„..Dlatego najlepiej czuł się w towarzystwie kolegów z wywiadu PRL-u. Był tak jak oni bez poglądów politycznych, bez idei..”
Krótki rys historii życia żołnierza, agenta i oficera wywiadu PRL
„..Pierwszy raz w mediach nazwisko Sławomira Petelickiego pojawiło się w pierwszej połowie lat 90. i od tego momentu stał się najbardziej rozpoznawalną medialną twarzą służb specjalnych. Jego przeszłość była owiana tajemnicą do momentu, gdy w Instytucie Pamięci Narodowej odtajniono dokumenty wywiadu PRL-u. Było to możliwe dzięki decyzjom szefa IPN prof. Janusza Kurtyki, który zginął w smoleńskiej katastrofie.
Z wojskowej rodziny
„Gazeta Polska” dotarła do niepublikowanych wcześniej dokumentów wywiadu PRL-u. Wynika z nich, że Sławomir Petelicki złożył podanie o przyjęcie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 13 czerwca 1969 r., tuż przed zdaniem końcowego egzaminu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Mieszkał wówczas z rodzicami w luksusowej dzielnicy Warszawy, przy ul. Parkowej, tuż obok Łazienek Królewskich.
„Urodziłem się 13 września 1946 r. w Warszawie w rodzinie wojskowej. Mój ojciec Mirosław od 1943 do 1945 r. walczył w szeregach Armii Ludowej i był skoczkiem spadochronowym brygady „Grunwald” w woj. kieleckim. Od 1945 r. jest oficerem zawodowym i pracuje obecnie w Ministerstwie Obrony Narodowej w stopniu pułkownika” – pisał Sławomir Petelicki w swoim życiorysie załączonym do podania o przyjęcie do MSW.
W wywiadach Sławomir Petelicki mówiąc o ojcu, wspominał, że był wielokrotnym mistrzem Polski w strzelectwie sportowym, i że jako jeden z dowódców Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego dowodził akcją, w której 26 polskich spadochroniarzy zabiło w zasadzce ponad stu esesmanów.
Pomijał natomiast milczeniem prawdziwą historię brygady „Grunwald”, będącej oddziałem sowieckiej partyzantki, jednostki dywersyjnej. Sformowano ją zgodnie z decyzją KC KP Ukrainy z 14 marca 1944 r. i przerzucono z Kijowa przez linię frontu na podstawie rozkazu szefa Ukraińskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, generała majora Timofieja Strokacza, „celem niesienia pomocy nacierającym oddziałom Armii Czerwonej” – jak pisał dowódca brygady, komunistyczny partyzant Józef Sobiesiak we wspomnieniach pt. „Brygada Grunwald”. Sobiesiak opisywał również walki z „podstępnym wrogiem kryjącym się w faszystowskim gnieździe” – chodziło oczywiście o żołnierzy niepodległościowych Narodowych Sił Zbrojnych.
W momencie składania przez Sławomira Petelickiego podania o przyjęcie do pracy w MSW jego ojciec pracował w II Zarządzie Sztabu Generalnego, z którego później powstały Wojskowe Służby Informacyjne. Kariera zawodowa ojca bardzo pomogła Sławomirowi Petelickiemu w jego pracy w wywiadzie PRL-u. W MSW kluczowe stanowiska zajmowali wówczas ludzie, którzy zanim trafili do pracy w resorcie, byli w LWP i walczyli z podziemiem niepodległościowym, jak np. Mirosław Milewski, wiceminister spraw wewnętrznych, który osobiście skierował Sławomira Petelickiego do pracy wywiadowczej w USA.
Od 1969 do 1990 r. Petelicki był funkcjonariuszem wywiadu PRL-u. Przez dziesięć lat pracował na placówkach dyplomatycznych, początkowo w 1971 r. w Wietnamie Północnym, był także w Chinach – w 1972 r.
Kariera w wywiadzie PRL-u
Ze znajdujących się w IPN dokumentów wywiadu PRL-u dotyczących Sławomira Petelickiego wynika, że przed przyjęciem do pracy w wywiadzie Petelicki intensywnie działał w Komisji Kultury Zrzeszenia Studentów Polskich, gdzie zajmował się m.in. pracą w STS.
