Bez kategorii
Like

Kaczyński odpowiada Newsweekowi

27/07/2012
407 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

W rozmowie z portalem Niezależna.pl Jarosław Kaczyński odpowiada „Newsweekowi” po publikacji Cezarego Łazarewicza. Z prezesem PiS rozmawia Joanna Lichocka.

0


Po naszym wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie" odezwał się autor artykułu o pańskim Tacie, Cezary Łazarewicz. Twierdzi, że jego „artykuł jest uczciwy”, a pan… kłamie.
Mnie to przypomina Marzec 68 i tamtą technikę preparowania artykułów prasowych. Kto to pamięta, doskonale czuje ten klimat ówczesnych gazet, takich jak "Sztandar Młodych", "Prawo i Życie" czy "Życie Warszawy". Nagonkę na grupę komandosów prowadzono właśnie w ten sposób – sugerowano spisek na podstawie jakichś relacji z imienin, na których ktoś z kimś się spotkał w tłumie ludzi i już to samo było oskarżeniem. Przecież na mojego Ojca nic nie ma, ale sugeruje się, że potrzebna jest wobec niego jakaś lustracja. Ale o jaką lustrację może chodzić wobec nieżyjącego człowieka, który nigdy nie pełnił żadnej funkcji publicznej, nie był agentem, nie miał żadnych związków z systemem władzy PRL? Łazarewicz więc kłamie, m.in. wtedy, gdy mówi, że mój Ojciec wielokrotnie wyjeżdżał na wyjazdy służbowe. To ma dowodzić, że był lojalny i ceniony przez komunistyczny system. Twierdzi, że Ojciec był służbowo w Wielkiej Brytanii, bo znalazł podanie Ojca o przedłużenie urlopu, w którym tata pisze, że wracając z Londynu chciałby na kilka dni zatrzymać się w Paryżu. Z tego autor "Newsweeka" wnosi, że to był służbowy wyjazd. Nie będę oceniał warsztatu tego dziennikarza, ujawnione fakty kompromitują go same. Otóż tata był w Anglii. Ale nie służbowo, tylko prywatnie na zaproszenie swoich kolegów z Powstania, i nawet  jeszcze sprzed Powstania, bo z gimnazjum w Baranowiczach, braci Katrów. Oni po wojnie ostatecznie wylądowali w Londynie, zaprosili Ojca i był tam u nich przez dobrych parę tygodni. Pracował w drukarni jako robotnik. Dzięki temu trochę zarobił, przywiózł ładne ubrania dla mamy i dla nas. Rzeczywiście zatrzymał się dwa czy trzy dni w drodze powrotnej w Paryżu i musiał widocznie poprosić o przedłużenie urlopu. Wydaje mi się, że było to przed jego kilkudniowym służbowym wyjazdem do Libii. Do Londynu pojechał w 1965 r., a do Libii w 1966. Jeśli "Newsweek" chce spisać wszystkie wyjazdy Ojca, to trzeba dodać, że jeszcze pod koniec lat 80. rodzice byli dzień czy dwa w czeskiej Pradze – do republik socjalistycznych można było wyjechać wtedy na dowód. I ta wycieczka do Pragi była, uczciwie mówiąc, ostatnim wyjazdem za granicę taty. Przedtem, chyba w 1962 r., był w Belgii i Niemczech, razem kilka dni, może dziesięć, na zaproszenie Amerykanów w związku z budową ambasady. Dobrze znał angielski, uczył się w młodości i łatwo przypominał sobie potem francuski i niemiecki, a mimo wszystko za granicą nie bywał. Nigdy też nie miał samochodu, łagodnie mówiąc, w życiu nie bardzo się dorobił.

Warto się w ogóle odnosić do tego, co publikuje Łazarewicz i "Newsweek" kierowany przez Tomasza Lisa?
Warto, bo te informacje potem krążą po internecie. Ludzie piszą do mnie listy z prośbą o wyjaśnienie, jak to było. Do tej pory do tego, co krążyło w sieci na temat taty, nie odnosiłem się, teraz "Newsweek" zebrał kłamstwa i nadał im nowym impet. Ten tekst pochodzi z tradycji najbardziej niegodziwej, czarnej propagandy – gdy nic się na człowieka nie ma, rozpowszechnia się oczerniające plotki i oszczerstwa. Zatem jeszcze raz podkreślę – mój Ojciec walczył w ostatnich dniach Powstania, dostał Virtuti Militari za osłanianie odwrotu oddziałów powstańczych kanałami. Łazarewiczowi zabrakło przyzwoitości, by nawet to oczywiste kłamstwo sprostować i za nie przeprosić. 

Podnosił też sprawę mieszkania, jakie pana Ojciec miał dostać w kamienicy przy ulicy Lisa-Kuli 8. Że wprawdzie wedle wersji pani Jadwigi Kaczyńskiej pana tata umówił się z właścicielem zrujnowanej willi, że wyremontuje ją całą w zamian za wynajęcie 80-metrowego mieszkania na piętrze, ale że według anonimowego znajomego Rajmunda było inaczej. Otóż – pisze Łazarewicz na podstawie tego anonimowego źródła – „Rajmund Kaczyński w pierwszej połowie lat 50. organizował na polecenie partii skrócone studia dla towarzyszy z wyższych – partyjnych i państwowych – sfer. Jeden z nich, z bardzo wysokiego szczebla, zainteresował się losem młodego naukowca ze 'złą przeszłością’ i załatwił mu komunalne mieszkanie w willi”.
Zatem wyjaśniam, w jakich warunkach mieszkaliśmy. Moi rodzice po ślubie otrzymali pieniądze od ciotki mojego Ojca, która była zamożna i bezdzietna. Za te pieniądze wyremontowali spalony dom na Żoliborzu. W zamian właściciel wynajął im na dziesięć lat mieszkanie na górze. Potem pojawił się kwaterunek, myśmy dostali na to mieszkanie przydział z sublokatorkami. Mieszkała z nami babcia, czasem gosposia do pomocy; w trzech pokojach, 76 m2 łącznie mieszkało 8 osób. Oczywiście jak na te czasy nie było najgorzej, wszyscy mieli podobnie, bardzo wielu gorzej. Jeden pokój był zajęty przez dwie młode osoby, jedna była studentką, druga uczennicą, Alinka i panna Alinka, tak myśmy je nazywali.  W 1959 r. zostaliśmy sprzedani razem z mieszkaniem. Było wiele kłopotów, ale przy istniejącym prawie można się było obronić. Nastąpiło też rozładowanie mieszkania, jak zresztą innych na mojej ulicy. I znów – chcę to wyjaśnić, bo ta historia krąży jako informacja o przydzielonym apartamencie.

Cały wywiad: http://niezalezna.pl/31281-tylko-u-nas-j-kaczynski-odpowiada-newsweekowi

0

Jan Pi

938 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758