Wirus smoleński?
12/05/2012
326 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
nikt jakoś nie zauważa, że MAK podając informację, że śp.gen.Andrzej Błasik miał we krwi 0,2‰ alkoholu – podała jednocześnie, że 95 osób było całkiem na sucho. To wręcz nieprawdopodobny jak na polską delegację stopień trzeźwości.
W komentarzu do mej wypowiedzi w Radio WNET:
{kombajndosalatek} pisze: „Po co JKM robi wariatów z ludzi chcących wyjaśnienia katastrofy w Smoleńsku? Ruscy kręcą jak się da – zmieniają wersje, nie oddają własności III RP, bo może być dowodem, a dziadek dalej pierdzieli swoje – że "mgła", wariactwa itp!”
Odpowiadam: Nie JA z nich robię wariatow – tylko oni sami! To jest choroba, po prostu „wirus smoleński” – bo ludzie stracili wszelką zdolność do krytycznego myślenia. Bo, np. jeśli się twierdzi, że przyczyną katastrofy była „bomba próżniowa” (co samo w sobie jest kretynizmem – proszę sobie poczytać, co to jest „bomba próżniowa” ) to po co mieć pretensje do kontrolerów lotniska?!?
Przy okazji: nikt jakoś nie zauważa, że MAK podając informację, że śp.gen.Andrzej Błasik miał we krwi 0,2‰ alkoholu – podała jednocześnie, że 95 osób było całkiem na sucho. To wręcz nieprawdopodobny jak na polską delegację stopień trzeźwości. A i 0,2‰ to nie żaden stan nietrzeźwości – podejmuję się bezbłędnie prowadzić samochód przy 10 razy wyższym stężeniu we krwi! A zresztą: jakie ma znaczenie, ile promille miał we krwi i gdzie był gen.Błasik!
Powtarzam raz jeszcze: NIE ROZMYWAJMY ODPOWIEDZIALNOŚCI! Gdyby wyszło na jaw, że na 5 minut przed katastrofą do śp.kpt.Arkadiusza Protasiuka zadzwonił JŚw Benedykt XVI i powiedział: „Synu! O ile możesz postaraj się wylądować w Smoleńsku!” to i tak Papiez byłby bez winy, a całkowita odpowiedzialność spadałaby nadal na pilota. Bo Papież nie trzymał w ręku steru – a tylko pilot czuje przepływ strug powietrza na lotkach maszyny, tylko on widzi, jak gęsta jest w tym momencie, w tym miejscu i na tej wysokości mgła – i TYLKO ON podejmuje decyzję!
Po 100 latach komunizmu i socjalizmu ludzie mają jakieś d***kratyczno-kolektywistyczne odchyłki. A decyzję podejmuje JEDEN człowiek, nie „kolektyw”.
Chorzy ludzie są zazwyczaj bardzo uciążliwi dla otoczenia. O wszystko mają pretensję, wszystko im zawadza. Tu właśnie mamy taki przypadek… Przez dwa lata to cierpliwie i delikatnie prostowalem. Teraz twierdzę, że pozostaly już przypadki nieuleczalne – a chorych psychicznie trzeba eliminować z życia publicznego!