Bez kategorii
Like

NA SZACUNEK TRZEBA SOBIE ZASŁUŻYĆ!

03/08/2012
421 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
no-cover

To nie „grupy chuliganów” zawłaszczają święto, to robi aktualna władza, która w dodatku wysługuje się „swoimi” kombatantami. Odgradza się przy tym od uczestników, nie dopuszcza ich do pomnika, dyryguje wydarzeniami. Zgody i jedności nie będzie.

0


 

 

NA SZACUNEK TRZEBA SOBIE ZASŁUŻYĆ!

 

Po raz kolejny spotykamy się z cienkim Politykierstwem i Obłudą, czyli propagitką rodem z PO. Wszelkie apele o jakąś „zgodę”, „jedność” i „szacunek” nic nie znaczą dla olbrzymiej większości uczestników uroczystości, poświęconych kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Buczenia, gwizdy i okrzyki „precz z komuną” nie były dziełem grupek jakoby rozwydrzonej młodzieży, jak to przedstawiają od wielu godzin łże-telewizje i gad-zety. Uczestniczyli w tym ludzie różnych profesji, w różnym wieku, dla których, jak to było wyraźnie widać, bezcenna była rejterada oficjeli spod pomnika Powstania Warszawskiego na Powązkach i potwornie czerwona, spocona twarz Tuska Donalda.

To nie „grupy chuliganów” zawłaszczają święto, to robi aktualna władza, która w dodatku wysługuje się „swoimi” kombatantami. Odgradza się przy tym od uczestników, nie dopuszcza ich do pomnika, dyryguje wydarzeniami.

Zgody i jedności nie będzie – po stronie władzy wydarzyło się dotychczas zbyt wiele złych rzeczy, aby te apele nie trafiały w coraz większą próżnię. Należy natomiast poświęcić więcej uwagi słowu „szacunek”, tak ostatnio nadużywanemu przy wszelkich okazjach. Co ono właściwie znaczy? Komu się należy? Za co? I od kogo? Te pytania mają sens, żebyśmy nie dreptali w kółko, oganiając się od ataków usłużnych merdiów, dając się spychać do propagandowej defensywy.

 

Szacunek i „szacunek” – cudzysłów czyni różnicę

Szacunek jest słowem raczej wieloznacznym, ale w każdym znaczeniu wywołuje jak najbardziej pozytywne emocje. Wszystko zależy jednak od przyjętego systemu wartości. Na przykład były funkcjonariusz PZPR i minister komunistycznego rządu PRL Aleksander Kwaśniewski jest gorliwym wyznawcą Wojciecha Jaruzelskiego, któremu na każdym kroku okazuje „szacunek”. Podobnie Adam Michnik – człowiek, który sam przyznał, że w latach 60-tych ub. wieku „należał do komunistów”, a następnie, gdy ci już nie potrzebowali pewnej frakcji partyjnej (lub potrzebowali jej mniej), znalazł się w „opozycji demokratycznej”. Obecnie kieruje opiniotwórczą (na szczęście – coraz mniej) gad-zetą, na której łamach wielbi Jaruzelskiego, bo tenże przyznał, że jego uczestnictwo w wiadomych „czystkach” w PZPR było jednak haniebne. Są w Polsce ludzie, dla których Jaruzelski był i jest symbolem wszelkiego zła. To ci, którzy ofiarnie, zarówno w autentycznej opozycji, następnie w „S” pracowali, aby w Polsce było lepiej, czyli oczekiwali (biernie i czynnie), aby pozbyć się komunizmu i aparatu przemocy, dławiącego naszą wolność. Ci ludzie byli systematycznie krzywdzeni, okradani, bici i prześladowani. Bardzo wielu z nich wyrzucono (tak, wyrzucono) na emigrację, gdzie los też nie był dla nich łaskawy. Nie byli tam przyjmowani tak, jak dawni dysydenci partyjni w poprzedniej fali (ale na ich tle – naprawdę niewielkiej) emigracji, zwanej „marcową”.

W znacznym stopniu szacunek zależy, niestety, od zaszłości, które nas dzieliły, dzielą i dzielić będą. I bardzo dobrze, bo nie wszyscy chcą się płaszczyć przed Jaruzelskim, czy Kiszczakiem, różnej maści „autorytetami moralnymi”, kreowanymi sztucznie i na siłę nam narzucanymi.

 

Nie wszystkich szanujemy, bo nie mamy za co

Na szacunek trzeba sobie zasłużyć… Jeśli premier rządu RP jest publicznie wygwizdywany, to nie można tego zrzucić na enigmatyczne „grupki chuliganów”. Jeśli prezydent RP jest traktowany tak samo, to przecież nie jest to przejaw braku szacunku do pełnionej przez niego funkcji, ale uczestnicy protestu pokazują, że nie szanują danej osoby. Jeśli ludzie nie padają plackiem na twarz przed pewnym kombatantem, który wszystkich o innych niż on sam poglądach publicznie lży i wyzywa od „bydła”, to w czymś tkwi przyczyna. Nie należy tego traktować dosłownie, to człowiek oczytany i światły (na swój sposób), więc miał na myśli zapewne ludzkie bydło… A to już daje dużo do myślenia.

