Bez kategorii
Like

Gawędy Misjonarza – Książka z 1926 roku – bez dwóch zdań: ŚWIETNA

26/04/2012
527 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

O gdyby był umarł 10 lub 20 lat wcześniej. Lecz, niestety, umiera za późno! (…) Czuje to teraz w konaniu; czuje dokładnie, że to, co teraz tak w duszy tak pali i gryzie, nie umrze i nie zgaśnie.

0


1-20 TYSIĄC

Wadowice 1926

Nakładem ks. ks. Pallotynów

Nihil obstat.

Rzym, 15 lutego 1926

ks. Resh P. S. M.

Rektor generalny Kongregacji Misyjnej

Ks. Ks. Pallotynów

 

Imprimatur.

L 2208/26

Kurja Biskupia Katowice,1 czerwca 1926

ks. Dr. Bromboszcz

Wikarjusz Generalny

Drukarnia P. Mitręgi w Cieszynie

 

 

 

PRZEDMOWA.

Narzekanie na ciężkie czasy stało się dziś ogólnem. Narzekają wszyscy. Jedni na rząd, drudzy na sejm, ubodzy na bogatych, robotnik na pana a odwrotnie pan na robotnika. Wszyscy widocznie życzą sobie naprawy stosunków. Ale bardzo niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że tylko jedna droga prowadzi do polepszenia stosunków społecznych.

Naprawa może tylko wtedy nastąpić, gdy się poprawi RODZINA, gdy religia stanie się fundamentem życia rodzinnego, gdy po naszych domach zapanuje znowu duch prawdziwie chrześcijański.

Jeżeli woda jest brudna, niezdrowa, to nie powiesz, że woda temu winna, tylko źródło, skad ona wypływa. Jeżeli drzewo choruje, to korzenie jego są zepsute.

Źródłem społeczeństwa jest RODZINA, ona jest jakby kolebką całego narodu, tam leżą jego korzenie.

Z rodziny dobrej wyjdą ludzie pracowici, uczciwi, sumienni, a z rodziny złej – nieuczciwi. Gdybyśmy mieli bardzo dużo dobrych rodzin, tobyśmy się w krótce doczekali u nas zmiany na lepsze. Świątobliwych kapłanów, uczciwych obywateli nikt nam nie da, tylko dobre BOGOBOJNE rodziny.

Niniejsza książeczka ma za zadanie przyczynić się do odrodzenia i uświęcenia życia rodzinnego. Pragnie ona przedewszystkiem dać rodzicom zdrowe wskazówki, jak mają wychować młode pokolenie na chwałę Bogu i dobru drogiej naszej ojczyzny.

Treść wyjęta jest z dzieł ks. Albana Stolza, zmarłego przed 50 laty, arytkuły pisane są w stylu gawędy, aby prosto – tak od serca przemawiać do czytelników

 

 

 SŁOWO WSTĘPNE.

Był sobie pewien człowiek, a chociaż liczyył dopiero około lat czterdziestu, śmierć szybkim krokiem zbliżała się ku niemu. Wyuzdanem życiem zmarnował w młodości zdrowie, a później pijaństwo i nędza zrujnowały ostatnie jego siły. Teraz choroba powaliła go na łoże boleści. Za posłanie służy mu siennik, a za nakrycie stary worek – a że cienki był i wytarty, więc położono jeszcze na nim jego stare podarte ubranie, aby go choć cokolwiek uchronić od zimnego wiatru, co groźnie zawiewał przez potłuczone okno, jakoby chciał wywiać resztki tlejącego jeszcze w nim życia. Starsze dzieci i żona siedzą wokoło, a twarze ich strasznie smutne i ponure. Raz po raz wyrywa się z ich piersi westchnienie ciężkie i okropne, jakby jęk duszy potępionej. Lecz nie to ich trapi tak ciężko, że ojciec umiera, ale ta straszna nędza, w której się znajdują, a która wraz z ojcem nie umrze i z nim razem wyniesiona nie będzie. O gdyby był umarł 10 lub 20 lat wcześniej. Lecz, niestety, umiera za późno!

Najstarszy jego syn nie wraca nawet do domu, choć wie, że ojciec jest konający. Gra w karczmie w karty. Młodsze dzieci również nie czują do ojca najmniejszej miłości, a jeżeli się czasem ich głos daje słyszeć, to tylko dlatego, że kłócą się między sobą o worek z liśćmi, służący im za nakrycie, który jedno drugiemu ściągnąć usiłuje; najmłodsze zaś z nich, to dziecko najstarszej córki. Niekiedy zaś dochodzą z komory jakieś dziwne krzyki, niesamowite głosy lub nawet szydercze śpiewy; to głosy starej jego matki, która tam siedzi półnaga przy zimnym piecu i skrobie palcami po podłodze, jakoby co zgubiła. Wychowała się i żyła w dobrych warunkach, a ulubionemu synaczkowi dawała wszystko, czego tylko zapragnął; dziś zbiera tego owoce: głód, czynne zniewagi i nędzę wszelakiego rodzaju; nie przetrzymała tego, a że umrzeć nie mogła, więc zwarjowała; na święty Jan będą temu trzy lata.

