Plan wyjścia z narożnika
25/05/2012
426 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
Wg FT boom w gazie łupkowym neutralizuje „efekt cieplarniany”. Pozwoli to Polsce uwolnić się od szantażu gazowego Rosji, a nad Niemcami „umoczonymi” w drogich technologiach energooszczędnych uzyskać przewagę konkurencyjną.
http://www.radiownet.pl/publikacje/polska-tablica-wymierania
Polecam wczorajszy pierwszostronicowy art. Guy Chazan’a "Shale gas boom leads to sharp drop in US carbon emissions" w Financial Times.
Oraz autoryzowany wywiad ze mną jaki w ND na temat szans stojących przed Polską przeprowadziła Małgorzata Goss:
"ND: – Mistrzostwa Euro miały nam przynieść skok cywilizacyjny – nowe stadiony autostrady. Jednak im bliżej tym więcej wątpliwości – czy to dobry interes czy klapa?
Cezary Mech: – Milton Keynes mawiał, że w czasie dekoniunktury nawet kopanie dołów, po to żeby je zaraz zasypać, może być korzystne, bo generuje popyt… Jednak w polskich działaniach antykryzysowych sprawą kluczową powinna być budowa takiej infrastruktury, która zaowocuje w przyszłości wzrostem potencjału, wiedzy i dochodów, a nie stawianie pomników, które pochłoną pieniądze i będą generować koszty. A tak będzie w przypadku stadionów: po mistrzostwach będziemy musieli ponosić niemałe wydatki na ich utrzymanie, oświetlenie, monitorowanie.
ND: -Większość europejskich stolic posiada przecież stadiony…
CM: – Nasi sąsiedzi potrafią zadbać, aby te inwestycje miały sens ekonomiczny my nie. Decydując się na jakiekolwiek inwestycje infrastrukturalne należy brać pod uwagę etap rozwoju kraju. Inwestycje w rozrywkę mają sens w krajach wysoko rozwiniętych, gdzie ludzie dysponują nadwyżką w portfelach, a rynek rozrywki jest duży. Inaczej należy rzecz oceniać w kraju, który nie ma ani rynku ani środków na rozrywkę, a mimo to buduje kosmiczną infrastrukturę. Ponadto na budowę stadionów mogą sobie pozwolić kraje, które mają popularne kluby piłkarskie, gdzie masowo rozprowadzane są karnety, a publiczność tłumnie ściąga na mecze. Wtedy nakłady się zwracają. Tymczasem w Warszawie nie mamy żadnego znaczącego klubu piłkarskiego, a wsparto budowę aż dwóch stadionów ze środków publicznych (Legii i Narodowego). Nie zastanawiano się, jak je potem utrzymać, nie mówiąc już o zwrocie kosztów, które nota bene znacznie przekroczyły pierwotne kosztorysy. Różnicę w podejściu do inwestycji publicznych między naszymi władzami oraz decydentami innych krajów doskonale ilustruje budowa Allianz Areny w Monachium. Arena jest jednym z najpiękniejszych stadionów na świecie, a kosztowała tylko 340 mln. euro, czyli o ponad €100 mln mniej niż warszawski Stadion Narodowy. A i tak na koniec budowy wybuchła afera korupcyjna, która skutkowała wyrokiem więzienia dla prezesa Karl-Heinz Wildmoser Juniora. Dwa kluby, poza reprezentacją narodową, grywają na Allianz Arenie regularnie, przy czym jeden z nich – Bayern Monachium- to klub na miarę europejską, a drugi – TCV 1860 – jest klubem lokalnym. Projektując inwestycję dokładnie dopasowano ilość miejsc do szacowanej ilości widzów. O stopniu niemieckiej oszczędności świadczy fakt, że aby powiększyć o 3 tysiące liczbę miejsc na meczach ligi krajowej, zastosowano specjalną konstrukcję, która pozwala zlikwidować siedzenia na rogach i uzyskać w to miejsce dodatkowe miejsca stojące (przepisy ligi krajowej pozwalają, aby część publiczności stała). Zdecydowano się nawet oddać na 30 lat w dzierżawę nazwę stadionu niemieckiej firmie Allianz, byle tylko Arena generowała maksimum dochodów. Na Ukrainie stadion w Doniecku kosztował €80 mln, a w Charkowie €50 mln, w Warszawie 1,9 mld zł w sumie, a w przeliczeniu koszt 1 skromnie wyposażonego miejsca jest trzeci w całej Europie! Inne kraje, jak widać, sensownie wydają publiczne pieniądze – planują, dwa razy oglądają każdy grosz, szukają oszczędności, za każde marnotrawstwo wyciągają prawne konsekwencje. W efekcie uzyskują najwyższą jakość po najniższych kosztach.
