Pewien mały konik polny…
Pewien mały konik polny
Był muzycznie bardzo zdolny.
Żab koncertów słuchał chętnie.
"Jak te żabki skrzeczą pięknie!"
Słowik był dla niego wzorem.
Słuchał rano i wieczorem
Słowikowej serenady,
Lecz tak śpiewać nie dał rady.
Mógłby słuchać tak bez końca
Kogucika piań do słońca.
Kiedy słyszał "Kuku-ryku!"
Tęsknie marzył o grzebyku.
Aż raz zwierzył się on sowie.
Ta skrobnęła się po głowie,
Coś chrząknęła, a ten słucha.
Nastawione oba ucha.
"Jeśli brak u ciebie głosu,
To pretensje miej do losu.
Może to jest twym atutem?
Chcesz dyrygenta mieć batutę?
Albo graj na fortepianie.
I to będzie twoje pianie!
Gdy nauczysz się klawiszy,
Świat o tobie też usłyszy!"
Pasikonik klasnął w łapki.
"Spadły z oczu moich klapki!
Mogę sam układać dźwięki!
Droga sowo, wielkie dzięki!"
"Wziąć fortepian? Nie, za duży.
Trąbka niech słoniowi służy.
Na perkusji małpy grają.
One się na rytmach znają."
Myślał długo, był w rozterce.
Na czym grać by chciało serce?
W końcu osioł rzekł do smyka:
"Może skrzypce? Chwytaj smyka!"
Skrzypki konik chwycił w dłonie.
Czuje, że mu serce płonie.
Całe ciało mu dygoce!
"Będę ćwiczył dnie i noce!"
Któż dziś nie zna wirtuoza?
Zna go każda gąska, koza…
Koncertuje on z wieczora.
Sam słuchałem jego wczoraj!