Dlaczego te wybory były normalne? Ponieważ były sprawiedliwe, nieporównanie bardziej sprawiedliwe niż wybory w Polsce. Ja, pomagając ongiś w wyborach w Polsce, czułem że biorę udział w wyborach odbywających się w kraju rozwijającym się. Niektóre kampanie wyborcze kandydatów były tak porażająco infantylne, jakby zakładali że wyborcy mają mózg wielkości groszka zdolny zapamiętać tylko mantrę w stylu „Cieszkowski na senatora” wymawianą głosem znanego spikera.
W Polsce nie ma czegoś takiego jak zbiór manifestów wyborczych kandydatów, który był na wyposażeniu punktu wyborczego w którym glosowałem. Pół godziny wertowałem katalog (kazdy kandydat miał jedną strone na zaprezentowanie siebie), by wybrać kandydatów o moim zdaniem najlepszych programach.
Polska? Dominuje wolna amerykanka, skupiajaca się na tym, kto rozklei więcej plakatów wyborczych. Przy czym szanse są nierówne, bo np. w wyborach samorządowych kandydaci 4 partii parlamentarnych otrzymują rządowe subsydia na prowadzenie kampanii, druk i rozklejanie plakatów etc.
Możnaby stwierdzić pewną skrajność: miejscami jakby nie liczył się program, a liczył się plakat. Obsesja plakatowa wielu kandydatów wg mnie o tym świadczy. I jest efektywna- 2 spośród 3 najbardziej się plakatujących na przystankach i znakach wygrało poprzednie wybory w moim regionie.
Koszt dotarcia do jednego wyborcy jest spory. Koszt wysłania listu do domu, przy 14- 15 mln domostw w kraju, to około 10-14 mln PLN. W Polsce nie ma szans nawet na dotarcie do wyborców- w jednym okręgu wyborczym ten koszt urasta do kilkuset tys. PLN. Ot, demokracja w Polsce. W rankingu Democracy Index Polska lokuje się poniżej Panamy.