Wolny handel z całym światem i porzucenie utopijnej polityki klimatycznej – to najlepsze metody na wyjście Unii Europejskiej z kryzysu, szansa na trwały rozwój i stworzenie nowych miejsc pracy.
Czas postawić na wolny handel
Coraz bardziej niedorzeczne pomysły interwencjonistyczne i protekcjonistyczne forsowane przez Brukselę napotykają na opór nie tylko w naszym kraju, ale także wśród decydentów i ekspertów, którzy reprezentują trzeźwe spojrzenie na problemy europejskiej gospodarki.
Podczas, gdy urzędnicy z Komisji Europejskiej utrzymują wysokie cła na import określonych dóbr np. papieru czy biopaliw, zupełnie jak za czasów kolonialnych, wielu polityków ocenia takie praktyki jako niedorzeczne.
Na marcowej konferencji Instytutu Globalizacji, która odbyła się w Parlamencie Europejskiej, Signe Ratso Dyrektor Strategii Handlu w Komisji Europejskiej, przypomniała, że wolny handel jest kluczowym elementem unijnej strategii rozwoju a Wspólnota jest największym blokiem handlowym na świecie.
Od wolnego handlu z resztą świata zależy ponadto 36 mln miejsc pracy na Starym Kontynencie, oznacza to, że liberalizacja handlu międzynarodowego zwiększyłaby liczbę miejsc pracy o kolejne miliony. Tymczasem szacuje się, że do 2015 r. już 90 proc. wzrostu gospodarczego będzie generowane poza Europą. Dlatego europejskie firmy powinny skoncentrować swoją aktywność na rynkach wschodzących.
Cenne weto Polski
Co mogło także zaskoczyć w ostatnich dniach, to zawetowanie przez Polskę niedorzecznej duńskiej propozycji dobrowolnej redukcji emisji dwutlenku węgla o 80 proc. do 2050 r. i zgody na… wyeliminowanie z energetyki węgla kamiennego i gazu (!!!). Tej zgody na ekonomiczne samobójstwo z naszej strony być nie może, choć mocarstwa już zapowiedziały, że… polski opór w ogóle nie będzie brany pod uwagę (!!!).
Absurdalność brukselskiej polityki klimatycznej sięgnęła dna. W chwili, gdy już wiadomo, że podpisanie kolejnego globalnego dokumentu na kształt Protokołu z Kioto będzie niemożliwe (na jego podpisanie nie zgodzą się m.in. kraje azjatyckie, USA, a ostatnio z porozumienia wystąpiła Kanada), Unia Europejska forsuje własne, drastyczne redukcje, zupełnie nie licząc się z konsekwencjami!
Pomijam już to, że unijni decydenci karzą opinii publicznej wierzyć, że spadek emisji dwutlenku węgla w Brukseli spowoduje, że Ocean Spokojny nie zaleje jakiśtam wysepek. Teraz po prostu jak na dłoni widać o co chodzi – o stworzenie ram prawnych dla przymusowej sprzedaży w Europie Środkowej pseudoekologicznych technologii firm francuskich i niemieckich.
Musztarda po obiedzie?
Mimo, że całym sercem wspieram weto polskiego rządu w sprawie dwutlenku węgla, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to przysłowiowa „musztarda po obiedzie”? Skoro nagle europejskie pomysły, znane przecież od jakiś 6, 8 lat, nagle okazały się zabójcze dla rodzimej gospodarki, to po co było godzić się na Pakiet Klimatyczny?
Z pewnością wkrótce okaże się, czy weto było szczere i nie pozostanie tylko rejtanowskim darciem szat. Czy być może było tylko na pokaz, aby słupki poparcia rządu drgnęły w górę, aby potem przy byle okazji wycofać się rakiem z zajmowanego stanowiska?
Być może jest to jednak kolejny przejaw naszej dyplomatycznej nieporadności. Po raz kolejny nasi politycy dali się wystrychnąć na Dutka. Coś tam usłyszeli, coś im obiecano, ale tak naprawdę to wzięli się za działanie, gdy było już za późno. Niestety, powtarzam to przy każdej okazji, więc powtórzę raz jeszcze – profesjonalna dbałość o narodowe interesy na forum europejskim nie jest niestety domeną Polski.
Artykuł ukazał się w "Gazecie Finansowej"