ND: – U nas wybrano model drogich publicznych eventów, przy których niektórzy zarabiają, a państwo traci…
CM: – Przede wszystkim powinniśmy budować infrastrukturę rozwoju – w tym drogi, połączenia i stadiony – pod istniejące instytucje , a więc przedsiębiorstwa, uczelnie, kluby sportowe, aby wspierać ich rozwój, generować wyższe dochody podatkowe i w ten sposób uzyskiwać zwrot kosztów inwestycji publicznych. My tymczasem eliminujemy własne instytucje, a budujemy infrastrukturę pod nic. Najpierw musimy wiedzieć, dokąd chcemy dojechać, a wtedy możliwe, jak mówił Seneka, że przyjazne wiatry nas tam doprowadzą. Jeśli tego nie wiemy, nie mamy strategii, wizji naszego miejsca w Europie, to nawet najbardziej sprzyjające wiatry nie doprowadzą nas nigdzie. Powinniśmy dbać o własne instytucje gospodarcze, nie sprzedawać ich obcym koncernom, bo wkomponują się w światowy konglomerat i cała związana z nimi wiedza, wartość dodana i wyższe płace wyemigrują za właścicielem do centrali, nie mówiąc już o tym, że wraz z nimi sprzedajemy rynek. Powinniśmy także dbać o inwestycje w wiedzę, i o to aby przynosiły wartość dodaną. My tymczasem wypychamy naszych wykształconych pracowników za granicę marnotrawiąc poniesione nakłady naukowe. Wzrost poziomu dochodów w ostatnim XX-leciu zawdzięczamy temu , że oszczędzamy na dzieciach, że wyprzedaliśmy majątek i zaciągnęliśmy długi. Ale dalej ani rusz. Przy obecnej strategii utknęliśmy w narożniku średnich dochodów w świecie. Nie wykorzystaliśmy nawet tej szansy, jaką stanowią niskie wynagrodzenia pracowników w Polsce. Od lat eliminujemy tę przewagę podbijając wartość złotego i zadłużając się za granicą. Chiny znajdują się w tym samym „narożniku średnich dochodów”, ale oni prowadzą całkiem inną politykę. Niskie wynagrodzenia przełożyli na wysokie zyski chińskich przedsiębiorstw ( m.in. dzięki niskiemu kursowi waluty), które następnie reinwestowali w dalszy rozwój coraz bardziej zaawansowanej produkcji. Są dziś w sytuacji podobnej do naszej. U nich także nastąpił wzrost wynagrodzenia do średniego poziomu, ale dysponują jednocześnie olbrzymimi rezerwami walutowymi i opcją w postaci olbrzymich sfinalizowanych inwestycji infrastrukturalnych, podczas gdy nam po tych latach zostały długi i emigrujący obywatele. Dla ponad 320 tys. Chińczyków, którzy wyjeżdżają co roku do czołowych uniwersytetów na świecie, placówki zagraniczne są tzw. drugim wyborem, ponieważ mają na miejscu znakomite chińskie uczelnie. Byłem świadkiem, jak w latach 90 tych dwa renomowane światowe szkoły biznesu – IESE i Harvard – proponowały utworzenie w Polsce takiej uczelni. W Polsce nie było zainteresowania ofertą, ale w Chinach było. W ciągu zaledwie 15 lat od powołania w Chinach wyższej szkoły biznesu pod auspicjami IESE – nowa uczelnia znalazła się pierwszej dziesiątce najlepszych uczelni na świecie. A to my mogliśmy mieć ją w Polsce.
ND: – Upadła strategia gospodarcza Unii Europejskiej, oparta na założeniu, że Chiny zostaną rynkiem taniej, niezaawansowanej produkcji, podczas gdy Zachód będzie odcinał tantiemy od wiedzy i wysokich technologii. Europa oddała Chińczykom szycie koszulek i wyplatanie koszy, ale za chwilę zostanie wypchnięta także z produkcji zaawansowanej technologicznie. Czy Europejczycy będą wkrótce pleść koszyki na eksport do Chin?