„Po wykazaniu dużych zdolności organizacyjnych został powołany na stanowisko wiceprzewodniczącego Środowiskowej Sekcji Teatrów i Kabaretów, którą to funkcję pełni do dziś” – pisali 16 czerwca 1969 r. szefowie Komisji Kultury ZSP.
W I Departamencie MSW (wywiad) Sławomir Petelicki zrobił błyskawiczną karierę. Najpierw przeszedł kurs indywidualny na oficera I Departamentu, a już w 1973 r., mimo niewystarczającej znajomości języka angielskiego, został wysłany do pracy w Nowym Jorku.
„Proszę o delegowanie ppor. Sławomira Petelickiego, st. oficera Wydziału III Dep. I MSW, do pracy w rezydenturze nowojorskiej. (…) Zadania wywiadowcze będzie realizował pod przykryciem attaché konsularnego w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. Przestrzega należycie tajemnicy służbowej. Ma ugruntowany światopogląd marksistowski. Od lat jest aktywistą społecznym i młodzieżowym. W marcu 1972 r. został kandydatem PZRP” – pisał 3 lutego 1973 r. naczelnik Wydziału III Departamentu I, płk J. Słowikowski w raporcie skierowanym do gen. Mirosława Milewskiego, ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych.
Po dwuletniej działalności w Nowym Jorku przełożeni Petelickiego ocenili go pozytywnie.
„Pion informacyjny b. pozytywnie ocenia opracowania por. Petelickiego z zakresu operacji ogólnooperacyjnej, niektórych rejonów kraju pobytu, co miało szczególne znaczenie w związku z państwową wizytą Towarzysza Edwarda Gierka. Por. Petelicki dokonał kilku innych opracowań z zakresu sytuacji wywiadowczej, które okazały się przydatne i pożyteczne w systemie naszej pracy” – czytamy w „Charakterystyce polityczno-zawodowej za okres pracy w rezydenturze od maja 1973 r. do czerwca 1975 r.”, opracowanej 25 lipca 1975 r.
W dokumencie wymieniono kryptonimy kilku spraw, w które był zaangażowany Sławomir Petelicki, m.in. „Tobiasz”, „Ptica” i „Sam”.
Rozpracowanie środowisk patriotycznych na terenie USA przez Sławomira Petelickiego było na tyle dobre, że jego przełożeni zdecydowali się na przedłużenie jego pobytu do roku 1979 – na terenie Stanów Zjednoczonych Petelicki używał pseudonimu Wan. W 1976 r. w Wydziale XI Departamentu I, specjalizującym się w rozpracowywaniu wychodźstwa, założył m.in. sprawę o kryptonimie „Tyrmand”, zamkniętą dopiero w 1981 r. Dotyczyła ona Leopolda Tyrmanda, polskiego pisarza znanego z antykomunistycznych poglądów.
Po powrocie do kraju Petelicki najpierw został zastępcą naczelnika Wydziału VIII Departamentu I MSW, który to wydział prowadził sprawy ekonomiczne. W lutym 1980 r. powołano go na zastępcę Wydziału XI, który zajmował się dywersją ideologiczną. Rok później Sławomir Petelicki otrzymał od przełożonych premię specjalną za skuteczne zrealizowanie przedsięwzięć inspiracyjno-propagandowych.
Szefowie MSW mieli tak duże zaufanie do Petelickiego, że w lutym 1983 r. skierowali go do pracy w charakterze rezydenta w ambasadzie polskiej w Londynie, gdzie oficjalnie miał być I sekretarzem ds. politycznych. Zgodę na jego wyjazd wydał ówczesny szef wywiadu MSW, gen. Stanisław Pożoga.
Petelicki miał kierować w Londynie pracą rezydentury, ponieważ – jak napisali jego przełożeni w raporcie – znał doskonale problematykę dywersji ideologicznej.
Zaangażowanie Petelickiego w Wielkiej Brytanii spaliło jednak na panewce – nie przyznano mu wizy.
„Fakt nieudzielenia wizy przez władze brytyjskie wskazuje, że może on być znany zachodnim służbom jako oficer wywiadu” – czytamy w notatce dyrektora Departamentu I MSW płk. Fabiana Dmowskiego.
Po odmowie wjazdu do Wielkiej Brytanii Sławomir Petelicki został skierowany do pracy w rezydenturze w ambasadzie polskiej w Sztokholmie, gdzie używał pseudonimu Raja.