A umierającemu staje się nagle jasnem, czemu dotąd przeczył tak zawzięcie, że jest ŻYCIE WIECZNE po śmierci. Czuje to teraz w konaniu; czuje dokładnie, że to, co teraz tak w duszy tak pali i gryzie, nie umrze i nie zgaśnie. Przez chwilę rozważa, czy może zawołać księdza i wyspowiadać się – ale zaraz odzywa się coś wewnątrz: „Za późno, za późno! Nic ci już nie pomoże – przysięgałeś przecie w knajpie tyle razy i zaklinałeś się, że niechby cię djabli wzięli, gdybyś się przy śmierci miał modlić i spowiadać, – więc rozpaczaj”. – I zdaje mu się, że ziemia otwiera się przed nim i widzi morze płomieni, a w niem roje wężów i głowy ludzkie, buchające ogniem. Zna nawet niektóre z tych twarzy, co tak po warjacku nań mrugają, jak dopiero co ścięta głowa zbrodniarza. Czarna jakaś poczwara stoi za nim i silnem pchnięciem zadaje mu cios śmiertelny, że aż krzyknął z trwogi – i OBUDZIŁ SIĘ.

Tak to był sen tylko, sen straszny w nocy z tłustego wtorku na popielec. A miał go pewien młody małżonek, co jako kawaler żył bardzo lekkomyślnie. Gdy miał się żenić, nie chciała go owa osoba brać, bo wszyscy jej odradzali i obawiała się, że złe z nim będzie miała pożycie. Ale przyrzekał i przysięgał, dopóki go nie wzięła. I zrazu wszystko szło dobrze. Ale dawne przyzwyczajenie i złe towarzystwo wnet go porwało i zdawało się, że zostanie skończonym łotrem i wszystko roztrwoni. – Aż teraz nagle przeraził go ten sen tak straszny i ciężko zrobiło mu się na sercu. Lecz wszedł w siebie i pomyślał: Bogu dzięki, że jest jeszcze czas, ale teraz zaklinam się i przysięgam, że musi ustać to życie łajdackie; przysięgam, że będę unikał tego towarzystwa, że nie ruszę już nigdy kart, ni kości; będę dobry względem żony i rodziców i pracować i modlić się będę, jak na chrześcijanina i człowieka uczciwego przystało.

 

Dobrzeby było, aby taki sen miał każdy człowiek, co nie na dobrej jest drodze, aby mógł poznać koniec, do którego wiedzie go złe życie i mógł zawrócić, PÓKI CZAS JESZCZE. – Lecz taki sen może sobie też każdy przedstawić na jawie; niech-no sobie wyobrazi, co z tego będzie, jeżeli tak nadal z obecną lub przyszłą swą małżonką i dziećmi postępować będzie. Śnij więc i rozważaj, drogi Czytelniku, jak stoi twoja sprawa i dokąd cię ona wkońcu zawiedzie.

Czy dobrze się namyśliłeś? Jak sądzisz, czy dużo będzie trzeba zmienić w twem dotychczasowem postępowaniu, aby sprawa dobrze się skończyła? Tylko się nie oszukuj! może zguba już w tobie dojrzewa i zbliża się szybkim krokiem, a ty tego nie przeczuwasz.

Jeżeli uważasz, że czas naprawdę, by zabrać się poważnie do dzieła i wprowadzić życie na dobre tory, aby nie było dla ciebie i dla innych powodem do wiecznej zatraty, lecz aby raczej wszyscy, co koło twego będą przechodzić grobu, mogli powiedzieć: „SZKODA TEGO CZŁOWIEKA”, WIĘC CZYTAJ TERAZ, JAK TO UCZYNIĆ I WEDŁUG TEGO POSTĘPUJ.

 

CDN…

 

 

 

0

space

Pragne Zjednoczenia wszystkich Polaków milujacych Boga i Matke Ojczyzne dla jej ratowania przed smiertelnym wrogiem. Oddajmy sie ufnie Jego opiece i prowadzeniu, wypelniajac Jego wole, a wspaniale zwyciestwo bedzie zapewnione.

128 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758