CM: – Chiny za chwilę przestaną przepłacać za wysoko zaawansowane produkty zachodnie, bo wypracują własne technologie. Proszę zwrócić uwagę, że Europa i Ameryka żyją w permanentnym kryzysie, podczas gdy chińska gospodarka nieustannie się rozwija, wzrosła już o 40 proc. od jego początku. To będzie miało ten efekt, że Chińczycy będą coraz więcej zarabiali, podczas gdy Zachód będzie musiał redukować swoje dochody.
ND: – Zachód próbował przyhamować rozwój Chin przy pomocy narzucenia im limitów emisji CO2…
CM: -Nie udało się Chinom założyć kagańca pod hasłami CO2. Co więcej, w nowych drogich technologiach energetycznych, wiatrakach, paletach słonecznych Chińczycy już przeganiają świat. Energetyka odnawialna, wypromowana w wyniku walki z ociepleniem klimatu, dotąd była lokomotywą gospodarki Niemiec, ale za chwilę może stać się motorem gospodarki chińskiej. To kwestia umiejętności wykorzystania szans. Sprawa CO2 zamknęła Polsce drogę do pozyskiwania taniej energii z własnych bogatych zasobów węgla kamiennego i brunatnego. Tę decyzję, nieracjonalną z punktu widzenia polskiej gospodarki, nasi sąsiedzi wymusili na nas „dzięki” zapisom traktatu lizbońskiego likwidującym naszą pozycję polityczną na co sami się zgodziliśmy. Surowcem, który uznano za czysty pod względem CO2, pozostał natomiast gaz ziemny, który importujemy z Rosji słono przepłacając i narażając się na szantaż gazowy. Jako alternatywę podsunięto nam „czystą” energetykę jądrową oraz wiatraki i solary, które w niemieckim modelu biznesowym zmuszają do 10-krotnego przepłacania za energię. I w tej rozpaczliwej sytuacji okazało się nagle, że my posiadamy własny gaz ziemny w pokładach łupków! Słowem – pojawiła się unikalna szansa, którą należy wykorzystać. Zamiast budować stadiony i czy inne areny cyrkowe – powinniśmy wybrać opcję strategiczną, jaką jest gaz łupkowy. Należy natychmiast przenieść środki z energetyki jądrowej, która jest dla nas droga, niebezpieczna i nieopłacalna, na technologię wydobycia gazu z łupków. Nie mamy ani własnej technologii jądrowej, ani źródeł paliwa, ani miejsc do składowania odpadów radioaktywnych, a w razie konfliktu elektrownia jądrowa jest jak siedzenie na bombie atomowej. W ogóle nie powinniśmy się w to angażować, natomiast powinniśmy zbadać zasoby, które posiadamy w kraju. Zwłaszcza że obecność złóż gazowych graniczy z pewnością, bo w Polsce leżą trzy różne struktury geologiczne, które się uzupełniają. Jeśli nie będzie gazu w jednej, będzie w innej. Prawdopodobieństwo, że go w ogóle nie ma jest minimalne. Fitch podał, że Polska ma największe w Europie zasoby hipotetyczne, na równi z Francją, w zeszłym tygodniu w pierwszostronicowym artykule Financial Times to potwierdził informując, że nawet będąca na czwartym miejscu Ukraina również może uniezależnić się od rosyjskiego szantażu.
ND: -Jak wydobycie gazu łupkowego w Polsce odbije się na europejskiej energetyce?
SM: – Jesteśmy w przededniu prawdziwej rewolucji w systemie energetycznym, a ostatnie informacje które wyciekły przy okazji oskarżenia Aubreya McClendona twórcy tej rewolucji to przypuszczenie potwierdzają. W USA dokonuje się ponad 100 odwiertów kwartalnie, a my się ślimaczymy, mamy dopiero dwa. Ale ta rewolucja już się toczy, co widać w cenach gazu. Otóż już teraz dzięki pozyskaniu węglowodorom występującym w łupkach, który spowodował, że ceny gazu w Stanach Zjednoczonych są anormalnie niskie. Tysiąc metrów sześciennych gazu kosztuje w USA 60 euro, podczas gdy Niemcy płacą Rosji i innym importerom za analogiczną ilość gazu aż 320 euro. Ponad 5 razy drożej niż Amerykanie! A przecież Niemcy mają znacznie korzystniejszą umowę z Rosją niż Polska, która przepłaca za gaz ponad $500, najdrożej w Europie.