Do kraju wrócił 1 lipca 1988 r. – czytamy w notatce służbowej płk. Wiesława Mickiewicza, naczelnika Wydziału XVI Departamentu I MSW. Powodem powrotu Petelickiego do kraju była dekonspiracja.
„W wyniku dezercji i zdrady Ryszarda Noska został zdekonspirowany mjr Sławomir Petelicki, który może być znany Noskowi z pracy w Centrali” – pisał w czerwcu 1988 r. płk Mickiewicz.
Rok później, gdy w kraju odbywały się obrady okrągłego stołu, mjr Sławomir Petelicki został skierowany na wyjazd do Austrii do pracy operacyjnej.
Oficjalnie wyjechał jako Andrzej Malicki, pracownik „Pagartu” (działającej w czasach PRL-u polskiej agencji artystycznej, zajmującej się m.in. promowaniem polskich artystów). Kolejną służbową podróż Petelicki odbył w listopadzie 1989 r., tym razem do Paryża i Strasburga. Była to jego ostatnia podróż jako funkcjonariusza Departamentu I MSW PRL-u – resort o takiej nazwie przestał istnieć w 1990 r.
Prawda o GROM
W 1990 r. Sławomir Petelicki zadeklarował swoje poparcie dla USA – był w wąskiej grupie komunistycznych funkcjonariuszy, którzy w wywiadzie PRL-u zajmowali wysokie stanowiska i którzy ze służby dla Sowietów przeszli do Amerykanów.
To właśnie wtedy – według oficjalnych źródeł – miała powstać jednostka wojskowa GROM. Istnieje kilka wersji pochodzenia nazwy jednostki, nigdzie jednak nie ma jednoznacznego dowodu na wiarygodność tych informacji. Oficjalnie jest to skrót od Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego. Według innej, niepotwierdzonej wersji nazwa ma nawiązywać do imienia Gromosława Czempińskiego, funkcjonariusza wywiadu PRL-u, a później Urzędu Ochrony Państwa, który odpowiadał za organizację tzw. Operacji Samum (chodzi o operację polskiego wywiadu, podczas której z Iraku w 1990 r. wywieziono sześciu oficerów CIA). Wdzięczni za jej sukces Amerykanie sfinansowali stworzenie jednostki 2305. Jeszcze inna wersja mówi, że nazwa GROM wywodzi się od Grupy Realizacyjnej Operacji „MOST”, w skład której wchodzili m.in. funkcjonariusze Departamentu I MSW Gromosław Czempiński, Sławomir Petelicki, zajmujący się na początku 1990 r. ochroną transportu dużej liczby Żydów z ZSRS przez Polskę do Izraela.
GROM początkowo podlegał Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i w rzeczywistości był kontynuacją specjalnej jednostki antyterrorystycznej utworzonej przez gen. Edwina Rozłubirskiego, twórcę wojsk powietrzno-desantowych w LWP.
Co ciekawe, jednostka stworzona przez gen. Rozłubirskiego powstała nie w strukturach MON, lecz w MSW. Powodem powstania formacji były wydarzenia, które miały miejsce 6 września 1982 r. w ambasadzie PRL-u w Bernie.
„Uzbrojona w broń maszynową grupa Polaków – m.in. Florian Kruszyk, Krzysztof Wasilewski i Mirosław Plewiński – występująca jako oddział Polskiej Powstańczej Armii Krajowej, dokonała napadu na ambasadę PRL w Bernie, podczas którego przy całkowitej bierności i błędach personelu zajęła attachat wojskowy, przejmując dokumentację operacyjną Zarządu II. Napastnicy zażądali od władz PRL zniesienia stanu wojennego, uwolnienia Lecha Wałęsy, zwolnienia wszystkich internowanych i aresztowanych oraz zakończenia represji. Okupacja placówki trwała kilka dni (do 9 września). Nikomu nic się nie stało, ale wywiad poniósł olbrzymie straty” – czytamy w dokumentach Departamentu I MSW przytoczonych w książce pt. „Długie ramię Moskwy” dr. hab. Sławomira Cenckiewicza.