W kręgach obecnej władzy popłoch wywołuje fakt, że tak wielu młodych ludzi, którym przecież wszystko obiecano, nie chce się z nią utożsamiać. Miała być „druga Irlandia” (obiecana wzorem pewnego kabotyna, który zapowiadał „drugą Japonię”) ale coraz bliżej nam do drugiej Białorusi, przy czym nie chodzi np. o tempo wzrostu gospodarczego (to byłoby interesujące), ale o stosunek do wartości i naszych praw, w tym do szanowania tego, czego my chcemy, tych, których my szanujemy. Zakazy i ogromne utrudnienia w organizowaniu marszów, zgromadzeń, próby załatwiania tego beznadziejną „konkurencją” wywołują odwrotną reakcję. Do takich beznadziejnych pomysłów należy chęć zorganizowania „innego” Marszu Niepodległości, na jego czele ma chętkę stanąć sam Bronisław Komorowski (oj, chciałoby się, chciało…), być może ręka w rękę przyjacielem Palikotem i jego świtą (od Biedronia aż po… i tak dalej). Takimi pomysłami szacunku obecna głowa państwa nie zdobędzie, raczej straci to, co jeszcze ma.

 

Sami swoi „na swoim”

Były enigmatyczne programy pomocy dla młodych Polaków, np. „rodzina na swoim”. Nie wiem, czy obecna władza naprawdę chciała dobrze (wątpię), ale skończyło się, jak zawsze: „rodzina” okazała się kręgiem własnej rodziny a „swoje” (czyli nasze), coraz bardziej przechodzi w ich ręce. Symbolem mogą być kariery w spółkach, administracji państwowej i samorządowej, w instytucjach zależnych, finansowanych bezpośrednio i pośrednio z naszych podatków. Tam są naprawdę „sami swoi”, pazerni, cyniczni, bezwzględni. Ale nie tylko tam. Na ogół w najwyższych kręgach władzy (nie tylko wykonawczej) ludzie o głośnych nazwiskach co innego mówią a co innego robią. Gdy słyszę o „autorytetach moralnych”, to na myśl przychodzą mi niemoralni koryciarze, którzy pozałatwiali słodkie, ciepłe posadki dla członków swych rodzin (i innych członków) a do nas apelują o… szacunek, spokój, PO-parcie. Sami zaś swego parcia na kasę, na szkło, na stanowiska i zaszczyty już nawet nie kryją. To poczucie bezkarności pcha ich do bezwstydu.

Dziwne jest to, że historia ich niczego nie uczy. Szacunku nie da się zadekretować, „przydzielić” po uważaniu samym sobie i oczekiwać, że będzie okazywany, oraz wprost wymagać go na siłę od tych, którzy swój rozum mają.

Szacunku nie powinno się tracić na własną prośbę. Osoby, które kiedyś miały zasługi, nawet poważne, powinny dbać w dalszym życiu o to aby owego szacunku nie rozmieniać na drobne, nie tracić, nie utożsamiać się nachalnie z jedną grupą przeciwko drugiej. Kto wprowadził brutalizację zachowań i języka do polskiego życia politycznego? Kto staje się pośmiewiskiem młodzieży (wyjątkowo czułej na fałsz i obłudę) w Internecie, stając się obiektem często niewybrednych żartów i kpin?

 

Ześlizg niekontrolowany

Dziś władza to prezydent, którego prawdziwą naturą jest robienie gaf. Ale to jeszcze byłoby do przyjęcia. Jest natomiast szereg zachowań, które kompromitują nie tyle jego, co pełnioną funkcję i oblewają nas rumieńcem wstydu. Jeśli jawnie okazuje przyjaźń z człowiekiem, który onegdaj latał z żelowym odlewem swego sobowtóra w ręku, którego gadżetem jest świński ryj, który dosłownie ział nienawiścią do ludzi innej orientacji, to pamiętamy, że kto z kim przestaje, ten takim się staje. W dodatku oczywiste było dla wszystkich, że to towarzysze partyjni i takie zachowania były nie tylko akceptowane, ale może nawet inspirowane.

Premier także nie tylko tolerował, ale popierał działania „żelowego” polityka, albowiem były mu bardzo na rękę. Za to się jednak odpowiada – tak samo, jak za występy człowieka wyjątkowo niekulturalnego, pospolitego gbura i nienawistnika, który operuje mizernym zasobem kilkuset słów, z czego większość to pejoratywne epitety, niewyszukane, knajackie, specjalnie  aroganckie wobec kobiet (osławione: „won”).