ND: -Dlaczego nie sprowadzą sobie skroplonego gazu z Ameryki?
CM: – A no właśnie! Każdy kraj kieruje się własnym interesem. W tym wypadku Ameryka nie pozwala sprzedawać tego gazu za granicę. Uznała, że w sytuacji kryzysu jedną z dróg wyjścia jest tania energia dająca produktom amerykańskim przewagę konkurencyjną na rynkach. Oczywiście decyzją administracyjną nie zatrzyma się rewolucji energetycznej na granicy Ameryki. Inne kontynenty też posiadają łupki. Jeśli gaz łupkowy jest tańszy i bardziej opłacalny niż inne surowce energetyczne, to nie da się go zablokować administracyjnie My musimy wykorzystać tę szansę i tę przewagę jaką przyniesie Polsce. Ten przewrót w energetyce spowoduje, że gaz nie pochodzący z łupków też będzie musiał stanieć, a jego eksporterzy będą musieli wielokrotnie obniżyć cenę. Powstaną dla nas możliwości eksportowe, co wymaga posiadania gazportów. Koszt skroplenia jest minimalny, poniżej 10 proc. ceny płaconej za gaz przez Niemcy (do 20 euro za 1000 m szesc.), a zatem nawet, gdyby się okazało, że w Polsce nie ma gazu, to będzie możliwość sprowadzenia go drogą morską. Aż dziw, że na szantaż Rosyjski już teraz nie odpowiadamy dywersyfikacją dostaw. To zerwie przywiązanie do jednego tylko dostawcy, który bezwzględnie dyktuje nam cenę powyżej rynkowej. Niemniej w toku tych przemian nie wolno ani na chwilę tracić z pola widzenia własnych interesów. Musimy mieć świadomość, że właśnie teraz wiele grup biznesu dysponujących technologiami związanymi z redukcją CO2 podejmie intensywne działania, żeby zatrzymać polski rynek zbytu dla swoich produktów. Będą oddziaływały legislacyjnie na Europę, na świat, na nasze społeczeństwo, abyśmy jak najszybciej zakontraktowali wieloletni odbiór ich urządzeń z zakresu technologii jądrowej, energetyki wiatrowej czy solarnej. Będą gremialnie zabiegali o przedłużenie kontraktów. Nie dajmy się nabrać. Nie możemy dopuścić do sytuacji jak te ze stadionami, że zafundowaliśmy sobie za gigantyczne pieniądze konstrukcję, która stanie się dla nas kosztem i zablokuje nam rozwój. I zdobyć przewagę konkurencyjną nad zarówno Rosją jak i przeinwestowanymi w technologie CO2 Niemcami.
ND: – Walka konkurencyjna nie przebiera w środkach nie wyłączając korumpowania decydentów, urzędników, a nawet naukowców.
CM: – Powinniśmy korzystać z doświadczeń historii. Rozbiory były efektem słabości państwa w tamtym czasie. Znane są dzisiaj listy ambasadorów Prus i Rosji do króla niemieckiego i do Petersburga. Wynika z nich, że państwa ościenne pilnowały w owym czasie, aby w Polsce nie budowano manufaktur, nie rozwijano infrastruktury, popierały przyznanie praw innowiercom widząc w nich swoich potencjalnych stronników, uzgadniały między sobą interesy związane z Polską. Tak było zawsze, nic się pod tym względem nie zmieniło. Zachowała się nawet lista płac dostojników polskich, którzy brali pieniądze z Niemiec i Rosji. Sam Marszałek Sejmu Poniński jest na tej liście, nie mówiąc o niższych w hierarchii sprzedawczykach. Lata utraty niepodległości czegoś nas jednak nauczyły, bo po jej odzyskaniu, w XX – leciu międzywojennym, potrafiliśmy prowadzić i wygrać wojnę celną z Niemcami. Doradcy rządu niemieckiego meldowali swoim mocodawcom, że Polacy nie dadzą sobie „wciskać kitu”, dążą do modelu suwerennego rozwoju i nie zrezygnują z własnej produkcji na rzecz importu z Niemiec. Historia jest najlepszą lekcją teraźniejszości, ale i ostrzeżeniem przed powtórką.
Rozmawiała Małgorzata Goss"