Apel Jarosława Kaczyńskiego o bojkotowanie meczów rozgrywanych na Ukrainie, z powodu wewnętrznych problemów tego państwa i sporów na linii rząd contra opozycja jest głupotą. I to wielokrotną:
– niezależnie od intencji, zdecydowana większość Ukraińców, m.in. tych, liczących na zyski z imprezy, a w niebogatym społeczeństwie jest ich całkiem sporo, odbierze ten apel jak najgorzej – nie tylko zwolennicy Janukowycza, ale i tzw. byłego obozu pomarańczowych, a więc wizerunkowo wobec Ukraińców, „wtopa”;
– „obstawianie” bardzo konkretnej, mniejszościowej siły politycznej na Ukrainie przy jednoczesnym zdecydowanym atakowaniu mającego większe poparcie Janukowycza, musi skończyć się jak najgorzej – powinniśmy mieć otwarte pole do budowania dwustronnych, bliskich relacji z Ukrainą niezależnie od tego, kto stoi na czele tego państwa;
– Kaczyński wchodzi na ten sam ślepy tor polityki zagranicznej, którym podążał Lech Kaczyński, a także rząd PiSu w l. 2005-2007; popierano jednoznacznie neo-banderowskie siły polityczne – polskie władze w sposób haniebny milczały o ludobójstwie na Wołyniu udając, że nie dostrzegają, jak szowiniści ukraińscy zakłócają obchody rocznic terroru, nie widząc w tym żadnego problemu;
W czym 150 tys. bestialsko pomordowanych Polaków na Kresach jest gorszych od 20 tys. ofiar Katynia, że o tych pierwszych pisowska polityka zagraniczna pamiętać nie chce, a ofiary katyńskie stanowią fundament postrzegania Rosji i stosunku do niej?
Jaki jest finał takiej polityki?
– złe stosunki największej siły opozycyjnej w Polsce z innym niż postbanderowski obóz polityczny na Ukrainie, a więc brak możliwości budowania trwałych, obliczonych na więcej niż jedną kadencję, relacji z tym państwem;
– bezalternatywne wspieranie tego obozu, skutkujące absolutną zuchwałością w gloryfikowaniu zbrodniarzy i niszczeniu naszych miejsc pamięci.
Jarosław Kaczyński niczego się nie nauczył – jego polityka wschodnia nie doprowadzi do zbudowania silnego bloku państwa Międzymorza.