Pupilkiem władzy jest człowiek, który pełni bardzo istotną funkcję w kancelarii premiera ale swej nienawiści do „obcych” nie stara się nawet ukrywać, czy choćby tonować. Teraz takim pupilkiem staje się jeszcze bardziej wiekowy kombatant, który wprawdzie chce dobrze (a kto nie chce?), ale nie dostrzega otaczającej go rzeczywistości. Jest mu dobrze z obecną władzą a wiadomo, syty głodnego nie rozumie. Nie rozumie więc, że okrzyk: „precz z komuną”, to pewien symbol: brak dekomunizacji, dezukebizacji, normalnej, przyzwoitej lustracji (także majątkowej, a jakże), systematyczne ograniczanie naszych praw…

Gdy się patrzy na beznadziejne, oficjalne obchody różnych świąt i rocznic, gdzie do udziału dopuszczana jest wyłącznie grupka zdezorientowanej gawiedzi (w dodatku – „na wszelki wypadek”? – odgrodzona żelaznymi barierkami), to całość ma wymowę żałosną, mimo że łże-telewizje dwoją się i troją, aby dokonać przekazu nieprawdziwego. Nie wszystko da się jednak ukryć i całość wpływa na dalsze deprecjonowanie ośrodków obecnej władzy.

Platforma Obywatelska, jako partia „oświecona” i „postępowa”, dzierżyła (przynajmniej w spolegliwych sondażach) rząd dusz w młodym pokoleniu. Dziś jest już na miejscu trzecim i nie jest to kres jej ześlizgu. Dlaczego? Nikt nie lubi być okłamywany, w dodatku notorycznie, we wszystkich dosłownie sprawach i tak długo.

 

Na przeszłości żerują hieny

Tak, na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Ludzie chcą obdarzać tym szacunkiem Powstańców i ich heroizm, ale widzą fałsz i obłudę polityków, którzy usiłują zawłaszczyć nasze serca i sterować naszymi uczuciami. Jeśli nie racjonalnie, to instynktownie wyczuwamy, komu tenże szacunek z naszej strony się należy. Z pewnością nie do hien, które żerują na przeszłości, panują nad teraźniejszością i chcą nas pozbawić przyszłości – takiej, jaką my chcemy mieć. Dla tandetnych manipulatorów Powstańcy, czy symbole narodowe, to tylko narzędzia do wykorzystania.

Nikt nie napędza siłą ludzi na Marsze Niepodległości, na Cmentarz Powązkowski, czy na inne ważnej rangi uroczystości. Nikt nie nakazuje im określonych zachowań, choć takie tłumaczenie dla „władzy” jest najbardziej wygodne. Tak samo było za komuny: propaganda swoje, a ludzie swoje. Nieakceptowane zachowania tłumaczone były knowaniami „wrogów ludu” i działaniami „sił reakcji”. Ale są to działania jak najbardziej racjonalne i mieszczące się w kanonach życia politycznego. W dodatku trwają zaledwie chwilę – tylko i wyłącznie wtedy, gdy przy głosie jest „wadza”.

Gdzie i jak mamy wyrażać swe emocje? Potrzeby, dążenia, nastroje? Kibicom zakazuje się zachowań patriotycznych, sprowadzając ich do miana „kiboli”. Młodzieży zakazuje się manifestowania pragnień, przez rzucanie obelg, że są „chuliganami” i „bandytami”. Plastikowa dziennikareczka puszcza w świat „newsa”, że hasło: „Bóg, Honor i Ojczyzna” jest wezwaniem do… nienawiści.

Jednocześnie wrzaski, gwizdy i buczenie wyznawców niejakiej Cycoliny (czy jak jej tam), która przybrała sobie bluźnierczy pseudonim artystyczny (w kontekście tego, co pokazuje i głosi), którzy tak właśnie zareagowali na filmik o Powstaniu Warszawskim, niepokoju i wstrząsu wśród „jelit” i przyporządkowanych im kombatantów nie wywołało. A to tam Komorowski i Tusk powinni pchnąć swych orłów: Bartoszewskiego i Ścibor-Rylskiego, aby dali odpór prawdziwej hołocie i zaapelowali o… szacunek. Bo tam nie było protestów przeciw konkretnym politykom. Tam plastikowe panienki z podmiejskich dyskotek i puste, podżelowane osiłki, w obecności „celebrytów”, wyli, bo ten spot im spokój zakłócił. Wyli, nie chcąc nic słyszeć o Powstaniu! Żenujące? Tak, przerażająco żenujące.

Wszelkie moralizatorstwo na tle tego wydarzenia, wysługiwanie się pojedynczymi kombatantami i uruchomienie posłusznych merdiów do atakowania normalnych, zdrowych ludzi, którzy z odruchów serca przychodzą na Powązki, którzy nie chcą dać sobie wydrzeć tożsamości i nie pozwalają zawłaszczyć tradycji hochsztaplerom, możecie sobie w d… wsadzić. Szacunku dla siebie szukajcie właśnie tam, na koncercie Cycoliny.

0

Romuald Bury

7 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758