliganów historiografii jak Gross i ich podłe narracje o ciemnej, antysemickiej Polsce, a rząd USA oficjalnie poucza nas w kwestii restytucji mienia żydowskiego (oddajcie najpierw u siebie własność zagrabioną Indianom, to będziecie mogli się mądrzyć). Warto może przypomnieć, że trapiona licznymi kłopotami sanacyjna Polska przyjęła w roku 1939 – z oporami i niechętnie, ale jednak – jeszcze 20 tysięcy żydowskich uciekinierów.
Jeszcze, bo przecież przyjmowała ich przez cały czas swego istnienia, a szczyt żydowskiej imigracji nastąpił kilkanaście lat wcześniej, gdy nowo powstała, pogrążona w kryzysie Polska udzieliła azylu półmilionowej rzeszy Żydów z Rosji, uciekających przed rewolucją bolszewicką. Ludziom, którzy nigdy nie mieszkali na ziemiach polskich, nie znali języka polskiego, nie czuli się Polakami w najmniejszym stopniu, i ani myśleli się asymilować. A jednak decyzja zapadła bez ociągania, bez dyskusji i sprzeciwów.
Podobnie, jak od pierwszych chwil przyznała Polska pełnię praw publicznych kobietom, na co obywatelki postępowych państw Zachodu, raczących nas dziś swoimi bredniami o parytetach i genderach, musiały czekać jeszcze kilkadziesiąt lat. Bo, jakkolwiek śmieszne się to może wydawać, ludzie, którzy budowali tamtą Polskę, od samego początku wyobrażali ją sobie jako państwo wolności. Bo o takie przecież walczyły pokolenia ich przodków.
Jan Karski wspominał, że gdy jeszcze w późnych latach pięćdziesiątych rezerwował hotel w Nowym Jorku, pytano go, czy nie jest Żydem – bo Żydów, podobnie jak kolorowych, nowojorskie hotele nie obsługiwały. Dziś z tego samego Nowego Jorku przysyłają nam oszołoma udrapowanego w togę profesora historii, który historii nigdy nie studiował, ale dobrze wyczuł, czym można podbić serca i portfele Amerykanów. I poprzez swoich medialnych agentów wpływu pilnują, czy należycie się przed nim korzymy. Cóż, Hitler miał, niestety, rację, mówiąc, że zwycięzców nikt nie sądzi. Sądzi się i skazuje, bez względu na materiał dowodowy, tylko tych, którzy, tak jak Polska, przegrali.
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/w-duchu-st-louis,1611755
Prywatny przedsiebiorca z filozoficznym nastawieniem do zycia.