Po tych wydarzeniach gen. Edwin Rozłubirski w 1982 r. został oddelegowany z MON do dyspozycji gen. Czesława Kiszczaka, gdzie opracował m.in. koncepcję centralnego ośrodka szkolenia antyterrorystycznego, który później przekształcił się w GROM. Co ciekawe, nazwa ta funkcjonowała już w latach 80., po ataku na ambasadę w Bernie. Kryptonim GROM miał być użyty w razie ataku na zagraniczne placówki PRL-u.
W 1990 r. Sławomir Petelicki faktycznie przejął struktury stworzone przez gen. Rozłubirskiego, jednak publicznie o tym nie mówił.
Pierwszy raz odszedł z GROM w 1995 r. – w 1996 r. na krótko został pełnomocnikiem rządu Włodzimierza Cimoszewicza ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Rok później, w 1997 r., wrócił do jednostki, z której został odwołany przez ówczesnego koordynatora do spraw służb specjalnych Janusza Pałubickiego.
Tuż przed odejściem Sławomir Petelicki udostępnił część należących do GROM budynków Wojskowym Służbom Informacyjnym, co spotkało się z krytyką części żołnierzy.
Przyjaciel polityków
Sławomir Petelicki już wiele lat temu stał się celebrytą. Uwielbiał światła jupiterów, media. Szukając w internecie jego zdjęć, najczęściej znajduje się ujęcia na różnych galach lub w studiu telewizyjnym.
Po odejściu z GROM Sławomir Petelicki zaczął funkcjonować w biznesie: pracował w polskim oddziale firmy doradczej Ernst & Young, z której odszedł ponad rok temu. Zasiadał m.in. w Radzie Nadzorczej Biotonu – firmy należącej do Ryszarda Krauzego, i w Radzie Nadzorczej Pol-Aqua SA, w której znaleźli posady m.in. byli żołnierze Wojskowych Służb Informacyjnych.
Był także we władzach Fundacji Byłych Żołnierzy GROM oraz w Grupie GROM, które przynosiły spory dochód. Media ujawniły, że byli żołnierze GROM szkolili m.in. ochroniarzy Muammara Kaddafiego. Według nieoficjalnych informacji w drugiej połowie czerwca Sławomir Petelicki miał podpisać duży kontrakt na szkolenie antyterrorystów w jednym z krajów arabskich. Współpracował także z amerykańskimi firmami zajmującymi się wydobyciem gazu łupkowego.
– Miał doskonałe kontakty z ambasadą USA w Warszawie, o czym wiedziało kilka osób. Ostatnio jeden z biznesmenów miał ogromne problemy z dotarciem do Amerykanów. Wystarczył jeden telefon Sławka i od razu przed tym człowiekiem otworzyły się drzwi ambasady – mówi nam jeden ze znajomych Petelickiego.
Generał miał wielu znajomych w kręgach każdej władzy. Znał doskonale m.in. Włodzimierza Cimoszewicza, Jerzego Szmajdzińskiego (obydwaj z SLD), Janusza Wójcika (posła z Samoobrony) czy Pawła Grasia (PO), z którym łączyły go wspólne interesy do czasu, gdy publicznie nazwał go „cieciem na usługach Niemców”. Przyjaźnił się z Radosławem Sikorskim, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach. Petelicki krytykował rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych i chwalił Sikorskiego jako ministra obrony narodowej.
– Z resortem obrony Sławek był związany od wielu lat, doradzał m.in. podczas przetargu na F16, miał też inne kontrakty z wojska. To urwało się za czasów Bogdana Klicha – mówi nam jeden z byłych żołnierzy GROM.
Sławomir Petelicki miał też ambicje polityczne, dlatego zaangażował się w tworzenie PJN.
– Spotykałem się wielokrotnie z gen. Petelickim i rozmawialiśmy o nowej formacji. Był w nią zaangażowany, ponieważ rozczarował się rządami Platformy Obywatelskiej – mówi nam Paweł Poncyljusz, jeden z liderów PJN.
Sławomir Petelicki spotykał się także z innymi politykami PJN, m.in. z Joanną Kluzik-Rostkowską, obecnie posłanką PO.
Po katastrofie smoleńskiej gen. Petelicki ujawnił, że politycy PO rozsyłali SMS-y, by winą za katastrofę obciążyć pilotów. Atakował rząd PO, a w szczególności Donalda Tuska, że nic nie robi w sprawie Smoleńska. Powtarzał, że wiele można uzyskać od Amerykanów. Jednocześnie publicznie atakował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, m.in. podczas rozmów w studiu telewizyjnym.
W związku ze sprawą Nangar Khel, w której oskarżono polskich żołnierzy o zastrzelenie bezbronnych afgańskich cywilów, broniąc żołnierzy, atakował śp. Aleksandra Szczygły, szefa MON, który na tym stanowisku zastąpił Radosława Sikorskiego.
Śmierć w garażu
Gen. Sławomir Petelicki zginął 16 czerwca ok. godz. 16 w garażu apartamentowca, w którym mieszkał. Jego ciało znalazła żona, która zaniepokojona przedłużająca się nieobecnością męża zeszła na dół.
Zamontowany w budynku monitoring zarejestrował, jak gen. Petelicki w jasnej koszuli i dżinsach znika za załomem podziemnego korytarza. Później widać jedynie wypływającą smugę krwi. Znajomi generała podkreślają, że garaż, do którego praktycznie każdy może wejść, był właściwie jedynym miejscem, w którym generał nie był bezpieczny. Wystarczyło przejść przez otwartą bramę, kiedy wjeżdżał nią samochód któregoś z lokatorów. Bez użycia specjalnego kodu i karty nie można natomiast dostać się do części mieszkalnej, gdzie znajdują się apartamenty.
Prokuratura wstępnie przyjęła wersję samobójstwa, chociaż nie wierzy w to nikt z jego znajomych.
– Miewał huśtawki nastrojów, ale kto ich nie ma? Dla Sławka najważniejsza była rodzina, miał małe dzieci. Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałby się zabić – mówi jeden z jego bliskich znajomych.
W podobnym tonie wypowiadają się inni.
– To był cholernie twardy facet. Potrafił odizolować się od wielu spraw i iść wytyczoną drogą wbrew wszystkiemu – podkreśla Janusz Wójcik, były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej i były poseł Samoobrony, przyjaciel generała.
– Prywatnie nie wierzę, żeby szef popełnił samobójstwo, ale nie chcę spekulować na tym etapie, zostawmy śledztwo prokuraturze – mówi ppłk Krzysztof Przepiórka, prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM.
– Nie wierzę, że Sławek sam targnął się na życie. Odkąd go pamiętam, zawsze grał, bo w rzeczywistości był człowiekiem służb specjalnych. Dlatego najlepiej czuł się w towarzystwie kolegów z wywiadu PRL-u. Był tak jak oni bez poglądów politycznych, bez idei – mówi nam proszący o anonimowość jeden z byłych współpracowników gen. Petelickiego.
– Sławek wiele mówił o honorze żołnierza polskiego, o mundurze, epatował tymi pojęciami, często ich nadużywając. Gdyby rzeczywiście sam, z własnej woli popełnił samobójstwo, to zrobiłby to w mundurze, z listem pożegnalnym, w którym wskazałby przyczyny tak desperackiego kroku. A odszedł po cichu, w najmniej spodziewanym momencie. I to mi najbardziej nie pasuje w tym rzekomym samobójstwie ..”
http://www.gazetapolska.pl/19714-nikt-nie-wierzy-w-samobojstwo
W rzeczy samej patrząc na ten pogmatwany opis IPNu nie wiem co sądzić o generale jako człowieku, polskim patriocie, może to za trudne dla mnie, lajka i lisz tylko obserwatora i komentatora nie łatwej polskiej rzeczywistości. W każdym razie w samobójstwo nie wierzę, jak nie wierzyłem w samobójstwo Leppera, w „wypadek smoleński” i wiele innych dziwnych katastrof i samobójstw popełnionych w okresie rządów koalicji PO + PSL koalicji za której rządów zginęło więcej generałów i wysokich oficerów LWP niż w II wojnie światowej a które to do dziś niewyjaśnione śmierci obciążają sumienie i polityczne konto TUSKA jako sprawcy bezpośredniego takich rządów bezkarnego bandyckiego rozpasania, zuchwałego złodziejstwa i bezczelnych robionych przy otwartej kurtynie afer , oraz powszechnie panującej indolencji wymiaru sprawiedliwości, organów ścigania i co za tym idzie bezkarności przestępców.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/